czwartek, 31 grudnia 2015

Rozdział 6: Potwory w maskach

 Z góry życzę wszystkim miłego sylwestra! :D
Myślałam, że na święta dodam chociaż dwa, lub trzy rozdziały, ale mi to nie wyszło, za dużo obowiązków, za bardzo laptop odmawiał posłuszeństwa. x-x
Co do rozdziału, pisałam go dość długo, wiele razy wena mnie opuszczała, ale w końcu jest! Mam nadzieję, że się spodoba, kosztował mnie kilka nieprzespanych nocek. xux
Zrobię na wstępie lekki spoiler, zastanawiałam się z koleżanką co by było, gdyby między Fredbearem, Springiem i Bonniem wywiązał się trójkącik, oto efekt:
Fredbear bierze Springa od tyłu, Bonnie od przodu.
F: Jak zrobisz krzywdę mojemu słonku, to ci urwę fiuta!
S: Spokojnie, jak się zapędzi to mu go odgryzę.
B: Ej, ja tu jestem i to słyszę. Ssij, a nie gadasz!
F: Jak tyś się do niego odezwał, kutafonie jebany?!
B: Jebany to jest tu Spring. Weź go wypieprz i idziemy coś zjeść, zgłodniałem.
S: Ta, też bym coś wszamał...
F: Ja stawiam!
S: Nie mój drogi. Ja stawiam wam.
Cóż... chyba lepiej się prezentują w osobnych pairingach, chociaż kto wie, może kiedyś się skuszę na oneshota z tym trójkątem. xD 
Nie przedłużając, życzę miłego czytania! :) 

***

Obudził mnie jakiś niezidentyfikowany, pozaziemski obiekt latający.
To może brzmieć niedorzecznie, ale tak właśnie było. Człowiek śpi spokojnie, nie wymaga od świata niczego poza odrobiną ciszy i prywatności, a tu nagle jak mi coś nie spadnie na brzuch, nie wbije odnóży w wątrobę i nie zacznie wywiercać dziury w jelitach!
– KURRRRRRRRRRRRRR...! – urwałem w połowie, tracąc oddech. Momentalnie otrzeźwiałem po pięknych kilku godzinach snu i zacząłem walczyć o życie z nieznanym napastnikiem.
– Nie śpisz już? Świetnie. – Kościste kolana Springa raczyły przestać mi się wbijać w narządy wewnętrzne. Blondyn łaskawie zszedł z mojego brzucha i stanął przed łóżkiem ze skrzyżowanymi na piersi rękami.
Otarłem wierzchem dłoni załzawione oczy i zacząłem łapczywie łapać oddech. A niby facet taki lekki się wydawał.
Zerknąłem na niego; nadal stał obok, jakby na coś czekał. Spojrzałem na zegarek.
Na mą seksowną dupę, 4:50 rano! Nawet nie chciałem wiedzieć dlaczego Złotko nie śpi o tej godzinie, bardziej zdumiał mnie fakt, że ten pierdolony, sadystyczny pedant wyglądał jakby miał za pięć minut śniadanie z prezydentem. Widać wczorajszy Kac-Ujma-Na-Honorze kazał mu się odpizdrzyć, by nawet w środku nocy wyglądać jak żywcem z okładki porno pisemka dla gejów.
– Wstawaj, idioto. Szybko – usłyszałem nad sobą zniecierpliwiony głos blondyna.
– Jeb się, jest piąta rano! – Pokazałem mu środkowy palec i zakryłem twarz poduchą. Dzisiaj zaczynamy nową pracę, ale za trzy godziny, a nie pięć minut! Temu fiutowi chyba kompletnie już odjebało!
– To był rozkaz. Masz wstać i to natychmiast! – Odebrał mi poduszkę i odrzucił w drugi kąt pokoju. Wiedziałem, że spanie z nim w jednym pomieszczeniu jest złym pomysłem i jak widać miałem rację! Tylko że od kanapy moje plecy czuły się jak pole po dożynkach; miałem jej kategorycznie dość.
– O co ci, cholera jasna, chodzi?! Jest noc, daj mi spać, pojebańcu! – Dusza wojownika kazała mi z całych sił walczyć o kołdrę, której również próbował mnie pozbawić.
– Nie! Musisz go wyrzucić z domu! Nie będę spał, kiedy on tu jest, zabije mnie! – Udało mu się wygrać bitwę o pościel, która również skończyła w kącie na podłodze.
– Co…? – Wzdrygnąłem się z zimna, bo w mieszkaniu, bądź co bądź, było chłodno, a ja spałem w samych bokserkach. – Kto niby? – Zmarszczyłem brwi i spojrzałem ze zdziwieniem na Springa. Złotko miało koszmary, urojenia, czy faktycznie ktoś się nam tu włamał?
Zbyt zmęczony i obolały po traumatycznych przeżyciach sprzed kilku minut, nie byłem w stanie ogarnąć o co znowu chodzi blondaskowi. Dla świętego spokoju postanowiłem to sprawdzić i wracać zaraz do łóżka.
– Ktoś niebezpieczny, rusz się, bo się ukryje i go nie złapiemy! – ponaglił mnie ze zirytowaniem.
– Już, już… – Powoli podniosłem się do siadu, trzymając za brzuch. – A nie mogłeś jakoś… delikatniej mnie obudzić? No nie wiem, na przykład potrzasnąć mną, czy coś?
– Budziłem cię dobre pół godziny, piętnastoma różnymi sposobami. Nie działały, więc wytoczyłem ciężką artylerię, żeby ten morderca nie uciekł – wytłumaczył, albo raczej sądził, że wytłumaczył, bo za chuja nie mogłem zrozumieć w czym rzecz.
Blondyn poczekał aż wyjdę z pokoju, by móc bezpiecznie się przemieszczać po reszcie mieszkania ukryty za mną. Ta, nie ma to jak robić sobie z kochanego kolegi prywatne mięso armatnie. Mnie zadźgają, a on spierdoli… albo zadźga ich. Spojrzeniem.
Zmrużyłem mocno oczy gdy zapalił światło.
– No? To gdzie ten morderca? – zapytałem, rozglądając się po przedpokoju. W kuchni nikogo nie widziałem, drzwi wejściowe i okna w salonie nieruszone, na kanapie żaden Slenderman nie siedział.
– Ślepy jesteś? Tutaj jest ten mały skrytobójca! – Wskazał łaskawie palcem na blat stolika.
Co do kurwy? Spojrzałem na Springa, ale miał tak poważną i wkurzoną minę, że nie śmiałem choćby pomyśleć, że to żart.
Podszedłem bliżej… i wtedy go zobaczyłem.
Między zgniecioną paczką po chipsach, a kubkiem do połowy wypełnionym kawą, siedział sobie… pająk.
Tak. Pająk, kurwa. Mały, nieszkodliwy, najwyraźniej tak samo śpiący i zdezorientowany jak ja, pająk.

sobota, 26 grudnia 2015

Devil May Cry oneshot - Udowodnij

Witam wszystkich. :D
W końcu święta, a co za tym idzie – dużo wolnego! Pisanie idzie mi wolniej, niż sądziłam, chyba złapałam "świątecznego lenia". x-x Ale to nic, dzisiaj prezentuję wam tego krótkiego oneshota, a niedługo prawdopodobnie skończę nowy rozdział „Przepaści” i kolejną miniaturkę, tak więc do końca grudnia powinno się jeszcze kilka postów pojawić.
Od razu ostrzegam, że aby zrozumieć pewne rzeczy trzeba znać tę serię, szczególnie czwartą część, ponieważ fabuła dzieje się po zakończeniu wydarzeń z tej gry. Jeżeli nie mieliście z nią styczności, radziłabym posiłkować się DMC wiki. Oneshot niespecjalnie skupia się na głębszej fabule, pojawia się jednak kilka nazw, które mogą sprawić wam kłopot (chociażby demony lub broń głównych bohaterów).
Muszę też podziękować Tamie, która enty raz sprawdza te bazgrołki, chroniąc je przed błędami i moją osobistą gramatyką (Kali jeść, Kali pić). Dzięki, Tama! ;-;
Życzę miłego czytania. : )

***

Odkąd Nero zamieszkał wraz z Dante w Devil May Cry, niemal codziennie razem wykonywali jakieś zlecenia, zarabiając na spłatę długów mężczyzny. Tej nocy nie było inaczej, tajemniczy pracodawca zaproponował dużą sumę za wyplenienie demonów z południowej części miasta, gdzie – jak wytłumaczył – mieszczą się dwie jego fabryki, z których te stwory wypłoszyły już niemal wszystkich pracowników.
 – Coś ich tutaj podejrzanie dużo. – Nero chwycił Ramieniem Diabła próbujące na niego skoczyć Straszydło i uderzył potworem z całej siły o ziemię.
– Poważnie? – Syn Spardy wyciągnął Ebony i Ivory, z pomocą pistoletów zaczął pozbywać się idącego na nich stada mniejszych kreatur. Akurat te demony były na tyle słabe, że padały po kilku trafieniach. – Nie zauważyłem. Już się zmęczyłeś, dzieciaku? – Dante posłał młodszemu łowcy kpiący uśmieszek, od którego demoniczna ręka chłopaka zalśniła intensywniej błękitnym blaskiem.
– W życiu. Za to ty się spociłeś, staruchu. Usiądź sobie i pozwól mi dokończyć. – O wiele agresywniej odciął z pomocą Czerwonej Królowej głowę najbliższego Mroza, chwilę potem rzucając się na Blitza. W momencie, gdy przeciął go na pół, coś chwyciło tył jego płaszcza. Młody Sparda przyciągnął go do siebie nim Fault, który pojawił się nagle tuż pod Nero, zdążył zacisnąć szczęki.
– Uważaj, młody. Jeszcze cię wciągnie. – Puścił go i wbił Rebelianta prosto w nabrzmiały brzuch Megastraszydła. – Ten „staruch” chyba właśnie uratował ci tyłek.
– Ten staruch powinien się zająć własnymi sprawami, a nie próbować udowodnić mi na każdym kroku, że jest ode mnie lepszy! – warknął wojowniczo, zestrzelając Niebieską Różą kilka Szturmów skaczących po dachach budynków wokół nich.
– Nie próbuję ci nic udowadniać – zaprzeczył szybko Dante. – Ja po prostu JESTEM od ciebie lepszy.

czwartek, 24 grudnia 2015

Zapowiedź - Oneshot "Udowodnij"



Seria: Devil May Cry
Tytuł: Udowodnij
Rodzaj: Oneshot
Pairing: Dante x Nero
Przewidywany czas publikacji: Okres świąt

Witam wszystkich, w trakcie tworzenia jest nowy oneshot "Udowodnij", tym razem z DMC. Zaczęłam go pisać z myślą o świątecznym specialu, ale szybko zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę akcja nic nie ma wspólnego ze świętami. Będzie to więc taki oneshot z okazji świąt, ale niekoniecznie w ich tematyce. Z resztą jakoś nie widzę pół-demony świętujące narodziny chrześcijańskiego Boga... xux Mam nadzieję skończyć go jak najszybciej; nie będzie długi, raczej taka krótka scenka skupiająca się bardziej na stosunku, niż fabule.

niedziela, 13 grudnia 2015

(Miniaturka AC) Dzień 1 cz.5 - Igraszki

 No, powoli jakoś te miniaturki idą, mamy już piątą część i kroczek po kroczku brniemy do przodu. xD Zapraszam do czytania, mam nadzieję, że się spodoba! :)

***

– Jeszcze raz odpieprz taki numer, a przez tydzień nie usiądziesz. – Malik usłyszał tuż przy swoim uchu niski, ściszony głos asasyna.
– Wątpię byś miał czym doprowadzić mnie do takiego stanu, Altaïrze. – Zarządca uśmiechnął się, z satysfakcją zerkając na niezadowoloną twarz kochanka. Nie będzie mu słodził i  go komplementował, bo wciąż był urażony dogryzkami Syryjczyka.
– Może chcesz się przekonać? – prychnął mężczyzna, pochylając się nad leżącym na materacu, partnerem.
– Jeżeli sądzisz, że dasz radę, nowicjuszu… – Malik uwielbiał go tak nazywać. Po wypadku, w którym zarządca biura stracił rękę i brata, Altaïr został zdegradowany przez Al Mualima do rangi ledwo potrafiącego posługiwać się mieczem, młodzika i musiał ciężko odpracowywać, by powoli zacząć wracać do poziomu dawnej elity.
Mimo że od tamtej chwili minęło trochę czasu i Syryjczyk nie był już kompletnym żółtodziobem w hierarchii, Al-Sayf uwielbiał obserwować jak się wkurza za każdym razem, gdy go tak nazywał.
I tym razem nie było inaczej, jego kochanek warknął pod nosem jakieś przekleństwo, po czym brutalnie zaczął zdzierać z byłego asasyna ubrania. Górna partia poddała się bez walki, bo na drodze nie stały żadne supły ani zapięte pasy.
Zsunął jego ukrytą pod ciemnym płaszczem, białą szatę z ramion w dół, tak by odsłonić sutki zarządcy. Miał zamiar zaserwować mu tak wielką dawkę przyjemności, aż Malik zacznie jęczeć jego imię i błagać o rżnięcie.
Zaczął od pocałunków na szyi mężczyzny. Niespiesznie i spokojnie muskał wargami jego skórę, tu i tam mocno się na niej zasysając, by zostawić po sobie pamiątki w postaci soczystych malinek.
– Tak chcesz pogrywać? – Zarządca zamruczał z zadowoleniem, nie protestując gdy usta jego kochanka zaczęły schodzić coraz niżej po obojczykach. Przez zsuniętą do połowy torsu szatę, miał unieruchomioną jedyną rękę, więc mógł jedynie biernie pozwalać Altaïrowi na te wszystkie pieszczoty.


Rozdział 5: Zmiany

 Witam wszystkich. :) Nowy post znowu pojawił się po dwóch tygodniach, chyba nie dam rady pisać w krótszych odstępach czasowych, bo szkoła. x-x
Ten rozdział trochę różni się od innych, przede wszystkim tym, że nie jest pisany już tylko i wyłącznie z perspektywy Bonnie'ego. Jego punkt widzenia wciąż pozostaje tym głównym, chcę jednak poinformować, że fragmenty oddzielone trzema gwiazdkami są już przedstawiane z punktu widzenia innych postaci lub robią za przeskok czasowy (takie info, gdyby ktoś się w tym zgubił).
Pojawia się też po raz pierwszy pairing poboczny, na którym to opowiadanie nie będzie się skupiać; jest on tylko smaczkiem.
To chyba wszystko, co miałam do przekazania, zapraszam do czytania. :D

***

Ustalmy pewne fakty.
Po pierwsze: wychowywałem się w kochającej rodzinie. HETERO rodzinie.
Po drugie: w życiu nie spojrzałem na faceta w taki sam sposób, w jaki patrzyłem na rozebraną, rozkraczającą się przede mną na łóżku, laskę.
Jakim więc cudem stałem teraz pod lodowatym prysznicem i próbowałem się uspokoić po – jakże namiętnym – pocałunku z osobnikiem płci męskiej?!
Nie do końca jeszcze udało mi się rozgryźć mechanizm rządzący tym światem, ale coś mi podpowiadało, że ma on iście pedalskie poczucie humoru.
Zrezygnowany zakręciłem wodę, wziąłem ręcznik i po owinięciu się nim w pasie, wyszedłem z kabiny. Może to przez szok nie do końca dotarło do mnie, co wczorajszego wieczoru zrobił Spring. Najpierw wypadek z tym dzieciakiem, potem nagle pocałunek… zwyczajnie nie ogarnąłem fiuta. A trzeba było blondaska przetrzepać po łbie za tą akcję!
W ręczniku po domu nie odważyłem się chodzić, kto wie, czy ta mała cholera nie wyskoczy mi zaraz zza rogu z wibratorem. W sumie to mało prawdopodobne, ale byłem tym wszystkim zbyt zestresowany, żeby myśleć racjonalnie.
Już ubrany i ogarnięty wyszedłem z łazienki. Springi zdążył w tym czasie wstać, albo raczej w końcu udało mu się zwlec z łóżka, bo jego podkrążone oczy stawiały wielki znak zapytania nad kwestią tego, czy w ogóle udało mu się w nocy zasnąć.
Złotko bez zwyczajowej, porannej dogryzki zastępującej nam uprzejme „dzień dobry”, zignorowało moją obecność i poszło do kuchni. Oczywiście od razu podążyłem za nim, mieliśmy sobie kilka spraw do wyjaśnienia. Nieważne, czy z pomocą przemocy słownej, czy fizycznej, za tamtą akcję wgniotę go w ziemię i zatańczę na jego zwłokach.
Widocznie dopadło go zło w postaci kaca, bo wypił na raz prawie pół butelki wody. Po ugaszeniu pragnienia nalał ją sobie do szklanki i niczym zombie zawrócił w kierunku wyjścia z pomieszczenia. Na jego nieszczęście opuszczenie kuchni nie było tak proste, jak wejście do niej.
Stanąłem w przejściu w charakterze murów obronnych i nie pozwoliłem mu wyjść. Blondyn uniósł na mnie zmęczone spojrzenie i zmarszczył brwi, najpewniej chcąc dać mi do zrozumienia, że w chwili obecnej największym z jego marzeń jest wpierdolenie się przez dach jakiegoś olbrzymiego dźwigu, który usunąłby mnie z przejścia i wywiózł na inny kontynent. Nie lubię spełniać życzeń gwałcicieli ust, dlatego mimo tych wszystkich gromów, jakimi ciskał we mnie z oczu, nie odsunąłem się.
Szybko pozbierałem myśli. Musiałem mu wygarnąć, nie pozwolę tej małej mendzie od tak się panoszyć; tu mnie przeliże, tam coś powierci… nie ma tak! Facet jestem i godności będę bronił!
– Ty! Jakim prawem zmolestowałeś mi wczoraj usta?! – warknąłem, trochę za głośno, bo Złotko z bólem głowy skrzywiło się na dźwięk mojego głosu.
Spojrzał na mnie jak na wyjątkowo brzydką małpę. Zmarszczka między jego brwiami pogłębiła się, gdy szukał odpowiednich słów. Ostatecznie nie doczekałem się z jego strony werbalnej odpowiedzi, Springi wzruszył obojętnie ramionami, z pomocą łokcia odsunął mnie z przejścia i wyszedł z kuchni.

wtorek, 1 grudnia 2015

(Miniaturka AC) Dzień 1 cz.4 - Kąpiel

To już czwarta miniaturka, a nadal mamy pierwszy dzień... chyba będzie ich o wiele więcej, niż na początku myślałam. xux
Z tego co widzę, będę robić każdy dzień w około trzech/czterech częściach, czyli miniaturek będzie blisko trzydzieści. X-X''
Nie przedłużając, zapraszam do czytania! :)

***

Nim Altaïr się zorientował, wsiadał już na śniadego ogiera. Malik, jadąc obok niego na podobnej maści wierzchowcu, przeszył go spojrzeniem pod tytułem: „spróbuj zwiać, a nogi ci z dupy powyrywam”.
Ta miła przejażdżka miała na celu wspólną, wieczorną kąpiel w rzece za miastem. Wcześniej ciśnięty w asasyna owoc, zostawił po sobie mnóstwo klejącego soku. Bez prania i mycia by się nie obyło.
– Wiesz, Malik… Ja nie wiem, czy to taki dobry pomysł – zaczął Ibn-La’Ahad, próbując dać kochankowi do zrozumienia, że kąpiel w czymś głębszym niż bala z wodą, była dla niego wyrokiem śmierci. Altaïr znał się na mordowaniu, był wykształcony i wysportowany, ale ani trochę nie potrafił pływać.
– Bzdura, to świetny pomysł! Jest ciepło, ty jesteś brudny, a patrole nie zapuszczają w te rejony! – Malik sprawnie i rzeczowo rozwiał nadzieje Syryjczyka na powrót do biura.
Po piętnastu minutach od przejścia przez bramę, dotarli na miejsce. Ogromne mury miasta były stąd doskonale widoczne.
– Trzeba było nie rzucać arbuzem – warknął nowicjusz, zdejmując z siebie lepkie od soku ubrania.
– Nawet gdybym nie rzucił, to i tak bym tu z tobą przyjechał. Wspólna kąpiel z dala od wścibskich spojrzeń jest zbyt kusząca. – Zarządca oblizał ponętnie dolną wargę i sam zaczął się rozbierać.