niedziela, 17 lipca 2016

(Miniaturka AC) Dzień 3 cz.1 - Sam ze sobą

Witam wszystkich, wreszcie dodaję nową miniaturkę z AC! Parę miesięcy miałam z nimi poważną zmułę, w sumie to sama nie wiem dlaczego. Chyba potrzebowałam odpocząć od serii, bo w ostatnim czasie prześladowała mnie dosłownie na każdym kroku. x'D
No, w każdym razie wzięłam się i wreszcie ją napisałam! Trochę przydługa wyszła ta miniaturka, myślę, że kolejne już będą krótsze.
Miałam na wakacje pisać co tydzień, a tymczasem potwornie mulę z postami. Dlaczego? Stwierdziłam, że fajnie będzie sobie zrobić maskę Nightmare Freddy'ego... x"D *Z serii - wynajdujmy sobie bezsensowne zajęcia, będzie fajnie!*.
Co do autorskich opek, które zapowiedziałam: na początek będą to luźne i krótkie twory, jak w info o wpisach mówiłam; te większe projekty, z których historie tworzę sama dla siebie już z 10-11 lat, pojawią się później. A, jeszcze tak dodam, że opka będą autorskie, ale arty nadal Z NETA, nie moje, żeby ktoś nie powiedział, że kradnę, czy coś. xD
Nie przedłużam już, miłego czytania!

***

– Słońce, mógłbyś, proszę, przejść się na bazar? – Malik uśmiechnął się przesłodko do swojego partnera, na co ten aż uniósł brwi.
– Słońce? To do mnie? – Asasyn obrócił się na wszelki wypadek, ale za nim stała tylko miotła. Wątpliwe, by to do niej zarządca zwracał się tak pieszczotliwie. Zaraz. Malik NIGDY nie jest dla nikogo ot tak miły, nawet dla miotły! Nagły przebłysk pchnął nowicjusza do działania. No tak! Już wszystko rozumiał! – O nie. Nie ze mną takie numery!
Altaïr wyciągnął swój miecz i wycelował czubkiem w najbliższą drewnianą szafę. Kopnął ją, ale po otwarciu ze środka wysypały się jedynie pojemniki z atramentem i czyste pergaminy.
Zarządcę, na ten akt wandalizmu, kompletnie zamurowało. Zdegradowany mistrz zaklął pod nosem, broń nadal trzymając wysoko uniesioną, jakby miał za moment przypuścić na kogoś atak.
Co z nim? Spodziewał się, że z butelek na atrament templariusze wyskoczą?
Po rozpierdzieleniu połowy pomieszczenia, skoczył za biurko i ignorując coraz głośniejsze wyzwiska oraz protesty Malika, zaczął spod niego wyciągać mapy, pióra, listy… wszystko, co tam znalazł, nawet kotki z kurzu.
– Do kurwy nędzy, Altaïr! – Rafiq chwycił za szmaty swojego partnera i mało delikatnym szarpnięciem wyciągnął go spod blatu. – Co ty debilu wyprawiasz?!
– Szukam twojego kochanka, którego zapewne gdzieś tutaj przede mną ukrywasz – stwierdził na tyle poważnym tonem, by jego druga połówka nawet nie próbowała brać tego za żart. Zirytowany Syryjczyk pozbył się z ramienia dłoni byłego asasyna, po czym wrócił do przeszukiwania pomieszczenia.
– Co…? Jakiego kochanka? Ty się czymś naćpałeś? – Malik coraz mniej z tego wszystkiego rozumiał. Chwile, takie jak ta, utwierdzały go w przekonaniu, że umysł zdegradowanego mistrza to największa zagadka tego świata, której nikt nigdy nie zdoła pojąć.
– Słuchaj! – Ibn-La’Ahad schował miecz i wycelował w zarządcę palcem. – W życiu nie nazwałbyś mnie „słońcem” bez powodu, a powód może być tylko jeden! – Zamilkł na moment, dając partnerowi szansę na odgadnięcie.
– … Chciałem być miły…? – odparł niepewnie Al-Sayf, unosząc brew wysoko w górę.
– Błąd! Ty nigdy nie jesteś miły! A już na pewno nie dla mnie! – prychnął nowicjusz, opierając rękę na biodrze i patrząc na kochanka ze złością. – Jedynym powodem jest to, że masz coś na sumieniu! I tym czymś z pewnością jest romans!
Zapadła między nimi niezręczna cisza. Jakaś opętana mucha przerywała ją zbyt głośnym brzęczeniem, ale obaj to zignorowali.
– Że co…? – jako pierwszy odezwał się Malik. – Romans? Ty tak na poważnie? Zacząłeś wywalać mi rzeczy ze skrzyń, bo sądziłeś, że skoro próbowałem być dla ciebie miły, to na pewno ukrywam w którejś z nich nieistniejącego kochanka…? Altaïr, ty się w głowę uderzyłeś, czy koniecznie chcesz mi podnieść z rana ciśnienie?!
– W twoich spodniach? Owszem, chętnie bym ci je tam podniósł. – Asasyn uśmiechnął się, wymownie poruszając brwiami.
Źle się te żarty skończyły. Malik nie należał do cierpliwych, delikatnością również nie grzeszył.

sobota, 2 lipca 2016

Rozdział 3: Zdjęcia

Wracam do was z nowym rozdziałem Drogiego Nauczyciela. :)
Trochę się u mnie zadziało, mrówkowie w domu postanowili się masowo respić, koteł nałapał chrabąszczy, rzygnął po czym stwierdził, że zabawnie będzie zjadać ich jeszcze więcej... po czym znowu rzygnął.
Przez większość tygodnia się leniłam, bo rozdział był praktycznie skończony już na poprzedni weekend (ale wredna aŁtorka stwierdziła, że odczeka tydzień zanim wrzuci). Dzięki wielkie Lenie za korektę i ogarnięcie mi dupy. MiUość, ziomku, bo byłam w interpunkcyjnym dołku. ;-;
Nowego rozdziału Przepaści nawet jeszcze nie zaczęłam na poważnie, kilka zdań mam, więc jak ktoś czeka, to jeszcze długo sobie pewnie poczeka, znając mój zapał... x"D
Nie przedłużam już, miłego czytania!

*** 

– Plush, jeszcze nie śpisz? – Spring wszedł do pokoju młodszego brata, widząc, że u niego wciąż pali się światło. Gdy tylko uchylił drzwi, młody jak oparzony zamknął laptop i pospiesznie wstał z fotela.
– Kładę się już przecież. Daj spokój, nie mam pięciu lat, żebyś wciąż musiał mnie w tym temacie kontrolować – prychnął, zrzucając z łóżka na podłogę plecak i sterty książek, tym samym robiąc sobie miejsce do spania. Nie zawracając sobie głowy przebieraniem, po prostu zdjął koszulkę i wskoczył pod kołdrę.
– Tylko pytam, bo już prawie druga w nocy, a mówiłeś mi, że jutro masz te korki. Nie wstaniesz, dzieciaku. – Fizyk usiadł na brzegu łóżka, zerkając na obróconego do niego plecami, brata.
– Wstanę, serio. Moja sprawa o której się kładę – burknął. – A ty czemu jeszcze nie śpisz?
– Nie do końca twoja, bo wciąż jesteś niepełnoletni, a ja za ciebie odpowiadam – westchnął ciężko, nawet nie próbując mu robić przydługich, bezsensownych wykładów. Młody nie będzie ich słuchał. Jak zechce, to sam zrozumie. – Miałem robotę ze szkoły, chciałem ją szybko skończyć, żeby mieć wolny weekend i spędzić z tobą trochę czasu.
– Słodko. – Spring mógłby przysiąc, że Plush w tym momencie wywrócił oczami. – Idź już, chcę spać.
– Ta… – Nauczyciel wstał z materaca. – Jeżeli coś złego się dzieje, to mi powiedz, pomogę ci. Wiesz o tym, tak? – zapytał dla pewności. Zachowanie młodszego wydawało mu się dziwne.
– Wiem. Nic się nie dzieje, nie masz co się martwić. Dobranoc. – Nastolatek zakrył się cały kołdrą, dając tym samym znać, że nie ma chęci na rozmowy.
– Dobranoc – odpowiedział mu mężczyzna, po chwili zwlekania decydując się nie drążyć tematu i wyjść z pokoju, uprzednio gasząc światło.


Młody trzy razy sprawdzał adres zapisany na małej karteczce, nim w końcu odważył się wcisnąć dzwonek do drzwi.
Nie ukrywał, że widmo nadciągających korków wywoływało u niego nieciekawe sensacje żołądkowe. O ile w szkole czuł się względnie bezpiecznie, bo wokół niego zawsze było pełno ludzi i mógł liczyć, że przynajmniej jedna osoba z tłumu zareaguje, jeżeli zadzieje mu się jakaś krzywda, o tyle prywatne spotkanie w domu Nightmare’a miało się odbyć sam na sam z nauczycielem, który, bądź co bądź, potrafił go przerazić.
Miał wrażenie, że serce wyskoczy mu z piersi, kiedy usłyszał przekręcany od wewnątrz klucz. Sekundę później drzwi otworzyły się na oścież, a w progu stanął nie kto inny, jak sam matematyk.
– Dzi-dzień dobry… – Uczeń przywitał się grzecznie, zmuszając przy tym do lekkiego uśmiechu.
Mężczyzna nie odpowiedział, tylko odsunął się nieco, wpuszczając go do środka.
Nikłe nadzieje Plushtrapa, że domowa atmosfera pomoże mu się rozluźnić, prysły zaraz po wejściu do salonu. Wnętrze miało tak surowy charakter, jak jego właściciel i to do tego stopnia, że dzieciak zwyczajnie bał się usiąść na białej, skórzanej kanapie, żeby przypadkiem jej nie zabrudzić.
W pomieszczeniu przeważały zimne barwy, na domiar złego Nightmare był typem, który szafki ze szklanymi drzwiczkami trzymał chyba tylko po to, żeby jakoś zająć ogromną przestrzeń, bo chłopak niczego w nich nie dostrzegł. Żadnej kolekcji szkieł, żadnych poupychanych pierdółek… nawet kurz znudził się panującą na półkach pustką i omijał je szerokim łukiem.
Przez głowę Plusha przemknęła myśl, że może zamiast do czyjegoś mieszkania, trafił do meblowego, bo tylko tym określeniem potrafił opisać to miejsce. Było zbyt perfekcyjnie. A sądził, że jego brat to pedant.