niedziela, 17 kwietnia 2016

Rozdział 1: Pierwszy dzień i powtórka z biologii

Hej wszystkim! :) Tak jak chcieliście w ankiecie, zaczynamy nowe opowiadanie, "Drogi Nauczycielu" (zachęcam żeby kliknąć sobie na spis opowiadań i doczytać tam kilka szczegółów, które o tym opku zapisałam). Nie mam jeszcze na to konkretnego pomysłu, seria będzie raczej luźna, postawię też na ilość rozdziałów, nie ich długość, więc nie spodziewajcie się tasiemców jak w wypadku Przepaści, przy której czasem rozpisuję się na kilkanaście stron. xux
Seria nie będzie miała pary przewodniej, w każdym epizodzie będą losowo wybrane pary (ale to nie znaczy, że całość nie będzie miała fabuły!). Poza tym przewiduję w przyszłości kilka brutalniejszych scen sado-maso, więc jeżeli ktoś nie przepada za takimi rzeczami, radzę wtedy pomijać takie rozdziały (postaram się przed każdym napisać, że w danej części będzie jakiś brutalniejszy fragment).
To chyba wszystko co chciałam powiedzieć, nie nastawiajcie się na nie wiadomo jak dopracowaną serię, bo - tak jak pisałam - jeszcze nie opracowałam planu na całość. x'D Miłego czytania!

***

To był niezwykle emocjonujący dzień. Spring czuł się, jakby zawodowy bokser przywalił mu z całej siły w żołądek. A przecież to jego młodszy brat, Plushtrap, powinien być teraz zestresowany. Za niecałą godzinę miał zacząć się jego pierwszy dzień w nowej szkole.
– Wszystko wziąłeś? Śniadanie zjedzone, ząbki umyte? – dopytywał, samemu latając chaotycznie po mieszkaniu i sprawdzając, czy niczego nie zapomniał.
– Tak, mamo. – Dzieciak wywrócił teatralnie oczami, w spokoju oglądając jakiś serial w tv. – Czemu tak się denerwujesz? Przecież nie pierwszy raz zmieniam szkołę. – Plush starał się jakoś uspokoić brata, niestety ten nie wyglądał na chętnego do przysłowiowego "wrzucenia na luz".
– Ale pierwszy raz idziesz do szkoły, w której uczy ktoś z twojej rodziny! Na takich dzieciaki inaczej patrzą! A ja przecież jestem za ciebie odpowiedzialny! Jak coś ci się stanie, to będzie moja wina! – Blondyn chwycił klucze od auta, nałożył kurtkę, przez ramię przerzucił skórzaną torbę i poszedł do salonu. Zabrał młodemu pilot i wyłączył telewizję. – Wychodzimy – oznajmił.
– Już? Jest jeszcze wcześnie! – zaprotestował chłopak.
– Wydaje ci się. Zanim dojedziemy na miejsce, minie sporo czasu, a ty jeszcze musisz mieć chwilę, żeby znaleźć swoją klasę. Bo zakładam, że nie pozwolisz mi się odprowadzić?  – Springtrap stanął nad nim i uniósł pytająco brwi.
– W życiu, mam szesnaście lat, wiesz jaka to by była siara?! – Dzieciak prychnął, zirytowany faktem, że mężczyzna w ogóle śmiał zadać takie pytanie.
– No właśnie. Dlatego nie marudź, ubieraj buty i jedziemy – zarządził blondyn, poganiając młodszego.
Nie minęło dziesięć minut, a już siedzieli w samochodzie; Spring odpalił silnik i wyjechali sprzed bloku. Na miejsce dotarli po niespełna kwadransie.
Gdy tylko srebrny golf zaparkował pod budynkiem, Plush odpiął pas z zamiarem szybkiego wyskoczenia z auta i pognania do szkoły, nim ktokolwiek zauważy, że odwiózł go „ten dziad od fizyki”. Gdyby ludzie zaczęli go z nim kojarzyć, to serio miałby przesrane.
Niestety powstrzymała go ręka brata, która spoczęła na jego ramieniu i stanowczo zatrzymała w miejscu.
– Co jest? Zanim zapytasz: tak, mam wszystko, tak, wiem której klasy szukać i nie, nie jestem zestresowany – wywrócił oczami, szykując się na salwę tego typu pytań. Od wczoraj blondyn go nimi zadręczał.
– Bardzo śmieszne. Nie o to mi chodzi. Gdyby coś się działo, ktoś ci dokuczał, albo robił krzywdę, od razu do mnie przyjdź, dobrze? – Spring usiłował brzmieć spokojnie, choć w środku coś skręcało mu się na samą myśl o tym, że jego braciszek będzie skazany na towarzystwo tej dzikiej i bezwzględnej hołoty, którą fizyk na co dzień uczył… a raczej się starał, bo większość była podejrzanie mocno odporna na wszelkiego rodzaju, nową wiedzę. – Nie staraj się samemu sobie z tym radzić i zatajać przede mną jakichkolwiek problemów.
– Jasne, braciszku. Zresztą, nawet gdybym próbował, to pewnie i tak nie dałbym rady czegokolwiek przed tobą ukryć. Ty mordujesz wzrokiem pół osiedla, jak widzisz małego siniaka na mojej ręce, gdyby w szkole ktoś mi coś zrobił, od razu byś to wyczuł! – zaśmiał się młody, chcąc nieco rozluźnić atmosferę. – Wiem, że się martwisz, ale uwierz mi w końcu, że nie mam już pięciu lat i dam sobie radę sam, okej?
– No wiem, wiem…  Mężczyzna westchnął ciężko. – Powodzenia, młody. – Poprawił mu rozczochraną grzywkę, a gdy tylko go puścił, chłopak od razu wyskoczył z samochodu.
Fizyk uśmiechnął się z rozbawieniem, widząc jak jego młodszy brat rozgląda się czujnie, zapewne sprawdzając, czy nikt nie widział go w towarzystwie jednego z najostrzejszych nauczycieli w całej szkole.
Odczekał jeszcze pięć minut, które poświęcił na ułożenie fryzury, po czym wysiadł z auta, zamknął je i ruszył w kierunku wejścia do budynku.


Połowa dzieciarni była tak wyrośnięta, że niemal każdy przewyższał go przynajmniej o pół głowy, a mimo to szedł pewnie przed siebie, bez najmniejszych obaw, że ktoś go popchnie, albo wpadnie na niego z tarana. Miał na tyle złą opinię, że wszyscy, nawet ci, których nie uczył, omijali go szerokim łukiem.
Wszedł do pokoju nauczycielskiego, przywitał się ze spotkanymi tam Schmidtem, Puppetem i Mangle, odłożył torbę na blat stołu i od razu zaczął parzyć sobie kawę. W międzyczasie szybko poszukał dziennika klasy, z którą zaraz miał mieć lekcje.
– Ej, Springi, twój brat dzisiaj zaczął tutaj chodzić, nie? Stresował się? – zapytał Mike, podchodząc od tyłu do blondyna, który ostrożnie zalewał kubek wrzącą wodą.
 On? W życiu. Wyglądał na znudzonego, a nie zmartwionego. – Mężczyzna wzruszył ramionami i zaczął mieszać kawę łyżeczką. – Wydaje mi się, że ta zmiana szkoły zrobiła większe wrażenie na mnie, niż na nim.
– Uroczo, że tak się o niego martwisz – wtrącił Mangle, stojąc oparty o ścianę i pijąc herbatę.
– A ty byś się nie martwił? Jak te gówniarze wyczają, że ma u mnie wtyki, mogą zacząć mu grozić, żeby podkradał z domu sprawdziany, czy coś w tym guście. A bo to tylko do takich akcji się dzisiejsza młodzież posuwa? – powiedział blondyn, czekając cierpliwie aż napój nieco mu ostygnie. W końcu odważył się wziąć pierwszy łyk.
– W sumie racja… Ale nie masz co się dziwić. Chyba połowa szkoły ma u ciebie zagrożenie, złociutki – zaśmiał się Puppet, na moment ściągając z uszu słuchawki.
– Jak się lenie nie chcą uczyć, to czemu mam ich przepuszczać?


sobota, 9 kwietnia 2016

Rozdział 8: Ja też będę kłamał

Witam wszystkich. :) Rozdział trochę spóźniony, miał być wcześniej, ale wciąż coś utrudniało mi jego publikację; a to neta nie było, a to lapek go usunął i musiałam zaczynać od nowa, dodatkowo mam okres latania po lekarzach, więc też jest stosunkowo mało czasu na pisanie. x-x
Szczerze mówiąc, początkowo rozdział wyglądał zupełnie inaczej. Pierwsza wersja zawierała to, co w większości pojawi się w rozdziale dziewiątym, było więcej wydarzeń, ale stwierdziłam, że w sumie mam dość sporo wątków do pociągnięcia i mogę wstawić coś nudniejszego, co skupi się tylko na Bonniem i Springu. Tym razem nie ma żadnych odskoczni i poza jedną krótką sceną nie pojawiają się żadne inne postacie poza dwójką głównych bohaterów tego opka. Czemu? Chcę głębiej rozwijać ich relacje, nawet kosztem nudnego rozdziałka. x'D 
P.S. - Pod koniec dwa entery tradycyjnie oznaczają drobny przeskok czasowy, gdyby ktoś nie ogarnął czemu Bonnie i Spring z kibla teleportowali się do łóżka... xD
Cóż, mam nadzieję, że za bardzo się nie zanudzicie, zapraszam do czytania!

***

Czy można popełnić samobójstwo z użyciem poduszki? Próbowałem, niestety wola przetrwania okazała się silniejsza ode mnie.
Mam wiele określeń, które oddałyby jak się czułem w obecnej sytuacji, ale jedno wyjątkowo uparcie wysuwało się na przód. O JA PIERDOLĘ.
Jakby kilka miesięcy temu ktoś mi powiedział, że przyjdzie dzień w którym obudzę się nagi, obok śpiącej w adamowym stroju, blondwłosej mendy, wyżej zwanej Springiem, popukałbym się w czółko i grzecznie odprowadził taką osobę do miejsca, gdzie drzwi klamek nie posiadają.
Poprzedni wieczór jak na złość wyjątkowo dobrze zapadł mi w pamięć. A podobno szok pourazowy powinien oszczędzić mi bólu i wymazać z mojego umysłu tamte wydarzenia! Wolałbym snuć teorie w stylu, że ta sucz mnie naćpała i wykorzystała, niż mieć świadomość, że raz – nie przeszkadzały mi jego zaloty, dwa – odpowiedziałem na nie dzikim seksem.
Bonnie, jełopie, co to miało być?! Za mało ruchałeś w tym miechu, że się na ten blond ochłap rzuciłeś i szarpałeś jak Reksio szynkę?!
Ponad pół godziny tak leżałem i kląłem, a Złotko spało jak zabite. W sumie nie dziwne, trochę go wczoraj wymęczyłem.
Zerknąłem kątem oka na jego twarz. Kto by pomyślał, że mały pomiot szatana może wyglądać tak niewinnie, kiedy śpi.
Wyciągnąłem rękę chcąc mu odgarnąć jeden z niesfornych kosmyków, który odłączył się od reszty starannie ułożonej fryzury (co prawda po naszych harcach nie prezentowała się ona zbyt pedantycznie), ale szybko ją cofnąłem. To podstęp! Na pewno jak zbliżę do niego paluchy, to mi je odgryzie!
Chociaż w sumie… bardziej prawdopodobne jest, że jak już wstanie, to postanowi zacisnąć swoje piękne ząbki na czymś większym od palców. Trudno powiedzieć czy będzie wściekły, czy zacznie koło mnie latać jak wcześniej wokół Fredbeara. Z dwojga złego wolałem to drugie.
Powoli wstałem. Następnym razem trzeba będzie znaleźć coś obszerniejszego niż to pieprzone łóżko, bo było na nim tak cholernie ciasno, że…
Zatrzymałem się w połowie drogi do łazienki.
Jakim, kurwa, następnym razem? Jakim?! Nie będzie następnego razu, deklu, bo ci Spring jaja odgryzie jak wstanie!
Wzdrygnąłem się z zimna, gdy otworzyłem drzwi sypialni. Byłem nagi, a w salonie, jak na złość, zapomniałem zamknąć okno. No nie powiem, mały przewiew czułem tu i tam.
Jakoś dowlokłem się do prysznica. Gorąca woda była jak wybawienie; pozwoliła mi odetchnąć i rozluźnić się na dobry początek niedzieli.
Korzystając z okazji, że Spring wciąż spał i kumulował Energię Zła, by potem zrobić mi jakąś poważną krzywdę, zaraz po prysznicu wróciłem do sypialni po luźne dresy i w nich poszedłem zrobić jakieś śniadanko. Miałem czas to mogłem skusić się na coś ambitniejszego niż płatki, czy tosty, do których musiałem ograniczać się przez większą część tygodnia, no bo, kurde, nie wstanę trzy godziny przed pracą tylko po to, żeby pobawić się w małego szefa kuchni.
Na blacie stołu dostrzegłem wizytówkę od Puppeta. Tyle czasu szukałem jakiegoś dobrego, taniego lokum i jak na złość akurat kiedy znalazłem, Spring nagle stwierdza, że w sumie to mu nie przeszkadzam i fajnie by było jakbym został. Mógłby się niuniek zdecydować, a nie mi teraz w głowie mieszać i na sumienie wbijać.
Niby to ja wyjechałem z pomysłem wyprowadzki, ale po tym co między nami zaszło, nie byłem pewien, czy to na pewno dobre rozwiązanie. Moje podejście: „Spring pedał, nie latać po chałupie w ręczniku bo zgwałci!” ewoluowało w: „Dobra ta szynka”.
Ja pierdolę, moja głowa to chora kraina mięs.