niedziela, 11 października 2015

Thief oneshot - Pokusa

Ledwo się z obiecanym terminem wyrobiłam przez kota i szkołę, następnym razem zapowiedź dam dopiero po tym, jak rozdział/oneshot będzie cały napisany i tylko korektę będę miała do zrobienia. x-x Co do opowiadania, celowo nie ma tu opisu szlachcica, ani jego imienia, jest to postać, którą każdy może sobie wyobrazić tak, jak chce. Nie przedłużając, zapraszam do czytania. c:


***

Miasto to ponure miejsce. Wie o tym każdy, kto spędził w nim choć sekundę. Pieniądze robią tutaj za wyznacznik człowieczeństwa – jeżeli brzęczące monety wypełniają twoją sakwę, to bardzo prawdopodobne, że zostaniesz uznany za przedstawiciela rasy ludzkiej. Gorzej z tymi, którzy nie mieli na tyle szczęścia, czy sposobności, do wzbogacenia się. Takich osobników jest tutaj mnóstwo; można ich spotkać tułających się po ulicach, leżących na wilgotnych poboczach, a najczęściej rozszarpywanych przez kruki i dzikie psy w ciemnych zaułkach. Tak właśnie wygląda jego dom. Pełen niesprawiedliwości, która przez lata ciężkiej szkoły życia, powoli ukształtowała Mistrza Złodziei.
Ten skok w zamyśle Garretta miał być prosty i – co najważniejsze – udany. Czy ktoś taki, jak on,  może marzyć o lepszej okazji, niż ta? Potrzebująca pieniędzy, owdowiała niedawno baronowa i jej bogaty kuzyn szlachcic, który dobrodusznie postanowił wesprzeć swoją rodzinę, przywożąc jej kufry pełne złota. Oczy złodzieja widziały w tym wszystkim tylko jedno. Łup.
Pewnym było, że cała posiadłość biedniejącej szlachcianki będzie obstawiona strażą, gdy już zawita do niej kuzyn wraz ze swoim podarunkiem. Ryzyko było zawsze, ale czy bez niego czułby ten sam dreszczyk adrenaliny, który towarzyszył każdej kradzieży?


Jak zwykle działał pod osłoną mroku i z jego pomocą umykał przed wzrokiem uzbrojonych patroli. Poruszanie się po bujnych ogrodach, otaczających całą willę, ułatwiała mu zapamiętana dokładnie mapa, którą przed wyruszeniem tutaj otrzymał od swojego przyjaciela, Basso. Znając położenie kilku bocznych wejść do piwnic, udało mu się bez wykrycia dostać do środka posiadłości.
Nie oszczędził nic. Szukając komnaty ze skarbami szlachcica zabierał wszystko, co wpadło mu w ręce i wydawało się cenne. Samo przejście korytarzami domu baronowej wzbogaciło go na tyle, że mógłby już śmiało napełnić sobie żołądek i kołczan ze strzałami.
To go jednak nie zadowoliło. Nie był podrzędnym, niewyćwiczonym kieszonkowcem. Gdy w pobliżu było coś cennego, musiał to zdobyć.
Zgasił stojące na stole świece i ukrył się pod blatem przed nadchodzącą ochroną. Nie dziwne, że szlachcic podarował baronowej aż tyle bogactwa, dla niego to musiały być jedynie grosze, skoro miał możliwość zatrudnienia takiej ilości strażników.
Uśmiechnął się pod nosem, wychodząc spod stołu i cicho zakradł się bliżej drzwi, przy których stało kolejnych dwóch, rosłych mężczyzn. Musiał ich jakoś rozproszyć i zmusić, by choć na moment opuścili posterunek.
Garrett zauważył stojący na małej komodzie, ustawionej pod ogromnym obrazem zmarłego pana domu, szklany wazon z kwiatami. Schowany za meblem, bezgłośnie ściągnął go z blatu, wyciągnął zwiędłe kwiaty dziękując stwórcy, że w środku nie było wody i cisnął nim w głąb korytarza. Jeden z ochroniarzy, widocznie zaniepokojony, odstąpił stanowiska każąc drugiemu na siebie czekać, aż nie sprawdzi źródła hałasu.
Gdy tylko odszedł, Mistrz Złodziei wykiwał pozostałego na miejscu strażnika, gasząc wodną strzałą pochodnię zawieszoną tuż nad jego głową. Facet zaklął głośno gdy w jednej chwili zrobiło się wokół niego kompletnie ciemno i od razu wyciągnął miecz. Skierował się w stronę z której, jak mniemał, nadciągnął pocisk. Nie zauważył ukrytego w mroku złodzieja; wyminął go, dając Garrettowi pełne pole do popisu. Mistrz od razu pomknął wyuczonym, cichym krokiem do nieobstawionych chwilowo drzwi, wyciągnął z rękawów wytrychy i błyskawicznie otworzył sobie drogę do skarbu. Wsunął się do środka i zamknął je za sobą, tak więc gdy straż po krótkiej chwili wróciła na stanowiska, nie była świadoma, że nieproszony gość jest już wewnątrz.
Spodziewał się klatek z ptakami lub psami, które będzie zmuszony cichutko wyminąć, ale pomieszczenie w środku było podejrzanie puste. Poza kilkoma szafkami i starym łożem, były tu tylko niestrzeżone skrzynie ze złotem, a nieco dalej od nich stary regał z książkami.
Później pomyśli o głupocie taktycznej prawowitego właściciela bogactw, teraz był zbyt podekscytowany zdobyciem łupu. Pod kapturem i maską, nasuniętą aż na nos, widać było tylko żądne skarbów, czujne oczy, które tym razem miały zwieść złodzieja.