niedziela, 16 października 2016

(Miniaturka AC) Dzień 4 cz.1 - Śniadanie

Witam wszystkich! No i w pakiecie z DN macie miniaturkę. Przyznam, że trochę na szybko ją pisałam, bo - jak się okazało - zeszycik, gdzie miałam napisane trzy kolejne części "Tygodnia"... tak jakby zaginął. x'D Wątpię, żeby udało mi się go odnaleźć, więc minuta ciszy dla poległych miniaturek. ;-;
Nie przedłużając, zapraszam do czytania! :)

***

– Kochanie, gość przyszedł, żąda arbuzów… mam go wygonić? – zapytał Altaïr, rozsuwając zasłonkę, za którą wśród góry poduch leżał Malik.
Zarządca nie był tego dnia w zbyt dobrej kondycji i mimo starań, asasynowi nie udało się wyciągnąć go z łóżka. W dodatku jego kochanek kazał mu zająć się biurem, a każdą próbę rozmowy szybko ucinał w wyjątkowo niemiły, nawet jak na niego, sposób.
 Tym razem nie było inaczej. Mężczyzna obrócił się do niego plecami, wtulił w wielką poduchę i kompletnie olał pytanie swojego partnera.
Nowicjusz średnio wiedział co ma robić. Skoro Malik zaniemógł przez tajemniczą chorobę, powszechnie nazywaną „Foch Forever”, to on – Wielki Mistrz Altaïr, musiał się wszystkim zajmować. Problem polegał na tym, że nie miał pojęcia jak wydawać racje żywnościowe i wypełniać te wszystkie pozwolenia na zabójstwa. Malik by go zabił, jakby narobił mu bałaganu w papierach i w jedno popołudnie roztrwonił całą zawartość spiżarni.
– To ja… ten… dam mu tego arbuza. – Powoli wycofał się z Malikowej samotni i wrócił do oczekującego na posiłek, młodego asasyna, który przyszedł tu po misji.
– Mistrzu Altaïrze, panu Zarządcy coś się stało, że dziś to ty zajmujesz się biurem? – zapytał młodzik, ze zdziwieniem obserwując jak Ibn-La’Ahad kładzie na niskim stoliku tuż przed nim, pokaźnych rozmiarów arbuz.

Rozdział 5: Ten trzeci

 Wróciłam!
Dwa miesiące kompletnej zawiechy, próbowałam, pisałam, ale gówno z tego wychodziło, stąd te opóźnienia. x-x Szczerze mówiąc, ten rozdział miałam gotowy, łącznie pisałam go cztery razy, dwa razy stwierdziłam, że dupny, raz przypadkiem usunęłam i dopiero za czwartym udało mi się go skończyć.
Wiem, że trochę zawiewa nudą, muszę się znowu w to wkręcić... no i potrzebowałam rozdziału w którym wprowadzę kilka (teraz nieistotnych, ale w późniejszym czasie bardzo ważnych) informacji.
Mam nadzieję, że w miarę da się ogarnąć te moje wypociny. ;-;
Życzę miłego czytania! 

***

Plush czekał spokojnie aż psorek wyczyta jego nazwisko z listy i poprosi o odebranie sprawdzianu. Z pewnością nie dostał niżej niż cztery, więc w przeciwieństwie do reszty klasy nie obgryzał z przerażeniem paznokci.
Zaczynało mu się trochę nudzić, od niechcenia omiótł spojrzeniem całe pomieszczenie, aż jego wzrok zatrzymał się na brunecie, siedzącym dwie ławki na lewo od niego. Nie zdążył go jeszcze poznać, ale domyślał się, że to ten niesławny Jack-O-Bonnie, który  od września pojawił się w szkole maksymalnie trzy razy, a na Facebooka wrzucał jedynie zdjęcia swoich naprężonych muskuł po kilku godzinach spędzonych na siłce. Typ wliczający się w jedną ze stereotypowych grup dzielących ich klasę na kilka sektorów, wśród których ani Plush, ani Marionne się nie odnajdywali.
– Gratulacje, Plushtrap, jako jedyny w klasie zdobyłeś maksymalną ilość punktów! Brawo, brawo, mój drogi! – Profesor z entuzjazmem przywołał do siebie blondyna i wręczył mu jego sprawdzian.
Facet mógł sobie odpuścić tą emocjonalną paradę, bo po tym, jak blondyn wstał, odebrał swój test i wracał do ławki, usłyszał ciche: „Kujon!” i „Pupilek psorka, tylko czekać aż mu buty zacznie lizać!”. Nie przejmował się, to tylko standardowe teksty padające z ust tipsiar i tępych mięśniaków, którzy w przeciwieństwie do niego nie wyciągnęli nawet na tą dwóję... ale miło też mu nie było.
Usiadł z powrotem na krześle i zerknął przelotnie na sprawdzian. Tyle dobrego, że Springi głowy mu nie będzie suszył jak wróci do domu.
– Serio kujon z ciebie – zaśmiał się Nightmarionne, który swoją pracę odebrał chwilę przed nim. – Ja mam trzy. Nie jest źle. – Wypiął dumnie pierś, najwyraźniej mocno zadowolony z wyniku.
– Bardzo zabaw… – Plush urwał w połowie zdania, bo od jego policzka odbiła się papierowa kulka. – Co do…? – Dotknął skóry w miejscu gdzie trafił pocisk.
Prędko obrócił głowę i rozejrzał się po klasie. Sporo osób się podśmiewało, ale tylko Jack zaszczycił go kpiącym spojrzeniem i aroganckim uśmieszkiem.
Skurwiel. Młodszy brat Springa już wyczuwał, że będzie miał z tym gościem problemy.
– Nie zwracaj uwagi, takiego dupka najlepiej jest po prostu zignorować – szepnął Marionne.
– Mam mu pozwolić się panoszyć? – Plush nie był przekonany co do takiej taktyki.
– Lepiej, żeby czasem rzucił zgniecioną kartką, niż wyjechał ci z gonga prosto w nos, bo po takim ciosie to ty byś już nie wstał. Uwierz, wiem co mówię.

***

Springtrap wyszedł pospiesznie z pokoju nauczycielskiego. W jednej ręce zwyczajowo trzymał kubek z kawą, w drugiej torbę z papierami i dziennik. Tuż obok niego, z podobnym - choć uboższym o naczynie wypełnione kofeiną - ekwipunkiem, szedł Puppet.
– Mówię ci, nie martw się Plushem, dzieciak pewnie się z kimś pogryzł i trochę zbyt emocjonalnie zareagował. – Wyższy mężczyzna starał się wyglądać na opanowanego. Miał nadzieję, że jego spokój udzieli się blondynowi.
– Gdyby chodziło o zwykłą kłótnię, to na pewno tak by tego przede mną nie ukrywał – westchnął fizyk. – Zresztą, nieważne. To nie twoje problemy, przepraszam za to wyżalanie się.
– No co ty, od tego tu jestem, Springi! Jak masz problem, to się żal, w towarzystwie raźniej sobie ze wszystkim radzić! – uśmiechnął się do niego szeroko.
– Może i racja… cóż, mimo wszystko, dzięki. – Nauczyciel nie odwzajemnił radosnego wyszczerzu, którym brunet wyraźnie chciał go zarazić. Zamiast tego poklepał go po ramieniu i skręcił w stronę najbliższych schodów. – Powodzenia z 3b. Mike mówił, że wczoraj wyrzucili mu kaktus przez okno, prosto na czyjeś auto.

sobota, 1 października 2016

Koniec konkursu!

Konkurs plastyczny z "Przepaści" kończy się już dzisiaj. Jedną pracę dostałam, a jako, że nie miałam w czym przebierać, Ewajka automatycznie wygrywa i może wybrać parę do bonusowego rozdziału, który niedługo powinien się pojawić. :)