Dwa miesiące kompletnej zawiechy, próbowałam, pisałam, ale gówno z tego wychodziło, stąd te opóźnienia. x-x Szczerze mówiąc, ten rozdział miałam gotowy, łącznie pisałam go cztery razy, dwa razy stwierdziłam, że dupny, raz przypadkiem usunęłam i dopiero za czwartym udało mi się go skończyć.
Wiem, że trochę zawiewa nudą, muszę się znowu w to wkręcić... no i potrzebowałam rozdziału w którym wprowadzę kilka (teraz nieistotnych, ale w późniejszym czasie bardzo ważnych) informacji.
Mam nadzieję, że w miarę da się ogarnąć te moje wypociny. ;-;
Życzę miłego czytania!
***
Plush czekał spokojnie aż psorek wyczyta jego nazwisko z
listy i poprosi o odebranie sprawdzianu. Z pewnością nie dostał niżej niż
cztery, więc w przeciwieństwie do reszty klasy nie obgryzał z przerażeniem
paznokci.
Zaczynało mu się trochę nudzić, od niechcenia omiótł
spojrzeniem całe pomieszczenie, aż jego wzrok zatrzymał się na brunecie,
siedzącym dwie ławki na lewo od niego. Nie zdążył go jeszcze poznać, ale
domyślał się, że to ten niesławny Jack-O-Bonnie, który od września pojawił się w szkole maksymalnie
trzy razy, a na Facebooka wrzucał jedynie zdjęcia swoich naprężonych muskuł po
kilku godzinach spędzonych na siłce. Typ wliczający się w jedną ze
stereotypowych grup dzielących ich klasę na kilka sektorów, wśród których ani
Plush, ani Marionne się nie odnajdywali.
– Gratulacje, Plushtrap, jako jedyny w klasie zdobyłeś
maksymalną ilość punktów! Brawo, brawo, mój drogi! – Profesor z entuzjazmem
przywołał do siebie blondyna i wręczył mu jego sprawdzian.
Facet mógł sobie odpuścić tą emocjonalną paradę, bo po tym,
jak blondyn wstał, odebrał swój test i wracał do ławki, usłyszał ciche:
„Kujon!” i „Pupilek psorka, tylko czekać aż mu buty zacznie lizać!”. Nie
przejmował się, to tylko standardowe teksty padające z ust tipsiar i tępych
mięśniaków, którzy w przeciwieństwie do niego nie wyciągnęli nawet na tą
dwóję... ale miło też mu nie było.
Usiadł z powrotem na krześle i zerknął przelotnie na
sprawdzian. Tyle dobrego, że Springi głowy mu nie będzie suszył jak wróci do
domu.
– Serio kujon z ciebie – zaśmiał się Nightmarionne,
który swoją pracę odebrał chwilę przed nim. – Ja mam trzy. Nie jest źle. – Wypiął
dumnie pierś, najwyraźniej mocno zadowolony z wyniku.
– Bardzo zabaw… – Plush urwał w połowie zdania, bo od
jego policzka odbiła się papierowa kulka. – Co do…? – Dotknął skóry w miejscu
gdzie trafił pocisk.
Prędko obrócił głowę i rozejrzał się po klasie. Sporo osób
się podśmiewało, ale tylko Jack zaszczycił go kpiącym spojrzeniem i aroganckim
uśmieszkiem.
Skurwiel. Młodszy brat Springa już wyczuwał, że będzie miał
z tym gościem problemy.
– Nie zwracaj uwagi, takiego dupka najlepiej jest po prostu
zignorować – szepnął Marionne.
– Mam mu pozwolić się panoszyć? – Plush nie był
przekonany co do takiej taktyki.
– Lepiej, żeby czasem rzucił zgniecioną kartką, niż
wyjechał ci z gonga prosto w nos, bo po takim ciosie to ty byś już nie wstał.
Uwierz, wiem co mówię.
***
Springtrap wyszedł pospiesznie z pokoju nauczycielskiego. W
jednej ręce zwyczajowo trzymał kubek z kawą, w drugiej torbę z papierami i
dziennik. Tuż obok niego, z podobnym - choć uboższym o naczynie wypełnione
kofeiną - ekwipunkiem, szedł Puppet.
– Mówię ci, nie martw się Plushem, dzieciak pewnie się
z kimś pogryzł i trochę zbyt emocjonalnie zareagował. – Wyższy mężczyzna starał
się wyglądać na opanowanego. Miał nadzieję, że jego spokój udzieli się
blondynowi.
– Gdyby chodziło o zwykłą kłótnię, to na pewno tak by
tego przede mną nie ukrywał – westchnął fizyk. – Zresztą, nieważne. To nie
twoje problemy, przepraszam za to wyżalanie się.
– No co ty, od tego tu jestem, Springi! Jak masz
problem, to się żal, w towarzystwie raźniej sobie ze wszystkim radzić! –
uśmiechnął się do niego szeroko.
– Może i racja… cóż, mimo wszystko, dzięki. –
Nauczyciel nie odwzajemnił radosnego wyszczerzu, którym brunet wyraźnie chciał
go zarazić. Zamiast tego poklepał go po ramieniu i skręcił w stronę
najbliższych schodów. – Powodzenia z 3b. Mike mówił, że wczoraj wyrzucili mu
kaktus przez okno, prosto na czyjeś auto.
– Taa… a dzisiaj pewnie zamiast kwiatka, to mnie przez
nie wyrzucą. Do później. – Puppet pożegnał się i poszedł do swojej klasy.
Spring, niezmiernie uważając na gorącą kawę, wspiął się na
wyższe piętro i głośniejszym chrząknięciem oznajmił klasie swoją obecność.
Wszyscy podnieśli się z ławek, podłogi czy parapetów i
zebrali pod gabinetem. Blondyn, widząc w tłumie Bonnie’ego, odruchowo mocniej
ścisnął w dłoni ucho niewinnego kubka, wciąż pamiętając jak marnie skończył
poprzedni.
Otworzył drzwi i wpuścił uczniów do środka. Sam wszedł zaraz
za nimi, od razu obwieszczając, że ma dla nich niespodziankę w formie
niezapowiedzianej kartkówki.
Miał mieć z nimi dwie godziny, więc postanowił postraszyć
dzieciarnię w ten sposób, żeby cały czas siedzieli cichutko i jak na szpilkach,
nie mając pojęcia kiedy nastąpi ten sądny moment i nauczyciel zacznie podawać
pytania.
– Kto odezwie się niepytany, ten zagwarantuje klasie
kartkówkę z ostatnich trzech tematów, a sobie uwagę z zachowania – ostrzegł. Od
rana niemiłosiernie bolała go głowa, nie miał siły na cosekundowe uciszanie
rozgadanych gówniarzy.
O dziwo sposób podziałał, mógł spokojnie zacząć nowy temat,
nikt nawet słówkiem nie pisnął, bo wszyscy zdawali sobie sprawę, że jak go
wkurzą, to zada im takie pytania, że nawet największe asy dostaną banie.
– Na podstawie tej definicji wychodzi nam prosty wzór.
– Wstał z fotela i podszedł do tablicy, na której napisał coś, co prawdopodobnie
miało być jasne i oczywiste dla klasy, ale po ich minach bezbłędnie wysnuł
wniosek, że widzą stonogę w tym gównie i za chuja pana bez instrukcji obsługi
nie ogarną z której strony trzeba patrzeć, żeby z robala zrobiło się coś
jadalnego. – No dobrze… zanim przejdziemy do zadań, może ktoś nam opisze
poszczególne części wzoru? Tak dla przypomnienia, żeby wszystko dla wszystkich
było jasne i żeby potem nikt mi nie napisał na sprawdzianie czegoś w stylu:
„Nie umiem tego zrobić, liczby wzięte z kosmosu, nie lubię fizyki”. – Mówiąc
to, spojrzał wymownie na jednego z uczniów, który nagle bardzo zainteresował
się zawartością podręcznika i mimo, że fizyk nie wymienił jego nazwiska, klasa
zdawała się rozumieć o kim mowa, bo u niektórych pojawiły się na ustach
rozbawione uśmieszki. – Bonnie? Podejdź, mój drogi – przywołał do siebie
chłopaka, na powrót zajmując miejsce przy biurku.
– Ja…? – Dzeiciak wyraźnie zbladł.
– A mamy w klasie jakiegoś innego Bonnie’ego? Bez
gadania, chodź tutaj – powtórzył fizyk, z lekkim zniecierpliwieniem.
Uczeń przełknął ślinę i powoli podniósł się z krzesła.
Cienko prządł z tego przedmiotu, jak znowu coś pomyli, to ten diabeł w ludzkiej
skórze z pewnością nie zawaha się przed wstawieniem mu kolejnej pały. Niepewnym
krokiem podszedł do tablicy i wziął do ręki kredę.
– Opisz mi
proszę wszystkie elementy znajdujące się w tym wzorze – polecił Spring i
przysunął się z fotelem bliżej biurka, nos chowając w jakichś papierach.
Nie było tak tragicznie, przynajmniej na początku, kiedy rozpisał
tę część, którą wiedział. Potem już tylko stał i wpatrywał się tępo w
tajemniczą pozostałość, której znaczeń za nic nie mógł sobie przypomnieć.
Zerknął kątem oka na nauczyciela. Facet zajął się papierkową
robotą i ogólnie nie zwracał na niego uwagi. Gorzej, że podobnie było z Foxym.
Chłopak szczerze liczył, że rudy jakoś go wspomoże, ale nie zapowiadało się na
to, żeby w najbliższej przyszłości miał zamiar oderwać wzrok od okna. Musiał
jakoś zwrócić jego uwagę.
Odchrząknął. Brak reakcji. Powtórzył to, tyle, że głośniej.
Rudy na moment przeniósł na niego zmęczone spojrzenie, to na szczęście
wystarczyło, żeby podchwycił błagający o pomoc wzrok Bonnie’ego, dyskretnie
starającego się nie zwracać uwagi Springa, który i tak jakimś cudem olał głośne
dźwięki jakimi przed chwilą uczeń był łaskaw uraczyć całą klasę.
Rudy prędko przekartkował podręcznik i już po chwili jakimiś
nieokreślonymi gestami i bezgłośnym ruchem warg starał się przekazać mu
odpowiedź.
Bonnie naprawdę mocno się starał, ale zwyczajnie nie był w
stanie odczytać tajemniczych gestów, jakimi Foxy chciał mu pomóc.
Morze…? Fala? Nie, chyba pokazywał po prostu wodę. Czyli coś
z wodą. Której… nie można dotykać? Nie, zaraz… nie można jej kopać! A może
chodziło mu o prąd? Tak! Na pewno to pokazywał! Tylko jaki to miało związek z
tym wzorem?
Nie mając lepszego pomysłu, napisał na górze tablicy „prąd
wodny”. To nic, że sam nie widział w tym sensu. Desperacja kazała mu czuć się
dumnym, że w ogóle próbował cokolwiek stworzyć.
– Foxy ci podpowiadał i nawet mimo tego nie potrafiłeś
poprawnie wykonać polecenia… – Spring westchnął cicho i pokręcił głową z
wyraźną dezaprobatą. – Nie mam pojęcia czym w twoim świecie jest „prąd wodny”,
ale dobrze ci radzę, zanim następnym razem postanowisz podzielić się ze mną i
resztą klasy swoją głupotą, wstrzymaj się i po prostu nie pisz nic. Lepiej byś
wypadł w moich oczach dostając jedynkę za chwilową lukę w pamięci, niż za
przejaw skrajnego idiotyzmu.
Chłopak już chciał zacząć protestować, ale nauczyciel uniósł
dłoń, uciszając go tym gestem i odesłał z powrotem do ławki.
Bonnie wrócił na swoje miejsce naburmuszony i szturchnął
łokciem rudzielca.
– Czego chcesz, nie moja wina, że nie ogarnąłeś –
szepnął cicho Foxy, marszcząc brwi z niezadowoleniem. Starał się pomóc temu
przygłupowi i jeszcze miał za to obrywać? Niedoczekanie!
– Jakbyś nie zaczął bawić się w nagły napad Parkinsona,
to…!
– … To z pewnością i tak dostałbyś pałę – usłyszał
zirytowany głos Springa, który wolnym krokiem zbliżał się do ich ławki. –
Grabisz sobie dzisiaj, mój drogi. Jeżeli tak bardzo masz ochotę na rozmowy, to
wiesz przecież, że na mnie zawsze możesz liczyć. – Fizyk uśmiechnął się
jadowicie, stojąc ledwie krok od nich. – To jak? Uciszysz się i pozwolisz mi
kontynuować lekcję, czy mam wszystkim zadać ten temat do domu, wraz z referatem
na trzy strony, a ciebie wziąć sobie na prywatną pogadankę przy moim biurku?
Kilkanaście wściekłych spojrzeń momentalnie zwróciło się w
kierunku biednego chłopaka.
– Nie, przepraszam. Już będę cicho – burknął pod nosem.
– Bardzo miło z twojej strony. – Blondyn nie ukrywał
ironii w głosie. – No dobrze, kontynuujmy.
Reszta lekcji niemiłosiernie dłużyła się zarówno uczniom,
jak i nauczycielowi. Wszyscy odetchnęli z ulgą gdy nareszcie rozbrzmiał
dzwonek, ogłaszający długą przerwę. Zanim jednak ktokolwiek zdążył dopaść do
drzwi i wybiec z rykiem wolności na korytarz, blondyn postanowił załamać klasę
wieścią, że następną lekcję zaczną od odczytywania i oceniania zadań domowych.
***
– Kompletna porażka. – Bonnie z irytacją uderzył automat
łokciem. Dopiero po tym geście maszyna zdecydowała się ustąpić i oddać mu
resztę za kupione puszki z napojami.
Rzucił jedną z nich stojącemu obok Foxy’emu. Rudy był tak
zaabsorbowany telefonem, że dopiero w ostatniej chwili zauważył lecący w jego
stronę przedmiot, który na całe szczęście udało mu się złapać.
– Dzięki – mruknął rudzielec i wrócił do pisania. – Dobra,
deklu, spadam. Mam swoje sprawy.
– Nie wyrażam zgody. – Bonnie upił łyka gazowanego
napoju i posłał rudemu wredny uśmieszek.
– Bo…? – Foxy uniósł brwi, zdziwiony tym bezsensownym
zakazem.
– Bo jesteś moim zapchlonym kundlem i jak mówię
„waruj”, to grzecznie siedzisz przy mojej nodze. Nawet jeżeli musisz przez to
zrezygnować z upojnych dwudziestu minut na biurku swojej suni – stwierdził, jakby
ten stan był na porządku dziennym. Cóż… ostatnio może i był. Ale nie aż do tego
stopnia.
Rudzielec milczał dłuższą chwilę, na zmianę rozluźniając i
zaciskając dłoń, ku rozpaczy trzymanej w niej, wciąż nieotwartej puszki. Nie
był pewien, czy to kolejna próba wszczęcia bójki, których na chwilę obecną
powinni unikać, czy może Bonnie mówił całkiem serio i naprawdę zaczynał
traktować go jak swojego psa.
– Powtórz – warknął w końcu przez zaciśnięte zęby.
– Brzydko. – Szantażysta pokręcił głową z wyraźną
dezaprobatą. – Powinieneś powiedzieć: „Proszę powtórzyć, mój Panie” – poprawił
go.
– Koniec tego dobrego, chuju, oberwiesz! – Foxy, już
kompletnie nie panując nad nerwami, dopadł do o wiele zbyt spokojnego
Bonnie’ego i chwycił go za przód koszulki.
– Jak będziesz tyle szczekał bez pozwolenia, to kupię
ci kaganiec. – Chłopak jedną ręką złapał nadgarstek rudego i zmusił go do
rozluźnienia uścisku. Bądź co bądź nie był słaby, obijał Foxy’emu mordę tyle
samo razy, co on jemu. – Zdajesz sobie sprawę, że w kieszeni mam telefon,
prawda? Poza tym dobrze wiesz, że zdradzenie twojego małego sekretu połowie
moich znajomych, zajmie mi dosłownie moment? Jak tak bardzo nie chcesz
kochanemu psorkowi sprawiać kłopotów, to radzę ci się zachowywać. Chyba, że masz
zamiar przyczynić się do oskarżenia go o molestowanie ucznia. Myślisz, że policję
będzie obchodzić jak powiesz, że to „tylko normalny związek”?
Rudy odetchnął głośno i odsunął się o kilka kroków.
– No dobra… wygrałeś. To czego chcesz? – zapytał z
wyraźnym zrezygnowaniem.
– Pomóż mi zwiać ze szkoły, nie mam tego referatu. I
wymyśl dla Springa jakąś wiarygodną wymówkę – rozkazał. – Wiesz, coś w stylu…
Ej, chwila. To nie jest ten młody z parku? – Bonnie zmarszczył brwi, zerkając
ponad ramię rudego.
– Co? – Foxy obrócił się. – Faktycznie, a z nim Jack…
– Chodź, zobaczymy co się dzieje. Jak kręci się przy
nim ten mięśniak, to pewnie będą kłopoty.
***
– Zaczniemy od sprawdzenia obecności i zaraz potem
przejdziemy do waszych zadań – poinformował Spring, wchodząc do klasy i siadając
przy biurku. – Ktoś ubył?
– Brakuje Bonnie’ego i Foxy’ego – odezwała się siedząca
w ławce obok chłopaków, Ballora.
– Zwiali, czy mają zamiar się spóźnić? Ktoś coś wie? –
zapytał nauczyciel, kartkując dziennik w poszukiwaniu odpowiedniej rubryczki.
– Chyba się spóźnią – dodał ktoś inny.
– No dobrze… – Zaznaczył coś w dzienniku i wstał z
fotela. – W takim razie zaczniemy bez nich. Lecimy numerami, od ostatniego.
Wyznaczona osoba wstała i zaczęła czytać swoje zadanie.
Blondyn słuchał uważnie, nie przerywając, mimo że wyłapał kilka błędów, z
których istnienia uczeń nawet nie zdawał sobie sprawy.
Chłopak zbliżał się do ostatniego punktu referatu, gdy wtem
przerwało mu głośne pukanie. Wszyscy spojrzeli w kierunku wejścia do klasy;
przez uchylone drzwi wsunął się Puppet.
– Spring, mogę cię prosić na moment? – Wskazał kciukiem na
korytarz za sobą, dając znać, że chciałby porozmawiać z nim na osobności.
Fizyk spojrzał najpierw na niego, potem na klasę, a w końcu
odłożył dziennik na blat i wstał.
– Kogo usłyszę, ten z góry ma dwie oceny niżej za to
zadanie – ostrzegł dzieciarnię i wyszedł zaraz za brunetem.
Nie spodziewał się tego, co czekało na niego za drzwiami.
Blondyn stanął jak wryty i wpatrywał się w swojego młodszego brata, który
obecnie ocierał wierzchem dłoni krew z rozciętej wargi, a pod okiem miał sporą
śliwę. Spring nie był pewien, czy bez pomocy podtrzymującego go Marionne’a,
młody byłby w stanie sam ustać na nogach.
– Zwracam ci ich – odezwał się drugi nauczyciel. – Nie
byłem pewny, czy mają zamiar po tym wszystkim wrócić na lekcje. – Wskazał
stojących tuż obok Plusha, Bonnie’ego i Foxy’ego.
– Czy ktoś byłby łaskaw wyjaśnić mi co tu się dzieje? –
Fizyk przyłożył palce do nasady nosa, starając się brzmieć spokojnie. Jak
wcześniej ból głowy był na tyle mały, że zdołał zagłuszyć go jedną tabletką,
tak teraz miał wrażenie, że do wnętrza czaszki wprowadziła mu się cała
orkiestra.
– Wywiązała się mała bójka… – zaczął Puppet, nim jednak
zdecydował się kontynuować, odesłał milczącą parę drugoklasistów do gabinetu.
Nie chciał przypadkiem powiedzieć przy nich za dużo.
Chłopcy nie protestowali, potulnie wyminęli Springa i weszli
do klasy.
– Że bójka to widzę. Pytam kto miał czelność podnieść na
niego rękę. – Zbliżył się do brata i położył mu dłoń na nieuszkodzonym policzku,
mrużąc groźnie oczy. Udupi odpowiedzialnego za to bachora. Bez dwóch zdań.
– Daj spokój, nie ma tragedii. – Plush wzruszył ramionami,
starając się brzmieć neutralnie, jakby miał wyjebane na te pieprzone mroczki
przed oczami… przed okiem, znaczy. Bo drugiego praktycznie nie był w stanie
otworzyć.
– A widziałeś się w lustrze? Marionne, odprowadź go do
pielęgniarki – polecił chłopakowi. – Plush, poczekaj tam na mnie, po lekcji
odwiozę cię do domu.
Młody przytaknął i pozwolił koledze powoli poprowadzić się
do piguły.
Dopiero kiedy chłopcy zniknęli na schodach, Spring znów
spojrzał na Puppeta.
– A więc? Kto to zrobił i co dokładnie się stało? –
ponowił pytanie.
– Zdaje się, że wszystko zadziało się za sprawą Jack-O-Bonnie’ego.
Nie mam pojęcia o co im poszło, jak zacząłem ich rozdzielać, Jack przymierzał
się do wszczęcia bójki z Bonniem i Foxym. Coś mi się zdaje, że bez ich
interwencji twój brat mógłby skończyć o wiele gorzej.
Spring uniósł brwi, wyraźnie zdziwiony słowami przyjaciela.
– Nie mów. Ta dwójka…? – Wskazał kciukiem na gabinet za
sobą.
– Dokładnie. Potrafią zaskoczyć, co? Cały poprzedni rok byli
chyba najnieznośniejszą parką w szkole, a tu proszę. Wystarczyło, że Fazbear
zagroził im wyrzuceniem i w ledwie chwilę zmiana o sto osiemdziesiąt stopni. –
Pokręcił głową z delikatnym uśmiechem na ustach.
– Nie mogę się nie zgodzić. Nie wspominaj o tym Freddy’emu,
dobra? Sam się nimi zajmę – poprosił Spring. Dobrze wiedział, że dyrektor miał
tą dwójkę na celowniku i każda wieść o potencjalnym wszczynaniu bijatyki w
szkole może sprawić, że zostaną natychmiastowo usunięci z listy uczniów. Miał u
nich dług za wstawienie się za Plushtrapem, źle by się czuł, gdyby ot tak na
nich doniósł.
– Komuś tu serducho nagle zmiękło? Jak wolisz, ja będę
siedział cicho. Tylko nie zacznij ich za bardzo rozpieszczać! – Zaśmiał się
brunet, na swój sposób dumny z postawy blondyna. - No nic, ja spadam do siebie.
Trzymaj się i nie martw, Plushowi nic nie będzie.
Puppet szybkim krokiem udał się pod swoją klasę. Miał spore
spóźnienie.
Spring odetchnął głośno, próbując uspokoić skołatane nerwy i
dopiero po tym wszedł do klasy. Głowa bezlitośnie pulsowała otępiającym bólem,
w takim stanie obawiał się nie przeżyć całej godziny z Bonniem i Foxym. Pomoc
jego bratu nie zmieniała faktu, że ta dwójka była nad wyraz irytująca.
– Przepraszam za tą przerwę, możemy kontynuować –
obwieścił, wchodząc do gabinetu i od razu biorąc z biurka dziennik, by wstawić
w nim ocenę dla chłopaka, który czytał jako pierwszy i któremu występ przerwał
ten mały incydent. - Kto nast…? – urwał w połowie zdania, bo nagle jego wzrok
przyciągnęła pewna rażąca pustka.
O ile Foxy grzecznie siedział na miejscu, może trochę zbyt
blady i przerażony, jak na oko blondyna, o tyle Bonnie’ego w ławce nie było
wcale.
Jakim cudem? Przecież wchodził razem z rudym niespełna trzy
minuty temu! Nie mógł ot tak zniknąć, dzieciaki różne numery odwalają, ale
jeszcze żadne nie rozpłynęło mu się w powietrzu. Takich umiejętności młodzi
dorośli mieć nie powinni!
Nauczyciel powoli podszedł do przerażonego rudzielca. Gdyby
nie to, że obok pustego krzesła leżał plecak brakującego ucznia, to pewnie
zacząłby się zastanawiać, czy Puppet nie odprowadził do niego tylko Foxy’ego, a
przez nerwy pamięć płatała mu figle.
Stanął z przeuroczym uśmiechem nad rudym i czekał, aż ten
odważy się podnieść na niego wzrok.
– Mam do ciebie bardzo proste pytanie. Zechcesz mnie
oświecić i zdradzić co się stało z Bonniem? Wiesz, to ten z fioletowymi
włosami, mniej więcej tego wzrostu, – tu pokazał dłonią potencjalny wzrost delikwenta
– chodzi do tej klasy już drugi rok, często się kłócicie, kojarzysz go, prawda?
– Foxy przytaknął niemal niezauważalnie. – Doskonale! Gdzie on jest? – zapytał
przyjacielskim tonem, wciąż mając na ustach ten sam uroczy, a w oczach
rudzielca diabelski, uśmiech.
– On… em… nie ma go tutaj – wystękał nastolatek, wodząc
oczami po całej klasie i próbując szybko coś wymyślić. Nauczyciel dał mu szansę
i poczekał, aż chłopakowi wpadnie coś do głowy. – Znaczy się… on… wyszedł.
– Wyszedł? – Spring uniósł brwi i pochylił się nieco do
niego. – Twierdzisz więc, że magicznym sposobem zdołał opuścić klasę, podczas
gdy ja cały czas stałem metr za tymi drzwiami, i zwiać tak, żebym nie zauważył?
– Po tym pytaniu Foxy zaczął się plątać jeszcze bardziej, najwyraźniej próbując
brnąć w to kłamstwo, niestety z jego gardła dawały radę wyrwać się tylko
pojedyncze „eee” i „yyy”. Wtedy jednak Spring zauważył coś, co nagle dało mu do
myślenia. – No chyba, że nie wyszedł drzwiami…
Foxy po tym stwierdzeniu już kompletnie zamilkł. Chyba
zrozumiał, że dalsze próby wymyślenia sensownej wymówki zwyczajnie nie mają
sensu.
Blondyn zbliżył się do okna po prawej i pociągnął delikatnie
za klamkę. Było otwarte, ktoś je po prostu szybko przymknął.
– No kurwa, rzuć mi ten plecak, cieciu! – Dobiegł go z
dołu głos klasowego uciekiniera.
Spring nie miał zamiaru się z nim cackać. Żyłka zapulsowała
mu na czole, gdy usłyszał arogancki głos czekającego piętro niżej na swój
plecak, dzieciaka.
– Sam trafisz do dyrektora, czy mam tam do ciebie zejść
i odprowadzić cię za rączkę? – Fizyk wychylił się z okna, opierając łokciami na
parapecie. Przerażona mina chłopaka była po prostu bezcenna. I pomyśleć, że
mężczyzna chciał się za nim wstawić! – Masz problemy ze słuchem? Biegnij. A jak
się dowiem, że cię u niego nie było, możesz zapomnieć, że przepuszczę cię do
następnej klasy – powiadomił uprzejmie i zamknął okno. – No dobrze, nie
zawracajmy sobie nim głowy i kontynuujmy.
***
– Bardzo boli…? – zapytał zmartwiony Marionne, ze
współczuciem klepiąc przyjaciela po ramieniu. – Trzeba było olać gościa, nie
oberwałbyś…
– Olać? Nie będzie dziad robił z siebie
samca-alfa-któremu-nikt-nie-ma-prawa-pyskować! Popchnął cię, kultura jednak
wymaga, żeby przeprosił! Ała… – Blondyn syknął z bólu i mocniej przycisnął do
oka zimny okład, który dała mu pielęgniarka. Ani trochę nie pomagał.
– Przynajmniej nie miałbyś teraz śliwy i rozwalonej
wargi – westchnął ciężko brunet.
– No, kochanieńki, jak tam się czujemy? – Piguła w
końcu oderwała się od papierzysk i z mało widocznym entuzjazmem, podeszła do
chłopców. Odebrała Plushowi mokrą, zimną szmatę i przyjrzała się przez grube
szkła swoich okrągłych okularów, sińcowi. – Nie wygląda to za ładnie. Kiedy
mówiłeś, że twój brat będzie?
– Po lekcji – odpowiedział z wyraźnym zniecierpliwieniem.
Babka pytała go o to już chyba trzeci raz.
– Mhm, to dobrze. Jakby coś się działo, to od razu
zgłoś – dodała jeszcze i zostawiła ich w spokoju, pozwalając chłopcom spokojnie
porozmawiać.
Niespełna pół godziny później rozbrzmiał dzwonek, a na
korytarzu od razu rozległ się harmider. Plush czekał i czekał, przerwa się
skończyła, a nauczyciela dalej nie było.
– Ej, stary, nie musisz tu ze mną siedzieć, Nightmare
cię zamorduje, jak się spóźnisz – mruknął Plush.
– Daj spokój, Spring pewnie zaraz będzie, dwie minuty w
tą czy w tą nie zrobią różnicy. Poza tym to trochę moja wina, że musisz tu
siedzieć – dodał ciszej.
– Raczej tego napakowanego debila. Poza tym ominie mnie
gegra, z tego to się akurat cieszę – stwierdził niższy chłopak, z lekkim uśmiechem
na ustach, choć o wiele większą ulgę czuł na myśl o nieobecności na matmie.
Nagle drzwi do pomieszczenia otworzyły się gwałtownie, a do
środka wszedł starszy brat Plusha.
– Pan Springtrap! – Pielęgniarka w trybie
natychmiastowym wstała ze skrzypiącego fotela i podeszła do niego. – Coś się
stało?
– Przyszedłem po brata. Żyjesz, młody? – zapytał,
widząc siedzącego na jednym z krzeseł obok drzwi, blondyna.
– Brata...? Ach, to pańskie rodzeństwo? Macie inne
nazwiska, nie skojarzyłam – uśmiechnęła się z lekkim zakłopotaniem. –
Oczywiście, może pan go zabrać, jest z nim już trochę lepiej.
– Cieszy mnie to. Chodź Plush, okienko mam tylko na tą
godzinę, wolałbym się pospieszyć – ponaglił brata i wraz z Nightmarionnem
opuścili gabinet piguły. Korytarz był kompletnie pusty, wszyscy siedzieli już
na lekcjach. – Dzięki, że się nim zająłeś, Marionne.
– Nie ma sprawy, przynajmniej do czegoś się przydałem.
Swoją drogą, oczywiście jeśli mogę zapytać, to faktycznie trochę dziwne, że
macie różne nazwiska. Czemu tak jest?
– Spring przyjął panieńskie nazwisko naszej mamy, a ja
wciąż jestem przy nazwisku ojca – wyjaśnił Plush nim starszy blondyn zdążył
chociażby otworzyć usta. – W sumie za parę lat chyba też się o to postaram, bo…
cholera… boli jak diabli… – syknął.
– Trudno żeby nie bolało, wyglądasz jak… – zaczął
Spring, ale brat szybko mu przerwał.
– Nie! Nie kończ! Dobrze wiem, jak wyglądam! – burknął
dzieciak.
– Urodziwiej niż na co dzień, śliwy pod oczami są
bardzo modne – zaśmiał się Marionne. – Dobra, ja spadam na lekcje, bo pan N.
serio mnie zabije. Trzymaj się! – Chłopak pożegnał się z kolegą. – Do widzenia
– skinął jeszcze głową w kierunku fizyka i pobiegł w kierunku gabinetu, gdzie
miał lekcje.
Bracia tymczasem udali się do zaparkowanego przed szkołą
auta Springa. Wsiedli do niego, zapięli pasy i… mimo oczekiwań młodszego
blondyna, nie ruszyli.
– Podobno ci się spieszy, na co czekasz? – Młody
zmarszczył ze zdziwieniem brwi, zerkając na nauczyciela.
– Możesz mi dokładnie wyjaśnić jak to się stało? –
Fizyk spojrzał wyczekująco na brata.
– Co ci mam wyjaśniać, jeden gość zachowywał się jak
ostatni dupek. – Uczeń wzruszył ramionami.
– I…? – dopytywał Spring.
– I użyłem trudnych słów… – dodał Plush, trochę mniej
pewnym tonem, niż przed chwilą.
– I…? – Starszy blondyn nie ustępował.
– I na moje nieszczęście zrozumiał, że są obraźliwe… –
przyznał ciszej Plush. – Jakby w okolicy nie było Bonnie’ego i Foxy’ego, to
Marionne pewnie też by oberwał.
– Plush, słońce, ja rozumiem, że trzeba walczyć o swoje
i nie dawać się idiotom, którzy trochę przypakowali i już mają się za Bogów,
ale warto to robić z głową, bo potem kończysz… właśnie tak. Poza tym skąd ty,
do cholery, znasz tą dwójkę? – Spring odetchnął głośno i pomasował palcami
skroń. Za dużo się wydarzyło jak na jeden dzień.
– Dłuższa historia, innym razem ci opowiem –
stwierdził, zgrabnie unikając niewygodnego tematu. – Mniejsza, jedźmy już. Mam ochotę wsadzić
głowę do zamrażarki i nie wyjmować jej aż do końca tygodnia.
– Mrożonki nie będą szczęśliwe, jak bez pytania się do
nich wprowadzisz. – Starszy z braci uśmiechnął się lekko, przekręcając kluczyk
w stacyjce. – Może lepiej wezmę dzisiaj wolne i z tobą zostanę, co? Nie chcę
wrócić później do domu i znaleźć cię rozłożonego na kafelkach.
– No daj spokój, nie martw się tak, przecież nie umieram. –
Plush wywrócił oczami, całym sobą dając znać, że fizyk przesadza.
– O kogo mam się martwić, jak nie o ciebie, co? – Spring
wyciągnął rękę w kierunku młodego i rozczochrał mu włosy. Chwilę po tym
wyjechali spod szkoły.
Już przy pierwszym skrzyżowaniu Plush zorientował się, że
jego brat wybrał inną drogę do domu, niż zazwyczaj.
– Em… nie chcę nic mówić, ale nie powinieneś był
skręcić w lewo…? Bo wiesz, w tą stronę to objedziesz pół miasta, zanim dotrzemy
do domu – zauważył trzeźwo.
– Och, zapomniałem ci powiedzieć, że nie jedziemy od razu do
domu – odparł swobodnie blondyn.
– Jak to nie? To dokąd ty mnie zabierasz…? – Młodszy
blondyn zmarszczył czujnie brwi.
– Do lekarza, mój drogi. Zejdę na zawał, jak mi
padniesz w domu, wolę się upewnić. – Uśmiechnął się przeuroczo, zerkając kątem
oka na Plusha, który momentalnie zbladł. Dzieciak bał się lekarzy jak ognia. –
Przypomnij mi, żebym przedzwonił do Freddy’ego i wziął sobie wolne na dzisiaj.
– … SPRING, PRZESADZASZ!
***
– Hej, Mike, myślałeś kiedyś o trójkącie? – zapytał
Jeremy, stojąc oparty plecami o mur szkoły i zaciągając się dymem z papierosa.
– Trójkącie? W sensie… seks z kimś jeszcze? – Schmidt
zmarszczył brwi i spojrzał na kochanka z niezadowoleniem. – Po co? To nie
byłoby… dziwne?
– Nie bardziej niż nasza obecna sytuacja. Mogłoby być całkiem
zabawnie, nie sądzisz? – zapytał Jeremy, lekko trącając kochanka łokciem w bok.
– Nie wiem jak ty, ale ja chętnie poszedłbym na coś takiego. Zawsze się kłócimy
który rucha, a który daje, jakby był trzeci do dawania, to nie byłoby problemu.
– Żartujesz, co nie? To na pewno zwykły papieros, a nie
skręt? – Mike spojrzał podejrzliwie na trzymaną przez Fitzgeralda, używkę.
– Bardzo zabawne. Ja po prostu myślę przyszłościowo, w
końcu nam się taki rodzaj seksu znudzi, a przynajmniej mi – stwierdził
mężczyzna, gasząc fajkę o mur i wyrzucając peta gdzieś w trawę.
– No… może. Tylko skąd ty chcesz brać tego „trzeciego”,
co? Bo na wynajętą przez internet, męską dziwkę to ja na pewno nie pójdę –
podkreślił Schmidt, zakładając ręce na piersi. Miał sceptyczne nastawienie do
całego tematu, ale w głębi duszy uważał pomysł Jeremy’ego za całkiem kuszący.
– A co powiecie na księżniczkę z wieży? Ewentualnie na
woźnego z okna? – usłyszeli tuż nad sobą znajomy, lekko rozbawiony głos.
– Vincent, kurwa! – Mike odskoczył od murka, o który
się opierał, i spalił przysłowiowego buraka, widząc sprzątacza. – Nie
podsłuchuj ludzi!
– Nie muszę podsłuchiwać, gadacie na tyle głośno, że w
całej sali was słychać. – Nadął poliki, słysząc oskarżenie. – Powiem wam, że to
całkiem interesująca propozycja… o ile dobrze zapłacicie.
Jeremy spojrzał najpierw na Vincenta, potem na swojego
partnera, który momentalnie zmarszczył brwi, trafnie przeczuwając, co jego
kochanek chce powiedzieć.
– Nie ma mowy. – Mike pokręcił głową. – Powiedziałem,
że odpadam przy męskich dziw… znaczy… przy ludziach oddających swoje ciało za
pieniądze! – prychnął, lekko speszony całą sytuacją.
– Nie, mówiłeś, że nie idziesz na dziwki zamówione
przez neta. A Vince’a masz przy sobie, znasz go… w czym kłopot? – Jeremy
wyraźnie nie widział problemu który, jego zdaniem, Mike chciał stworzyć.
– No nie wiem, cholera, może w tym, że woźny, którego
codziennie mijasz na korytarzu, nagle okazuje się być męską dziw… prostytutką i
niby to przypadkiem podsłuchuje naszą rozmowę o próbie rekrutacji kogoś do
wspólnego seksu?! Nie widzisz, że to jest jakieś dziwne?!
– Nieco. Ale nie mam zamiaru wybrzydzać, jestem
wymagającym seksoholikiem, potrzebuję wrażeń. Ile bierzesz za nockę? –
Fitzgerald postanowił zignorować produkującego się Mike’a.
– Zależy, jak intensywna będzie. – Vincent uśmiechnął
się chytrze, opierając łokcie na parapecie. – Obgadamy kwestię cennika jak
skończę zmianę, okej?
– Pewnie, mi się nie spieszy. To do później. – Jeremy pożegnał
się z woźnym, objął Mike ramieniem i ruszył w kierunku bramy. Chciał
porozmawiać z nim na osobności i jakoś przekonać do tego pomysłu. – Kotku,
słuchaj… to nie jest zły interes.
– Nie powiedziałem, że jest zły, tylko że jest
WYJĄTKOWO PODEJRZANY. Mam wrażenie jakbyście się zmówili i teraz odgrywali przy
mnie całą tą scenkę, naiwnie licząc, że się nabiorę. – Nauczyciel geografii
wywrócił oczami i strzepnął rękę kochanka z ramienia.
– Daj spokój, nie bocz się. – Jeremy nie odpuszczał,
wciąż próbował jakoś udobruchać swoją drugą połówkę. – Jak ci się nie spodoba,
to weźmiemy kogoś innego, dobrze? Miiiiike, nie rób mi tego! – Spojrzał na
Schmidta oczami niesłusznie kopniętego kociątka.
Wzrok początkowo nie podziałał, ale im dłużej Jeremy go
zachęcał, przekonywał i obiecywał, że to tylko tak na próbę, tym bardziej Mike
powoli zaczynał się przełamywać.
– Ech… niech ci będzie. Spróbujemy. Ale jak mi się nie
spodoba, to wszystko zostaje tak jak dotychczas i więcej o żadnych trójkątach
nie wspominasz. Zrozumiano? – Spojrzał ostro na Fitzgeralda.
– Zrozumiano. Już ja się postaram, żebyś był zadowolony
po tej nocce.
O, jak się cieszę z Twojego powrotu :) czytam Twoje opowiadania już dłuższy czas, i muszę przyznać, że są świetne. Oryginalne, ciekawe i pisane tym genialnym stylem. Weny życzę!
OdpowiedzUsuńDzięki wielkie, miło mi. C:
UsuńTA TA TA TAAAAAAA! <3
OdpowiedzUsuńW końcu upragniony rozdział i do tego dosyć sporo *kaszel* Bonniego *kaszel* moich ulubionych postaci!
Wiesz co, po doświadczeniach z "Przepaścią" wciąż rozczula mnie ta opiekuńczość ze strony Springa. Nagle okazuje się, że Złotko też ma uczucia i to całkiem sporo ich dla tego swojego małego urwisa ;w; Ale bardzo chciałabym spotkać go w najbliższym czasie i wyjaśnić sprawę z Nightmarem, bo wydaje mi się, że to naprawdę niespecjalnie się dla Plusha skończy. Dla Plusha i jego... Dziur.
Eeeeehhhh... Znowu niewłaściwy tok rozumowania.
Ale ale! Od kiedy Bonnie i Foxy bawią się w Obrońców Ucieśnionych? Nawet nauczyciele nie mogli uwierzyć w tak niespodziewaną moralną przemianę tych dwóch tłoków xD Ja z resztą, też, ale wygląda na to, że nawet w tak sztandarowych zabijakach kryje się iskierka dobra *_*
Liczę na jeszcze więcej niespodzianek, żeby Jack'o Bonnie jeszcze więcej razy dostawał w papę, żeby Spring i Plush lepiej się dogadywali, żeby... *Wymienia długą i szczegółową listę życzeń, między każdymi kolejnymi prośbami puszcza trzyminutowe śląskie szlagiery, za nią zaś stoi licznik, pokazujący, jak bardzo jej się w tyłku poprzewracało, że ma tyle żądań. W końcu licznik dobił do 999* ...i żeby był pokój na świecie. =w=
Życzę Ci dużo weny, żeby ten Twój dwumiesięczny zastój był jednorazowy, bo taka przerwa to coś tragicznego dla wiernych fanów.
Pozdrawiam!
Kurde, jaki ogromny komentarz. ;0;
UsuńBardzo nieudolnie kaszlami się maskujesz, wszyscy wiedzą, że chciałaś przez to powiedzieć, że czekałaś TYLKO na Springa! =0=
Ej no, Spring też ma serducho! ;3; Dziur... dobrze powiedziane. ;_;
Iskierka dobra zaraz zamieni się w petardę nieogaru! I WSZYSTKO WYBUCHNIE, WŁĄCZNIE Z MOIMI ZMĘCZONYMI OCZAMI.
...Ty byś za dużo chciała. O wiele za dużo. =,=
Dzięki wielkie, to takie miłe! ;_;
Tobie też weny i FAUDA!
Odzdrawiam!
Matko, jak to się szybko czyta. Zbyt szybko. ZBYT SZYBKO.
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, tylko Bonnie to taki mały głupek xD. Przez okno zwiewać, no co za typ... I jeszcze uznał, że Spring się nie domyśli, a Foxy nagle wymyśli jakąś przekonującą wymówkę w jaki sposób jego wróg od tak się zdematerializował? No, no.
Ech, takie mięśniaki są najgorsze. Myśli toto, że jak ma siłę w ręku, to od razu półbóg grecki i klękajcie, narody. Ech.
I Vincent?! Męska dziw... prostytutka?! Szczerze to jakoś nie jestem zdziwiona. Ten to zawsze miał jakieś zboczone odpały.
No i moje Złotko <3. Słodkie, opiekuńcze Złotko. Jak tu go nie kochać?
Pozdrawiam cieplutko i weny życzę! :)
Tak właściwie, ta konkretna scena jest wzorowana na prawdziwych wydarzeniach. xD Babcia mi czasem opowiadała, jak to u nich w szkole było i jak któregoś razu taki jeden orzeł zrobił właśnie coś podobnego. XD
UsuńJeden z najgorszych typów osób, z jakimi ma się styczność, a jednak w chyba każdej szkole znajdzie się taki typowy mięśniak. xux
Vncent to jajcarz, Vincent to zbok, Vincent się nie będzie ograniczał, co nie. X"D
Lubię go widzieć właśnie jako taką pizdę dla całego świata i złotego wartownika dla młodszego brata. qwq
Dzięki wielkie i nawzajem! :D