Witam wszystkich, wreszcie dodaję nową miniaturkę z AC! Parę miesięcy miałam z nimi poważną zmułę, w sumie to sama nie wiem dlaczego. Chyba potrzebowałam odpocząć od serii, bo w ostatnim czasie prześladowała mnie dosłownie na każdym kroku. x'D
No, w każdym razie wzięłam się i wreszcie ją napisałam! Trochę przydługa wyszła ta miniaturka, myślę, że kolejne już będą krótsze.
Miałam na wakacje pisać co tydzień, a tymczasem potwornie mulę z postami. Dlaczego? Stwierdziłam, że fajnie będzie sobie zrobić maskę Nightmare Freddy'ego... x"D *Z serii - wynajdujmy sobie bezsensowne zajęcia, będzie fajnie!*.
Co do autorskich opek, które zapowiedziałam: na początek będą to luźne i krótkie twory, jak w info o wpisach mówiłam; te większe projekty, z których historie tworzę sama dla siebie już z 10-11 lat, pojawią się później. A, jeszcze tak dodam, że opka będą autorskie, ale arty nadal Z NETA, nie moje, żeby ktoś nie powiedział, że kradnę, czy coś. xD
Nie przedłużam już, miłego czytania!
***
– Słońce, mógłbyś, proszę, przejść się na bazar? – Malik
uśmiechnął się przesłodko do swojego partnera, na co ten aż uniósł brwi.
– Słońce? To do mnie? – Asasyn obrócił się na wszelki
wypadek, ale za nim stała tylko miotła. Wątpliwe, by to do niej zarządca
zwracał się tak pieszczotliwie. Zaraz. Malik NIGDY nie jest dla nikogo ot tak
miły, nawet dla miotły! Nagły przebłysk pchnął nowicjusza do działania. No tak!
Już wszystko rozumiał! – O nie. Nie ze mną takie numery!
Altaïr wyciągnął swój miecz i wycelował czubkiem w
najbliższą drewnianą szafę. Kopnął ją, ale po otwarciu ze środka wysypały się
jedynie pojemniki z atramentem i czyste pergaminy.
Zarządcę, na ten akt wandalizmu, kompletnie zamurowało. Zdegradowany
mistrz zaklął pod nosem, broń nadal trzymając wysoko uniesioną, jakby miał za moment
przypuścić na kogoś atak.
Co z nim? Spodziewał się, że z butelek na atrament templariusze
wyskoczą?
Po rozpierdzieleniu połowy pomieszczenia, skoczył za biurko
i ignorując coraz głośniejsze wyzwiska oraz protesty Malika, zaczął spod niego
wyciągać mapy, pióra, listy… wszystko, co tam znalazł, nawet kotki z kurzu.
– Do kurwy nędzy, Altaïr! – Rafiq chwycił za szmaty swojego
partnera i mało delikatnym szarpnięciem wyciągnął go spod blatu. – Co ty debilu
wyprawiasz?!
– Szukam twojego kochanka, którego zapewne gdzieś tutaj
przede mną ukrywasz – stwierdził na tyle poważnym tonem, by jego druga połówka
nawet nie próbowała brać tego za żart. Zirytowany Syryjczyk pozbył się z
ramienia dłoni byłego asasyna, po czym wrócił do przeszukiwania pomieszczenia.
– Co…? Jakiego kochanka? Ty się czymś naćpałeś? – Malik
coraz mniej z tego wszystkiego rozumiał. Chwile, takie jak ta, utwierdzały go w
przekonaniu, że umysł zdegradowanego mistrza to największa zagadka tego świata,
której nikt nigdy nie zdoła pojąć.
– Słuchaj! – Ibn-La’Ahad schował miecz i wycelował w
zarządcę palcem. – W życiu nie nazwałbyś mnie „słońcem” bez powodu, a powód
może być tylko jeden! – Zamilkł na moment, dając partnerowi szansę na
odgadnięcie.
– … Chciałem być miły…? – odparł niepewnie Al-Sayf, unosząc
brew wysoko w górę.
– Błąd! Ty nigdy nie jesteś miły! A już na pewno nie dla
mnie! – prychnął nowicjusz, opierając rękę na biodrze i patrząc na kochanka ze
złością. – Jedynym powodem jest to, że masz coś na sumieniu! I tym czymś z
pewnością jest romans!
Zapadła między nimi niezręczna cisza. Jakaś opętana mucha
przerywała ją zbyt głośnym brzęczeniem, ale obaj to zignorowali.
– Że co…? – jako pierwszy odezwał się Malik. – Romans? Ty
tak na poważnie? Zacząłeś wywalać mi rzeczy ze skrzyń, bo sądziłeś, że skoro
próbowałem być dla ciebie miły, to na pewno ukrywam w którejś z nich
nieistniejącego kochanka…? Altaïr, ty się w głowę uderzyłeś, czy koniecznie
chcesz mi podnieść z rana ciśnienie?!
– W twoich spodniach? Owszem, chętnie bym ci je tam podniósł.
– Asasyn uśmiechnął się, wymownie poruszając brwiami.
Źle się te żarty skończyły. Malik nie należał do
cierpliwych, delikatnością również nie grzeszył.
– NA BAZAR ALE JUŻ! – ryknął rafiq, ciskając w swojego
partnera opasłymi księgami. Co drugą udało się Altaïrowi uniknąć, ale i tak
nieźle oberwał tymi, które trafiły. Ciekawe, czy zdoła odskoczyć przed
krzesłem…?
– No dobra, dobra, spokojnie! Przepraszam! – Mężczyzna
uniósł ręce w obronnym geście, widząc, że zarządca z lektur chce się już
przerzucać na meble. – Zrozumiałem, nie masz ukrytego kochanka, jestem głupi,
że tak pomyślałem i już idę na ten twój bazar! Powinieneś być szczęśliwy, że
jestem o ciebie taki zazdrosny!
Malik zmrużył podejrzliwie oczy i zostawił w spokoju biedny
stołek. Zdegradowany mistrz ot tak poszedł na ugodę?
– Świetnie. Tutaj masz listę, kup wszystko, tylko uważaj na
ceny, żeby nikt cię nie wykiwał. A tutaj proszę, wyliczona suma. Jak ci na coś
nie starczy, to znaczy, że dałeś dupy i cię okantowali. – Al-Sayf wręczył
nowicjuszowi skórzaną sakiewkę i niewielki zwitek pergaminu. – Zrozumiałeś?
– Tak jest, panie zarządco. – Mężczyzna zasalutował mu,
ukrył w szacie podarowane przedmioty i zręcznie wyskoczył z biura przez otwarty
świetlik.
Malik jeszcze przez chwilę zajmował się swoimi sprawami, jak
co dzień przeglądając mapy i odpowiadając na meldunki. Bałaganu nie miał
zamiaru sprzątać. Altaïr go zrobił, to Altaïr go ogarnie. Ciekawe czy uda mu
się zamiatać tylko jedną ręką?
Po kilkunastu minutach, gdy miał już pewność, że Syryjczyk
jest daleko i prawdopodobnie wykłóca się właśnie ze sprzedawcami, wstał od
biurka i poszedł do części sypialnej.
Już po drodze zsunął z siebie wierzchnie okrycie, niedbale
zrzucając je na podłogę. Po nim przyszedł czas na pas, z którym musiał chwilę
dłużej się pomęczyć, ale w końcu i on odpuścił i opadł na podłogę.
Położył się na poduszkach, rozsznurował i zsunął spodnie do
połowy ud.
Przez tego kretyna, Altaïra, nie miał czasu na intymne
chwile z samym sobą. A jeżeli je miał, to humor i nerwy, spowodowane wygłupami
asasyna, nie pozwalały mu się zrelaksować.
Dziś nareszcie zdołał wywalczyć sobie na to czas; zgodnie z
meldunkami, do biura miała dzisiaj wpaść jedynie dwójka młodzików po misjach i
to dopiero wieczorem, a nowicjuszowi znalazł zajęcie na następną godzinę, jak
nie dwie, prywatność miał więc zapewnioną. Na dodatek był całkowicie spokojny i
odprężony. A przynajmniej starał się taki być; nie mógł pozwolić, żeby głupie
żarciki tego dupka popsuły mu tak piękny poranek.
Podwinął wysoko górną część szaty. Jeszcze nie dotknął
swojego członka; mając tylko jedną rękę omijał go przywilej pieszczenia dwóch
miejsc na raz, więc zaczął łagodnie, od sutków, które trącił lekko palcem, by
już po chwili zacząć je mocno podszczypywać.
Wyrwało mu się głośniejsze westchnięcie. Jego ciału naprawdę
tego brakowało. Zwykłych, delikatnych pieszczot, zakończonych orgazmem. Gdyby był tu teraz Altaïr, zarządca musiałby
się przygotować na ból w dolnej części pleców i fakt, że egoistyczny asasyn
mógłby zapomnieć, że nie posuwa dziury w płocie, tylko żywą osobę, która też
chciałaby mieć z tego przyjemność.
Mimo tak niepochlebnych myśli, w wyobraźni widział przed
sobą klęczącego kochanka; wyobrażał sobie, że to Altaïr robi mu te wszystkie
rzeczy.
Przesunął opuszkami palców po szczupłym, lekko umięśnionym
brzuchu, aż do swojego krocza.
Tylko on sam wiedział najlepiej, w jakim tempie poruszać
dłonią, jak mocno pocierać kciukiem główkę, by było idealnie. Gdy jego męskość
zrobiła się twarda i stanęła na baczność, zostawił ją w spokoju i wsunął palce
między pośladki.
– A-Altaïr…! – wystękał, między ledwo tłumionymi jękami. Już
prawie dochodził, woń kadzideł i zapach asasyna na rozrzuconych wokół
poduszkach działały na niego lepiej niż narkotyk.
– Słucham? – usłyszał tuż obok siebie znajomy głos.
Mentalny mini zawał.
Zarządca otworzył oczy i z przerażeniem spojrzał na
stojącego nad nim nowicjusza, z koszami pełnymi zakupów.
– Ty… kiedy wróciłeś?! – Malik momentalnie zaprzestał zabaw
i w ekspresowym tempie zaczął zakrywać się wszystkim, co wpadło mu w ręce. Był
w tym momencie jak mysz rzucona pod łapy głodnego orła – bezbronny, odsłonięty
i przerażony.
– Przed chwilą. – Zdegradowany mistrz odłożył zakupy i usiadł
na materacu, tuż obok kochanka. – To dlatego tak mnie na ten bazar wyganiałeś i
nawet słodziłeś mi od „słońc”. Chciałeś się zabawić sam ze sobą!
– Jeszcze słowo! Pilnuj własnego nosa, moja sprawa, co
chciałem! – prychnął rafiq, ale nie mógł zetrzeć z policzków zdradliwego
rumieńca. – I chcesz mi powiedzieć, że w pięć minut wszystko kupiłeś? – Malik
starał się zamaskować swoje zażenowanie wyraźną irytacją.
– Pięć minut? Wyszedłem ponad pół godziny temu. –
Altaïr uniósł brwi. – Czyżby było ci aż tak dobrze, że straciłeś poczucie
czasu?
Ibn-La’Ahad na kolanach wszedł na materac, po krótkiej walce
z Malikiem pozbył się poduch, którymi mężczyzna próbował się od niego odgrodzić
i odsłonił tym samym jego nagie ciało.
– Weź nie pierdol i się…! – Kaleki zabójca urwał w połowie
zdania i szybko zacisnął zęby na wierzchniej stronie swojej dłoni, chcąc w ten
sposób stłumić przeciągły jęk, jaki miał ochotę wyrwać się z jego gardła.
Nowicjusz leniwymi ruchami zaczął dopieszczać stojącą
męskość właściciela biura. Mężczyzna był już na skraju. Zdegradowany mistrz nie
musiał się specjalnie wysilać, by Malik zaczął się pod nim wić z przyjemności.
– Widzisz? – Uśmiechnął się perfidnie z wyraźną satysfakcją.
– Po prostu przyznaj, że NA RĘKĘ ci jest, kiedy to ja doprowadzam cię do... – Nie
zdążył dokończyć.
Ten może i nieświadomy żarcik, wyprowadził Malika z
równowagi. W jednej chwili obudził się w nim mały zabójca i otępiającą potrzebę
osiągnięcia spełnienia, zastąpił żądzą mordu. Tak przypierdolił biednemu
Altaïrowi, że ten po jednym ciosie padł na deski, nie do końca rozumiejąc, co
się przed chwilą wydarzyło.
Rafiq tymczasem szybko wstał, z godnością podciągnął spodnie
i pochylił się nad leżącym asasynem.
– Nie, mój drogi. Na rękę mi jest, kiedy siedzisz CICHO.
To było niesamowite! Cały czas się śmieje z tego rozdziału. Szkoda, że tak rzadko będą rozdziały o nich. Świetnie wychodzą Ci ich charaktery. No po prostu bomba. Jedynie czego żałuję, to, to, że tak późno odkryłam ten blog (a odkryłam go przez Wattpada). Życzę dużo weny i pozdrawiam ^^
OdpowiedzUsuńNo to mi miło, że kogokolwiek te moje wypociny rozśmieszyły. x'D
UsuńBędę się starać wstawiać je regularnie, może się uda co tydzień. ^ ^
Dzięki, dzięki, również pozdrawiam!
No cóż, dzięki tobie zawsze jestem świetnie nawodniona, bo jak tylko mój instynkt zaczyna się drzeć "SEKS WYCZUWAM!" to od razu łapię za szklankę wody, coby ochłonąć i nie zacząć piszczeć jak dziewoja porwana z leśnej dróżki na rumaka mężnego rycerza ;D
OdpowiedzUsuńMiniaturka super, jak zresztą wszystko, co napiszesz :). Chylę czoła!
Pozdrawiam cieplutko i weny życzę :).
Zwalczam odwodnienie, czuję dumę z tego powodu! *^*
UsuńRównież pozdrawiam i tobie też mnóstwo weny życzę! ^0^