Spokojnych i wesołych świąt wszystkim życzę (tym, którzy tak jak ja ich nie obchodzą, to po prostu spokojnego wolnego)!
Kompa raczej do stycznia nie zdobędę, także jeszcze przez jakiś czas nie będę wrzucać dłuższych rozdziałów. X.X
Co do miniaturek... jak się zepnę, to je na phonie napiszę, obiecuję!
sobota, 24 grudnia 2016
poniedziałek, 14 listopada 2016
LAPTOP UMARŁ
Przepraszam, że ostatnio nic nie wstawiam, a zamiast tego daję takie informacyjne notki, ale tym razem to ważne i chcę, żeby wszyscy widzieli.
Otóż miałam zamiar wstawiać nowy rozdział Przepaści w dzień zakończenia ankiety, ale... laptop właśnie zszedł. Stoję nad jego zwłokami i rozpaczam bo nie mam na czym pisać, ponad to straciłam niemal cały bonusowy rozdział do Przepaści.
Nie mam pojęcia kiedy coś wstawię, bo zostałam teraz tylko z phonem. ;_;
Otóż miałam zamiar wstawiać nowy rozdział Przepaści w dzień zakończenia ankiety, ale... laptop właśnie zszedł. Stoję nad jego zwłokami i rozpaczam bo nie mam na czym pisać, ponad to straciłam niemal cały bonusowy rozdział do Przepaści.
Nie mam pojęcia kiedy coś wstawię, bo zostałam teraz tylko z phonem. ;_;
niedziela, 16 października 2016
(Miniaturka AC) Dzień 4 cz.1 - Śniadanie
Witam wszystkich! No i w pakiecie z DN macie miniaturkę. Przyznam, że trochę na szybko ją pisałam, bo - jak się okazało - zeszycik, gdzie miałam napisane trzy kolejne części "Tygodnia"... tak jakby zaginął. x'D Wątpię, żeby udało mi się go odnaleźć, więc minuta ciszy dla poległych miniaturek. ;-;
Nie przedłużając, zapraszam do czytania! :)
***
– Kochanie, gość przyszedł, żąda arbuzów… mam go
wygonić? – zapytał Altaïr, rozsuwając zasłonkę, za którą wśród góry poduch
leżał Malik.
Zarządca nie był tego dnia w zbyt dobrej kondycji i mimo
starań, asasynowi nie udało się wyciągnąć go z łóżka. W dodatku jego kochanek
kazał mu zająć się biurem, a każdą próbę rozmowy szybko ucinał w wyjątkowo
niemiły, nawet jak na niego, sposób.
Tym razem nie było
inaczej. Mężczyzna obrócił się do niego plecami, wtulił w wielką poduchę i
kompletnie olał pytanie swojego partnera.
Nowicjusz średnio wiedział co ma robić. Skoro Malik zaniemógł
przez tajemniczą chorobę, powszechnie nazywaną „Foch Forever”, to on – Wielki
Mistrz Altaïr, musiał się wszystkim zajmować. Problem polegał na tym, że nie
miał pojęcia jak wydawać racje żywnościowe i wypełniać te wszystkie pozwolenia
na zabójstwa. Malik by go zabił, jakby narobił mu bałaganu w papierach i w
jedno popołudnie roztrwonił całą zawartość spiżarni.
– To ja… ten… dam mu tego arbuza. – Powoli wycofał się z
Malikowej samotni i wrócił do oczekującego na posiłek, młodego asasyna, który
przyszedł tu po misji.
– Mistrzu Altaïrze, panu Zarządcy coś się stało, że dziś to
ty zajmujesz się biurem? – zapytał młodzik, ze zdziwieniem obserwując jak Ibn-La’Ahad
kładzie na niskim stoliku tuż przed nim, pokaźnych rozmiarów arbuz.
Rozdział 5: Ten trzeci
Dwa miesiące kompletnej zawiechy, próbowałam, pisałam, ale gówno z tego wychodziło, stąd te opóźnienia. x-x Szczerze mówiąc, ten rozdział miałam gotowy, łącznie pisałam go cztery razy, dwa razy stwierdziłam, że dupny, raz przypadkiem usunęłam i dopiero za czwartym udało mi się go skończyć.
Wiem, że trochę zawiewa nudą, muszę się znowu w to wkręcić... no i potrzebowałam rozdziału w którym wprowadzę kilka (teraz nieistotnych, ale w późniejszym czasie bardzo ważnych) informacji.
Mam nadzieję, że w miarę da się ogarnąć te moje wypociny. ;-;
Życzę miłego czytania!
***
Plush czekał spokojnie aż psorek wyczyta jego nazwisko z
listy i poprosi o odebranie sprawdzianu. Z pewnością nie dostał niżej niż
cztery, więc w przeciwieństwie do reszty klasy nie obgryzał z przerażeniem
paznokci.
Zaczynało mu się trochę nudzić, od niechcenia omiótł
spojrzeniem całe pomieszczenie, aż jego wzrok zatrzymał się na brunecie,
siedzącym dwie ławki na lewo od niego. Nie zdążył go jeszcze poznać, ale
domyślał się, że to ten niesławny Jack-O-Bonnie, który od września pojawił się w szkole maksymalnie
trzy razy, a na Facebooka wrzucał jedynie zdjęcia swoich naprężonych muskuł po
kilku godzinach spędzonych na siłce. Typ wliczający się w jedną ze
stereotypowych grup dzielących ich klasę na kilka sektorów, wśród których ani
Plush, ani Marionne się nie odnajdywali.
– Gratulacje, Plushtrap, jako jedyny w klasie zdobyłeś
maksymalną ilość punktów! Brawo, brawo, mój drogi! – Profesor z entuzjazmem
przywołał do siebie blondyna i wręczył mu jego sprawdzian.
Facet mógł sobie odpuścić tą emocjonalną paradę, bo po tym,
jak blondyn wstał, odebrał swój test i wracał do ławki, usłyszał ciche:
„Kujon!” i „Pupilek psorka, tylko czekać aż mu buty zacznie lizać!”. Nie
przejmował się, to tylko standardowe teksty padające z ust tipsiar i tępych
mięśniaków, którzy w przeciwieństwie do niego nie wyciągnęli nawet na tą
dwóję... ale miło też mu nie było.
Usiadł z powrotem na krześle i zerknął przelotnie na
sprawdzian. Tyle dobrego, że Springi głowy mu nie będzie suszył jak wróci do
domu.
– Serio kujon z ciebie – zaśmiał się Nightmarionne,
który swoją pracę odebrał chwilę przed nim. – Ja mam trzy. Nie jest źle. – Wypiął
dumnie pierś, najwyraźniej mocno zadowolony z wyniku.
– Bardzo zabaw… – Plush urwał w połowie zdania, bo od
jego policzka odbiła się papierowa kulka. – Co do…? – Dotknął skóry w miejscu
gdzie trafił pocisk.
Prędko obrócił głowę i rozejrzał się po klasie. Sporo osób
się podśmiewało, ale tylko Jack zaszczycił go kpiącym spojrzeniem i aroganckim
uśmieszkiem.
Skurwiel. Młodszy brat Springa już wyczuwał, że będzie miał
z tym gościem problemy.
– Nie zwracaj uwagi, takiego dupka najlepiej jest po prostu
zignorować – szepnął Marionne.
– Mam mu pozwolić się panoszyć? – Plush nie był
przekonany co do takiej taktyki.
– Lepiej, żeby czasem rzucił zgniecioną kartką, niż
wyjechał ci z gonga prosto w nos, bo po takim ciosie to ty byś już nie wstał.
Uwierz, wiem co mówię.
***
Springtrap wyszedł pospiesznie z pokoju nauczycielskiego. W
jednej ręce zwyczajowo trzymał kubek z kawą, w drugiej torbę z papierami i
dziennik. Tuż obok niego, z podobnym - choć uboższym o naczynie wypełnione
kofeiną - ekwipunkiem, szedł Puppet.
– Mówię ci, nie martw się Plushem, dzieciak pewnie się
z kimś pogryzł i trochę zbyt emocjonalnie zareagował. – Wyższy mężczyzna starał
się wyglądać na opanowanego. Miał nadzieję, że jego spokój udzieli się
blondynowi.
– Gdyby chodziło o zwykłą kłótnię, to na pewno tak by
tego przede mną nie ukrywał – westchnął fizyk. – Zresztą, nieważne. To nie
twoje problemy, przepraszam za to wyżalanie się.
– No co ty, od tego tu jestem, Springi! Jak masz
problem, to się żal, w towarzystwie raźniej sobie ze wszystkim radzić! –
uśmiechnął się do niego szeroko.
– Może i racja… cóż, mimo wszystko, dzięki. –
Nauczyciel nie odwzajemnił radosnego wyszczerzu, którym brunet wyraźnie chciał
go zarazić. Zamiast tego poklepał go po ramieniu i skręcił w stronę
najbliższych schodów. – Powodzenia z 3b. Mike mówił, że wczoraj wyrzucili mu
kaktus przez okno, prosto na czyjeś auto.
sobota, 1 października 2016
Koniec konkursu!
Konkurs plastyczny z "Przepaści" kończy się już dzisiaj. Jedną pracę dostałam, a jako, że nie miałam w czym przebierać, Ewajka automatycznie wygrywa i może wybrać parę do bonusowego rozdziału, który niedługo powinien się pojawić. :)
wtorek, 30 sierpnia 2016
Przepaść - konkurs
Tak jak zapowiedziałam w nowo dodanym rozdziale - mamy konkurs!
Cała rzecz polega na tym, że chciałabym zrobić rozdział dodatkowy Przepaści - 10.5, który byłby dopełnieniem historii dowolnej, wybranej przez was pary z tego opka (Poza Springiem i Bonni'em, bo oni są tutaj głównymi bohaterami xD), BonBon i Nightmare, Chica i Mangle, Puppet i BB... co tylko zechcecie!
By wziąć udział w konkursie, do końca września prześlijcie na ten mail -> starkholmaks@gmail.com wykonaną dowolną formą pracę (rysunek, może jakaś plastelinowa figurka, posklejane koraliki... co tylko uda wam się wymyślić!), przedstawiającą bohaterów Przepaści w dowolnej sytuacji z opka.
Ważne, byście w mailu mi napisali z którego rozdziału i do jakiej sytuacji odnosi się wasza praca.
Zwycięzca będzie mógł wybrać parę, która w rozdziale 10.5 stanie na pierwszym planie.
Życzę powodzenia i mam nadzieję, że ktokolwiek weźmie w tym udział! x'D
(Miniaturka AC) Dzień 3 cz.3 - Płacz
Zgodnie z zapowiedzią, razem z rozdziałem Przepaści daję miniaturkę. Tym razem jest trochę krótsza i poważniejsza. Idealnie obrazuje mój obecny humor i ból oczu po całej nocy niespania. X"D
No nic, miłego czytania życzę!
No nic, miłego czytania życzę!
***
Znów tam był. Komnata wydawała się większa i bardziej
zniszczona, niż w jego pamięci. W dłoni trzymał miecz i biegł w kierunku
Roberta, który szarpał Altaïrem, a w końcu wyrzucił asasyna z pomieszczenia.
Cała ściana runęła, odgradzając nowicjusza od niego i
Kadara, na którego od razu rzucili się wściekli wrogowie.
Malik bez zastanowienia ruszył na pomoc bratu; płazem ostrza
odparł atak agresora i odpłacił się niezbyt celnym cięciem, które w większości
stłumił stalowy napierśnik.
Obaj bracia bronili się jak tylko mogli, mieli szansę uciec,
wyjść z tego cało, gdyby nie…
– SZLAG! – Zarządca upadł na ziemię i zacisnął dłoń na
przedramieniu. Poczuł przeszywający ból, krew lała się z przebitego miejsca
strumieniami, brudząc jego szatę. Chwilę później kompletnie stracił czucie w
kończynie. Nie mógł zacisnąć pięści, sięgnąć po leżący obok miecz, nic.
– Malik, bracie! – Kadar odepchnął atakujących go templariuszy
i od razu podbiegł do rannego. – Musisz wstać, no dalej! – ponaglił go i pomógł
mu podnieść się z kamiennej posadzki. Znaleźli się pod drabiną prowadzącą do
tuneli, z których mieli otwartą drogę ucieczki. – Weź to! – Młodszy Al-Sayf wcisnął
mu w rękę Fragment Edenu, który jakimś cudem udało mu się zdobyć. – Idź, osłonię cię!
– Ale… – Rafiq spróbował zaprotestować, wiedział jednak, że
jego brat miał rację. Przytaknął i schował Jabłko za pas, tak, by nie miało
szansy zza niego wypaść.
Mając tylko jedną sprawną rękę jego ruchy były mocno
ograniczone, a wejście po szczeblach stanowiło spore wyzwanie.
poniedziałek, 29 sierpnia 2016
Rozdział 10: Ciasto
Rozdział szedł mi trochę opornie, wena jak jednego dnia przyszła, tak potem nie chciała wracać przez tydzień. Mam nadzieję, że nie wyszło jakoś szczególnie nudno. ;-;
Przepaść według pana Worda ma już lekko ponad sto stron, z tej okazji chcę wydać rozdział 10.5, którego zawartość będzie zależała tylko i wyłącznie od was. Zrobimy z tego mały konkurs, poświęcę na niego osobną notkę. :)
No, nie przedłużam, miłego czytania! ^ ^
***
Tę noc
zdecydowanie mogę zaliczyć do najgorszej w całym moim życiu. Gorszej nawet od
tamtej pamiętnej imprezy, na której koło trzeciej nad ranem przykleili mnie do
żyrandola i próbowali wyruchać kijem od miotły. Nie ma to jak robić za istną
ułomność na krzywych nóżkach, do której niby wszyscy się uśmiechają, ale jak
przychodzi co do czego, to w temacie głupich kawałów ją jako pierwszą biorą na
swój bezlitosny celownik.
Mniejsza.
Wracając do sedna sprawy, myślałem, że tutaj skonam. Raz, że ból w chuj, jakby
mi stado ruskich czołgów po mordzie przejechało; dwa, nafaszerowali mnie taką
ilością proszków, że po wszystkich niezbędnych zabiegach czułem się jak po
wiadrze twardych narkotyków. Z tą różnicą, że po dragach to bym wstał, rozebrał
się i zaczął wywijać hołubce na głowie doktora, będąc przekonanym, że właśnie
walczę z hordą narwali z nadwagą w jakimś postapokaliptycznym świecie bez
klamek, a tymczasem po tych lekarstwach byłem w stanie co najwyżej raz na jakiś
czas mrugnąć. I to każdym okiem osobno.
Szczęście, że
Złotko odebrało i zgodziło się przynieść mi rzeczy, bo lekarz jasno się
wyraził, że posiedzę tutaj przynajmniej trzy dni, o ile wszystko będzie w
porządku i nie wykryją u mnie jakiegoś nowego raka w dupie.
Nie miałem za
dużo czasu na sen. Większość nocy zajęły badania i inne pierdółki, a z samego
rana obudził mnie słodki jazgot pielęgniarki, no bo leki. Jak ja nienawidzę
szpitali! Pomijając fakt, że opuszczone psychiatryki z horrorów to moja ukryta
słabość, to trzeba jeszcze podkreślić, że żarcie tutaj mieli po prostu okropne.
Ono aż krzyczało: „Karminy was, bo musimy, ale na luksusy nie liczcie, w końcu
szpital musi na czymś oszczędzać, a wam – grubasy – dieta się przyda!”.
Bo oczywiście
nikt nie pomyśli, że moje spasione dupsko będzie smutne, jak nie dostanie na
obiadek ziemniaczków! Ja nie jestem Spring! Muszę spożywać regularne posiłki!
Aż do godziny
odwiedzin nudziłem się niemiłosiernie. Z ręką w gipsie, toną bandaży na ciele,
a w szczególności mordzie, musiałem wyglądać jak człowiek-WC, któremu ktoś
zrobił spłuczkę, uprzednio wkładając do muszli kosiarkę.
Pozytywne
myślenie zawsze było moją mocną stroną.
W końcu drzwi
do pokoju otworzyły się. Miałem to nieszczęście, że leżałem tu sam, trzy inne
łóżka były puste, więc przez większość czasu nie było się do kogo odezwać. Z
drugiej strony teraz, jak pojawił się tu blondyn, to nawet cieszyło mnie, że
mogliśmy porozmawiać w cztery oczy, a nie być non stop śledzeni przez
podejrzliwe spojrzenia uprzedzonych staruszków.
– Jesteś
kompletnym debilem – przywitał mnie na wstępie, kładąc torbę z rzeczami na
małej, pustej szafce obok mnie, a sam usiadł na jednym z wolnych łóżek. – Jak
ty się tak załatwiłeś? – zapytał wkurzony. No nie ma co, mamusia roku z niego.
– A czy to
ważne? – Spierdzieliłem wzrokiem i posłałem mu słodki uśmiech pod tytułem:
„skończmy ten temat”.
– Nie,
cholera, wcale. Przecież wziąłem sobie urlop, żeby tu przyjść i rozmawiać o
naleśnikach, a nie twoim zdrowiu. – Uniósł wzrok ku niebu, najwidoczniej mając
nadzieję, że wymowne spojrzenie ogarnie te leniwe chóry anielskie, które zerwą
się na równe nogi i ześlą na niego nową dawkę cierpliwości.
A
przynajmniej modliłem się by tak było, bo nie chciałem, żeby połamał mi też
drugą rękę. Albo urwał tę złamaną…
– Em…
jakby to powiedzieć… wpierdoliłem się pod auto. – Podrapałem się po policzku.
Większość twarzy zaklejały mi plastry, więc to był dość trudny zabieg.
– … Serio?
Mam nadzieję, że nie upiłeś się do tego stopnia by stwierdzić, że zabawnie
będzie wpaść pod samochód. – Zmrużył groźnie oczy.
piątek, 5 sierpnia 2016
(Miniaturka AC) Dzień 3 cz.2 - Porządki
Hej wszystkim! Macie tutaj kolejną miniaturkę z AC, napisałam ją już jakiś czas temu, mam jeszcze dwie w zapasie, więc jak tylko skończę rozdział Przepaści, to zaraz po nim wpadnie nowa część Altaira i Malika!
Druga ważna dla mnie sprawa, forum yaoi/yuri z FNAFa prawie gotowe (znaczy już mało brakuje, żeby weszło w etap: "Da się na tym gównie pisać", bo do oficjalnego wykończenia to jeszcze sporo mu brakuje). Jeżeli ktoś zdecyduje się zostawić pod tym postem komentarz, to bardzo proszę napisać, czy jest takim forum zainteresowany, czy nie, bo naprawdę nie wiem, czy dalej zawracać sobie nim głowę, czy lepiej odpuścić, bo i tak nikt nie wejdzie. x'D
No, to wszystko, miłego czytania! :D
***
Poranek zdecydowanie nie należał do najprzyjemniejszych w
jego życiu. Altaïr znowu podniósł mu ciśnienie swoją bezmyślnością.
– Rozwaliłeś mi nos… – burknął ofuknięty asasyn, siedząc pod
ścianą i przykładając do twarzy przesiąkniętą krwią szmatkę.
– Nie jęcz, to tylko zadrapanie. Za kilka dni śladu nie
będzie. – Malik wywrócił oczami, stawiając dwa wielkie kosze, w których
znajdowały się zakupy zrobione przez Ibn-La’Ahada, na blacie swojego biurka, z
zamiarem przełożenia ich zawartości do specjalnej skrzyni. Wieczorem miały
wpaść te dwa młodziki, powinien mieć dla nich coś świeżego.
– Łatwo ci mówić, bo to nie ty obrywasz za każdym razem
kiedy chcesz pomóc! – Mężczyzna podniósł głos, ale prędko spuścił z tonu. Bolał
go ten nos. Jak diabli.
– Jakbyś serio chciał mi pomóc, to zamknąłbyś się i nie żartował
sobie ze mnie, idioto! – Zarządca biura sięgnął ręką do rozpakowywanego właśnie
koszyka, ale ze zdziwieniem odkrył, że jest pusty. – Altaïr? Gdzie reszta
zakupów?
– Jaka reszta? To wszystko – Nowicjusz zamoczył
opatrunek w małej, glinianej misce z wodą i westchnął błogo, gdy na powrót
przyłożył go do rany.
czwartek, 4 sierpnia 2016
Rozdział 4: Służący
Wpakował się w niezłe gówno. Prędzej by się spodziewał, że
Bonnie będzie chciał od niego kasy, drogich rzeczy, albo wkręci go w jakieś
sprośne żarty z dyrektorem… ale żeby coś takiego?
– Będziesz mi od dzisiaj służył! Masz mnie kryć przed
nauczycielami, pozwalać mi się u ciebie zaszywać, jak mnie matka z kijem
pogoni, dawać mi spisywać swoje zadanka domowe, jak nie zrobię i obrywać za
mnie, jak komuś kasy zapomnę oddać. To chyba niewiele za zachowanie tej twojej
strasznej tajemnicy dla siebie, prawda? – Foxy doskonale pamiętał przebiegły
uśmieszek Bonnie’ego, a złowieszcze słowa tej łajzy, do tej pory odbijały się
echem w jego przerażonym umyśle.
– Służyć, kurwa… SŁUŻYĆ! Co on sobie wyobraża?! –
Rudzielec miotał się chaotycznie po swoim pokoju, to kopiąc szafki, to z
agresją zrzucając z nich wszystko, co akurat miało pech na nich stać, aż w
końcu padł na łóżko i zakopał się w świeżo wypranej pościeli.
Wielka pasja z młodszych lat, po której teraz został już
tylko sentyment, nadal bezkarnie panoszyła się po pomieszczeniu; a to w formie
plakatów, a to figurek, a to wielkiej kolekcji gier i filmów. Wszędzie, jak
okiem sięgnąć, było coś w pirackiej tematyce. Nawet kołdra, w której na chwilę
obecną chłopak się zabunkrował, miała na sobie poszewkę z One Piece’a. Wiek
oglądania anime był już za nim, ale ten jeden tytuł wyjątkowo lubił.
Wkurwianie się przerwał mu dzwonek telefonu. Oczywiście i w
tym aspekcie królowało dawne zamiłowanie rudzielca - pokój wypełniły rytmiczne
dźwięki refrenu fanowskiej piosenki do AC IV: Black Flag, autorstwa Miracle of
Sound.
Jęknął przeciągle, wysunął rękę spod kołdry i na oślep
zaczął szukać leżącego na podłodze obok łóżka, urządzenia.
– Co jest? – zaczął mało przyjemnym tonem, widząc na
wyświetlaczu „Pieprzona Kurwa Bonnie”.
– Nie: „Co jest?”, tylko: „Słucham, mój Panie?” –
poprawił go ze śmiechem. – Mam sprawę. Bądź w parku, tym obok budy z kebabem,
za piętnaście minut. Weź ze sobą kasę.
– Nie mam czasu – warknął rudy, marszcząc brwi i
wstając z łóżka.
– Ojej, szkoda. W takim razie nie mam powodu, żeby nie
obdzwonić wszystkich znajomych ze szkoły i nie powiedzieć im kilku ciekawych
rzeczy o tobie, prawda? Piętnaście minut. Włączam stoper, czas start. Biegnij,
Foxy, biegnij! – Po tych słowach, nie dając mu szansy na jakąkolwiek odpowiedź,
rozłączył się.
– Jak ta pieprzona ciota śmie…?! – podniósł głos,
ciskając telefonem, jak małym meteorytem, o pościel. W ścianę nie odważyłby się
nim uderzyć, trudno byłoby skombinować nowy.
niedziela, 17 lipca 2016
(Miniaturka AC) Dzień 3 cz.1 - Sam ze sobą
Witam wszystkich, wreszcie dodaję nową miniaturkę z AC! Parę miesięcy miałam z nimi poważną zmułę, w sumie to sama nie wiem dlaczego. Chyba potrzebowałam odpocząć od serii, bo w ostatnim czasie prześladowała mnie dosłownie na każdym kroku. x'D
No, w każdym razie wzięłam się i wreszcie ją napisałam! Trochę przydługa wyszła ta miniaturka, myślę, że kolejne już będą krótsze.
Miałam na wakacje pisać co tydzień, a tymczasem potwornie mulę z postami. Dlaczego? Stwierdziłam, że fajnie będzie sobie zrobić maskę Nightmare Freddy'ego... x"D *Z serii - wynajdujmy sobie bezsensowne zajęcia, będzie fajnie!*.
Co do autorskich opek, które zapowiedziałam: na początek będą to luźne i krótkie twory, jak w info o wpisach mówiłam; te większe projekty, z których historie tworzę sama dla siebie już z 10-11 lat, pojawią się później. A, jeszcze tak dodam, że opka będą autorskie, ale arty nadal Z NETA, nie moje, żeby ktoś nie powiedział, że kradnę, czy coś. xD
Nie przedłużam już, miłego czytania!
***
– Słońce, mógłbyś, proszę, przejść się na bazar? – Malik
uśmiechnął się przesłodko do swojego partnera, na co ten aż uniósł brwi.
– Słońce? To do mnie? – Asasyn obrócił się na wszelki
wypadek, ale za nim stała tylko miotła. Wątpliwe, by to do niej zarządca
zwracał się tak pieszczotliwie. Zaraz. Malik NIGDY nie jest dla nikogo ot tak
miły, nawet dla miotły! Nagły przebłysk pchnął nowicjusza do działania. No tak!
Już wszystko rozumiał! – O nie. Nie ze mną takie numery!
Altaïr wyciągnął swój miecz i wycelował czubkiem w
najbliższą drewnianą szafę. Kopnął ją, ale po otwarciu ze środka wysypały się
jedynie pojemniki z atramentem i czyste pergaminy.
Zarządcę, na ten akt wandalizmu, kompletnie zamurowało. Zdegradowany
mistrz zaklął pod nosem, broń nadal trzymając wysoko uniesioną, jakby miał za moment
przypuścić na kogoś atak.
Co z nim? Spodziewał się, że z butelek na atrament templariusze
wyskoczą?
Po rozpierdzieleniu połowy pomieszczenia, skoczył za biurko
i ignorując coraz głośniejsze wyzwiska oraz protesty Malika, zaczął spod niego
wyciągać mapy, pióra, listy… wszystko, co tam znalazł, nawet kotki z kurzu.
– Do kurwy nędzy, Altaïr! – Rafiq chwycił za szmaty swojego
partnera i mało delikatnym szarpnięciem wyciągnął go spod blatu. – Co ty debilu
wyprawiasz?!
– Szukam twojego kochanka, którego zapewne gdzieś tutaj
przede mną ukrywasz – stwierdził na tyle poważnym tonem, by jego druga połówka
nawet nie próbowała brać tego za żart. Zirytowany Syryjczyk pozbył się z
ramienia dłoni byłego asasyna, po czym wrócił do przeszukiwania pomieszczenia.
– Co…? Jakiego kochanka? Ty się czymś naćpałeś? – Malik
coraz mniej z tego wszystkiego rozumiał. Chwile, takie jak ta, utwierdzały go w
przekonaniu, że umysł zdegradowanego mistrza to największa zagadka tego świata,
której nikt nigdy nie zdoła pojąć.
– Słuchaj! – Ibn-La’Ahad schował miecz i wycelował w
zarządcę palcem. – W życiu nie nazwałbyś mnie „słońcem” bez powodu, a powód
może być tylko jeden! – Zamilkł na moment, dając partnerowi szansę na
odgadnięcie.
– … Chciałem być miły…? – odparł niepewnie Al-Sayf, unosząc
brew wysoko w górę.
– Błąd! Ty nigdy nie jesteś miły! A już na pewno nie dla
mnie! – prychnął nowicjusz, opierając rękę na biodrze i patrząc na kochanka ze
złością. – Jedynym powodem jest to, że masz coś na sumieniu! I tym czymś z
pewnością jest romans!
Zapadła między nimi niezręczna cisza. Jakaś opętana mucha
przerywała ją zbyt głośnym brzęczeniem, ale obaj to zignorowali.
– Że co…? – jako pierwszy odezwał się Malik. – Romans? Ty
tak na poważnie? Zacząłeś wywalać mi rzeczy ze skrzyń, bo sądziłeś, że skoro
próbowałem być dla ciebie miły, to na pewno ukrywam w którejś z nich
nieistniejącego kochanka…? Altaïr, ty się w głowę uderzyłeś, czy koniecznie
chcesz mi podnieść z rana ciśnienie?!
– W twoich spodniach? Owszem, chętnie bym ci je tam podniósł.
– Asasyn uśmiechnął się, wymownie poruszając brwiami.
Źle się te żarty skończyły. Malik nie należał do
cierpliwych, delikatnością również nie grzeszył.
sobota, 2 lipca 2016
Rozdział 3: Zdjęcia
Wracam do was z nowym rozdziałem Drogiego Nauczyciela. :)
Trochę się u mnie zadziało, mrówkowie w domu postanowili się masowo respić, koteł nałapał chrabąszczy, rzygnął po czym stwierdził, że zabawnie będzie zjadać ich jeszcze więcej... po czym znowu rzygnął.
Przez większość tygodnia się leniłam, bo rozdział był praktycznie skończony już na poprzedni weekend (ale wredna aŁtorka stwierdziła, że odczeka tydzień zanim wrzuci). Dzięki wielkie Lenie za korektę i ogarnięcie mi dupy. MiUość, ziomku, bo byłam w interpunkcyjnym dołku. ;-;
Nowego rozdziału Przepaści nawet jeszcze nie zaczęłam na poważnie, kilka zdań mam, więc jak ktoś czeka, to jeszcze długo sobie pewnie poczeka, znając mój zapał... x"D
Nie przedłużam już, miłego czytania!
***
– Plush, jeszcze nie śpisz? – Spring wszedł do pokoju
młodszego brata, widząc, że u niego wciąż pali się światło. Gdy tylko uchylił
drzwi, młody jak oparzony zamknął laptop i pospiesznie wstał z fotela.
– Kładę się już przecież. Daj spokój, nie mam pięciu
lat, żebyś wciąż musiał mnie w tym temacie kontrolować – prychnął, zrzucając z
łóżka na podłogę plecak i sterty książek, tym samym robiąc sobie miejsce do
spania. Nie zawracając sobie głowy przebieraniem, po prostu zdjął koszulkę i
wskoczył pod kołdrę.
– Tylko pytam, bo już prawie druga w nocy, a mówiłeś
mi, że jutro masz te korki. Nie wstaniesz, dzieciaku. – Fizyk usiadł na brzegu
łóżka, zerkając na obróconego do niego plecami, brata.
– Wstanę, serio. Moja sprawa o której się kładę –
burknął. – A ty czemu jeszcze nie śpisz?
– Nie do końca twoja, bo wciąż jesteś niepełnoletni, a
ja za ciebie odpowiadam – westchnął ciężko, nawet nie próbując mu robić
przydługich, bezsensownych wykładów. Młody nie będzie ich słuchał. Jak zechce,
to sam zrozumie. – Miałem robotę ze szkoły, chciałem ją szybko skończyć, żeby
mieć wolny weekend i spędzić z tobą trochę czasu.
– Słodko. – Spring mógłby przysiąc, że Plush w tym
momencie wywrócił oczami. – Idź już, chcę spać.
– Ta… – Nauczyciel wstał z materaca. – Jeżeli coś złego
się dzieje, to mi powiedz, pomogę ci. Wiesz o tym, tak? – zapytał dla pewności.
Zachowanie młodszego wydawało mu się dziwne.
– Wiem. Nic się nie dzieje, nie masz co się martwić.
Dobranoc. – Nastolatek zakrył się cały kołdrą, dając tym samym znać, że nie ma
chęci na rozmowy.
– Dobranoc – odpowiedział mu mężczyzna, po chwili
zwlekania decydując się nie drążyć tematu i wyjść z pokoju, uprzednio gasząc
światło.
Młody trzy razy sprawdzał adres zapisany na małej karteczce,
nim w końcu odważył się wcisnąć dzwonek do drzwi.
Nie ukrywał, że widmo nadciągających korków wywoływało u
niego nieciekawe sensacje żołądkowe. O ile w szkole czuł się względnie
bezpiecznie, bo wokół niego zawsze było pełno ludzi i mógł liczyć, że
przynajmniej jedna osoba z tłumu zareaguje, jeżeli zadzieje mu się jakaś
krzywda, o tyle prywatne spotkanie w domu Nightmare’a miało się odbyć sam na
sam z nauczycielem, który, bądź co bądź, potrafił go przerazić.
Miał wrażenie, że serce wyskoczy mu z piersi, kiedy usłyszał
przekręcany od wewnątrz klucz. Sekundę później drzwi otworzyły się na oścież, a
w progu stanął nie kto inny, jak sam matematyk.
– Dzi-dzień dobry… – Uczeń przywitał się grzecznie, zmuszając
przy tym do lekkiego uśmiechu.
Mężczyzna nie odpowiedział, tylko odsunął się nieco,
wpuszczając go do środka.
Nikłe nadzieje Plushtrapa, że domowa atmosfera pomoże mu się
rozluźnić, prysły zaraz po wejściu do salonu. Wnętrze miało tak surowy
charakter, jak jego właściciel i to do tego stopnia, że dzieciak zwyczajnie bał
się usiąść na białej, skórzanej kanapie, żeby przypadkiem jej nie zabrudzić.
W pomieszczeniu przeważały zimne barwy, na domiar złego
Nightmare był typem, który szafki ze szklanymi drzwiczkami trzymał chyba tylko
po to, żeby jakoś zająć ogromną przestrzeń, bo chłopak niczego w nich nie
dostrzegł. Żadnej kolekcji szkieł, żadnych poupychanych pierdółek… nawet kurz
znudził się panującą na półkach pustką i omijał je szerokim łukiem.
Przez głowę Plusha przemknęła myśl, że może zamiast do
czyjegoś mieszkania, trafił do meblowego, bo tylko tym określeniem potrafił
opisać to miejsce. Było zbyt perfekcyjnie. A sądził, że jego brat to pedant.
piątek, 24 czerwca 2016
Rozdział 9: A gdybym zniknął...?
W końcu wakacje! Po długiej nieobecności wracam na blog, w końcu mam tyle czasu na pisanie ile dusza zapragnie, więc o ile będzie wena, to będę wstawiać rozdziały regularnie!
U was też taki gorąc? Trzydzieści trzy stopnie w cieniu to chyba lekka przesada, na zakończeniu, przed rozdaniem świadectw, oczywiście jak zawsze trzymali mnie przez ponad godzinę w ciasnej, dusznej sali, musiałam oddychać potem i oddechami setek ludzi. ;-;
Ostrzegam, że pisałam ten rozdział w długich odstępach czasowych, więc mogą wystąpić jakieś nieścisłości, za które z góry przepraszam.
Druga sprawa, Przepaść ma już łącznie w Wordzie 97 stron, następny rozdział przekroczy setkę, więc może chcielibyście jakiś bonus, albo konkurs z tej okazji?
Życzę miłych wakacji i zapraszam do czytania! :D
***
Codziennością wydawały mi się tak huczne imprezy w mojej
zarąbistej willi. Chatę miałem bardziej wypasioną niż najbogatszy pałac świata,
co się dziwić, że zawsze kiedy organizowałem balangę, zwalały tu takie tłumy?
Odetchnąłem głośno, z szerokim uśmiechem na ustach
obserwując dobytek swojego życia. Tuż przed willą rozciągał się ogromny basen,
obok niego stała fontanna czekolady, poza tym cały parking moich własnych,
nowiutkich aut, a to wszystko zwieńczone ogromnym, pięknym ogrodem. Do tego
sławne osobistości, które podziwiałem, jak również moi przyjaciele, byli tutaj
i bawili się świetnie. No żyć nie umierać.
Freddy, jedną ręką obejmując Foxy’ego, a w drugiej trzymając
lampkę bardzo drogiego szampana, zbliżył się do mnie. Od kiedy on chodzi w
hawajskich koszulach?
– Yo, Bonniesław! – przywitał się, unosząc naczynie z
trunkiem. – Słuchaj, ten twój prywatny burdel to kompletny odjazd! Ale nigdzie
nie mogliśmy znaleźć z rudym jakichś futerkowych kajdanek w cętki, mógłbyś to
załatwić? – Spojrzał na mnie jak zbite szczenię.
– Pewnie, dla kumpla wszystko! Zaraz je dostaniecie! –
zapewniłem, nie mając zamiaru psuć im imprezy brakiem pieprzonych kajdanek.
Takie seks-zabaweczki to przecież podstawa, plamą na honorze wydawał mi się sam
fakt, że musieli przyjść i o nie prosić!
– Dzięki Bonnie, na ciebie to jednak można liczyć! – Fazbear
uśmiechnął się i odszedł, zostawiając ze mną pirata.
Zauważyłem, że mimo luźnego ubioru, rudy wciąż miał założony
na dłoni swój hak. Widać podchwycił moje spojrzenie, bo uniósł go na wysokość
oczu.
– Aligator w twoim basenie odgryzł mi rękę. – Jakby
chcąc potwierdzić swoje słowa, zdjął piracki atrybut. Pod nim faktycznie nie
miał dłoni. Wzdrygnąłem się lekko na ten widok, ale zanim zacząłem przepraszać
za niesubordynację swojego zwierzaka, rudy znów się odezwał. – Spoko, jest w
porządku, mogę zamiast haka przyczepić sobie wibrator, Freddy to kocha! Nie mam
pretensji! – Poklepał mnie po ramieniu, śmiejąc się głośno.
– To dobrze, stary. – Odetchnąłem z ulgą.
– Ej, widzisz tego palanta? – Wskazał palcem jakiegoś
przystojnego, umięśnionego Latynosa, który aktualnie tańczył na dachu jednego z
moich zajebistych wozów. – Mówił, że się w tobie kocha i zapraszał cię na seks!
– Foxy spojrzał na mnie i poruszył wymownie brwiami.
– Eee… to miło. Wiesz co, jakiś się zmęczony nagle
zrobiłem, ta impreza trwa już ponad tydzień, chyba pójdę się przespać –
wykręciłem się i dyskretnie wycofałem do wnętrza mojej chaty.
Rudy jęknął z zawodem, drąc się, że zabawa nigdy się nie
kończy, sen jest dla słabych, a on pragnie dosiąść strusia, ja byłem już jednak
daleko i nie zwracałem na niego uwagi. Przechadzałem się wolno długimi
korytarzami. Całe wnętrze było utrzymane w klimatach pizzerii Freddy’ego, takie
same kafelki na ścianach, rysunki dzieciaków, lampy pod sufitem… no kropka w
kropkę jak tamten lokal!
Po krótkiej wędrówce dotarłem do znajomych mi drzwi.
Nacisnąłem klamkę i wszedłem do środka.
Pomieszczenie nie było tak wypasione, jak mogłoby się
wydawać. Przypominało sypialnię w wynajmowanym przeze mnie i Springa
mieszkanku, tyle że w tej wersji była ona nieco większa, a zamiast dwóch łóżek
pod ścianami, po środku stało jedno, dwuosobowe.
Skoro już o blondynie mowa, też tutaj był. Jak zwykle leżał
i czytał; nawet nie podniósł na mnie wzroku, ale zdawał się być świadomy mojej
obecności. Odezwał się dopiero wtedy, kiedy usiadłem obok niego.
– No wreszcie. Ile można na ciebie czekać, idioto?
Czytam tę książkę już czwarty raz, a ty dopiero raczyłeś się zjawić! – Zamknął
lekturę i spojrzał na mnie z wyrzutem, marszcząc przy tym brwi.
– Sorry, Złotko, byłem zajęty. Sam rozumiesz, trudno
ogarnąć tak wielki tłum! – przeprosiłem najsłodszym tonem, na jaki było mnie
stać. Wszedłem na pościel i próbując go udobruchać zacząłem obcałowywać jego
odsłoniętą szyję. – Nie gniewaj się.
– Ech… nic tylko imprezy, a o mnie to już całkiem
zapomniałeś – zamarudził, pozwalając mi jednak na te pieszczoty.
– No wiesz co, jak możesz tak mówić? W życiu bym nie
zapomniał! Po prostu byłem zajęty! – Zsunąłem dłoń na jego udo i wolno
przeniosłem ją na krocze.
– Wolałbym, żebyś zajmował się mną, a nie zabawą,
wiesz, Bonnie?... Bonnie?... Bonnie!
środa, 8 czerwca 2016
Info
Krótkie info, jest okres przed wystawianiem ocen, mam mały kłopot z wyjściem cało z matmy i dużo roboty przez to. x'D
Posty na razie się nie pojawią, wstępnie mam w planach by możliwie jak najwięcej napisać aż do wakacji i potem przez te dwa miesiące wolnego wstawiać rozdziały W MIARĘ regularnie. Mam nadzieję, że ten plan się uda, jeżeli nie zatrzyma mnie poprawka, to prawdopodobnie co tydzień powinno się coś pojawić.
Druga sprawa... skoro aż do wakacji nic się nie pojawi, to zamiast posta podrzucam wam mały art Bonnie x Spring (oczywiście zludziałe wersje z moich opek), żebyście zobaczyli jak ja ich widzę. xD To tak w ramach tego, że nie pojawiło się nic przez tyle czasu. (Moje 'umiejętności' nie powalają, więc proszę o wyrozumiałość xux).
Posty na razie się nie pojawią, wstępnie mam w planach by możliwie jak najwięcej napisać aż do wakacji i potem przez te dwa miesiące wolnego wstawiać rozdziały W MIARĘ regularnie. Mam nadzieję, że ten plan się uda, jeżeli nie zatrzyma mnie poprawka, to prawdopodobnie co tydzień powinno się coś pojawić.
Druga sprawa... skoro aż do wakacji nic się nie pojawi, to zamiast posta podrzucam wam mały art Bonnie x Spring (oczywiście zludziałe wersje z moich opek), żebyście zobaczyli jak ja ich widzę. xD To tak w ramach tego, że nie pojawiło się nic przez tyle czasu. (Moje 'umiejętności' nie powalają, więc proszę o wyrozumiałość xux).
niedziela, 8 maja 2016
Rozdział 2: Woźny
Witam wszystkich. :) Tak, jest 5:30 rano, a ja zamiast spać przed ostatnim dniem wolnego, to piszę. QwQ
Coś mnie wzięło na Drogiego Nauczyciela... Przepaść ciągle w produkcji, mam połowę i chwilowo dostałam małego zastoju, bo nie do końca wiem jak rozegrać jedną scenę, więc póki się z tym nie uporam, będą wstawiane miniaturki i to. x-x
Rozdział jest kompletnym spontanem, mam nadzieję, że nie ma tragedii i da się to przeczytać x'D
Ostatnia sprawa, koteł złapał Pana Jaszczurka, zwinkę dorosłą, uratowałam go z kocich ząbków bardzo heroicznie i wypuściłam na wolność. Pan Jaszczurek będzie miał duże blizny na głowie, uszkodzone oko i przez pewien czas brak ogona, ale będzie żył! Więc wszyscy razem kibicujmy mu w walce o przetrwanie, bo był naprawdę piękny i gruby!
Życzę miłego czytania. :)
***
Springtrap był pewny, że złodziejskie dupki nie chodzą do
placówek typu szkoła. Co więcej, na sto procent złodziejskie dupki nie
przechodziły procesu pączkowania!
Jakim więc cudem ostatnią ławkę w jego gabinecie zajmowała
ta złotowłosa menda, która ostatnio zakosiła mu cappuccino tuż sprzed nosa?
Mało tego! Arogancki szczeniak postanowił się rozmnożyć, bo tuż obok niego
siedział praktycznie identyczny osobnik, z tą różnicą, że miał na sobie
koszulkę w innym kolorze.
Blondyn pomasował palcami skroń i otworzył dziennik. Niby
dyrektor coś mu wspominał, że doszła do nich dwójka nowych uczniów, ale skąd
mógł wiedzieć, że to klony, z których jeden zdążył go już nieformalnie okraść?
Wyczytując listę obecności, co chwilę podnosił wzrok na
duet, który dzisiaj mu doszedł do klasy wychowanków. Żaden z nich nie wyglądał
na szczególnie zainteresowanego tym, co działo się wokół.
– Golden Freddy – wyczytał jedno z dopisanych na samym
końcu, nowych imion.
– Jestem – odezwał się blondyn w czarnej koszulce.
– I Fredbear. – Tym imieniem zakończył sprawdzanie
listy i zamknął dziennik. Mimo
oczekiwań, chłopak nic nie odpowiedział, uniósł tylko apatycznie rękę na znak, że
to on i pomimo milczenia, uczestniczy w lekcji. – Widzę, że pana Fredbeara
bardziej fascynuje to, co widzi za oknem, niż odpowiadanie, jak się do niego
mówi – stwierdził fizyk, wstając z fotela i powoli zbliżając się do miejsca,
gdzie siedział chłopak. Zatrzymał się tuż przed jego ławką.
Dopiero wtedy uczeń podniósł wzrok i zmierzył nauczyciela
trochę nieobecnym spojrzeniem.
– Mówiłem, że jestem – stwierdził wzruszając lekko
ramionami.
– Kultura jednak wymaga, żeby odpowiedzieć NA GŁOS, a
nie machać do mnie ręką. Nie jestem twoim kolegą, byś mógł zachowywać się w
stosunku do mnie jak do równemu sobie, jasne? – Krótki wykład zakończył
szerokim uśmiechem i mentalną obietnicą, że zmieni życie tego smarka w piekło.
– No dobrze, przejdźmy już do lekcji. Może na początek poproszę, żeby któryś z
was napisał nam wzór na przyspieszenie, tak dla przypomnienia, bo będzie nam
potrzebny przy dzisiejszym temacie. Fredbear? Może ty? – Springtrap wrócił do
biurka, usiadł w swoim wygodnym, wysłużonym już fotelu i gestem zachęcił
blondyna by podszedł do tablicy i wykonał polecenie.
Uczeń trochę niepewnie podniósł się z miejsca, wciąż
posyłając bratu błagające o pomoc spojrzenia. Stanął przed tą nieszczęsną
tablicą z kredą w dłoni i zamarł w bezruchu. Minęła minuta. Potem pięć. W końcu
Spring, poważnie zniecierpliwiony, wyjął nos z papierów, które aktualnie
przeglądał i zerknął na Fredbeara.
– No? Dlaczego nic nie ma na tablicy? Powiedziałem
chyba wyraźnie, co masz zrobić. – Zmarszczył brwi i wstał. – Z czym masz
problem? Kredę trzymać umiesz, więc napisanie nią tego wzoru nie powinno być
problemem. – Stanął tuż obok złotowłosego.
– Bo… my chyba jeszcze tego w starej szkole nie
mieliśmy – stwierdził uczeń, odkładając kredę na małą półeczkę tuż pod tablicą.
Springtrap uniósł brwi. Mimo, że na twarzach niektórych
uczniów pojawiło się nagłe rozbawienie, żaden nie odważył się na głos zaśmiać.
– Mój drogi… powiedz mi, ile ty masz lat? – zapytał
nauczyciel, siląc się na spokój.
– No osiemnaście… – wydukał, trochę zbity z tropu,
Fred.
– Świetnie, więc potraktuję cię jak dorosłego i zadam
ci kilka inteligentnych pytań. Do której klasy teraz chodzisz?
– Em… do drugiej?
– Doskonale, widzę, że główka pracuje – pokiwał głową z
uznaniem, nie kryjąc sarkazmu. – Do drugiej klasy jakiej szkoły?
– Średniej? – Uczeń nie odważył się odpyskować za tą
drwinę, ale odpowiadał coraz mniej przyjemnym tonem.
– Brawo. To teraz mi jeszcze przypomnij, kiedy po raz
pierwszy w szkole miałeś styczność z fizyką?
niedziela, 1 maja 2016
(Miniaturka AC) Dzień 2 cz.3 - Ratunek
Było już ciemno, a Malik nadal nie wracał. W głowie Altaïra
zaczęły rodzić się chore wizje zarządcy, który postanowił pocieszyć się w
ramionach innego mężczyzny i to właśnie te obrazy byłego asasyna posuwanego
przez jakiś plebs, skłoniły go w końcu do wyjścia z biura i poszukania kochanka
na własną rękę… choć pewnie byłoby mu o wiele łatwiej, gdyby mógł użyć do tego
obu.
Przetrząsnął całe miasto, zajrzał w miejsca, w które
normalnie brzydziłby się zaglądać, ale poza kilkoma patrolami straży, jakimiś
bezdomnymi śpiącymi w ciemnych zaułkach i pewną wyjątkowo głośną parą, którą
słyszał z drugiego końca rynku, nie spotkał ani Malika, ani nikogo, kto mógłby
wiedzieć, gdzie on jest.
Zaczął się poważnie niepokoić. To nie było w stylu zarządcy,
żeby znikać na tak długo. No do kurwy nędzy, Altaïr może i był zdegradowany do
niższego stopnia, ale wciąż miał umiejętności Mistrza, powinien być w stanie
odnaleźć go w przeciągu kilku minut!
Na dachach rozstawiono niebezpiecznie dużą liczbę kuszników.
Mężczyzna nie miał czasu przekradać się między nimi i pojedynczo wybijać, więc
zeskoczył na ziemię i zaczął rozglądać się po ulicach.
niedziela, 17 kwietnia 2016
Rozdział 1: Pierwszy dzień i powtórka z biologii
Hej wszystkim! :) Tak jak chcieliście w ankiecie, zaczynamy nowe opowiadanie, "Drogi Nauczycielu" (zachęcam żeby kliknąć sobie na spis opowiadań i doczytać tam kilka szczegółów, które o tym opku zapisałam). Nie mam jeszcze na to konkretnego pomysłu, seria będzie raczej luźna, postawię też na ilość rozdziałów, nie ich długość, więc nie spodziewajcie się tasiemców jak w wypadku Przepaści, przy której czasem rozpisuję się na kilkanaście stron. xux
Seria nie będzie miała pary przewodniej, w każdym epizodzie będą losowo wybrane pary (ale to nie znaczy, że całość nie będzie miała fabuły!). Poza tym przewiduję w przyszłości kilka brutalniejszych scen sado-maso, więc jeżeli ktoś nie przepada za takimi rzeczami, radzę wtedy pomijać takie rozdziały (postaram się przed każdym napisać, że w danej części będzie jakiś brutalniejszy fragment).
To chyba wszystko co chciałam powiedzieć, nie nastawiajcie się na nie wiadomo jak dopracowaną serię, bo - tak jak pisałam - jeszcze nie opracowałam planu na całość. x'D Miłego czytania!
***
To był niezwykle emocjonujący dzień. Spring czuł się, jakby
zawodowy bokser przywalił mu z całej siły w żołądek. A przecież to jego młodszy
brat, Plushtrap, powinien być teraz zestresowany. Za niecałą godzinę miał
zacząć się jego pierwszy dzień w nowej szkole.
– Wszystko wziąłeś? Śniadanie zjedzone, ząbki umyte? –
dopytywał, samemu latając chaotycznie po mieszkaniu i sprawdzając, czy niczego
nie zapomniał.
– Tak, mamo. – Dzieciak wywrócił teatralnie oczami, w
spokoju oglądając jakiś serial w tv. – Czemu tak się denerwujesz? Przecież nie
pierwszy raz zmieniam szkołę. – Plush starał się jakoś uspokoić brata, niestety
ten nie wyglądał na chętnego do przysłowiowego "wrzucenia na luz".
– Ale pierwszy raz idziesz do szkoły, w której uczy
ktoś z twojej rodziny! Na takich dzieciaki inaczej patrzą! A ja przecież jestem
za ciebie odpowiedzialny! Jak coś ci się stanie, to będzie moja wina! – Blondyn
chwycił klucze od auta, nałożył kurtkę, przez ramię przerzucił skórzaną torbę i
poszedł do salonu. Zabrał młodemu pilot i wyłączył telewizję. – Wychodzimy –
oznajmił.
– Już? Jest jeszcze wcześnie! – zaprotestował chłopak.
– Wydaje ci się. Zanim dojedziemy na miejsce, minie
sporo czasu, a ty jeszcze musisz mieć chwilę, żeby znaleźć swoją klasę. Bo
zakładam, że nie pozwolisz mi się odprowadzić? – Springtrap stanął nad nim i uniósł pytająco
brwi.
– W życiu, mam szesnaście lat, wiesz jaka to by była siara?!
– Dzieciak prychnął, zirytowany faktem, że mężczyzna w ogóle śmiał zadać takie
pytanie.
– No właśnie. Dlatego nie marudź, ubieraj buty i jedziemy –
zarządził blondyn, poganiając młodszego.
Nie minęło dziesięć minut, a już siedzieli w samochodzie;
Spring odpalił silnik i wyjechali sprzed bloku. Na miejsce dotarli po niespełna
kwadransie.
Gdy tylko srebrny golf zaparkował pod budynkiem, Plush
odpiął pas z zamiarem szybkiego wyskoczenia z auta i pognania do szkoły, nim
ktokolwiek zauważy, że odwiózł go „ten dziad od fizyki”. Gdyby ludzie zaczęli
go z nim kojarzyć, to serio miałby przesrane.
Niestety powstrzymała go ręka brata, która spoczęła na jego
ramieniu i stanowczo zatrzymała w miejscu.
– Co jest? Zanim zapytasz: tak, mam wszystko, tak, wiem
której klasy szukać i nie, nie jestem zestresowany – wywrócił oczami, szykując
się na salwę tego typu pytań. Od wczoraj blondyn go nimi zadręczał.
– Bardzo śmieszne. Nie o to mi chodzi. Gdyby coś się działo,
ktoś ci dokuczał, albo robił krzywdę, od razu do mnie przyjdź, dobrze? – Spring
usiłował brzmieć spokojnie, choć w środku coś skręcało mu się na samą myśl o
tym, że jego braciszek będzie skazany na towarzystwo tej dzikiej i bezwzględnej
hołoty, którą fizyk na co dzień uczył… a raczej się starał, bo większość była
podejrzanie mocno odporna na wszelkiego rodzaju, nową wiedzę. – Nie staraj się
samemu sobie z tym radzić i zatajać przede mną jakichkolwiek problemów.
– Jasne, braciszku. Zresztą, nawet gdybym próbował, to
pewnie i tak nie dałbym rady czegokolwiek przed tobą ukryć. Ty mordujesz
wzrokiem pół osiedla, jak widzisz małego siniaka na mojej ręce, gdyby w szkole
ktoś mi coś zrobił, od razu byś to wyczuł! – zaśmiał się młody, chcąc nieco
rozluźnić atmosferę. – Wiem, że się martwisz, ale uwierz mi w końcu, że nie mam
już pięciu lat i dam sobie radę sam, okej?
– No wiem, wiem… – Mężczyzna westchnął ciężko. –
Powodzenia, młody. – Poprawił mu rozczochraną grzywkę, a gdy tylko go puścił,
chłopak od razu wyskoczył z samochodu.
Fizyk uśmiechnął się z rozbawieniem, widząc jak jego młodszy
brat rozgląda się czujnie, zapewne sprawdzając, czy nikt nie widział go w
towarzystwie jednego z najostrzejszych nauczycieli w całej szkole.
Odczekał jeszcze pięć minut, które poświęcił na ułożenie fryzury,
po czym wysiadł z auta, zamknął je i ruszył w kierunku wejścia do budynku.
Połowa dzieciarni była tak wyrośnięta, że niemal każdy
przewyższał go przynajmniej o pół głowy, a mimo to szedł pewnie przed siebie,
bez najmniejszych obaw, że ktoś go popchnie, albo wpadnie na niego z tarana.
Miał na tyle złą opinię, że wszyscy, nawet ci, których nie uczył, omijali go
szerokim łukiem.
Wszedł do pokoju nauczycielskiego, przywitał się ze
spotkanymi tam Schmidtem, Puppetem i Mangle, odłożył torbę na blat stołu i od
razu zaczął parzyć sobie kawę. W międzyczasie szybko poszukał dziennika klasy,
z którą zaraz miał mieć lekcje.
– Ej, Springi, twój brat dzisiaj zaczął tutaj chodzić,
nie? Stresował się? – zapytał Mike, podchodząc od tyłu do blondyna, który
ostrożnie zalewał kubek wrzącą wodą.
– On? W życiu. Wyglądał na znudzonego, a nie zmartwionego. –
Mężczyzna wzruszył ramionami i zaczął mieszać kawę łyżeczką. – Wydaje mi się,
że ta zmiana szkoły zrobiła większe wrażenie na mnie, niż na nim.
– Uroczo, że tak się o niego martwisz – wtrącił Mangle,
stojąc oparty o ścianę i pijąc herbatę.
– A ty byś się nie martwił? Jak te gówniarze wyczają,
że ma u mnie wtyki, mogą zacząć mu grozić, żeby podkradał z domu sprawdziany,
czy coś w tym guście. A bo to tylko do takich akcji się dzisiejsza młodzież
posuwa? – powiedział blondyn, czekając cierpliwie aż napój nieco mu ostygnie. W
końcu odważył się wziąć pierwszy łyk.
– W sumie racja… Ale nie masz co się dziwić. Chyba
połowa szkoły ma u ciebie zagrożenie, złociutki – zaśmiał się Puppet, na moment
ściągając z uszu słuchawki.
– Jak się lenie nie chcą uczyć, to czemu mam ich
przepuszczać?
sobota, 9 kwietnia 2016
Rozdział 8: Ja też będę kłamał
Witam wszystkich. :) Rozdział trochę spóźniony, miał być wcześniej, ale wciąż coś utrudniało mi jego publikację; a to neta nie było, a to lapek go usunął i musiałam zaczynać od nowa, dodatkowo mam okres latania po lekarzach, więc też jest stosunkowo mało czasu na pisanie. x-x
Szczerze mówiąc, początkowo rozdział wyglądał zupełnie inaczej. Pierwsza wersja zawierała to, co w większości pojawi się w rozdziale dziewiątym, było więcej wydarzeń, ale stwierdziłam, że w sumie mam dość sporo wątków do pociągnięcia i mogę wstawić coś nudniejszego, co skupi się tylko na Bonniem i Springu. Tym razem nie ma żadnych odskoczni i poza jedną krótką sceną nie pojawiają się żadne inne postacie poza dwójką głównych bohaterów tego opka. Czemu? Chcę głębiej rozwijać ich relacje, nawet kosztem nudnego rozdziałka. x'D
P.S. - Pod koniec dwa entery tradycyjnie oznaczają drobny przeskok czasowy, gdyby ktoś nie ogarnął czemu Bonnie i Spring z kibla teleportowali się do łóżka... xD
Cóż, mam nadzieję, że za bardzo się nie zanudzicie, zapraszam do czytania!
***
Czy można popełnić samobójstwo z użyciem poduszki? Próbowałem,
niestety wola przetrwania okazała się silniejsza ode mnie.
Mam wiele określeń, które oddałyby jak się czułem w obecnej
sytuacji, ale jedno wyjątkowo uparcie wysuwało się na przód. O JA PIERDOLĘ.
Jakby kilka miesięcy temu ktoś mi powiedział, że przyjdzie
dzień w którym obudzę się nagi, obok śpiącej w adamowym stroju, blondwłosej
mendy, wyżej zwanej Springiem, popukałbym się w czółko i grzecznie odprowadził
taką osobę do miejsca, gdzie drzwi klamek nie posiadają.
Poprzedni wieczór jak na złość wyjątkowo dobrze zapadł mi w
pamięć. A podobno szok pourazowy powinien oszczędzić mi bólu i wymazać z mojego
umysłu tamte wydarzenia! Wolałbym snuć teorie w stylu, że ta sucz mnie naćpała
i wykorzystała, niż mieć świadomość, że raz – nie przeszkadzały mi jego zaloty,
dwa – odpowiedziałem na nie dzikim seksem.
Bonnie, jełopie, co to miało być?! Za mało ruchałeś w tym
miechu, że się na ten blond ochłap rzuciłeś i szarpałeś jak Reksio szynkę?!
Ponad pół godziny tak leżałem i kląłem, a Złotko spało jak
zabite. W sumie nie dziwne, trochę go wczoraj wymęczyłem.
Zerknąłem kątem oka na jego twarz. Kto by pomyślał, że mały
pomiot szatana może wyglądać tak niewinnie, kiedy śpi.
Wyciągnąłem rękę chcąc mu odgarnąć jeden z niesfornych
kosmyków, który odłączył się od reszty starannie ułożonej fryzury (co prawda po
naszych harcach nie prezentowała się ona zbyt pedantycznie), ale szybko ją
cofnąłem. To podstęp! Na pewno jak zbliżę do niego paluchy, to mi je odgryzie!
Chociaż w sumie… bardziej prawdopodobne jest, że jak już
wstanie, to postanowi zacisnąć swoje piękne ząbki na czymś większym od palców.
Trudno powiedzieć czy będzie wściekły, czy zacznie koło mnie latać jak
wcześniej wokół Fredbeara. Z dwojga złego wolałem to drugie.
Powoli wstałem. Następnym razem trzeba będzie znaleźć coś obszerniejszego
niż to pieprzone łóżko, bo było na nim tak cholernie ciasno, że…
Zatrzymałem się w połowie drogi do łazienki.
Jakim, kurwa, następnym razem? Jakim?! Nie będzie następnego
razu, deklu, bo ci Spring jaja odgryzie jak wstanie!
Wzdrygnąłem się z zimna, gdy otworzyłem drzwi sypialni.
Byłem nagi, a w salonie, jak na złość, zapomniałem zamknąć okno. No nie powiem,
mały przewiew czułem tu i tam.
Jakoś dowlokłem się do prysznica. Gorąca woda była jak
wybawienie; pozwoliła mi odetchnąć i rozluźnić się na dobry początek niedzieli.
Korzystając z okazji, że Spring wciąż spał i kumulował
Energię Zła, by potem zrobić mi jakąś poważną krzywdę, zaraz po prysznicu
wróciłem do sypialni po luźne dresy i w nich poszedłem zrobić jakieś śniadanko.
Miałem czas to mogłem skusić się na coś ambitniejszego niż płatki, czy tosty,
do których musiałem ograniczać się przez większą część tygodnia, no bo, kurde,
nie wstanę trzy godziny przed pracą tylko po to, żeby pobawić się w małego
szefa kuchni.
Na blacie stołu dostrzegłem wizytówkę od Puppeta. Tyle czasu
szukałem jakiegoś dobrego, taniego lokum i jak na złość akurat kiedy znalazłem,
Spring nagle stwierdza, że w sumie to mu nie przeszkadzam i fajnie by było
jakbym został. Mógłby się niuniek zdecydować, a nie mi teraz w głowie mieszać i
na sumienie wbijać.
Niby to ja wyjechałem z pomysłem wyprowadzki, ale po tym co
między nami zaszło, nie byłem pewien, czy to na pewno dobre rozwiązanie. Moje
podejście: „Spring pedał, nie latać po chałupie w ręczniku bo zgwałci!”
ewoluowało w: „Dobra ta szynka”.
Ja pierdolę, moja głowa to chora kraina mięs.
sobota, 19 marca 2016
(Miniaturka AC) Dzień 2 cz.2 - Milczenie
Od dwóch godzin panowała między nimi kompletna cisza. Malik
zerknął zaniepokojony na swojego kochanka.
– Altaïr? Co ci jest? – Al-Sayf uniósł brew, zdziwiony, że
nowicjusz milczy jak chyba jeszcze nigdy. Z ich dwójki zawsze mówił najwięcej,
a teraz? Nawet nie odpowiedział na to głupie pytanie, tylko wzruszył ramionami.
Zarządca westchnął ciężko i wstał od biurka, powolnym krokiem zbliżając się do
asasyna. – Powiesz coś? – Ibn-La’Ahad pokręcił przecząco głową. – A może
napiszesz…? Naprawdę nie wiem, o co ci chodzi.
Nowicjusz chwilę się wahał, ale w końcu przytaknął
niepewnie. Malik wręczył mu kartkę i pióro, by mężczyzna mógł wyjaśnić co jest
powodem tego focha. A sądził, że jego partner już bardziej dziecinny być nie
może.
Nowicjusz dłuższą chwilę siedział i zawzięcie skrobał zawiłe
symbole na skrawku pergaminu, by w końcu z wielką dumą podetknąć go pod nos rafiqa.
sobota, 12 marca 2016
Rozdział 7: Zastępstwo
Witam wszystkich! Tak, wiem, że trochę zawaliłam i tyle miesięcy nic nie dawałam, brak weny i losowe wypadki mi to uniemożliwiły. ;-; Dlatego ten rozdział jest dłuższy, w ramach przeprosin za przerwę.
Dziękuję też za motywowanie mnie do pisania, oraz za anonimowy komentarz, potrzebowałam małego kopa w rzyć, żeby wznowić pisanie. ;-;
Nie przedłużając, mam nadzieję, że rozdział się spodoba, życzę miłego czytania! :D
***
– Ile jeszcze razy mam cię przepraszać?!
– jęknąłem zbolałym tonem. Ręce mi opadały (nie tylko one) jak na horyzoncie
pojawiało się Złotko, ciskające gromami ze swych przepięknych ocząt i
wyzwiskami z kpiąco uśmiechających się ust.
Chyba wiersze zacznę pisać, ostatnio mam
podejrzanie rozbudowane słownictwo. Dobra, spróbujmy. „Dupo, dupo ma luba, z
ciebie to jest zajebista ziuta, zawsze stawiasz mego fiuta".
Jak kiedyś pójdę na randkę i zaserwuje pannie
tego typu balladę, to przyjdzie mi umierać samotnie… a nie, przepraszam, w
towarzystwie dmuchanej lalki.
– Przygłupie, słuchasz mnie? – Coraz
mocniej podirytowany głos Springa wyrwał mnie z zamyślenia. Oho, wygląda na
wkurzonego, chyba coś mówił kiedy układałem swoje miłosne wiersze.
– Ta, słucham – mruknąłem, pochylony nad
miską z płatkami, smętnie wpatrując się w mleko i szukając w nim inspiracji.
– I…? – Uniósł brwi, czekając na moją
reakcję w kwestii jego wywodu, przy którym byłem uprzejmy się wyłączyć.
– Em… stuprocentowo cię popieram! – Uśmiechnąłem
się przesłodko chcąc ukryć zdenerwowanie. O kurwa, a jak ja się właśnie
zgodziłem na coś, na co wcale nie chciałbym się zgadzać?! Może ta blond menda
domyśliła się, że nie słucham i zaproponowała mi dziką orgię z użyciem
końskiego jebadła?!
– Ani trochę nie słuchałeś, co? – Westchnął
ciężko, zakładając ręce na piersi i kręcąc z politowaniem głową. – Naprawdę nie
możesz się skupić na jedną jebaną minutę, neandertalska pierdoło?
– Te, bez wyzwisk mi tutaj, jakbyś tak
nie przynudzał, to bym słuchał! – Wstałem od stołu w bojowym nastroju.
– Ale ja tylko chciałem ci uświadomić,
że wywróciłeś karton z mlekiem. – Wskazał leżące obok miski opakowanie i
wielką, białą kałużę na podłodze.
– Kurwa! – Od razu chwyciłem pierwszą
lepszą szmatę i zacząłem wycierać blat oraz kafelki. – Cholera by to, jeszcze
przed chwilą stał...!
Zmagałem się z małą, pełną laktozy powodzią,
a blondyn zamiast pomóc, usiadł na suchej części blatu i się przyglądał. Chuj
jeden.
Te problemy ze skupieniem się mam od niedawna.
Sam nie wiem przez co; moje wrodzone upośledzenie dupy zaczęło wychodzić na
światło dzienne? Czy może wciąż nie jestem w stanie wyrzucić z głowy tego
obrazu Fredbeara i Springa? Jak ja żałuję, że wtedy wszedłem tam bez pukania.
Może jakbym wykazał odrobinę kultury, to ominąłby mnie ten straszny widok.
– Nie tylko karton ci stał – usłyszałem
nad sobą rozbawiony głos Złotka. Aż mnie zmroziło kiedy dotarł do mnie
podprogowy sens tego zdania. – O czym tak namiętnie myślałeś? Albo i nie
myślałeś?
– Jeszcze jeden głupi tekst, a
dopilnuję, żebyś do pracy jeździł, kurwa, na wózku! – Nieco osłupiały wrzuciłem
mokrą szmatę do zlewu, ignorując jego pytanie.
– Przemoc to jedyne do czego się
uciekasz przy rozwiązywaniu swoich problemów? – Uniósł sceptycznie brwi. –
Pominąłeś plamę.
– W stosunku do ciebie to
najskuteczniejszy sposób, suczo – prychnąłem i zaraz zacząłem przyglądać się
podłodze. – Gdzie niby? Nie widzę… – W momencie, gdy to powiedziałem, Złotko
wzięło karton po mleku i wylało całą resztę jego zawartości. Na moje w chuja
wypucowane, nowe buty!
– Tutaj – uświadomił mnie z
przesłodzonym uśmiechem i zręcznie zsunął się z blatu, wychodząc z kuchni.
Krew mnie zalała. Jak nie jakieś auto,
terrorysta albo meteoryt, to ja go zabiję. Przysięgam. Gołymi rękami urwę tej
piździe łeb.
środa, 20 stycznia 2016
Podsumowanie
Witam
wszystkich. :D
Postanowiłam
zrobić małe podsumowanie. Będzie się takie cuś pojawiało co jakiś czas, chcę za
pomocą takiej notki lepiej przyjrzeć się temu, co udało mi się stworzyć i czego
ode mnie oczekujecie.
A więc tak,
minęło prawie pięć miesięcy od czasu założenia bloga, do tej pory napisałam:
- 6
rozdziałów „Przepaści”
- 6
miniaturek „Tydzień”
- Oneshoty: „Pokusa”,
„Halloween u Freddy’ego” i „Udowodnij”
Łącznie 15
postów. Nie jest źle, ale szczerze mówiąc sądziłam, że będzie lepiej. x-x Eh,
technikum jednak pożera masę czasu… i weny.
Przejdźmy do
kolejnego punktu, oto projekty, nad którymi pracuję i które mam zamiar wydać na
blogu:
- Szkolny
FNAF – Jak na razie koncepcja jest i pierwsze plany rozdziałów, chcę zrobić z tego
krótkie opowiadanie.
- Corvo x
Garrett, czyli połączenie Thief i Dishonored. Będzie to opowiadanie, jeżeli
dobrze rozplanuję, to może wyjdzie na 10-15 rozdziałów.
Poza tym cała
masa oneshotów z serii podanych w spisie, może w końcu coś z anime zacznę
pisać, bo tylko z gier do tej pory tworzyłam. x-x
A, właśnie,
prawdopodobnie za jakiś czas pojawi się nowa pozycja, Undertale. Muszę nieco
lepiej zapoznać się z całą grą, wszystkimi zakończeniami i postaciami, by móc
stworzyć jakieś oneshoty lub może nawet opka z tego.
To tyle,
jeżeli chodzi o informacje ode mnie. Teraz zwracam się do was. Napiszcie mi w
komentarzach pod tym postem na co liczycie, tzn. z jakich serii (ze spisu) twórczość
chcielibyście najbardziej (a może liczycie też na jakieś opko autorskie?), co sądzicie o częstotliwości wydawanych postów (mają
się pojawiać w miarę możliwości szybciej, czy lepiej bym dopracowywała i aż tak
nie pilnowała terminów, które głównie przez szkołę często są przesuwane). Może
chcielibyście, żeby każde opko/miniaturka miało określony czas wydawania (np.
co dwa tygodnie chcemy „Przepaść”)?
Przeczytam i
w miarę możliwości odpowiem na wszystkie komentarze.
To tyle z
tego podsumowania, pozdrawiam! ^-^
niedziela, 10 stycznia 2016
FNAF Oneshot - Złote dni
Witam wszystkich. :) Od pewnego czasu chodził mi po głowie jakiś mały oneshot Springtrap x Fredbear, opisujący samo ich życie. Jako że późną porą najbardziej mi się zbiera na pisanie (zwłaszcza pisanie smutnych pierdół), to usiadłam do laptopa koło trzeciej w nocy i oto jest efekt. Nie jest to wybitnie długie dzieło, to taki bardziej miniaturowy, luźny oneshot.
Mam nadzieję, że się spodoba i zbytnio was to moje "luźne pisanie" nie załamie. x'D Ten post podzielony jest na dwie części nazwane "Springtrap" i "Fredbear", opisujące wydarzenia z ich punktów widzenia.
Fredbear x Springtrap i Bonnie x Springtrap to moje dwie ulubione pary z FNAFa, więc z tej serii pewnie będzie o nich najwięcej. :D
Dodatkowo tworzyłam to w akompaniamencie pewnej nutki, posłuchajcie sobie w czasie czytania, jak macie chęć (radzę się skupić głównie na tekście tej piosenki). Niestety net odmawia posłuszeństwa i jej tutaj nie wstawię, na youtube nosi filmik z nią tytuł " [MMD] hurts like hell [Fnaf3 Springtrap] "
Życzę miłego czytania. :)
***
Springtrap
Doskonale pamiętam tamte dni.
Czas, gdy uśmiech i radość nieustannie
gościły na mojej twarzy. Dziś pozostał po nich jedynie sztuczny cień, który
wciąż wymuszam, nie chcąc okazać słabości.
Pamiętasz?
Dni, gdy wspólnie lśniliśmy na scenie
przed zachwyconym tłumem? I noce spędzane w swoich objęciach?
Wciąż czujesz?
Tą nieziemską przyjemność, która
towarzyszyła nam obojgu przy każdym zbliżeniu? Już zapomniałem, jak ciepły był
twój dotyk i jak pachniało twoje ciało. Zapomniałem głosu, który szeptał moje
imię i zapomniałem czułości, z jaką obejmowały mnie twoje ramiona.
Zapomniałeś…
Jak szczęśliwi byliśmy razem. Ile radości
wnosiła w moje życie sama twoja obecność.
Już nie czujesz…
Ciepła, ani mojego dotyku. Nie czujesz
nic, trwając w tej pustce z której nigdy się nie obudzisz.
Było tak cudownie. Było idealnie.
Nawet gdy zmuszeni byliśmy odejść w cień i
ustąpić miejsca nowym gwiazdom, nasze złote wspomnienia wciąż były w nas. Nieważny
był tamten wypadek, nie ważne było tamto dziecko. Nic się wtedy nie liczyło.
Aż odszedłeś…
W momencie, w którym cię zabrakło, coś we
mnie umarło. Jedyne dobro w moim zepsutym sercu, jakie udało ci się wydobyć,
zostało zniszczone w chwili, gdy ujrzałem twoje nieruchome ciało, skąpane w
dziecięcej krwi.
Umarłem wraz z tobą, mój kochany. Ale nie
odszedłem. Zostałem, by znaleźć tego, kto ci to zrobił. Znaleźć i sprawić, by
poczuł twój ból.
Mijały lata… a ja – samotny i zapomniany –
powoli zacząłem się rozpadać. Moje ciało nie było już w stanie co noc wysilać
się do ruchu i szukać mordercy, który mi ciebie odebrał.
W końcu dawna chwała zniknęła z ludzkich
umysłów. Odrzucili mnie. Nie przejęli się tym, że nie mogłem się poruszyć, że
cierpiałem katusze próbując wstać, że tak strasznie chciałem cię znów zobaczyć.
Przypomnieć sobie twój głos. Ponownie go
usłyszeć…
Każdy dzień wydawał się wiecznością, każda
sekunda samotności wbijała igły w mój umysł, pozbawiając mnie zmysłów.
Tak długo byłem tu sam…
Nie mam pojęcia, ile minęło czasu, nim
pojawił się w tym małym, nieużywanym od dawna pomieszczeniu.
Od razu go rozpoznałem. Fioletowy mundur i
niepokojący uśmieszek. Był tym, który popełnił ten straszny czyn.
Dałbym wszystko, by moje ciało mogło się w
tamtej chwili poruszyć. Wszystko, by móc zemścić się za to, co uczynił.
Widziałem, że nęka go szaleństwo. Że duchy
przeszłości nie dają mu spać, a sumienie odbiera resztki świadomości.
Wtedy właśnie zaczął ich wołać. Po kolei
przychodzili, a on rozczłonkowywał animatroniczne ciała bez najmniejszego
trudu. Robił im dokładnie to, co dawniej zrobił z tobą.
Wściekłość we mnie wrzała, ale wciąż
jedyne co mogłem, to przyglądać się całemu zajściu.
Dzieci, które pozbawił życia twoimi
rękami, nie pozostały głuche na mój gniew i pomogły mi wprowadzić go w pułapkę.
Dawny ja umarł, gdy sprężyny i mechanizmy
zmiażdżyły jego kości.
Stałem się Springtrapem. Pułapką idealną,
która uwięziła nie tylko ciało, ale i ducha tego mężczyzny.
Został przy mnie, podobnie jak jego krew i
gnijące szczątki.
Trwaliśmy tak przez całe trzydzieści lat,
obaj bliscy szaleństwa. Jego dusza nie chciała mnie odstąpić. Był uwięziony.
Zupełnie jak ja.
piątek, 8 stycznia 2016
(Miniaturka AC) Dzień 2 cz.1 - Zazdrość
Witam wszystkich. :) A jednak udało mi się coś napisać przed weekendem (efekt spania po szkole, budzenia się w środku nocy, a w efekcie posiadania zbyt dużej ilości wolnego czasu)!
Miniaturka jest nieco dłuższa od pozostałych, nie udało mi się jej skrócić, żeby zmieściła się w ustalonych przeze mnie normach, mam nadzieję, że to klimatu "krótkich" przygód Altaïra i Malika nie zepsuje. xux
W końcu zaczyna się drugi dzień, w takim tempie to ten ich tydzień potrwa rok... x'D
Zapraszam do czytania, mam nadzieję, że się spodoba! :D
***
– Obraziłeś się? – Malik zerknął na kochanka znad
papierów, którymi aktualnie się zajmował. Altaïr od dłuższego czasu siedział na
poduchach, oparty plecami o ścianę i nie wyglądał na zbyt przyjaźnie
nastawionego do świata.
– Nie wytrzymam tygodnia celibatu. Nie po to spędzam wolny
czas z tobą, żeby móc co najwyżej dojść w spodnie – burknął pod nosem, nawet
nie zaszczycając go spojrzeniem.
Zarządca, słysząc to, ledwo powstrzymał się od śmiechu.
Kręcąc głową z rozbawieniem, odłożył pióro, obszedł biurko naokoło i uklęknął
przed swoim partnerem.
– W zasadach naszego zakładu nie ma punktu mówiącego o braku
seksu – zaczął, ostrożnie dobierając słowa.
– Doprawdy? Udowodnij. Rozbierz się i trochę na mnie
poskacz. – Syryjczyk zmrużył oczy, nie kryjąc złośliwości.
– Nie zachowuj się jak dziecko. – Malik westchnął
ciężko, wywracając oczami. – Nie dam ci się wydupczyć w ciągu dnia, kiedy ktoś
może tutaj przyjść. – Rafiq wstał z klęczek i wrócił za biurko, by kontynuować
wypełnianie dokumentów.
– Nawet, gdyby przyszedł, to chyba mógłby chwilę zaczekać,
aż skończymy – stwierdził z powagą nowicjusz.
– Wątpię, by chwila wystarczyła. Możesz się choć na moment
opanować? – poprosił zarządca, nieco zirytowany tym, że od wczorajszego
wieczoru jego partner myśli nie tą częścią ciała, którą powinien.
Mężczyzna nie zdążył nic odpowiedzieć, bo obaj usłyszeli,
jak ktoś wchodzi przez otwarty świetlik do biura. Zaraz po tym w wejściu do
pomieszczenia pokazał się jeden z młodszych asasynów, zrekrutowany niecały rok
temu. Altaïr nawet nie znał jego imienia, za to w pamięć zapadły mu te
wszystkie drapieżne spojrzenia, jakimi młody często go obdarzał.
Subskrybuj:
Posty (Atom)