środa, 27 grudnia 2017

(Miniaturka AC) Dzień 6 cz.2 - Mapa

Nie mam pojęcia, czemu ta miniaturka wyszła taka długa... *Specjalnie wzięła mało wymagający temat na tą część, żeby zmieścić się w tysiącu słów. Nie wyszło, prawie dobiła do trzech tysięcy*.
No, w każdym razie: wow, po ponad miesiącu w końcu coś wrzucam po oneshocie! Serio chciałabym pisać więcej i szybciej, ale coś ostatnio przyszły niezbyt dobre dni, siadam do kompa, włączam Worda i przez godzinę siedzę przy nim sfrustrowana, ledwo będąc w stanie napisać przez ten czas jeden akapit. Z serii: chcieć, a nie móc. x'D
Miniaturek zostało nam niewiele, bo ledwie cztery, chyba czas zacząć wielkie odliczanie do końca... mocno smutek, przyzwyczaiłam się do tej serii. qwq Temat może i oklepany, miniaturki wychodzą za długie i ostatnio nieco w nich przynudzam, ale jednak były ze mną od - tu się naprawdę zaskoczyłam - listopada 2015 roku. Prawie tyle samo, co Przepaść. QWQ
Nie przedłużam i miłego czytania życzę! :)

***

Gdy tylko zarządca otworzył świetlik, do środka biura, z głośnym trzepotem skrzydeł, wleciały dwa białe gołębie. Dzielne ptaki przez niemal godzinę siedziały na dachu pobliskiego budynku, czekając cierpliwie, aż templariusze odejdą i rafiq będzie mógł je wpuścić.
Niestety tym razem ci mali posłańcy nie przynosili zbyt dobrych wieści.
– Altaïr, pamiętasz może tego dzieciaka, którego kilka dni temu próbowałeś wykorzystać do swojego niecnego planu wzbudzenia we mnie zazdrości i zaciągnięcia do łóżka? – zapytał Malik, odkładając krótki list z Masjafu na bok i sięgając po mały woreczek z ziarnem dla gołębi.
– Nie mam pojęcia o czym mówisz, kotku. Gdzieżbym śmiał w tak nieodpowiedzialny i dziecinny sposób próbować przekonać cię do stosunku! – odparł z oburzeniem nowicjusz, zbyt zajęty czyszczeniem swoich noży i miecza, by uraczyć Al-Sayfa choćby przelotnym spojrzeniem.
Miewał takie małe napady pedantyzmu względem swojego oręża, nie dziwne więc, że jak się godzinę temu dorwał, tak do tej pory zawzięcie pucował ostrza.
– Miałbym wiele do powiedzenia w tym temacie, ale nie o to chodzi, poważnie pytam, czy kojarzysz młodzika, bo wieczorem do nas wpadnie. Nazywa się Nasir i zahaczy o Jerozolimę, na szczęście na krótko, ma tutaj tylko jeden cel do zlikwidowania, więc przyjdzie prosić o zgodę, wykończy kogo trzeba, prześpi się tutaj i z rana ruszy dalej – poinformował zarządca, skrobiąc piórem, na niewielkim skrawku pergaminu, wiadomości zwrotne do Masjafu. – Mam nadzieję, że nie jest to dla ciebie jakiś wielki problem? – Rafiq zerknął kątem oka na swojego kochanka, trafnie przeczuwając, że Altaïr nie będzie zachwycony obecnością gościa.
– Ale jak to zostanie na noc…? – Asasyn momentalnie przerwał wszelkie wykonywane właśnie czynności i posłał swojemu partnerowi niedowierzające spojrzenie zranionej orki. – Przecież tę noc mieliśmy mieć tylko dla siebie!
– Mieliśmy, ale to było zanim odebrałem spóźnioną pocztę z Masjafu i dowiedziałem się, że ktoś jednak dzisiaj do biura zawita – wyjaśnił, kończąc pisać i po zwinięciu owych zaszyfrowanych wiadomości w ciasne ruloniki, począł umocowywać je do nóżek posilających się ptaków.
Na krótki moment w biurze zrobiło się niemal kompletnie cicho, słychać było jedynie uderzanie małych dziobków o drewniany blat. Rzecz jasna Altaïr nie pozwolił Al-Sayfowi napawać się względnym spokojem zbyt długo i gdy tylko rafiq uporał się z przyczepieniem małych zwitków, zaczął rozmowę.