Zgodnie z zapowiedzią, razem z rozdziałem Przepaści daję miniaturkę. Tym razem jest trochę krótsza i poważniejsza. Idealnie obrazuje mój obecny humor i ból oczu po całej nocy niespania. X"D
No nic, miłego czytania życzę!
No nic, miłego czytania życzę!
***
Znów tam był. Komnata wydawała się większa i bardziej
zniszczona, niż w jego pamięci. W dłoni trzymał miecz i biegł w kierunku
Roberta, który szarpał Altaïrem, a w końcu wyrzucił asasyna z pomieszczenia.
Cała ściana runęła, odgradzając nowicjusza od niego i
Kadara, na którego od razu rzucili się wściekli wrogowie.
Malik bez zastanowienia ruszył na pomoc bratu; płazem ostrza
odparł atak agresora i odpłacił się niezbyt celnym cięciem, które w większości
stłumił stalowy napierśnik.
Obaj bracia bronili się jak tylko mogli, mieli szansę uciec,
wyjść z tego cało, gdyby nie…
– SZLAG! – Zarządca upadł na ziemię i zacisnął dłoń na
przedramieniu. Poczuł przeszywający ból, krew lała się z przebitego miejsca
strumieniami, brudząc jego szatę. Chwilę później kompletnie stracił czucie w
kończynie. Nie mógł zacisnąć pięści, sięgnąć po leżący obok miecz, nic.
– Malik, bracie! – Kadar odepchnął atakujących go templariuszy
i od razu podbiegł do rannego. – Musisz wstać, no dalej! – ponaglił go i pomógł
mu podnieść się z kamiennej posadzki. Znaleźli się pod drabiną prowadzącą do
tuneli, z których mieli otwartą drogę ucieczki. – Weź to! – Młodszy Al-Sayf wcisnął
mu w rękę Fragment Edenu, który jakimś cudem udało mu się zdobyć. – Idź, osłonię cię!
– Ale… – Rafiq spróbował zaprotestować, wiedział jednak, że
jego brat miał rację. Przytaknął i schował Jabłko za pas, tak, by nie miało
szansy zza niego wypaść.
Mając tylko jedną sprawną rękę jego ruchy były mocno
ograniczone, a wejście po szczeblach stanowiło spore wyzwanie.
Gdy znalazł się na szczycie i zdołał wczołgać na stabilny
grunt, odetchnął z ulgą i zerknął w dół, sądząc, że ujrzy zmartwioną twarz
brata, który wspina się tuż za nim.
Nic z tego. Martwe ciało Kadara leżało na samym dole, a templariusze
już zaczęli wchodzić na drabinę, depcząc po trupie młodego skrytobójcy.
Krzyk uwiązł mu w gardle, na moment zapomniał jak się
oddycha. Miał wrażenie, że zaczął się dusić, a serce stanęło mu w piersi.
To nie mogła być prawda. Kadar nie mógł umrzeć.
Może jeszcze żyje? Może da radę mu pomóc?
Ranny asasyn podczołgał się do krawędzi. W tej samej chwili
miecz jednego z templariuszy uderzył o ostatni szczebel drabiny. Mało
brakowało, a ostrze dosięgnęłoby twarzy Malika.
Mężczyzna odskoczył w tył i spiął mięśnie. Nie miał szans,
musiał uciekać.
Ostatkiem sił dźwignął się na nogi i zmusił do biegu. Prawie
nic nie widział przez zbierające się w oczach łzy, a szloch sprawił, że nie był
w stanie zaczerpnąć tchu. Płuca paliły, a tuż za sobą słyszał kroki i głośne
krzyki. W życiu nie bał się tak bardzo, jak w tamtym momencie.
Tunel przed nim już się kończył. Widział światło. Osłonił
twarz przedramieniem i skoczył prosto w białą toń.
Zarządca otworzył oczy. Cały lepił się od potu, choć noc
była chłodna. Drgnął lekko, gdy leżący tuż za nim Altaïr, poruszył się przez
sen.
Sen…
No właśnie. To tylko sen. Zwykły koszmar.
Malik podniósł się do siadu i spojrzał na obandażowaną
pozostałość po swojej ręce.
Nie… To działo się naprawdę. W dalekiej przeszłości, ale
działo.
Nienawidził tych wspomnień. Z całych sił próbował wyprzeć je
z pamięci. A to dlatego, że czuł przez nie obrzydzenie do samego siebie.
Kochając Altaïra, hańbił pamięć Kadara.
To z winy nowicjusza jego drogi brat nie żył, a on sam
stracił rękę.
Zarządca poczuł wilgoć na policzku. Zdziwiony przesunął
kciukiem po mokrym szlaku wyznaczonym przez płynące z jego oczu łzy.
Wytarł je szybko rękawem i pociągnął nosem, z całych sił
hamując szloch. Powinien się przewietrzyć. Wyjść na moment i ochłonąć.
Nim zdołał wstać z materaca, silne ramię jego kochanka
zatrzymało go w miejscu. Już po chwili został mocno przytulony do muskularnego
torsu mężczyzny.
– Co się stało? – usłyszał tuż przy swoim uchu szept Altaïra.
Jego głos, zwykle kojący, teraz ożywiał wspomnienia, które
Malik przed sekundą przeżywał ponownie w koszmarach.
Pokręcił głową. Nie odezwał się w obawie, że straci
panowanie nad swoim głosem. Asasyn od razu zrozumiał ten gest. Westchnął głośno
i oparł podbródek na ramieniu swojego partnera.
– Nie wstydź się. Płacz.
Znów pokręcił głową. Nie chciał obnażać swoich słabości przed
tym człowiekiem. Inaczej – nie chciał tego robić przed kimkolwiek.
– Nie… – zaczął, ale już po pierwszym słowie głos mu
się załamał. Nienawidził się za to. Jak mógł być tak słaby?
Skulił się i w końcu pozwolił łzom kreślić zawiłe szlaki na
swoich policzkach.
Nie miał pojęcia ile czasu wylewał z siebie emocje, a Altaïr
wciąż i wciąż tulił go do siebie, bez jakichkolwiek zbędnych słów. Po prostu
przy nim był.
Malik obudził się pierwszy. Tym razem poranek wyglądał nieco
inaczej niż zazwyczaj. Nie leżał wygodnie na swojej połówce materaca starając
się delikatnie odsuwać kochanka, który miał w zwyczaju nieświadomie zagarniać
sobie Malikową przestrzeń.
Zasnęli praktycznie na siedząco i w takiej pozycji trwali aż
do świtu. Altaïr nadal go do siebie przytulał i mamrotał coś przez sen.
Po głowie zarządcy wciąż przewijały się te same myśli.
„Czy to w porządku wobec brata, że przebaczyłem temu, który
jest winny jego śmierci…?”.
Zerknął na śpiącą twarz swojego partnera, który chyba
zaczynał się budzić.
Zarządca często miał takie wątpliwości. Ale zawsze mijały.
– Malik, idź i nago zrób mi śniadanko – wymruczał na
wpół przytomny asasyn, już z ryjem pchając się do odsłoniętych na atak, ust
Malika.
Zawsze mijały, póki ten dekiel nie wyjeżdżał z takimi
tekstami.
Ej no, to smutne, że zyskał kochanka, ale stracił brata :/. Noestety życie nie jest jakoś specjalnie sprawiedliwe... No cóż, w każdym razie wcale się wątpliwościom Malika nie dziwię. Dobrze jednak, że mijają, bo ma jedną kochającą go osobę, a mógłby nie mieć żadnej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko i weny życzę :).
Co poradzić, twórcy Asasynów lubią się znęcać. ;__; Ano nie jest, nawet ostatnio piękną animację z tą niesprawiedliwością znalazłem, polecam na YT, tytuł: "Mother of Nature" na kanale "Dead Sound". qwq
UsuńDzięki i nawzajem! :)