wtorek, 30 sierpnia 2016

Przepaść - konkurs

Tak jak zapowiedziałam w nowo dodanym rozdziale - mamy konkurs!
Cała rzecz polega na tym, że chciałabym zrobić rozdział dodatkowy Przepaści - 10.5, który byłby dopełnieniem historii dowolnej, wybranej przez was pary z tego opka (Poza Springiem i Bonni'em, bo oni są tutaj głównymi bohaterami xD), BonBon i Nightmare, Chica i Mangle, Puppet i BB... co tylko zechcecie!
By wziąć udział w konkursie, do końca września prześlijcie na ten mail -> starkholmaks@gmail.com wykonaną dowolną formą pracę (rysunek, może jakaś plastelinowa figurka, posklejane koraliki... co tylko uda wam się wymyślić!), przedstawiającą bohaterów Przepaści w dowolnej sytuacji z opka.
Ważne, byście w mailu mi napisali z którego rozdziału i do jakiej sytuacji odnosi się wasza praca.
Zwycięzca będzie mógł wybrać parę, która w rozdziale 10.5 stanie na pierwszym planie.
Życzę powodzenia i mam nadzieję, że ktokolwiek weźmie w tym udział! x'D

(Miniaturka AC) Dzień 3 cz.3 - Płacz

Zgodnie z zapowiedzią, razem z rozdziałem Przepaści daję miniaturkę. Tym razem jest trochę krótsza i poważniejsza. Idealnie obrazuje mój obecny humor i ból oczu po całej nocy niespania. X"D
No nic, miłego czytania życzę!

***

Znów tam był. Komnata wydawała się większa i bardziej zniszczona, niż w jego pamięci. W dłoni trzymał miecz i biegł w kierunku Roberta, który szarpał Altaïrem, a w końcu wyrzucił asasyna z pomieszczenia.
Cała ściana runęła, odgradzając nowicjusza od niego i Kadara, na którego od razu rzucili się wściekli wrogowie.
Malik bez zastanowienia ruszył na pomoc bratu; płazem ostrza odparł atak agresora i odpłacił się niezbyt celnym cięciem, które w większości stłumił stalowy napierśnik.
Obaj bracia bronili się jak tylko mogli, mieli szansę uciec, wyjść z tego cało, gdyby nie…
– SZLAG! – Zarządca upadł na ziemię i zacisnął dłoń na przedramieniu. Poczuł przeszywający ból, krew lała się z przebitego miejsca strumieniami, brudząc jego szatę. Chwilę później kompletnie stracił czucie w kończynie. Nie mógł zacisnąć pięści, sięgnąć po leżący obok miecz, nic.
– Malik, bracie! – Kadar odepchnął atakujących go templariuszy i od razu podbiegł do rannego. – Musisz wstać, no dalej! – ponaglił go i pomógł mu podnieść się z kamiennej posadzki. Znaleźli się pod drabiną prowadzącą do tuneli, z których mieli otwartą drogę ucieczki. – Weź to! – Młodszy Al-Sayf wcisnął mu w rękę Fragment Edenu, który jakimś cudem udało mu się zdobyć– Idź, osłonię cię!
– Ale… – Rafiq spróbował zaprotestować, wiedział jednak, że jego brat miał rację. Przytaknął i schował Jabłko za pas, tak, by nie miało szansy zza niego wypaść.
Mając tylko jedną sprawną rękę jego ruchy były mocno ograniczone, a wejście po szczeblach stanowiło spore wyzwanie.

poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Rozdział 10: Ciasto

 Witam wszystkich!
Rozdział szedł mi trochę opornie, wena jak jednego dnia przyszła, tak potem nie chciała wracać przez tydzień. Mam nadzieję, że nie wyszło jakoś szczególnie nudno. ;-;
Przepaść według pana Worda ma już lekko ponad sto stron, z tej okazji chcę wydać rozdział 10.5, którego zawartość będzie zależała tylko i wyłącznie od was. Zrobimy z tego mały konkurs, poświęcę na niego osobną notkę. :)
No, nie przedłużam, miłego czytania! ^ ^

***

Tę noc zdecydowanie mogę zaliczyć do najgorszej w całym moim życiu. Gorszej nawet od tamtej pamiętnej imprezy, na której koło trzeciej nad ranem przykleili mnie do żyrandola i próbowali wyruchać kijem od miotły. Nie ma to jak robić za istną ułomność na krzywych nóżkach, do której niby wszyscy się uśmiechają, ale jak przychodzi co do czego, to w temacie głupich kawałów ją jako pierwszą biorą na swój bezlitosny celownik.
Mniejsza. Wracając do sedna sprawy, myślałem, że tutaj skonam. Raz, że ból w chuj, jakby mi stado ruskich czołgów po mordzie przejechało; dwa, nafaszerowali mnie taką ilością proszków, że po wszystkich niezbędnych zabiegach czułem się jak po wiadrze twardych narkotyków. Z tą różnicą, że po dragach to bym wstał, rozebrał się i zaczął wywijać hołubce na głowie doktora, będąc przekonanym, że właśnie walczę z hordą narwali z nadwagą w jakimś postapokaliptycznym świecie bez klamek, a tymczasem po tych lekarstwach byłem w stanie co najwyżej raz na jakiś czas mrugnąć. I to każdym okiem osobno.
Szczęście, że Złotko odebrało i zgodziło się przynieść mi rzeczy, bo lekarz jasno się wyraził, że posiedzę tutaj przynajmniej trzy dni, o ile wszystko będzie w porządku i nie wykryją u mnie jakiegoś nowego raka w dupie.
Nie miałem za dużo czasu na sen. Większość nocy zajęły badania i inne pierdółki, a z samego rana obudził mnie słodki jazgot pielęgniarki, no bo leki. Jak ja nienawidzę szpitali! Pomijając fakt, że opuszczone psychiatryki z horrorów to moja ukryta słabość, to trzeba jeszcze podkreślić, że żarcie tutaj mieli po prostu okropne. Ono aż krzyczało: „Karminy was, bo musimy, ale na luksusy nie liczcie, w końcu szpital musi na czymś oszczędzać, a wam – grubasy – dieta się przyda!”.
Bo oczywiście nikt nie pomyśli, że moje spasione dupsko będzie smutne, jak nie dostanie na obiadek ziemniaczków! Ja nie jestem Spring! Muszę spożywać regularne posiłki!
Aż do godziny odwiedzin nudziłem się niemiłosiernie. Z ręką w gipsie, toną bandaży na ciele, a w szczególności mordzie, musiałem wyglądać jak człowiek-WC, któremu ktoś zrobił spłuczkę, uprzednio wkładając do muszli kosiarkę.
Pozytywne myślenie zawsze było moją mocną stroną.
W końcu drzwi do pokoju otworzyły się. Miałem to nieszczęście, że leżałem tu sam, trzy inne łóżka były puste, więc przez większość czasu nie było się do kogo odezwać. Z drugiej strony teraz, jak pojawił się tu blondyn, to nawet cieszyło mnie, że mogliśmy porozmawiać w cztery oczy, a nie być non stop śledzeni przez podejrzliwe spojrzenia uprzedzonych staruszków.
– Jesteś kompletnym debilem – przywitał mnie na wstępie, kładąc torbę z rzeczami na małej, pustej szafce obok mnie, a sam usiadł na jednym z wolnych łóżek. – Jak ty się tak załatwiłeś? – zapytał wkurzony. No nie ma co, mamusia roku z niego.
– A czy to ważne? – Spierdzieliłem wzrokiem i posłałem mu słodki uśmiech pod tytułem: „skończmy ten temat”.
– Nie, cholera, wcale. Przecież wziąłem sobie urlop, żeby tu przyjść i rozmawiać o naleśnikach, a nie twoim zdrowiu. – Uniósł wzrok ku niebu, najwidoczniej mając nadzieję, że wymowne spojrzenie ogarnie te leniwe chóry anielskie, które zerwą się na równe nogi i ześlą na niego nową dawkę cierpliwości.
A przynajmniej modliłem się by tak było, bo nie chciałem, żeby połamał mi też drugą rękę. Albo urwał tę złamaną…
– Em… jakby to powiedzieć… wpierdoliłem się pod auto. – Podrapałem się po policzku. Większość twarzy zaklejały mi plastry, więc to był dość trudny zabieg.
– … Serio? Mam nadzieję, że nie upiłeś się do tego stopnia by stwierdzić, że zabawnie będzie wpaść pod samochód. – Zmrużył groźnie oczy.

piątek, 5 sierpnia 2016

(Miniaturka AC) Dzień 3 cz.2 - Porządki

Hej wszystkim! Macie tutaj kolejną miniaturkę z AC, napisałam ją już jakiś czas temu, mam jeszcze dwie w zapasie, więc jak tylko skończę rozdział Przepaści, to zaraz po nim wpadnie nowa część Altaira i Malika!
Druga ważna dla mnie sprawa, forum yaoi/yuri z FNAFa prawie gotowe (znaczy już mało brakuje, żeby weszło w etap: "Da się na tym gównie pisać", bo do oficjalnego wykończenia to jeszcze sporo mu brakuje). Jeżeli ktoś zdecyduje się zostawić pod tym postem komentarz, to bardzo proszę napisać, czy jest takim forum zainteresowany, czy nie, bo naprawdę nie wiem, czy dalej zawracać sobie nim głowę, czy lepiej odpuścić, bo i tak nikt nie wejdzie. x'D
No, to wszystko, miłego czytania! :D

***

Poranek zdecydowanie nie należał do najprzyjemniejszych w jego życiu. Altaïr znowu podniósł mu ciśnienie swoją bezmyślnością.
– Rozwaliłeś mi nos… – burknął ofuknięty asasyn, siedząc pod ścianą i przykładając do twarzy przesiąkniętą krwią szmatkę.
– Nie jęcz, to tylko zadrapanie. Za kilka dni śladu nie będzie. – Malik wywrócił oczami, stawiając dwa wielkie kosze, w których znajdowały się zakupy zrobione przez Ibn-La’Ahada, na blacie swojego biurka, z zamiarem przełożenia ich zawartości do specjalnej skrzyni. Wieczorem miały wpaść te dwa młodziki, powinien mieć dla nich coś świeżego.
– Łatwo ci mówić, bo to nie ty obrywasz za każdym razem kiedy chcesz pomóc! – Mężczyzna podniósł głos, ale prędko spuścił z tonu. Bolał go ten nos. Jak diabli.
– Jakbyś serio chciał mi pomóc, to zamknąłbyś się i nie żartował sobie ze mnie, idioto! – Zarządca biura sięgnął ręką do rozpakowywanego właśnie koszyka, ale ze zdziwieniem odkrył, że jest pusty. – Altaïr? Gdzie reszta zakupów?
– Jaka reszta? To wszystko – Nowicjusz zamoczył opatrunek w małej, glinianej misce z wodą i westchnął błogo, gdy na powrót przyłożył go do rany.

czwartek, 4 sierpnia 2016

Rozdział 4: Służący

 Witam wszystkich! :) Z góry przepraszam za ostatnią obsuwę, nagle wena mi uciekła i zaczęłam się zajmować wszystkim, tylko nie pisaniem. x-x Ale mam dzięki temu sporo rzeczy pozaczynanych, z takim zapasikiem powinnam zacząć przez najbliższy czas wstawiać częściej... o ile znowu czegoś nie wymyślę i nie będzie lenia twórczego. ;-;
Fajnie wam wakacje mijają? Bo muszę powiedzieć, że mi wyjątkowo... obojętnie. x-x
Rozdział publikowany o 4:30 rano, jak będą jakieś byki, to korekty dokonam w dzień, bo już na oczy nie widzę. x'D
Ostatnia i chyba najważniejsza sprawa. Zaczęłam robić forum, yaoi/yuri z (human)FNAF'a, ktoś jest zainteresowany i dać na blogu linka do niego, czy raczej średni pomysł z tym?
Miłego czytania życzę! :)

***

Wpakował się w niezłe gówno. Prędzej by się spodziewał, że Bonnie będzie chciał od niego kasy, drogich rzeczy, albo wkręci go w jakieś sprośne żarty z dyrektorem… ale żeby coś takiego?
– Będziesz mi od dzisiaj służył! Masz mnie kryć przed nauczycielami, pozwalać mi się u ciebie zaszywać, jak mnie matka z kijem pogoni, dawać mi spisywać swoje zadanka domowe, jak nie zrobię i obrywać za mnie, jak komuś kasy zapomnę oddać. To chyba niewiele za zachowanie tej twojej strasznej tajemnicy dla siebie, prawda? – Foxy doskonale pamiętał przebiegły uśmieszek Bonnie’ego, a złowieszcze słowa tej łajzy, do tej pory odbijały się echem w jego przerażonym umyśle.
– Służyć, kurwa… SŁUŻYĆ! Co on sobie wyobraża?! – Rudzielec miotał się chaotycznie po swoim pokoju, to kopiąc szafki, to z agresją zrzucając z nich wszystko, co akurat miało pech na nich stać, aż w końcu padł na łóżko i zakopał się w świeżo wypranej pościeli.
Wielka pasja z młodszych lat, po której teraz został już tylko sentyment, nadal bezkarnie panoszyła się po pomieszczeniu; a to w formie plakatów, a to figurek, a to wielkiej kolekcji gier i filmów. Wszędzie, jak okiem sięgnąć, było coś w pirackiej tematyce. Nawet kołdra, w której na chwilę obecną chłopak się zabunkrował, miała na sobie poszewkę z One Piece’a. Wiek oglądania anime był już za nim, ale ten jeden tytuł wyjątkowo lubił.
Wkurwianie się przerwał mu dzwonek telefonu. Oczywiście i w tym aspekcie królowało dawne zamiłowanie rudzielca - pokój wypełniły rytmiczne dźwięki refrenu fanowskiej piosenki do AC IV: Black Flag, autorstwa Miracle of Sound.
Jęknął przeciągle, wysunął rękę spod kołdry i na oślep zaczął szukać leżącego na podłodze obok łóżka, urządzenia.
– Co jest? – zaczął mało przyjemnym tonem, widząc na wyświetlaczu „Pieprzona Kurwa Bonnie”.
– Nie: „Co jest?”, tylko: „Słucham, mój Panie?” – poprawił go ze śmiechem. – Mam sprawę. Bądź w parku, tym obok budy z kebabem, za piętnaście minut. Weź ze sobą kasę.
– Nie mam czasu – warknął rudy, marszcząc brwi i wstając z łóżka.
– Ojej, szkoda. W takim razie nie mam powodu, żeby nie obdzwonić wszystkich znajomych ze szkoły i nie powiedzieć im kilku ciekawych rzeczy o tobie, prawda? Piętnaście minut. Włączam stoper, czas start. Biegnij, Foxy, biegnij! – Po tych słowach, nie dając mu szansy na jakąkolwiek odpowiedź, rozłączył się.
– Jak ta pieprzona ciota śmie…?! – podniósł głos, ciskając telefonem, jak małym meteorytem, o pościel. W ścianę nie odważyłby się nim uderzyć, trudno byłoby skombinować nowy.