sobota, 9 kwietnia 2016

Rozdział 8: Ja też będę kłamał

Witam wszystkich. :) Rozdział trochę spóźniony, miał być wcześniej, ale wciąż coś utrudniało mi jego publikację; a to neta nie było, a to lapek go usunął i musiałam zaczynać od nowa, dodatkowo mam okres latania po lekarzach, więc też jest stosunkowo mało czasu na pisanie. x-x
Szczerze mówiąc, początkowo rozdział wyglądał zupełnie inaczej. Pierwsza wersja zawierała to, co w większości pojawi się w rozdziale dziewiątym, było więcej wydarzeń, ale stwierdziłam, że w sumie mam dość sporo wątków do pociągnięcia i mogę wstawić coś nudniejszego, co skupi się tylko na Bonniem i Springu. Tym razem nie ma żadnych odskoczni i poza jedną krótką sceną nie pojawiają się żadne inne postacie poza dwójką głównych bohaterów tego opka. Czemu? Chcę głębiej rozwijać ich relacje, nawet kosztem nudnego rozdziałka. x'D 
P.S. - Pod koniec dwa entery tradycyjnie oznaczają drobny przeskok czasowy, gdyby ktoś nie ogarnął czemu Bonnie i Spring z kibla teleportowali się do łóżka... xD
Cóż, mam nadzieję, że za bardzo się nie zanudzicie, zapraszam do czytania!

***

Czy można popełnić samobójstwo z użyciem poduszki? Próbowałem, niestety wola przetrwania okazała się silniejsza ode mnie.
Mam wiele określeń, które oddałyby jak się czułem w obecnej sytuacji, ale jedno wyjątkowo uparcie wysuwało się na przód. O JA PIERDOLĘ.
Jakby kilka miesięcy temu ktoś mi powiedział, że przyjdzie dzień w którym obudzę się nagi, obok śpiącej w adamowym stroju, blondwłosej mendy, wyżej zwanej Springiem, popukałbym się w czółko i grzecznie odprowadził taką osobę do miejsca, gdzie drzwi klamek nie posiadają.
Poprzedni wieczór jak na złość wyjątkowo dobrze zapadł mi w pamięć. A podobno szok pourazowy powinien oszczędzić mi bólu i wymazać z mojego umysłu tamte wydarzenia! Wolałbym snuć teorie w stylu, że ta sucz mnie naćpała i wykorzystała, niż mieć świadomość, że raz – nie przeszkadzały mi jego zaloty, dwa – odpowiedziałem na nie dzikim seksem.
Bonnie, jełopie, co to miało być?! Za mało ruchałeś w tym miechu, że się na ten blond ochłap rzuciłeś i szarpałeś jak Reksio szynkę?!
Ponad pół godziny tak leżałem i kląłem, a Złotko spało jak zabite. W sumie nie dziwne, trochę go wczoraj wymęczyłem.
Zerknąłem kątem oka na jego twarz. Kto by pomyślał, że mały pomiot szatana może wyglądać tak niewinnie, kiedy śpi.
Wyciągnąłem rękę chcąc mu odgarnąć jeden z niesfornych kosmyków, który odłączył się od reszty starannie ułożonej fryzury (co prawda po naszych harcach nie prezentowała się ona zbyt pedantycznie), ale szybko ją cofnąłem. To podstęp! Na pewno jak zbliżę do niego paluchy, to mi je odgryzie!
Chociaż w sumie… bardziej prawdopodobne jest, że jak już wstanie, to postanowi zacisnąć swoje piękne ząbki na czymś większym od palców. Trudno powiedzieć czy będzie wściekły, czy zacznie koło mnie latać jak wcześniej wokół Fredbeara. Z dwojga złego wolałem to drugie.
Powoli wstałem. Następnym razem trzeba będzie znaleźć coś obszerniejszego niż to pieprzone łóżko, bo było na nim tak cholernie ciasno, że…
Zatrzymałem się w połowie drogi do łazienki.
Jakim, kurwa, następnym razem? Jakim?! Nie będzie następnego razu, deklu, bo ci Spring jaja odgryzie jak wstanie!
Wzdrygnąłem się z zimna, gdy otworzyłem drzwi sypialni. Byłem nagi, a w salonie, jak na złość, zapomniałem zamknąć okno. No nie powiem, mały przewiew czułem tu i tam.
Jakoś dowlokłem się do prysznica. Gorąca woda była jak wybawienie; pozwoliła mi odetchnąć i rozluźnić się na dobry początek niedzieli.
Korzystając z okazji, że Spring wciąż spał i kumulował Energię Zła, by potem zrobić mi jakąś poważną krzywdę, zaraz po prysznicu wróciłem do sypialni po luźne dresy i w nich poszedłem zrobić jakieś śniadanko. Miałem czas to mogłem skusić się na coś ambitniejszego niż płatki, czy tosty, do których musiałem ograniczać się przez większą część tygodnia, no bo, kurde, nie wstanę trzy godziny przed pracą tylko po to, żeby pobawić się w małego szefa kuchni.
Na blacie stołu dostrzegłem wizytówkę od Puppeta. Tyle czasu szukałem jakiegoś dobrego, taniego lokum i jak na złość akurat kiedy znalazłem, Spring nagle stwierdza, że w sumie to mu nie przeszkadzam i fajnie by było jakbym został. Mógłby się niuniek zdecydować, a nie mi teraz w głowie mieszać i na sumienie wbijać.
Niby to ja wyjechałem z pomysłem wyprowadzki, ale po tym co między nami zaszło, nie byłem pewien, czy to na pewno dobre rozwiązanie. Moje podejście: „Spring pedał, nie latać po chałupie w ręczniku bo zgwałci!” ewoluowało w: „Dobra ta szynka”.
Ja pierdolę, moja głowa to chora kraina mięs.


Nie minęło dużo czasu, gdy w końcu usłyszałem skrzypienie drzwi w akompaniamencie głośnego: „Ale mnie dupa boli!”. Przygotowywałem się mentalnie na Armagedon, który z pewnością nastąpi jak tylko Złotko zaliczy łazienkę i dowlecze się do kuchni. Choć z drugiej strony te narzekania mi pochlebiały. Przynajmniej nie będzie mnie jechał, że mam małego.
– Dobry – mruknął zaspany Spring, tłumiąc ziewnięcie.
– Hej – odparłem niepewnie, nie obracając się w jego stronę, tylko uporczywie skupiając na krojonej właśnie marchewce. Grunt to zdrowe żywienie.
Blondyn stanął oparty tyłem o stół i wwiercał mi się wzrokiem w plecy. Oho, dupa mu faktycznie mocno protestowała, skoro nawet nie odważył się usiąść.
– Może pomóc? – zaoferował.
To już się robi podejrzane. Ta blond wesz z pewnością coś planowała, no bo jak może być taki spokojny, a nawet MIŁY (jak nie on) po tym co się wydarzyło, a co miejsca mieć kategorycznie nie powinno?!
Byłem pewny, że chęć pomocy nie była spontaniczną propozycją. Próbował się zbliżyć, zdobyć nóż i wbić mi go w jaja, jak tylko stracę czujność!
– Nie trzeba. – Pokręciłem głową, próbując brzmieć, jakbym na wszystko miał wyjebane. Czyli tak, jak zwyczajowo brzmię w mniemaniu Złotka. – Wyglądasz jak żywy trup, jeszcze rękę byś sobie uciął, a ja nie miałbym alibi, że to wypadek, a nie jakiś mój świadomy zamach na ciebie. – Wzruszyłem ramionami i zręcznie zsunąłem płazem ostrza pokrojoną marchew prosto do garnka. Za moment upiecze się zapiekanka, podgotuję do niej jeszcze coś zdrowego i będzie pysznie.
– Jak wolisz. – Nie wydawał się zbyt pokrzywdzony moją odmową. Pewnie miał plan awaryjny na wypadek braku możliwości zdobycia noża. – Chłodno dość.
– Zapowiadali deszcz na dzisiaj – stwierdziłem mało poruszonym tonem i podsunąłem na deskę kolejne warzywa do krojenia.
– … Bonnie, wszystko gra? – usłyszałem za sobą po krótkiej chwili ciszy.
– Pewnie, a co miałoby nie grać?
– Nie wiem, ale wyjątkowo agresywnie obchodzisz się z tym nożem. – Zbliżył się do mnie z mocno zaniepokojoną miną.
– Co ty wygadujesz, ja i agresy… – urwałem kiedy zamiast w marchewkę, trafiłem ostrzem w swoją rękę. – KURWA!
– Debil. – Złotko pokręciło głową. – Mów, o co znowu chodzi – zachęcił.
– JAK MOŻESZ BYĆ TAK KUREWSKO SPOKOJNY?! – wydarłem się, w jednej chwili tracąc całe swoje opanowanie. Ból tylko dodatkowo mnie nakręcał.
– O co ci chodzi? – Uniósł brew. Chyba nie widział problemu.
– O to, jak ty to sobie, do kurwy, wyobrażasz?! Stary, ja pierwszy raz spałem z facetem, a ty mi tu, chuju, o pogodzie zaczynasz pierdolić! – Wzniosłem ręce ku niebu, licząc na to, że chóry anielskie poprą słuszność mojego oburzenia.
– Poruchałeś i jeszcze narzekasz? To chyba ja powinienem się wydzierać jak rozhisteryzowana nastolatka, bo to twój chuj był w mojej dupie, a nie na odwrót – uświadomił mi to łaskawie, z przesłodkim, wkurwionym uśmiechem na ustach.
– Tak, ale ty kutasa w miejscu, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę, miałeś już pierdyliard razy, a ja fiutem w męskim odbycie parkowałem po raz pierwszy! – Rozemocjonowany zapomniałem o rozciętym palcu. Złotku ten szczegół jednak nie umknął, wziął mnie za zdrową rękę i zaprowadził do łazienki, żeby założyć mi opatrunek. Bał się, że sam nie trafię? Aż tak wątpił w mój zmysł orientacji w terenie?
Całą drogę oczywiście starałem się jak najgłośniej podkreślić, że czuję się jak kompletne gówno.
– Jeżeli to cię pocieszy, w ciążę od tego nie zajdziesz. – Wywrócił oczami, coraz mocniej zirytowany.
– No to chociaż powiedz co ci wczoraj odbiło, że tak nagle zacząłeś się do mnie przystawiać! – zażądałem, choć gdzieś tam głęboko na dnie żołądka domyślałem się, o co może mu chodzić.
– Moja sprawa. Poza tym mówiłem ci, że jak nie chcesz to możesz mnie odepchnąć i po sprawie. – Sięgnął do szafki po wodę utlenioną. – Ale ty wolałeś kontynuować. – Zerknął na mnie przez ramię, z cwaniackim uśmieszkiem na ustach.
– Mogłeś mnie powstrzymać, sam nie wiem, co mnie napadło! – W dość marny sposób próbowałem usprawiedliwić swoje zachowanie.
– Za to ja wiem. W końcu dostrzegłeś, jaki jestem seksowny i nie mogłeś się oprzeć. – Wziął mnie za rękę i nad zlewem polał ranę wodą utlenioną. – Poza tym nie wiem, na co narzekasz, seks był całkiem spoko.
– I nie widzisz w tym wszystkim istotnego problemu?! – wysyczałem, zaciskając przy tym mocno zęby, bo piekło jak cholera.
– Widzę tylko ciebie, narzekającego na to, że mogłeś sobie dla odmiany poruchać, zamiast jechać na ręcznym, tak jak to robisz każdej nocy. – Wywrócił oczami, nadal bawiąc się w małą pielęgniarkę.
– Co…? Skąd wiesz…? – Zmrużyłem czujnie oczy.
– Śpię w łóżku obok. Chyba nie sądziłeś, że nie słyszę jak zaczynasz fapać? – Posłał mi wymowne spojrzenie i odstawił wodę utlenioną na miejsce.
– … Pieprz się – prychnąłem, nie znajdując na to dobrej odzywki.
– Pieprzenia na dzisiaj mam dość. – Zaśmiał się i zręcznie zakleił mi ranę plasterkiem. – No, grzeczny chłopczyk, naklejki dzielnego pacjenta ci nie dam, ale mogę za to postawić ci loda. – Jego perfidne rozbawienie mówiło samo za siebie, że dobór słów nie był przypadkowy.
– Obejdzie się, pizdusiu! – odparowałem z agresją, odprowadzając go wściekłym spojrzeniem, kiedy wychodził z łazienki.
– Mógłbyś czasem… Coś tu się przypala? – Zmarszczył brwi, zatrzymując się na środku salonu.
Sekunda na pojawienie się nad moją głową ogromnego znaku zapytania; dwie sekundy na poczucie dymu, kolejna sekunda na szybki flashback, a po nim jeszcze dwie na odpłynięcie całej krwi z mojej twarzy. Brawo, straciłem cenne sześć sekund.
– Kurwa jego mać, zapomniałem wyłączyć piekarnik! – Chyba jeszcze w życiu nie dostałem takiego przyspieszenia, jak w tamtym momencie.
Zapiekanki nie udało się uratować, kompletnie się sfajczyła. Ponadto trochę zadymiłem mieszkanie, więc większość popołudnia byliśmy zajęci wietrzeniem i zapewnianiem zaniepokojonych sąsiadów, że nie ma żadnego pożaru. Staruszkowie musieli się przez nas najeść strachu i w całym tym zamieszaniu tylko jedna osoba była zadowolona. Spring.
Wyjątkowo bawiła go moja kulinarna porażka. Mała wesz nie miała co robić, tylko, kurde, napawać się cudzym nieszczęściem.
– Bezuczuciowa gnida jesteś – prychnąłem, otwierając ostatnie już okno.
– Za to z ciebie prawdziwy mistrz kuchni. – Nie mógł opanować rozbawionego chichotu.
– Milcz – warknąłem, próbując doszorować blachę na której żywota dokonało nasze śniadanie. – Spring, dla ciebie to serio był tylko miły wieczór i fiut w dupie? – zapytałem, bo wciąż męczył mnie ten temat.
– Już nie zgrywaj takiego poruszonego romantyka. Za każdym razem, jak przelecisz jakąś pannę, to też tak przeżywasz? – Uniósł brew ze zdziwieniem.
– Dziewczyny to co innego – burknąłem, wylewając na spaleniznę kolejną porcję płynu do naczyń.
– Co masz przez to na myśli?
– Em… w sensie, że ty to ty. A kobieta to kobieta. – Zerknąłem na niego. Nie wyglądał na usatysfakcjonowanego odpowiedzią. – O rany, no chyba sam rozumiesz, że taka sytuacja codziennie się nie zdarza!
– Nie zdarza, ale mogłaby – stwierdził beztrosko, stojąc przy otwartym oknie.
– Nie mogłaby! Słuchaj, ja nie mam zamiaru robić ci za podszukę-wypłakajkę! – Rzuciłem blachę i gąbkę, stwierdzając, że nijak tego nie doszoruję.
– Co proszę? Jaką znowu poduszkę? – Założył ręce na piersi i oparł się tyłem o blat stołu.
– Gównianą! Fredbear cię rzucił, rozumiem, współczuję, ale to raczej nie przypadek, że tego samego dnia, cholera jasna, zacząłeś się do mnie przymilać! Zwyczajnie próbujesz się mną pocieszyć! – wyrzuciłem z siebie i wytarłem ręce, uważając przy tym na plasterek.
– Idiotyczny pomysł, nawet jak na ciebie. – Wywrócił oczami. Ewidentne kłamstwo.
– Nie ściemniaj mi tutaj, próbujesz sobie ze mnie zrobić żywe dildo! – podniosłem głos, żywo gestykulując i poszedłem pozamykać okna, bo dym zdążył się już ulotnić, a w mieszkaniu zrobiło się chłodno. – Tylko szkoda, że nie pomyślałeś o moim zdaniu w tym całym seks planie! – powiedziałem oskarżycielsko i obróciłem się do niego przodem.
– Zaskakujesz mnie z tymi swoimi nagłymi refleksjami – przyznał, powoli się do mnie zbliżając. – Mogę wiedzieć co cię wzięło na takie teorie spiskowe?
– Żadne teorie spiskowe. No dalej, spójrz mi w oczy i powiedz, że bzdury wygaduję. – Uniosłem brwi, gromiąc go spojrzeniem.
– Nie zachowuj się jak dziecko. – Zręcznie próbował uciec od odpowiedzi. Oj, nie ma tak łatwo, na twoje nieszczęście potrafię być strasznie upierdliwy, jak już się w dyskusję wkręcę.
– Spring, nie pierdol mi tutaj i powiedz o co ci tak naprawdę chodzi! – zażądałem.
– O nic, czemu cały czas się tak pieklisz? Na honorze ci ubyło, że nagle zamiast kobiety do łóżka wskoczył ci jakiś facet?! Zresztą, co ci zależy? Jak czasem do pizzerii przychodziła laska z którą  kiedyś spałeś, to potrafiłeś mieć problemy z przypomnieniem sobie jej imienia, a teraz zamiast olewki robisz z tego dramat! – uświadomił łaskawie. Wyraźnie męczyła go ta rozmowa.
– I ty się dziwisz?! Słuchaj, jakbym zawsze… – urwałem, słysząc trzask wejściowych drzwi. Co do chuja? Nie zamknąłem ich?
– No hej, miśki! – Wkurwiający szczebiot BonBona ani trochę nie poprawił mi nastroju. Ponadto zmuszony byłem urwać głośną wymianę poglądów ze Springiem.
– Później do tego wrócimy – zdążyłem burknąć cicho do Złotka, a sekundę później coś mi się uwiesiło na szyi. – Kurwa pieprzona, co ty tutaj, dziadu, robisz?! – ryknąłem wojowniczo, starając się zrzucić z siebie tą w dupę kopaną, mendę.
– Pomyślałem, że może się za mną stęskniłeś i wpadłem was odwiedzić! – pisnął radośnie prosto w me niewinne ucho. Przy tej jego za głośniej pozytywności zdążę ogłuchnąć w zdecydowanie zbyt młodym wieku. Czy on słyszał o czymś takim jak „mutacja”? Naprawdę wolałbym, żeby mi basem nadawał, niż takim sopranem.
– Nie stęskniłem i bardzo głupi pomysł miałeś z tym odwiedzaniem! Człowieku, zajmij się własnym życiem, my tu mamy dość własnych problemów! – W końcu udało mi się go od siebie odsunąć na bezpieczną odległość.
– Oj… czyżbym wam w czymś przeszkodził? – Zerknął najpierw na mnie, potem na Springa. Jednoznaczny uśmiech na jego ustach doskonale pozwolił mi odczytać, co sobie ten tęczowy ochłap pomyślał.
– Nie! Zdecydowanie nie! – zaprzeczyłem prędko. – I nie waż mi się roić w tej swojej popieprzonej główce jakichś zboczonych scenariuszy!
– Nie musisz udawać, przecież widzę jak na siebie lecicie! – Uśmiechnął się szeroko.
No chyba, kurwa, nie. Zaraz mnie krew zaleje. Albo ta pizda sama wyjdzie grzecznie za drzwi, albo ja mu w tym pomogę… tyle, że oknem.
Spring parsknął śmiechem, na szczęście w porę zasłonił usta dłonią. No bardzo, cholera, zabawne!
– Och nie, przejrzałeś nas! – stwierdziło Złotko z dramatyczną sztucznością. Zaraz, co? Co on odpierdala?! – Żebyś ty wiedział co twój kuzyn ze mną wyprawia jak nikt nie patrzy…! – Oficjalnie należy się blondaskowi medal za perfekcyjną grę aktorską. Z drugiej strony zwłoki raczej nagród nie potrzebują; bo to pewne, że jak już z nim skończę, to dużo z niego nie zostanie.
– Wiedziałem! – zapiszczał BonBon, cały w skowronkach.
– Co kurwa?! Spring, co ty pieprzysz?! – Próbowałem jakoś załagodzić sytuację, ale blondyn położył mi palec na ustach i kontynuował.
– To ty tutaj pieprzysz, Bonnie – naprostował, nie kryjąc dwuznaczności w przekazie, po czym znów zwrócił się do tego małego frędzla. – Najlepiej się razem przejdźcie i wypytaj go o szczegóły. Jestem pewny, że z chęcią ci o wszystkim opowie. Ja chciałbym teraz odpocząć w samotności… wiesz, trochę mnie jednak ten idiota wymęczył. – Uśmiechnął się słodko do Toy Bonnie’ego.
– O mój Boże… tak, to świetny pomysł! Bonnie, chodź! Chodź! Szybko! – BonBon złapał mnie za rękę i uparcie zaczął ciągnąć do wyjścia.
Widać liczył na pikantną relację z moich gej przygód. Rzuciłem Złotku wkurwione spojrzenie, ale ten tylko wzruszył ramionami z miną niewiniątka. Chyba miał dość mojej osoby i niewygodnych tematów, więc postanowił wykorzystać sytuację i się mnie pozbyć na kilka godzin. Super.
Kiedy BonBon nie patrzył, jednoznacznym gestem przejechania palcem po gardle pokazałem Springowi, że go zajebię jak tylko wrócę.


Niezbyt lubiłem spędzać czas z kochanym kuzynem. Toy Bonnie był jak tęczowy czołg strzelający brokatem i pierdzący magicznymi gwiazdkami.
To porównanie chyba nie obrazowało zbyt dobrze tragizmu sytuacji w jakiej się znalazłem.
– Czy ty serio musisz bez przerwy się tak wyszczerzać? – Westchnąłem ciężko i wziąłem gryza przed chwilą kupionego burgera.
Szlag pochłonął zdrowe odżywianie, tylko czekać aż przestanę się mieścić w drzwiach, zacznę żądać odszkodowań za każdym razem, gdy nie będę w stanie wejść do kibla w samolocie, a na koniec umrę zgnieciony przez otyłość. To dopiero głupia śmierć, już widzę te nagłówki w gazetach: „Zginął tragicznie przygnieciony fałdą tłuszczu z czoła i własnym cyckiem”. Idealnie, właśnie po to rodzice mnie w pocie czoła chowali przez dwadzieścia lat, żebym teraz zakończył żywot w tak marny sposób.
– Lepsze to, niż gdybym cały czas dąsał się jak ty. – BonBon pokazał mi język i zajął się swoimi frytkami. Pomysł z wyskokiem do baru był trafiony, bo zdążyłem zgłodnieć jak wilk.
– Ja się nie dąsam, tylko daje ci do zrozumienia, że nie mam chęci tu z tobą być – burknąłem.
– No nie bądź taki, mamy tyle do nadrobienia! – Przysunął się bliżej mnie przy stoliku. – A teraz opowiadaj. Jak tam z tobą i tym twoim niuniem? Jednak przerzuciłeś się na facetów? Spaliście ze sobą? – zasypał mnie lawiną pytań.
– Po pierwsze, ciszej. – Zerknąłem kątem oka na inne stoliki. Ludzie jak na razie zdawali się bardziej zafascynowani jedzeniem niż moim rozpiszczanym kuzynkiem i wolałem, żeby tak zostało. – Po drugie, wybij sobie z głowy takie idiotyzmy. Nie masz co robić, tylko tworzyć jakieś zboczone teorie spiskowe na mój temat?
– No wiesz co, ja się staram do ciebie zbliżyć, żebyśmy znowu zaczęli się dogadywać, a ty mi to świadomie utrudniasz! – jęknął z wyrzutem.
– Znowu? Nie pamiętam, żebyśmy kiedykolwiek się dogadywali – prychnąłem i zwinąłem papierek po burgerze w kulkę. Toy Bonnie jeszcze wsuwał. – Odpuść sobie, to moje prywatne sprawy.
– Mhm. – Zamyślił się z frytką w buzi. – Czyli spałeś z nim?
– BonBon, ja cię ostrzegam, jeszcze słowo, a urwę ci łeb i podrzucę resztę twojego ciała na zlot nekrofilów! – Starałem się nie podnosić za bardzo głosu. – Poczekaj chwilę – warknąłem i wstałem od stolika. Poszedłem zamówić jeszcze jakąś sałatkę na wynos. Wróciłem akurat, gdy chłopak skończył swoją porcję.
– Co to? – zapytał, wskazując trzymaną przeze mnie reklamówkę. Ostatnią frytką zebrał resztę ketchupu z tacki i również wstał od stolika.
– Śniadanie dla Springa. Znając życie zapomni, że wbrew temu co o nim myślę, też jest człowiekiem i kilka razy dziennie powinien coś zjeść. – Wzruszyłem ramionami i nie czekając na kuzyna, udałem się do wyjścia z baru.
– Miło z twojej strony – zaszczebiotał, szybko mnie doganiając. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
– Znowu wymyślasz sobie jakieś zboczeństwa? – Uniosłem brew zerkając na niego nieufnie.
– Skąd. Po prostu wyczuwam w powietrzu wielką miłość – stwierdził, starając się za mną nadążyć. A chuj, nie ułatwię mu życia i jeszcze przyspieszę!
– No chyba cię już kompletnie pojebało. Kupienie komuś śniadania to nie jest żadna wielka miłość! – Przejechałem ręką po twarzy. Co ten dekiel mi tu insynuował?
– Nie chodzi mi tylko o to, ale ogólnie! Mówię ci! Nie widzisz, jak super do siebie pasujecie? – Szedłem na tyle szybko, że był już zmuszony co chwilę do mnie podbiegać. – A może nie chcesz się przed samym sobą przyznać do swoich uczuć?
– Przyznać? Stary, ja przez całe życie sądziłem, że jestem hetero! A teraz z dnia na dzień świat perfidnie stwierdził, że zabawnie będzie kopnąć w dupę moje przekonania i powiesić mi na kutasie karteczkę z dopiskiem: „Jesteś gejem”! – Mój nawyk zbyt agresywnego gestykulowania omal nie posłał reklamówki z biedną, Springową sałatką prosto na pobliskie drzewo. Pieprz się, Parkinsonie!
– Za bardzo się przejmujesz, Bonnie. – Wzruszył ramionami. – Hetero, homo, co za różnica?
– Wielka! – Wyszliśmy z parku. Stąd widziałem już swój blok. – Raczej jest pewna przepaść między daniem dupy, a braniem dupy.
– Właściwie to wydaje mi się, że ty w obu sytuacjach możesz brać. – Puścił mi oczko z wymownym uśmiechem na ustach. – Ja będę już spadał, mam jeszcze coś do załatwienia. A, zapomniałbym! – Szybko zaczął przetrząsać kieszenie. W końcu wyjął z jednej z nich małą buteleczkę. – Proszę, prezent od wujka BonBona, bawcie się dobrze! – pożegnał się i zanim zdążyłem o cokolwiek zapytać, spierdolił na drugą stronę ulicy.
Przyjrzałem się temu specyfikowi, nie do końca mając pewność czym był. Żadnej etykietki, nic. Wziąć to czy wyrzucić? Chujostwo może być trujące.
Po głębszym namyśle schowałem prezent do kieszeni spodni z niepokojącym przeczuciem, że zawartość flakonika to płynne zło.


– Masz – położyłem reklamówkę z sałatką na stoliku przed kanapą. Leżący na sofie Spring, zerknął tylko kątem oka i zmarszczył nieufnie brwi.
– Co to? – zapytał, podnosząc się do siadu.
– Rycyna, kurde. – Wywróciłem oczami. – Rekompensata za sfajczenie nam śniadania. Tylko nie wybrzydzaj! – ostrzegłem, zdejmując w międzyczasie bluzę.
– Uroczo. – Westchnął ciężko, patrząc z małą niechęcią na pakunek. – Później zjem. Na razie daj mi spokój, kilka godzin sprzątałem, jestem zmęczony – stwierdził i z powrotem zaległ na kanapie.
– Po jaką cholerę sprzątałeś? Z twoim pedantycznym czujnikiem brudu nawet kurz boi nam się do mieszkania wlatywać – zauważyłem trzeźwo.
– W przeciwieństwie do ciebie ja nie przywykłem do mieszkania w śmietniku – stwierdził, nie kryjąc złośliwości i obrócił się do mnie plecami.
Wyglądało na to, że jest jak zwykle. Springi nie brzmiał jakby seks jakkolwiek wpłynął na jego uczucia względem mnie. Czyli serio tylko mnie to ruszyło?
Po chwili wahania usiadłem na skraju sofy.
– Mam głupie pytanie. Ciebie w ogóle obchodzi to wszystko, czy ot tak potrzebowałeś się wyżyć i stwierdziłeś, że Żywy-Wibrator-Bonnie będzie do tego najlepszy? – Podrapałem się nerwowo po policzku. Spring ze zdziwieniem zerknął na mnie przez ramię. Dłuższą chwilę milczał.
– Prawdę mówiąc początkowo nie sądziłem, że w ogóle to odwzajemnisz, tylko że skończy się na pocałunku, ewentualnie obciąganiu i zapomnimy o całej sprawie – przyznał.
– Czyli nie zaplanowałeś sobie tego seksu? – Uniosłem brwi, trochę zaskoczony jego wyznaniem.
Do tej pory myślałem, że Złotko tylko odhaczało punkciki w swoim niecnym planie i po prostu miało to nasze zbliżenie w dupie (dosłownie). A tymczasem okazuje się, że nie do końca tak wyobrażał sobie zakończenie minionego wieczoru i zwyczajnie starał się zgrywać obojętnego.
– Nie – mruknął, zerkając na mnie przez ramię. – Znaczy, nie żałuję, że do tego doszło. O dziwo posuwasz dużo lepiej niż gotujesz. – Uśmiechnął się wrednie. Oj tak, będzie mi wypominał tą zapiekankę do końca mojego pieprzonego życia!
– Bardzo zabawne, jakoś wcześniej nie słyszałem, żebyś narzekał na moje obiadki! – Założyłem ręce na piersi z udawanym oburzeniem. – A tak serio, jak ty to sobie teraz wyobrażasz? W dzień będziemy się wyzywać od obsranych suczy, a w nocy wskoczysz mi do łóżka i obciągniesz? Spring, nie wiem jak ty, ale ja tak nie mogę, zwyczajnie nie dam rady najpierw się z tobą pieprzyć, a potem jakby nigdy nic pierdolić głupoty o wyższości gofrów nad naleśnikami! – Nawet nie zauważyłem, że w środku swojego wywodu wstałem i zacząłem chodzić w tą i z powrotem po salonie, jak zwykle entuzjastycznie przy tym gestykulując.
– Chyba na odwrót – mruknęło Złotko, gdy na moment ucichłem.
Zatrzymałem się momentalnie i zmarszczyłem brwi.
– Co na odwrót? – zapytałem, nie rozumiejąc.
– Naleśników nad goframi. Nie gofrów nad naleśnikami – stwierdził filozoficznie i powoli podniósł się do siadu.
– Springtrap, kurwa, ja mówię poważnie! – Ręce mi opadły, gdy dostrzegłem łobuzerski uśmieszek na jego ustach. Ewidentnie olewał to co mówiłem i robił sobie jaja, byle tylko mnie zdenerwować!
– Ja też. Za sztywno do tego podchodzisz, wyluzuj, dzieciaka z tego nie będzie to co ci szkodzi? – mówił tonem rodzica tłumaczącego trzylatkowi jak się korzysta z nocnika. No kurwa, dziękuję, ale sam umiem się wysrać, dziadzie!
– No a co z Fredbearem…? – Powoli zaczynałem głupieć od tego wszystkiego. W nieco ponad pół roku świat mi udowodnił, że poprzednie dwadzieścia lat mojego życia to tylko wyszczane na murze kłamstwo.
– A co ma być? Nic. Mówiłem ci, że zerwaliśmy. Trochę sobie z nim pogadałem, jak wyszedłeś. Obaj stwierdziliśmy, że o wiele lepiej będzie nam w relacjach dobrych przyjaciół. – Wzruszył ramionami.
– A wydawało mi się, że tak tego swojego Fredbearka kochasz – mruknąłem pod nosem sam do siebie, niestety na tyle głośno, że Złotko usłyszało.
– Nie licz, że zaraz zaserwuję ci kilkugodzinne zwierzenia o moich osobistych odczuciach. Już i tak za dużo ci powiedziałem. – Westchnął ciężko i wstał z mało wygodnej kanapy. – Żeby nie było, nie robisz za żadną nagrodę pocieszenia, więc spróbuj jeszcze raz zasugerować mi, że jestem niewyżytym zboczeńcem, który jak tylko dostanie chcicy to od razu leci na ameby umysłowe twojego pokroju, a osobiście urwę ci fiuta i wepchnę w twoją własną dupę. – Uśmiechnął się przesłodko. – Jasne?
– Jasne – odparłem, wywracając oczami. – Choć zakładam, że prędzej to sobie byś go włożył. – Zaserwowałem mu najpodlejszy uśmieszek, na jaki było mnie w tej chwili stać. Nie wydawał się poruszony, uniósł tylko lekko brwi i milczał przez dłuższą chwilę. W końcu się zniecierpliwiłem. – Nic nie odpowiesz? Żadnej złośliwej odzywki?
– Żadnej, bo wiesz… chyba podsunąłeś mi ciekawy pomysł na ten wieczór. – Jego firmowy uśmiech utwierdził mnie w pewnym niepokojącym fakcie. Springi chuja pragnie i Springi chuja sobie wywalczy.
– A to ciekawe, zupełnie zapomniałem, że umówiłem się z Freddym na ten wieczór, raczej wrócę późno, lepiej postaw na dildo, bo mnie to zobaczysz dopiero jutro w robocie! – Spróbowałem się wykręcić, niestety Złotku nie podeszła taka wymówka.
– Pieprzy się z Foxym, nawet nie próbuj mi teraz uciekać. – Wywrócił oczami z nieukrywanym politowaniem dla mojej osoby. – Ile ty masz lat, co?
– Zbyt mało, by dalej poznawać mroczne tajniki męsko-męskiego seksu! – Uniosłem dłonie w obronnym geście.
– Bonnie, czemu ty się tak wybraniasz? Biorąc pod uwagę, że wczoraj tak chętnie i entuzjastycznie zareagowałeś, to twoje dzisiejsze zachowanie jest co najmniej dziwne. – Złotko uniosło brew i oparło ręce na biodrach.
Nie mogłem zaprzeczyć. Sam do końca nie byłem pewien co konkretnie mną kierowało. Wstyd? Strach? Poczucie, że zawiodę rodziców, którzy wciąż dyskretnie dopytują, czy mam wybrankę i zechcę dać im wnuki? Chyba wszystko po trochu.
– Wiem, że to dziwne, sam nie umiem tego wytłumaczyć! Ja chyba… no po prostu nie lubię cię w ten sposób. – Uciekłem wzrokiem.
– Nieuświadomiona dziewico Bonnie, ty nie masz lubić mnie, tylko moje ciało. Zrozum w końcu, tępy kretynie, że nie mam zamiaru wiązać się z tobą, czy bawić w chodzenie za rączkę. Tylko seks. Ja tego potrzebuję, tobie nie zaszkodzi, wszyscy zadowoleni, co tu więcej mówić?
– A jak jakiegoś syfa od ciebie złapię…? – zapytałem nieśmiało.
– … Zajebię cię. Ode mnie?! Syfa?! – Chyba przegiąłem pałę, bo Złotko znowu zamieniło się w małego księcia ciemności.
– Odwołuję, skądże! Nie mógłbym złapać czegokolwiek od czystego jak łza i wolnego od chorób wenerycznych, Springtrapa! – zapewniłem szybko, bo miałem wrażenie, że zaraz spali mnie spojrzeniem.
– Sarkazm był zbędny, deklu – prychnął, wciąż urażony.
– Przezwiska ciskane w moją osobę również – odparłem hardo. – Swoją drogą, czemu nie znajdziesz sobie jakichś kolesi w klubach czy czymś takim, żeby cię dupczyli, tylko usilnie próbujesz przekonać do tego mnie?
– Ponieważ nie jestem dziwką? Może i preferuję tą samą płeć, do tego lubię seks, ale nie chcę, żeby wołali za mną „publiczna toaleta”, jasne? – Założył ręce na piersi. – Układ: "stosunek bez zobowiązań" ci nie odpowiada? Dupy dają, a ty się jeszcze wahasz? Co z ciebie za facet?
– Mocno niezdecydowany, o! Mogę sobie czasem podramatyzować, bo, tylko nie mdlej z szoku, ja też mam uczucia! Raz, to wyniszczająca moralnie relacja, dwa, nadal czuję się jak poduszka wypłakajka i trzy...!
Złotko wywróciło oczami błagając chóry anielskie o cierpliwość, a gdy nadal się nie zamykałem, tylko coraz mocniej brnąłem w swoje bezsensowne wywody, postanowił mi dość brutalnie przerwać. Oparł dłonie na moich ramionach, stanął na palcach i wyciągnął się w górę, by dosięgnąć wargami do moich ust, a następnie złączyć je w długim pocałunku.
Nieważne ile sam przed sobą próbowałem się bronić i usprawiedliwiać, nie mogłem powiedzieć, że to mi się nie podobało.
W blondynie było coś takiego, co mnie do niego przyciągało. Nie myśląc za bardzo co robię, chwyciłem go pod udami i podniosłem w górę.
Złotko jęknęło zaskoczone w moje usta. Szybko oplotło mnie nogami w pasie i rękami za szyję, żeby nie spaść.
– Czyżbym w końcu wyciągnął dobry argument, że tak szybko zmieniłeś zdanie i przestałeś marudzić? – zapytał Spring z triumfalnym uśmiechem na ustach, chwilę po tym, jak w końcu się od siebie oderwaliśmy.
– Nie wyobrażaj sobie nie wiadomo czego – burknąłem i chwyciłem go pewniej, niosąc do sypialni. Chwilowo to ciasne, jednoosobowe łóżko będzie musiało wystarczyć.
– W tym momencie wyobrażam sobie tylko to, co za moment będziesz ze mną wyprawiał – mruknął kusząco, gdy kładłem go na pościeli. – Zabawne, najpierw wyzywałeś mnie od pedałów, potem stwierdziłeś, że w sumie to moja orientacja ci nie przeszkadza, a teraz serio zacząłem ci się podobać.
– Kto niby powiedział, że mi się podobasz, dupku? Seks i tyle, nic poza tym, pamiętasz? – prychnąłem trochę zbyt nerwowo. Odpowiedział mi na to jeszcze większym rozbawieniem.
– Kłam do woli, króliczku. Ja też będę kłamał. – Pogładził mnie po policzku i podniósł się na łokciach by znów mnie pocałować.
Nie byłem pewny co miał na myśli, ale nawet nie miałem możliwości tego skomentować.
Blondyn zamruczał z zadowoleniem, gdy z entuzjazmem zacząłem odpowiadać na pieszczotę. Rozchylił wargi pozwalając mi wsunąć między nie język, oczywiście z chęcią skorzystałem z zaproszenia.
W pewnym momencie z kieszeni moich spodni wysunęła się mała buteleczka którą dał mi Toy Bonnie.
– Co to? – zapytało Złotko między pocałunkami, sięgając na leżący na pościeli specyfik. Przyjrzał mu się marszcząc przy tym brwi, a w końcu podniósł wzrok na mnie. Milczał przez moment. – To jakaś aluzja?
– BonBon mi to opchnął, żadna aluzja, tylko jego nikczemny plan! – odwróciłem wzrok. – To jest to co mi się wydaje…?
– Lubrykant – oświecił mnie. – Fajnie, że to podrzucił akurat kiedy mi się skończył. Podziękuj mu ode mnie – powiedział, a w międzyczasie trochę pomógł mi ze zdjęciem mojej koszuli.
– Posrany zbok… na święta pewnie kupi mi bekonowe kondomy – warknąłem, wywracając oczami. Ta, to by było do kochanego kuzyna podobne.
– Wolałbym żebyś jednak nie próbował eksperymentować z takimi prezerwatywami – mruknął blondyn, zręcznie rozpinając mój pasek. Wsunął mi rękę w spodnie i zaczął masować wybrzuszenie w bokserkach. – Połóż się – rozkazał władczym tonem.
– Wedle życzenia. – Bez zbędnego sprzeciwu wykonałem polecenie, zastanawiając się co też Złotko zamierzało zrobić. Springi usiadł mi na udach i kazał unieść biodra, a kiedy to zrobiłem, zsunął mi spodnie wraz z bokserkami aż do kolan. – Mogę wiedzieć czemu tylko ja tu jestem rozbierany?
– Bo ja tak chcę. – Zaserwował mi absolutnie niepodważalny argument. Nie wyglądałem na przekonanego, więc po chwili i on zdjął swoją koszulkę. – Zadowolony? Nie marudź, a najlepiej się zamknij. Kiedy jesteś cicho, wyglądasz na inteligentniejszego – stwierdził z przekąsem i objął dłonią mój budzący się do życia sprzęt. Podniosłem się na łokciach, żeby dokładnie widzieć jak jego chłodne palce powoli poruszają się na moim członku.
– Bardzo zabawne. Może ty też byś się przymknął, co?
– Chętnie. – Uśmiechnął się cwaniacko i zajął sobie usta czymś innym niż gadanie. A konkretniej moim penisem.
Blondyn miał sporą wprawę i naprawdę porządnie się za to zabrał. Niejedna sunia, z którą spałem, by się przy nim wyłożyła!
Przesuwał ciepłym językiem po całej długości mojego członka, a kiedy już mi stanął, zassał się na główce i niemal całego wsunął sobie do buzi.
– O kurwa… – Odetchnąłem głośno, czując narastającą rozkosz. Usta blondyna były wprost nieziemskie, zwłaszcza gdy zajmowały się tą częścią mojego ciała.
Spring oderwał się ode mnie na moment, rozpiął i zdjął swoje spodnie (z tego co zauważyłem, zaczęło mu się w nich robić trochę ciasno), po czym sięgnął po buteleczkę od BonBona i wylał sobie nieco tego żelu na palce.
Już kompletnie nagi wrócił do wcześniejszego zajęcia, z tym, że teraz poza obciąganiem mi, zaczął się jeszcze przygotowywać, wsuwając w siebie dwa, umoczone w przezroczystej mazi, palce. Co chwila wydawał z siebie gardłowe pomruki wciąż mając mój członek w ustach. Po prostu bosko.
Poczułem wzbierające w podbrzuszu ciepło i gdy byłem już bliski dojścia… wszystko ustało. Złotko odsunęło się i otarło wargi wierzchem dłoni.
– Chyba nie myślisz, że tylko ty będziesz miał z tego jakąś przyjemność, co? – zapytał z łobuzerskim uśmiechem na ustach.
Wspiął się wyżej, siadając mi na udach w taki sposób, by nasze członki się o siebie ocierały. Gdzieś po drodze zdążył do końca pozbawić mnie spodni, także obaj byliśmy już nadzy. Położył dłoń na mojej klacie i pchnął mnie lekko, chcąc żebym się położył.
– Kondomy w prawej kieszeni – poinstruowałem. Szybko je w niej wymacał, otworzył i naciągnął na mnie jednego.
Dłonią nakierował mojego penisa na swoje wejście i powoli zaczął opuszczać swoje biodra, nabijając się na mnie. Przygryzł przy tym mocno dolną wargę, najwidoczniej nie chcąc wydać z siebie żadnego nieplanowanego odgłosu.
Dałem mu krótką chwilę na przyzwyczajenie się do mnie, po czym lekko zacząłem poruszać biodrami, zachęcając go do kontynuowania naszej małej zabawy.
Opierając dłonie na moim torsie zaczął miarowo unosić i opuszczać swoje ciało, pozwalając mi w całości się w nim zagłębiać. Początkowo musiało mu to sprawiać lekki dyskomfort, bo widziałem jak krzywił się nieznacznie przy każdym ruchu, na szczęście szybko przywyknął i zaczął się rozkręcać.
BonBon chyba miał rację; homo, hetero, co za różnica? Seks w obu przypadkach sprawiał mi tyle samo przyjemności.
Położyłem dłonie na jego bokach, nieco pomagając mu z podnoszeniem się na mnie. Obaj byliśmy już rozgrzani i podnieceni, a jedynym, o czym mogłem w tej chwili myśleć, była nagląca potrzeba osiągnięcia szczytu.
Uniosłem Springa nieco wyżej i wysunąłem się z niego. Obróciłem się z nim tak, by znów leżał na materacu pode mną; rozwarłem mocno uda blondyna i – może trochę za szybko – wszedłem w niego.
– Cholera, hamuj się, debilu! – syknął, spinając się gwałtownie.
– Sorry. – Ledwo powstrzymywałem się od ruchu. – Już mogę? – zapytałem po krótkiej chwili.
– Kontynuuj… – Słysząc zezwolenie, chwyciłem go w zgięciach kolan i nie patyczkując się zacząłem szybko wypychać biodra.
Złotko jęczało pode mną gdy mocno i agresywnie wchodziłem w niego, chcąc w końcu dać upust przyjemności.
Doszliśmy niemal w tym samym momencie. To się nazywa synchro.
Przez następne minuty w pokoju panowała kompletna cisza, przerywana jedynie naszymi szybkimi oddechami.
– Mam nadzieję, że wkrótce nadarzy się okazja do powtórki – odezwałem się, gdy udało mi się już względnie uspokoić po orgazmie.
– Nadarzy się. Szybciej niż myślisz. – Oplótł mnie rękami za szyję. – Zanieś mnie do łazienki. Nie będę spał brudny – padł kolejny rozkaz.
– A gdzie „proszę”? – Zaśmiałem się, ostrożnie biorąc go na ręce.
– Tam, gdzie przed chwilą trzymałeś fiuta.


– I kto tu jest niewyżyty? – Uśmiechnąłem się lekko, zakładając ręce za głowę i zerkając na leżące obok Złotko. Wtulił twarz w poduszkę i patrzył na mnie zmęczonym wzrokiem.
– Nie dziw się, z Fredbearem w ostatnim czasie prawie w ogóle tego nie robiłem – mruknął i zamknął oczy. Przekręcił się na bok i syknął cicho. – Cholerny lubrykant, wcale nie pomógł…
– No nie schlebiaj mi już tak, bo się zarumienię. – Zaśmiałem się rozbawiony. – Seks teraz będzie codziennie?
– Jak nie uda ci się mnie wkurwić, to może. – Ziewnął. – Idź spać, rano do roboty…
Złotko zasnęło w ekspresowym tempie. Ja musiałem jeszcze coś załatwić. Poleżałem z nim następne pół godziny, by mieć pewność, że przez przypadek go nie obudzę, po czym wstałem, włożyłem bokserki, wziąłem phone’a i wyszedłem do salonu.
Na stoliku wciąż leżała wizytówka od Puppeta. Szybko znalazłem na niej numer do jego ojca, odblokowałem telefon i zacząłem go wstukiwać. Po pierwszych czterech cyfrach przestałem.
Co ja właściwie chciałem zrobić…?
Westchnąłem ciężko, tępo wpatrując się w ekran.
– Kurwa… – Odłożyłem phone na blat stolika i wstałem z wizytówką w ręce. Przedarłem ją na kilka części i poszedłem do kuchni, żeby wyrzucić strzępki papieru do kosza.
Akurat w tej sprawie nie mogłem się dłużej okłamywać.
Chciałem tu zostać.

8 komentarzy:

  1. Nudny rozdział, srutututu! Mnie, zachwyconą Twoimi dziełami wszystko zaciekawi - wchodzenie w psychikę bohaterów jest ważne, bo potem wychodzą takie płytkie dechy ze skopiowanymi z neta tekstami xD
    W sumie nie spodziewałam się, że z rozdziału na rozdział Bonnie jednak przekona się do, jak to określiłaś "gej-przygód"; stał się niewyżytą długouchą bestią! QOQ Jak najbardziej mi to pasuje xD W szczególności, gdy po każdej schadzce ze Springiem będzie miał monumentalne tabuny głębokich przemyśleń nad swoim życiem erotycznym - serio, jego niektóre teksty mnie niszczą.
    Zastanawia mnie też, czy ten tęczowy czołg srający światłem też jest homo =-= W sumie ciekawie by się to potoczyło, gdyby było to prawdą, a niebieskie króliczątko pałało ogromną miłością do swojego kuzyna xD Niezły cyrk i możliwe mordowanie członków rodziny ^-^
    Życzę Ci jeszcze większej ilości weny, czasu na jej zrealizowanie i pomysłów *_* I BONNIEGO!
    Pozdrawiam ^w^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *Słyszała o płaskich dechach, ale o płytkich...?* Tamando, uświadamiasz mi istnienie nowych gatunków osobowości! XD A tak serio to dziękuję, miło mi że się nie zanudziłaś czytając to. ;w;
      Musiał się taki stać! W końcu on biedny tak mało ma okazji do zaruchania! ;0; No i ten rozdział miał być takim przełomem w jego toku rozumowania, który już od pewnego czasu zaczął się zmieniać. XD Ach te postosunkowe przemyślenia... xD
      Ty to lubisz takie mordy, co? XDD Gdybym do tego doprowadziła, w dwa rozdziały straciłabym wszystkich bohaterów! ;w;
      A dziękuję bardzo, nawzajem tobie też, bo ostatnio mi nic nie piszesz i jestem smutna mocno i potężnie z tego powodu. ;_;
      Również pozdrawiam! :D

      Usuń
  2. Ojejku. Powiem ci, że wchodząc tu dzisiaj chcąc przeczytać rozdział 7 kompletnie nie spodziewałam się, że zobaczę nowy rozdział *q* i byłam tak zaskoczona, że przez chwilę myślałam, że po prostu mi się pomyliło i to 8 rozdział był dodany ostatnio, dopiero patrząc na datę dodania ogarnęłam, że to nowy rozdział ;_;
    "mogę wstawić coś nudniejszego, co skupi się tylko na Bonnie'm i Spring'u." - ja sie nie zgadzam. Ten rozdział nie był nudny ;_;. Coś, co się skupia na tej dwójce nie może być nudne!

    "Czy można popełnić samobójstwo z użyciem poduszki? " - nie wiem czemu ale na początku pomyślałam, że to Spring próbuje popełnić samobójstwo.

    "Zerknąłem kątem oka na jego twarz. Kto by pomyślał, że mały pomiot szatana może wyglądać tak niewinnie, kiedy śpi." - pomioty szatana zawsze wyglądają niewinnie, gdy śpią ;3

    "To podstęp! Na pewno jak zbliżę do niego paluchy, to mi je odgryzie!" - muszę przyznać, że wyobraziłam sobie to jak Bonnie wyciąga rękę w stronę włosów i nagle Spring się budzi i gryzie go w rękę... Jak przez pół roku nie miałam ochoty na rysowanie tak teraz chyba to sobie narysuje ;_;

    "-Może pomóc?" - przyznam, że czytając to sama zaczęłam się doszukiwać podstępu i prób zamachu na życie biednego Bonniego.

    "Złotku ten szczegół jednak nie umknął, wziął mnie za zdrową rękę i zaprowadził do łazienki, żeby założyć mi opatrunek" - dobra... w tym rozdziale Spring zaczyna mnie przerażać... ;_;

    "Zapiekanki nie udało się uratować" - Coś tak czułam, że to sie tak skończy .-.

    "Urwałem słysząc trzask wejściowych drzwi." - jakim cudem BonBon wszedł do ich mieszkania? ;_;

    "Śniadanie dla Spring’a. Znając życie zapomni, że wbrew temu co o nim myślę, też jest człowiekiem i kilka razy dziennie powinien coś zjeść. " - to jest takie urocze, że on z jednej strony tak bardzo się wkurza na Spring'a, a z drugiej kupuje mu śniadanie <3

    "Pieprzy się z Foxy’m, nawet nie próbuj mi teraz spierdalać. " - a ten skąd to wie? ;_;

    "Na stoliku wciąż leżała wizytówka od Puppet’a. Szybko znalazłem na niej numer do jego ojca. Odblokowałem telefon i zacząłem go wstukiwać. Po pierwszych czterech cyfrach przestałem." - przez chwilę bałam się, że on naprawdę zaraz zadzwoni i postanowi się wyprowadzić T-T to byłoby takie straszne T-T

    I to chyba tyle...? ;_; Mam nadzieję, że tym razem nie rozpisałam się x_x

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię zaskakiwać niespodziewanie dodanymi rozdziałami. =w=
      No nie wiem, mi się wciąż wydaje, że trochę zanudziłam... x'D
      Haha, no to powodzenia z rysowaniem tej sceny, chcę to zobaczyć! XD
      Springi nawet (tym bardziej) jak stara się być miły to i tak jest straszny... XD
      To chyba spoiler, ale tym tematem jak do nich wszedł zacznie się kolejny rozdział ;w;
      Gdyby to Spring kupił śniadanko Bonni'emu wszyscy na czele z Bonni'em szukaliby podstępu, ale jak to Bonnie Spring'owi kupuje coś do wszamania, to jest słodko. XD
      Chyba już w poprzednim rozdziale była o tym wzmianka.... zdaje mi się, że przy herbatce Freddy'ego i Spring'a. ^ ^
      Bonnie mistrzem dramatycznych zwrotów akcji! =w=
      Dzięki wielkie za wyczerpujący komentarz, to, że się rozpisujesz naprawdę mnie cieszy. :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. "Toy Bonnie był jak tęczowy czołg strzelający brokatem i pierdzący magicznymi gwiazdkami." - leżę :D Mordko, zbierasz mnie z podłogi :D
    Spring i jego cięte riposty made on - ciekawe co by powiedział Freddy na aluzje Bonnie'go xD Foxy pewnie by się nie odzywał do obojga do końca tygodnia xD
    Kuzynek jak zwykle we właściwym miejscu o właściwym czasie - czy ten gostek podrzucił Bonniemu jakiś sprzęt do podsłuchu czy jak? :D
    No i BonBon miał przez okno wylecieć, a tęczowe czołgi pewnie nie umieją tak dobrze latać :c
    *dopiero skapnęłam się, że BonBon to cukierek... Więc pasuje idealnie xD*
    Biedny Bonnie, w końcu żyłka mu pęknie od tego ciągłego stresu :c
    Jakoś miło mi się zrobiło od tego niewinnego pomiotu szatana - wiadomo, że wysłannicy diabła pokroju Złotka wyglądają tak niewinnie kiedy śpią :D
    Heh, no i się jakoś nie pozabijali nawzajem - toż to cud!
    Co więcej mogę dopowiedzieć nie wiem oprócz tego, że rozdział wcale nie był nudny ;) Lecę czytać kontynuację.
    Pozdrawiam cieplutko w ten zimowy dzionek i życzę weny :D
    Haniko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *Zbiera miotełką* X'D
      Magiczne moce latających czołgów zawsze spoko. XD
      Bo grunt to nazywać postać adekwatnie do jego zachowania. XD *Z serii Zenia i subtelność.*
      Wyglądają... by po chwili otworzyć ślepia i wypalić ci dziurę w czole ognistym spojrzeniem. XDDD
      A dziękuję mocno i również pozdrawiam! :)

      Usuń
  4. Nudny rozdział. Zapchajdziura taka.
    YHM. *ironia zalewająca trzy piętra budynku pode mną*
    Jak tylko sobie wyobrażam, jak Bonnie podnosi Złotko i Spring go oplata nogami w biodrach, to aż mi serduszko skacze xD. Mam słabość do takiego zachowania, no ale co zrobisz, nic nie zrobisz.
    I przepraszam bardzo, ale "wujek BonBon"? WUJEK? No kisnę jak ogóreczki w słoiku :D.
    Dużo to tu nie mam do pisania, bo rewelacja jak zwykle, więc idę po prostu czytać dalej.
    Pozdrawiam cieplutko i weny życzę! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *Podstawia kubeczki na podłogę, bo i do niej zaczyna przeciekać* QWQ
      Niby drobny szczegół, a jara, co nie? U mnie to samo, momentami takie z pozoru małe rzeczy, typu właśnie oplatanie nogami, cieszą najmocniej. =w=
      WUJEK BONBON, EDYCJA LIMITOWANA, KURDE. XDDD
      Dzięki za komentarz i również pozdrawiam! :)

      Usuń