czwartek, 4 sierpnia 2016

Rozdział 4: Służący

 Witam wszystkich! :) Z góry przepraszam za ostatnią obsuwę, nagle wena mi uciekła i zaczęłam się zajmować wszystkim, tylko nie pisaniem. x-x Ale mam dzięki temu sporo rzeczy pozaczynanych, z takim zapasikiem powinnam zacząć przez najbliższy czas wstawiać częściej... o ile znowu czegoś nie wymyślę i nie będzie lenia twórczego. ;-;
Fajnie wam wakacje mijają? Bo muszę powiedzieć, że mi wyjątkowo... obojętnie. x-x
Rozdział publikowany o 4:30 rano, jak będą jakieś byki, to korekty dokonam w dzień, bo już na oczy nie widzę. x'D
Ostatnia i chyba najważniejsza sprawa. Zaczęłam robić forum, yaoi/yuri z (human)FNAF'a, ktoś jest zainteresowany i dać na blogu linka do niego, czy raczej średni pomysł z tym?
Miłego czytania życzę! :)

***

Wpakował się w niezłe gówno. Prędzej by się spodziewał, że Bonnie będzie chciał od niego kasy, drogich rzeczy, albo wkręci go w jakieś sprośne żarty z dyrektorem… ale żeby coś takiego?
– Będziesz mi od dzisiaj służył! Masz mnie kryć przed nauczycielami, pozwalać mi się u ciebie zaszywać, jak mnie matka z kijem pogoni, dawać mi spisywać swoje zadanka domowe, jak nie zrobię i obrywać za mnie, jak komuś kasy zapomnę oddać. To chyba niewiele za zachowanie tej twojej strasznej tajemnicy dla siebie, prawda? – Foxy doskonale pamiętał przebiegły uśmieszek Bonnie’ego, a złowieszcze słowa tej łajzy, do tej pory odbijały się echem w jego przerażonym umyśle.
– Służyć, kurwa… SŁUŻYĆ! Co on sobie wyobraża?! – Rudzielec miotał się chaotycznie po swoim pokoju, to kopiąc szafki, to z agresją zrzucając z nich wszystko, co akurat miało pech na nich stać, aż w końcu padł na łóżko i zakopał się w świeżo wypranej pościeli.
Wielka pasja z młodszych lat, po której teraz został już tylko sentyment, nadal bezkarnie panoszyła się po pomieszczeniu; a to w formie plakatów, a to figurek, a to wielkiej kolekcji gier i filmów. Wszędzie, jak okiem sięgnąć, było coś w pirackiej tematyce. Nawet kołdra, w której na chwilę obecną chłopak się zabunkrował, miała na sobie poszewkę z One Piece’a. Wiek oglądania anime był już za nim, ale ten jeden tytuł wyjątkowo lubił.
Wkurwianie się przerwał mu dzwonek telefonu. Oczywiście i w tym aspekcie królowało dawne zamiłowanie rudzielca - pokój wypełniły rytmiczne dźwięki refrenu fanowskiej piosenki do AC IV: Black Flag, autorstwa Miracle of Sound.
Jęknął przeciągle, wysunął rękę spod kołdry i na oślep zaczął szukać leżącego na podłodze obok łóżka, urządzenia.
– Co jest? – zaczął mało przyjemnym tonem, widząc na wyświetlaczu „Pieprzona Kurwa Bonnie”.
– Nie: „Co jest?”, tylko: „Słucham, mój Panie?” – poprawił go ze śmiechem. – Mam sprawę. Bądź w parku, tym obok budy z kebabem, za piętnaście minut. Weź ze sobą kasę.
– Nie mam czasu – warknął rudy, marszcząc brwi i wstając z łóżka.
– Ojej, szkoda. W takim razie nie mam powodu, żeby nie obdzwonić wszystkich znajomych ze szkoły i nie powiedzieć im kilku ciekawych rzeczy o tobie, prawda? Piętnaście minut. Włączam stoper, czas start. Biegnij, Foxy, biegnij! – Po tych słowach, nie dając mu szansy na jakąkolwiek odpowiedź, rozłączył się.
– Jak ta pieprzona ciota śmie…?! – podniósł głos, ciskając telefonem, jak małym meteorytem, o pościel. W ścianę nie odważyłby się nim uderzyć, trudno byłoby skombinować nowy.
– FOXY! – usłyszał z dołu krzyk matki. – Jak ty się odzywasz?! – upomniała go.
– Tak, jak reszta ludzi w moim wieku, do cholery! – wrzasnął z rozpędu, ale zaraz sobie uświadomił, że przez takie odzywki będzie miał kłopoty. Poza tym rodzicielka zrobi mu przydługi wykład, a on musiał się spieszyć. – … Przepraszam, zdenerwowałem się! – dodał po chwili.


Rudemu udało się w miarę sprawnie zebrać i już po chwili pędził na łeb na szyję w kierunku parku. Dotarł na miejsce dosłownie chwilę przed czasem.
– No proszę, tytuł najszybszego w całej budzie nie wziął ci się znikąd. – Bonnie wstał z ławki i pokiwał głową z uznaniem, chowając phone do kieszeni.
Foxy nie odpowiedział, prychnął coś pod nosem, najprawdopodobniej ciche „jeb się” i oparł dłonie na kolanach, powoli łapiąc oddech po szybkim biegu. Gdy już nieco ochłonął, przetarł dłonią czoło i wyprostował się.
– No, to czego chciałeś? – zapytał. Nie dostał odpowiedzi, rywal posłał mu jedynie karcące spojrzenie. – … Znaczy, czego chciałeś, mój panie? – wywrócił oczami.
Bonnie serio wczuł się w tą całą zabawę ze służeniem. No ale cóż… dla dobra Mangle (i własnego w sumie też) musiał to zrobić.
– Postaw mi kebaba. – Chłopak uśmiechnął się przesłodko.
Rudy zamrugał i otworzył szeroko oczy. No już zaczął myśleć, że się przesłyszał… ale nie, jego „pan” drugi raz powtórzył dokładnie to samo polecenie, tyle, że wolniej, jakby obawiając się, że Foxy nie zrozumie.
– Proszę…? Goniłeś mnie na łeb na szyję po taką pierdołę…?! – Chłopak myślał, że wyjdzie z siebie. Ta pizda na zbyt wiele sobie pozwalała!
– Pierdołę? Jestem głodny jak cholera! – zamarudził Bonnie, przeczesując palcami purpurowe kosmyki.
– W dupie to mam! Idź żebrać pod kościół, debilu! – Foxy zacisnął pięści i wziął kilka głębszych wdechów. Aż się w nim gotowało przez całą tą akcję. Po prostu nie mógł uwierzyć, na co ten dupek sobie pozwalał! – Mam pytanie, czemu żeś, do jasnej kurwy, nie poszedł do domu na obiad, jak normalny człowiek?!
– No jak to czemu? Nogi mnie bolą, jestem głodny, a mam przecież służbę, to po co się wysilać i o pustym żołądku wlec na drugi koniec miasta? – Zatrzepotał swoją parodią rzęs i wskazał palcem na budkę. – Na grubym cieście i z dodatkowym sosem. Wolę w bułce niż w naleśniku… i bez kukurydzy. Nie znoszę kukurydzy.
– No chyba, kurwa, nie. Pierdolę. Nie ma mowy, żebym ci dupę lizał, aż tak nisko nie upadłem! – Rudy pokręcił głową i kategorycznie zawrócił w stronę swojego domu.
– Serio? I już się nie przejmujesz, że ktoś może poznać twój sekrecik? Wydaje mi się, że pan psorek będzie miał przejebane, jak się wyda, że molestował ucznia… – Licealista wyjął z kieszeni phone i z listy kontaktów wybrał przypadkową osobę, specjalnie dając na głośnik, żeby jego służący nie podejrzewał żadnego przekrętu.
Foxy momentalnie stanął w miejscu i obejrzał się przez ramię. Nie wierzył, że facet może mu to zrobić. No przecież nawet on nie jest taką świnią.
Bonnie przyłożył telefon do ucha z głośnym: „No cześć, Chica…!”, nic więcej nie zdążył powiedzieć, bo rudzielec momentalnie znalazł się przy nim, wyszarpnął mu urządzenie i z furią zaczął wciskać na dotykowym ekranie znak czerwonej słuchawki, szybko odkrywając, że czynność ta nie daje żadnego efektu.
– Musisz przesunąć… – podpowiedział mu szantażysta.
– Zamknij się, kurwiu! – zawarczał wojowniczo, ale zrobił tak, jak mu właściciel sprzętu doradził.
Chwilę później oddał mu phone’a, wyciągnął z kieszeni pieniądze i podszedł do budki.
– Na grubym cieście! – przypomniał Bonnie z uśmiechem, wciąż siedząc na ławce i czekając na swoje jedzonko.
Foxy z furią zbliżył się do okienka. Przywitał go podstarzały, mający wyraźny problem z nadwagą, sprzedawca.
– Bry – zaczął smętnie rudy. Nim zdążył cokolwiek zamówić, w jego głowie zapaliła się żarówka, oświetlająca podły plan jak dopiec tej zasranej, śliwkowej piździe. – A mógłbym mieć specjalną prośbę co do kebaba?

Minęło prawie dziesięć minut. Bonnie położył się na ławce z torbą pod głową i zaczął bawić się telefonem. Trochę go nudziło to całe czekanie, był pewny, że Foxy celowo tam sterczy i zagaduje sprzedawcę, zamiast szybko przynieść mu jedzonko. A on przecież taki głodny, rudy serca nie miał!
W końcu kątem oka dostrzegł, że chłopak wraca do niego z parującym zawiniątkiem.
– No wreszcie! – podniósł się do siadu i poklepał miejsce obok siebie.
– Smacznego – burknął rudy i podał mu jego zamówienie. Rywal tylko kiwnął głową i szybko rozpakował jedzenie z folii aluminiowej, zaraz potem wziął dużego gryza i… momentalnie łzy stanęły mu w oczach. – Dobre? – Foxy uśmiechnął się chytrze. – Tak jak prosiłeś, jest na grubym cieście.
– Ale… – chłopak z wielkim trudem przełknął kęs, ledwo się powstrzymując od wyplucia go na chodnik – czemu w tej cholernej bułce nie ma nic oprócz kukurydzy?

***

Plush nie miał pewności, czy dobrym pomysłem jest wrócić dzisiaj do domu. Mimo, że minęło już kilka godzin odkąd opuścił dom Nightmare’a, wciąż nie mógł opanować emocji. Co chwila pociągał nosem i wycierał rękawem zaczerwienione oczy, wolno błąkając się po mieście. Początkowo sądził, że zatrzyma się u Marionne’a, przynajmniej do czasu, aż się uspokoi. Ale ten pojechał gdzieś do rodziny i jak na złość nie było go w domu.
Blondyn wyciągnął z kieszeni phone i napisał do Springa, że będzie trochę później.
To więcej niż pewne, że gdyby teraz pojawił się w mieszkaniu, to jego brat w sekundę by go rozpracował. A na nieszczęście młodego, nauczyciel jest typem upierdliwca – będzie naciskał tak długo i zadawał takie pytania, aż młody pogubi się we własnych zeznaniach i przez nieuwagę wypapla mu prawdę, a on będzie mógł unicestwić z wielką brutalnością każdego, kto doprowadził jego braciszka do płaczu.
Już kiedyś tak było, w czasach, gdy chodził do podstawówki, a Spring właśnie kończył studia. Jacyś chłopcy ze starszej klasy mocno mu dokuczali. Do tej pory pamiętał, że przez pewien okres czasu codziennie wracał do domu zapłakany. Rodziców to w sumie średnio obchodziło, nie interesowali się swoimi dziećmi. Co innego Spring, który zawsze stał za nim murem. Tyle, że w tamtym okresie niewiele czasu spędzał w rodzinnym domu.
Aż tu któregoś dnia postanowił ich odwiedzić i wpadł z niezapowiedzianą wizytą dosłownie chwilę po tym, jak Plush wrócił ze szkoły. Widząc, że jego młodszy brat płacze, w kilka minut wyciągnął od niego czyja to wina.
Oczywiście młody upierał się, żeby nie interweniował, kierując się prostą, dziecięcą logiką: „Bo będzie jeszcze gorzej!”.
Student posłuchał go i nie narobił rabanu. Zamiast tego któregoś dnia poszedł go odebrać. Trafił idealnie na moment zwyczajowej sceny „dajesz kasę, albo wpierdol” w wykonaniu starszych uczniów i zgnębionego Plushtrapa. Cwaniaczki z nich niezłe były, teraz to młodszy brat fizyka by im pewnie odpyskował, ale wtedy strasznie się ich bał.
Młody nigdy nie zapomniał ulgi, jaką poczuł gdy nagle tuż za tymi młodocianymi opryszkami pojawił się Spring. No i co z tego, że był niewiele wyższy od tych chłystków, węższy w barach i kompletnie nie miał mięśni? Tak im nawtykał, że wypierdki zwiały gdzie pieprz rośnie. Coś tam jeszcze później próbowali donosić, że niby przyszły nauczyciel im coś zrobił, ale jak sytuacja zaczęła obracać się na ich niekorzyść i wyszło na jaw, że dręczyli młodsze dzieci, prędko zamknęli buźki i unikali Plusha aż do końca szkoły, najwyraźniej przerażeni wizją, że ten jego „straszny brat” mógłby wrócić.
Nastolatek przysiadł na parkowej ławce, oparł łokcie na kolanach i wziął kilka głębszych wdechów. Starał się myśleć o wszystkim, tylko nie o tym, co wydarzyło się u matematyka i o fakcie, że będzie musiał tam wrócić. Marionne nie odpisywał na jego wiadomości, więc dzieciak nie miał pojęcia co ze sobą zrobić, ani komu się zwierzyć.
– Ty popierdoleńcu! Oberwiesz! – Uniósł głowę, słysząc dziwnie znajome głosy.
– No ale o co ci chodzi, chciałeś kebaba, to masz kebaba! – Jakiś rudy chłopak niebezpiecznie szybko zbliżał się w jego stronę.
Chyba kojarzył go ze szkoły… tak, zdecydowanie mijali się często na korytarzu. Ten z fioletowymi włosami też mu gdzieś czasem mignął w tłumie. Co w sumie nie było dziwne, wyróżniał się tym kolorem jak murzyn na śniegu. Obaj z tym rudym zawsze się wydzierali, jak ich klasy miały łączony w-f.
– Przecież mówiłem ci, że nie znoszę kukurydzy! – Darł się ten, który był dalej.
– Och… myślałem, że nie zniesiesz BRAKU kukurydzy. Trudno, mój błąd. Ale minę zrobiłeś cudowną przy pierwszym gryzie! – Rudzielec zaczął się śmiać, ale szybko spoważniał i błyskawicznie osłonił się przedramieniem, bo kebabowy pocisk poszybował w jego kierunku.
Wszystko stało się w ułamku sekundy. Gdy bułkowa torpeda zbliżyła się do celu, atakowany, z pomocą łokcia, zmienił jej tor lotu, a ta wylądowała prosto na głowie siedzącego na ławce obok, Plusha.
Cała trójka zamarła. Choć w sumie blondyn, przypatrujący się biernie całej sytuacji, od początku się nie ruszał.
– O kurwa! – Foxy natychmiast dopadł do poszkodowanego i zaczął ściągać bułkę i kukurydzę z jego włosów. – Rany, przepraszam, mały gościu!
– No i co żeś narobił, ofiaro?! – Bonnie podbiegł do nich i starał się pomóc z naprawą wyrządzonych szkód.
– Ja?! To ty jedzeniem rzucasz, debilu! – odparował agresywnie rudy.
– No i czego się wydzierasz?! Patrz, dzieciak przez ciebie płacze! – Bonnie wskazał oskarżycielsko na zbolałą minę poszkodowanego.
– Nie, nic się nie stało… po prostu mam gorszy dzień. – Młody strzepnął z ubrania kukurydzę. Całe szczęście, że poza tymi nasionkami w bułce nic więcej nie było, bo sosu tak łatwo nie udałoby się im pozbyć.
– Serio sorry za to. No nie płacz, postawię ci kebsa, okej? – Foxy poklepał Plusha po ramieniu.
– Nie trzeba. Serio, nic się nie stało. – Blondyn uśmiechnął się lekko, próbując jakoś załagodzić sytuację.
– Nic się nie stało, a beczysz! Chodź! – Rudy pociągnął go do budki, gdzie kilka minut wcześniej wyprodukowano ten śmiercionośny pocisk, którego szczątki wciąż zdobiły gdzieniegdzie czuprynę chłopaka.
Bonnie biernie przyglądał się tej scenie. Był zdumiony spontanicznym zachowaniem swojego sług… znaczy kolegi. Znał Foxy’ego od tej agresywniejszej i wredniejszej strony, w życiu by mu do głowy nie przyszło, że może być dla kogoś taki… miły? I to jeszcze dla jakiegoś obcego dzieciaka?
Plush, mimo protestów, nie mógł odmówić przyjęcia podarunku, gdy Foxy postawił go przed faktem dokonanym i pomachał mu gorącym kebabem przed samą twarzą, grożąc, że jak go nie weźmie, to rudy będzie zmuszony wyrzucić tą pyszność.
Rzecz jasna specjalnie wziął na grubym cieście i z podwójnym sosem, żeby zrobić Bonnie’emu na złość.
Było o wiele milej, niż Plush mógł się spodziewać. Dwaj wyrośnięci, wrzeszczący i rzucający kebabami faceci, kojarzą się raczej z rozpuszczoną, buntowniczą młodzieżą, której celem jest sponiewierać i zasmucić wszystkich wokół. A nie z porządnymi gośćmi, którzy postawią ci coś do żarcia w ramach przeprosin za obrzucenie kukurydzą.
Cała trójka szybko znalazła wspólne tematy. Dyskusja nabrała tempa, gdy brat Springa w końcu nabrał przy nich śmiałości i rozgadał się na dobre.
– A właśnie… jak mówiłeś, że się nazywasz? – zapytał Bonnie.
– Plushtrap – odparł blondyn, bezbłędnie trafiając do kosza rzuconym papierkiem, w który była zawinięta bułka.
– Ja jestem Bonnie. Niezły rzut – Sprawca wcześniejszego incydentu pokiwał głową z uznaniem. – Lubisz sport?
– Niespecjalnie. Po prostu kiedy rzucasz pod kątem… ­– zaczął blondyn, ale szybko mu przerwano.
– Oj nie radzę ci mówić takich trudnych słów, bo Foxy’emu głowa się przegrzeje! – ostrzegł młodociany szantażysta, wskazując kciukiem na siedzącego obok i popijającego colę, rudego.
– Bardzo zabawne. Boki zrywać – warknął wyżej wspomniany, odkładając butelkę na ziemię, obok ławki na której siedzieli. – Nie rób sobie ze mnie beki przy gimnazjalistach, stary. Pewnych granic się nie przekracza.
– Ale ja nie jestem z gimnazjum. W tym roku zacząłem chodzić do średniej – naprostował Plush i omal nie wybuchnął śmiechem, kiedy zaskoczeni chłopcy spojrzeli najpierw na niego, z szeroko otwartymi ustami, potem na siebie i znów na niego.
– Ja pierdolę, a przysiągłbym, że masz maksymalnie ze czternaście lat! – przyznał Foxy z niemałym zdziwieniem.
– Ja tak samo! Strasznie młodo wyglądasz, w życiu bym nie powiedział, że jesteś prawie w naszym wieku! – dodał Bonnie, sięgając po komórkę do kieszeni. – Znaczy bez obrazy, co nie. Przyzwyczaiłem się, że w budzie faceci są mojego wzrostu, albo wyżsi  spojrzał na wyświetlacz i zaraz po tym wstał. – Dobra, ja spadać muszę. – Chłopak pożegnał się, zebrał szybko i odszedł jedną z parkowych ścieżek.
– Też będę się zbierał. Ej, młody… chodzisz do szkoły tam na rogu? – Rudy wskazał głową odpowiedni kierunek.
– No chodzę, a co? – Blondyn uniósł pytająco brew.
– Strasznie mi kogoś z niej przypominasz… tylko jakoś nie mogę skojarzyć kogo. – Podrapał się po głowie, mrużąc oczy w zamyśleniu, ale ostatecznie wzruszył tylko ramionami. – No nic. Trzymaj się, fajnie było pogadać i powkurzać Bonnie’ego – wyszczerzył się i wstał z ławki.
Plushtrap znowu został sam. Był o wiele spokojniejszy niż niespełna pół godziny temu. W tym roześmianym towarzystwie zdążył zapomnieć o wszystkim co go dręczyło.
Chyba powinien wracać do domu. Niby Spring nie robił mu za niańkę i nie wydzwaniał nałogowo za każdym razem, jak młody się spóźniał, ale Plush dobrze wiedział, że jego opiekun najpewniej się teraz zamartwia i stoi nad telefonem, ledwo powstrzymując się od wysłania chociażby jednego SMS-a.
Szybkim krokiem udał się w stronę swojego mieszkania i już po kilkunastu minutach stanął pod drzwiami na klatkę schodową.
Niespiesznie wszedł po schodach na górę. Potrzebował jeszcze raz zebrać myśli.
– Gdzieś ty tyle był? – Już w progu przywitał go ostry ton głosu brata.
– Zarwaliśmy z Marionnem całą noc na granie i musiałem trochę odespać – stwierdził bez zająknięcia, wchodząc do środka, zdejmując buty i od razu idąc do salonu.
– Nie jesteś głodny? – zapytał Spring, podążając za bratem.
– Niezbyt, już jadłem. – Plush usiadł wygodnie na kanapie, sięgnął po pilota i włączył tv. O tak, tego mu było trzeba. Bezkarnego byczenia się i nie myślenia o niczym.
– Płakałeś? – Czujność starszego blondyna nie dała się zwieść, bezbłędnie wychwytując wciąż lekko zaczerwienione oczy i specyficzny ton głosu brata. Zawsze udawał obojętnego, gdy coś się działo, a w efekcie brzmiał nienaturalnie spokojnie, wręcz sztucznie.
– Nie. Wydaje ci się. – Nastolatek nawet nie spojrzał w kierunku Springa gdy poczuł, że ten siada tuż obok niego.
– Nie wydaje, Plush. – Naciskał, wciąż twardo obstając przy swojej wersji. – Co się stało?
– Rany, nic! Coś pyliło i alergia mi się odezwała! – wywrócił oczami, chcąc tym gestem pokazać, jak bardzo zirytował go temat.
– Nie podoba mi się to kłamanie. – Spring oparł się wygodniej i założył ręce na piersi.
– Nie kłamię… – "tylko naginam fakty", dodał młody w myślach. Powoli odchylił się w bok, aż w końcu oparł głową o ramię brata. Obaj skupili się na tym, co leciało w tv. – Rany, co za debil wyprodukował taki słaby film… – mruknął po chwili oglądania w ciszy.
– Pewnie ten sam, który wynalazł wodę w proszku – stwierdził nauczyciel, z nadzwyczajną powagą.
Plush parsknął śmiechem. Tego też mu brakowało.

***

– Dalej się boczysz o to kino? – Golden Freddy bez pukania wszedł do pokoju brata i zaczął zbierać z poplamionego blatu biurka, sterty brudnych naczyń.
Jego rodzeństwo miało kreatywną duszę marzyciela, co niestety owocowało dużym niedbalstwem, a momentami wręcz niechlujstwem. Oczywiście Fred wszystko uzasadniał prostym stwierdzeniem: „Jestem artystą, artyści nie myją garów, kiedy mają wenę” i na tym większość ich pogadanek o sprzątaniu się kończyła.
– Nie boczę się. Po prostu smuci mnie, że jakaś laska zaczyna zajmować moje miejsce! – zamarudził, nie szczędząc nutki dramatyzmu w głosie. Zaraz po tym zakrył głowę poduszką i zakopał się w pościeli. Było już grubo po południu, a on nadal nie miał zamiaru wstawać.
– Nie przesadzaj, ja ci jestem potrzebny tylko i wyłącznie do sprzątania. Jakoś przeżyjesz brak mojej osoby obok siebie i nauczysz się żyć samodzielnie… o ile nie przygniecie cię góra śmieci. – Golden zebrał talerze, ułożył je jeden na drugim i zostawił na krańcu biurka, po czym zbliżył się do leżącego na łóżku, bliźniaka.
Usiadł na materacu i odchylił się w tył, kładąc na jego… plecach? Tyłku? Ciężko było określić o co opierał głowę, bo jego starsze – o kilka minut, ale jednak – rodzeństwo, postanowiło złączyć się duszą i ciałem z kołdrą, tworząc jakiś pieprzony naleśnik zawiści i smutku.
– Nie prawda… – mruknął Fredbear spod poduszki. – Nie tylko.
– No, racja. Jeszcze do pilnowania cię, gotowania ci, podpowiadania na lekcjach… – przerwał ze śmiechem, gdy naleśnik wierzgnął mocno. – Życiowa fajtłapa z ciebie.
– Nie potrzebuję wykładów pod tytułem: „Fredbear to niedojda”. Ja tylko chcę ci uświadomić, że to nie było fajne! Zostawiasz mnie na kilka minut przed filmem i stwierdzasz, że w sumie to twoja niunia jest ważniejsza! – Wychylił rozczochraną głowę spod warstwy kołdry i spojrzał na bliźniaka ze złością.
– Marudzisz, Freduch! – Golden Freddy wywrócił oczami, wszedł kolanami na łóżko i padł plackiem na brata. – Albo mi wybaczysz i przestaniesz się fochać, albo cię zgniotę.
– Pfff, nawet jakbyś tak leżał na mnie przez rok, to nie dałbyś rady tego zrobić. No chyba, że mocno byś zgrubł… wtedy owszem. Miałbym problem. – Twórca naleśnika podjął próbę wydostania się z kokonowej pułapki. Nie wyszło. – Serio mówię z tą dziewczyną, Golden. Nie rób tak, bo się poczułem zraniony i niechciany. Jak… em… – zaczął szukać dobrego porównania.
– Jak co? – Jego brat, zaciekawiony, oparł brodę na splecionych dłoniach.
– Jak… ostatni chips w paczce. Jak nielot wśród łabędzi. Jak śruba w krainie gwoździ. Jak… – Wyraźnie zaczął się rozkręcać.
– Dobra, dobra, starczy tych twórczych porównań! Zrozumiałem aluzję, braciszku. Serio przepraszam, jak następnym razem będziemy mieli iść na film, to pójdziemy bez względu na wszystko! Nie pozwolę, by jeszcze choć jeden bilet zmarnował się z mojej winy! – stwierdził, teatralnie przykładając dłoń do czoła.
– Em… on… on się tak jakby… nie do końca zmarnował – powiedział nieśmiało Fredbear.
– Ale że jak? Czyli… ktoś tam z tobą był? – Freddy’emu aż się oczy zaświeciły. – Jakaś znajoma? Czy znajomy? – zaczął od razu dopytywać. Dobrze znał preferencje swojego brata. Wiedział, że nie dobierał sobie partnerów ze względu na płeć i wcale mu ten fakt nie przeszkadzał, bo sam był nie lepszy. – No mów! Trzy lata czekam, żeby znowu zacząć śpiewać tę idiotyczną piosen…! – Wypowiedź została mu brutalnie przerwana poduszką, która postanowiła wylądować na jego twarzy.
– Żaden znajomy! Znaczy… no znam go, ty też… ale to nie kolega czy coś w tym stylu, a tym bardziej nie ktoś, z kim mógłbym zacząć się spotykać! – podkreślił ostatnią część zdania. – Nie przyszedłeś, więc na twoje miejsce wskoczył on, bo całe kino było pełne po brzegi, w końcu weekend i żadne inne wolne miejsce się nie znalazło. Ot, cała tajemnica!
– Niby dlaczego nie mógłbyś się z nim spotykać? – Golden Freddy uniósł brew, nie widząc powodu, dla którego jego bliźniak miałby sobie odpuścić tego gościa, z którym zdążył już zaliczyć, jego zdaniem, romantyczną randkę w kinie.
– Serio chcesz wiedzieć? Po pierwsze, jest dużo starszy od nas. Po drugie, wredny, niesprawiedliwy, narcystyczny, zarozumiały i irracjonalnie pewny siebie. Po trzecie, nie w moim typie, bo za niski, za chudy i za bardzo się rządzi! Mówiłem już, że sporo od nas starszy? – prychnął, na samą myśl o Springu momentalnie tracąc humor.
– Oooo! Ty go lubisz! – Golden uśmiechnął się szeroko i wziął głęboki wdech.
– NIE! Ani. Się. Waż. Śpiewać – ostrzegł go brat, ale mimo użycia Palca Groźby, Golden Freddy i tak zrobił to co mu się podobało.
– Fredbear ze swoim kochasiem siedzą na drzewie. C-A-Ł-U-J-Ą SIĘ! – Parsknął śmiechem, gdy brat rzucił się na niego i zatkał mu usta dłonią.
– No weź, serio musisz mi to robić? Ile ty masz lat?! – Nie zabrał ręki póki nie poczuł, że bliźniak go obślinił. – Fuj!
– Wystarczająco, by robić ci za swatkę – odparł Golden, gdy już się uwolnił.
– Co…? Braciszku… ty się chyba w głowę uderzyłeś. Albo przemawia przez ciebie jakaś wyjątkowo wredna tulpa. Powiedziałem ci, że on mi się nie podoba!
– Jasne, jasne, nie podoba. To ja zrobię tak, żeby się spodobał! Radzę ci współpracować, bo ktoś ci go jeszcze sprzątnie sprzed nosa.
I wtenczas Fredbear zrozumiał, że Golden bratem mu nie jest, tylko demonem z piekielnych otchłani, który kompletnie nie respektuje jego zdania. Ba! On go nawet nie słucha!

***

Poniedziałek. Chyba nie było osoby pracującej, lub uczącej się, która nie pałałaby do tego dnia szczerą nienawiścią.
Nie inaczej było ze Schmidtem. Jeremy męczył go prawie całą noc. Tylko że, chujek jeden, ma na czwartą lekcję do roboty, a Mike na ósmą rano!
Profesor był nieprzytomny i obolały podczas omawiania kolejnych, fascynujących ciekawostek o rodzajach elektrowni. Tyle dobrego, że nawet na śpiąco mógł im wszystko wyrecytować, bo temat  był prosty.
– Dobrze, teraz zróbcie notatkę ze stron… – zaczął, ale przerwał mu jakiś huk. Zaniepokojony zmarszczył brwi i obrócił się w kierunku wejścia do klasy. Odgłos dobiegał gdzieś z korytarza za nimi.
Huk narastał, po chwili można już było rozpoznać w tym szybkie i ciężkie kroki. Coś jakby stado dzikich nosorożców szarżowało na klasę.
Nauczyciel powoli zbliżył się do drzwi i uchylił je lekko, chcąc wyjść na zewnątrz i sprawdzić, co się dzieje. Niestety, ledwo nacisnął klamkę, a coś dużego i stosunkowo ciężkiego postanowiło wpaść do środka, staranować go i widowiskowo powalić na podłogę.
Cała klasa wstrzymała oddech. Nie z przerażenia. Starali się nie wybuchnąć śmiechem.
Mike czuł się, jakby koń go kopnął, a potem perfidnie postanowił na nim usiąść. Coś załaskotało go w policzek. Uchylił jedną powiekę i zobaczył tuż przed oczami dobrze mu znaną, fioletową czuprynę.
– Vincent… zabiję cię… – wycharczał, zebrał w sobie resztki sił i zepchnął z siebie, najwyraźniej tak samo poobijanego i zaskoczonego, woźnego.
Schmidt szybko skarcił wzrokiem chichoczących uczniów i pociągnął Vincenta na korytarz, poza zasięg uszu dzieciaków.
– Auć… wszystko mnie boli… – zamarudził woźny.
– Ciebie boli? Ciebie?! Czy ja mogę się łaskawie dowiedzieć, czemu próbowałeś mnie zabić?! – Mężczyzna pomasował palcami skroń. To było po prostu nie do pomyślenia.
– Zabić? Nie, nie! To było niechcący! Nie sądziłem, że stoisz tuż przy drzwiach… Sorry za to. – Bishop podrapał się po karku, posyłając nauczycielowi nieśmiały uśmiech.
– Sorry?! I tylko tyle masz mi do powiedzenia?! – Mężczyzna już ledwo nad sobą panował. Miał wielką chęć kopnąć w dupę tą małą, tostożerną pierdołę. – Eh… – odetchnął. – No dobrze… to wytłumacz mi zatem co cię skłoniło do tak szaleńczego biegu i taranowania drzwi mojego gabinetu?
– W tej klasie jest Charizard – odparł z powagą Vince.
– Co…? – Mike uniósł brwi i zamrugał ze zdziwieniem. Zrozumienie przyszło, gdy facet podsunął mu pod nos telefon z włączoną aplikacją Pokemon GO. – … Żartujesz, tak? Błagam, powiedz, że żartujesz.
– Jestem całkowicie poważny, przyjacielu. – Położył mu dłoń na ramieniu. – Robiłeś wykład samemu Charizardowi.

11 komentarzy:

  1. Okey, pokemony mnie dobiły, w sumie tak samo jak akcja z kebabem <3 Uwielbiam cię! Życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. KURWA. VINCENT...CZEMU XDDD
    Piękny rozdział a koniec najlepszy <33

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czemu? Bo skoro cały świat ma na to fazę, to on też musiał. X'D
      Dzięki. :)

      Usuń
  3. W ogóle w sprawie tego forum to ja jestem ciekawa i uważam, że to dobry pomysł aby dodać linka tutaj :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Bekowy odcinek z FNAFa - Tamy lubią i czczą nocami <3 Szczególnie ze względu na Cepowskiego, który u Ciebie okazał się trochę bardziej rozgarnięty, niż normalnie. Ale to straszliwe świństwo z kukurydzą... Swoją drogą, jak on mógł nie zauważyć, ze z bułki się kukurydza wysypuje? XD Takie rzeczy tylko z nim.
    Sprawa Plusha mnie martwi, mam nadzieję, że Springuch w najbliższym czasie połapie sie, że coś jest nie tak i załatwi sprawę po męsku - piskiem i wyzwiskami! Niech Nightmare więcej ze Złotkiem nie zadziera!
    No i końcówka. Wiesz jak walnąć, żebym zaśpiewała - Pokemon GO i w cholerę rzadki Charizard - Vincet miał bardzo dużo szczęścia, nie dziwię się, że tak zapierdzielał. Gdybym była na jego miejscu... *^*
    Życzę Ci dużo weny w najbliższym czasie, żeby powstało więcej takich rozdziałów. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tamom to się chyba bardzo po nocach nudzi, skoro zamiast spać, to czczą! XD
    Wiesz... okazuje się, że kiedy ładnie coś zapakujesz, to skarpetki mogą wyglądać jak nowy kontroler. Więc czemu kukurydza miałaby nie wyglądać jak mìęsko? QwQ
    Ach to męskie załatwianie spraw! Weźmie kurde dzidę i go zadźga! XD
    Gdybyś była, to pewnie byś te drzwi wyważyła, nawet gdyby były zamknięte. A jak nie dałabyś rady, to włamałabyś się oknem. XDDD
    Dzięki wielkie, nawzajem, bo mi ostatnio mało do czytania dajesz, cholero mała! Również pozdrawiam. C:

    OdpowiedzUsuń
  6. 'tostożerna pierdoła' zabiła mnie xD
    Uwielbiam tą opowieść! Jest zajedwabista <3
    Nie mam do czego się przyczepić, dla mnie jest wszystko perfecto xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dzięki wielkie, miło mi, że to opko daje Ci nieco frajdy! :D
      Pozdrawiam!

      Usuń
  7. Za oknem świta... Ptaszki ćwierkają... Ja czytam o tostożernych pierdołach... Dobranoc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wietrzyk ćwierkuje, ptaszki szumią, tostożerne pierdoły latają za Pokemonami... Miłych snów życzę. X"DD

      Usuń