niedziela, 8 maja 2016

Rozdział 2: Woźny

 Witam wszystkich. :) Tak, jest 5:30 rano, a ja zamiast spać przed ostatnim dniem wolnego, to piszę. QwQ
Coś mnie wzięło na Drogiego Nauczyciela... Przepaść ciągle w produkcji, mam połowę i chwilowo dostałam małego zastoju, bo nie do końca wiem jak rozegrać jedną scenę, więc póki się z tym nie uporam, będą wstawiane miniaturki i to. x-x
Rozdział jest kompletnym spontanem, mam nadzieję, że nie ma tragedii i da się to przeczytać x'D
Ostatnia sprawa, koteł złapał Pana Jaszczurka, zwinkę dorosłą, uratowałam go z kocich ząbków bardzo heroicznie i wypuściłam na wolność. Pan Jaszczurek będzie miał duże blizny na głowie, uszkodzone oko i przez pewien czas brak ogona, ale będzie żył! Więc wszyscy razem kibicujmy mu w walce o przetrwanie, bo był naprawdę piękny i gruby!
Życzę miłego czytania. :)

***

Springtrap był pewny, że złodziejskie dupki nie chodzą do placówek typu szkoła. Co więcej, na sto procent złodziejskie dupki nie przechodziły procesu pączkowania!
Jakim więc cudem ostatnią ławkę w jego gabinecie zajmowała ta złotowłosa menda, która ostatnio zakosiła mu cappuccino tuż sprzed nosa? Mało tego! Arogancki szczeniak postanowił się rozmnożyć, bo tuż obok niego siedział praktycznie identyczny osobnik, z tą różnicą, że miał na sobie koszulkę w innym kolorze.
Blondyn pomasował palcami skroń i otworzył dziennik. Niby dyrektor coś mu wspominał, że doszła do nich dwójka nowych uczniów, ale skąd mógł wiedzieć, że to klony, z których jeden zdążył go już nieformalnie okraść?
Wyczytując listę obecności, co chwilę podnosił wzrok na duet, który dzisiaj mu doszedł do klasy wychowanków. Żaden z nich nie wyglądał na szczególnie zainteresowanego tym, co działo się wokół.
– Golden Freddy – wyczytał jedno z dopisanych na samym końcu, nowych imion.
– Jestem – odezwał się blondyn w czarnej koszulce.
– I Fredbear. – Tym imieniem zakończył sprawdzanie listy i zamknął dziennik.  Mimo oczekiwań, chłopak nic nie odpowiedział, uniósł tylko apatycznie rękę na znak, że to on i pomimo milczenia, uczestniczy w lekcji. – Widzę, że pana Fredbeara bardziej fascynuje to, co widzi za oknem, niż odpowiadanie, jak się do niego mówi – stwierdził fizyk, wstając z fotela i powoli zbliżając się do miejsca, gdzie siedział chłopak. Zatrzymał się tuż przed jego ławką.
Dopiero wtedy uczeń podniósł wzrok i zmierzył nauczyciela trochę nieobecnym spojrzeniem.
– Mówiłem, że jestem – stwierdził wzruszając lekko ramionami.
– Kultura jednak wymaga, żeby odpowiedzieć NA GŁOS, a nie machać do mnie ręką. Nie jestem twoim kolegą, byś mógł zachowywać się w stosunku do mnie jak do równemu sobie, jasne? – Krótki wykład zakończył szerokim uśmiechem i mentalną obietnicą, że zmieni życie tego smarka w piekło. – No dobrze, przejdźmy już do lekcji. Może na początek poproszę, żeby któryś z was napisał nam wzór na przyspieszenie, tak dla przypomnienia, bo będzie nam potrzebny przy dzisiejszym temacie. Fredbear? Może ty? – Springtrap wrócił do biurka, usiadł w swoim wygodnym, wysłużonym już fotelu i gestem zachęcił blondyna by podszedł do tablicy i wykonał polecenie.
Uczeń trochę niepewnie podniósł się z miejsca, wciąż posyłając bratu błagające o pomoc spojrzenia. Stanął przed tą nieszczęsną tablicą z kredą w dłoni i zamarł w bezruchu. Minęła minuta. Potem pięć. W końcu Spring, poważnie zniecierpliwiony, wyjął nos z papierów, które aktualnie przeglądał i zerknął na Fredbeara.
– No? Dlaczego nic nie ma na tablicy? Powiedziałem chyba wyraźnie, co masz zrobić. – Zmarszczył brwi i wstał. – Z czym masz problem? Kredę trzymać umiesz, więc napisanie nią tego wzoru nie powinno być problemem. – Stanął tuż obok złotowłosego.
– Bo… my chyba jeszcze tego w starej szkole nie mieliśmy – stwierdził uczeń, odkładając kredę na małą półeczkę tuż pod tablicą.
Springtrap uniósł brwi. Mimo, że na twarzach niektórych uczniów pojawiło się nagłe rozbawienie, żaden nie odważył się na głos zaśmiać.
– Mój drogi… powiedz mi, ile ty masz lat? – zapytał nauczyciel, siląc się na spokój.
– No osiemnaście… – wydukał, trochę zbity z tropu, Fred.
– Świetnie, więc potraktuję cię jak dorosłego i zadam ci kilka inteligentnych pytań. Do której klasy teraz chodzisz?
– Em… do drugiej?
– Doskonale, widzę, że główka pracuje – pokiwał głową z uznaniem, nie kryjąc sarkazmu. – Do drugiej klasy jakiej szkoły?
– Średniej? – Uczeń nie odważył się odpyskować za tą drwinę, ale odpowiadał coraz mniej przyjemnym tonem.
– Brawo. To teraz mi jeszcze przypomnij, kiedy po raz pierwszy w szkole miałeś styczność z fizyką?
– W gimnazjum.
– Z tego co słyszę, inteligentny z ciebie młody dorosły, dlatego raczej się nie obrazisz, jak dam ci jedynkę, prawda? – Nauczyciel uśmiechnął się przesłodko i otworzył dziennik, szybko znajdując w nim odpowiednią rubrykę.
– Co? Ale jak to? Za co?! – oburzył się chłopak, nie widząc powodu dla którego miałby dostawać na starcie tak złą ocenę.
– Bo wzór, o którego napisanie cię poprosiłem, jest jeszcze z gimnazjum. A ty nie dość, że go nie znałeś, to jeszcze śmiałeś próbować mi wmówić, że nie było tego w twoim toku nauczania – wyjaśnił fizyk, nad wyraz spokojnym tonem.
Takim sposobem jego nowy uczeń zarobił sobie pałę. Springi nie był szczęśliwy, że już pierwszego dnia był zmuszony wlepić mu banię, ale gdyby po prostu Fredowi odpuścił, to jak mógłby oczekiwać z jego strony poprawy w przyszłości?
Odesłał delikwenta na miejsce i zawołał jego brata. Ten na szczęście bez problemu wykonał zadanie i blondyn mógł wreszcie zacząć prowadzić lekcję.

***

– Ty pieprzony chuju, ameba to przy tobie jebany geniusz normalnie!
– Ja się przynajmniej nie urodziłem na śmietniku, gnoju!
– Fakt, nie urodziłeś, tylko wylęgłeś!
Wuefista bez skutku próbował rozdzielić Foxy’ego i Bonnie’ego. Gówniarze nie reagowali na żadne groźby, pouczenia, nawet na wzmiankę o tym, że mają iść do dyrektora; po prostu dalej się siłowali, rzucając przy tym wyzwiskami na poziomie rozwydrzonych gimbusów.
Takiej nienawiści ta szkoła jeszcze nie widziała. Gdyby nie to, że nauczyciel od wychowania fizycznego jakoś próbował rozdzielić tę dwójkę i w miarę utrzymywał ich na dystans, skoczyliby sobie do gardeł i najpewniej trzeba by było wzywać pogotowie.
Skończyło się na tym, że odciągać ich od siebie musiała cała grupa ćwiczących na sali chłopaków, bo serio by się pozabijali.
Gdy udało się ich nieco uspokoić, wściekły wuefista osobiście odprowadził ich do gabinetu dyrektora. Pięknie. Przez bójki byli na przysłowiowym dywaniku po raz kolejny w tym tygodniu.
Freddy nie był zadowolony widząc ich u siebie. Nie chciało mu się kolejny raz robić im długiego wykładu, bo ta parka lądowała tutaj na tyle często, że nie miał im już nic nowego do powiedzenia. Poza jednym.
– Naprawdę ciężko mi to mówić… – zaczął, odchylając się nieco w tył na swoim fotelu i starając się brzmieć śmiertelnie poważnie. – Ale jeżeli jeszcze raz do mnie traficie to albo obaj, albo jeden z was pożegna się z tą szkołą. – Widząc, że chłopcy już otwierają usta, najpewniej mając dużo do powiedzenia w tym temacie, uniósł dłoń, uciszając ich tym gestem. – Nie mogę wiecznie tego tolerować. Powinienem był wam to powiedzieć masę czasu temu i żałuję, że robię to dopiero teraz, bo być może uniknęlibyśmy wielu przykrych sytuacji.
Chłopaków zamurowało na to oświadczenie dyrektora. Niby zdawali sobie sprawę, że każda wizyta u niego pociągnie za sobą konsekwencje, ale tyle razy tu lądowali, że kompletnie przestali odczuwać powagę sytuacji.
Wyszli z gabinetu, bladzi jak ściana. Lekcja już się kończyła, więc usiedli na jednej z ławek stojących na korytarzu i czekali na dzwonek.
– Ej…  odezwał się w końcu Bonnie, próbując trochę nieporadnie zacząć rozmowę. Znali się z Foxym od podstawówki, a jeszcze nigdy tak naprawdę nie rozmawiali. Wszelkie kontakty ze sobą ograniczali zawsze do kłótni, wyzwisk, a w najlepszym przypadku do „Pożyczysz drobne?”. – Chyba trzeba będzie trochę przystopować, co nie?
– Przestaniesz być idiotą, to nie będę miał powodu, żeby naprostowywać ci ten krzywy ryj – prychnął rudy, najwyraźniej nie mając ochoty na zawieranie rozejmu.
– No kurwa, człowiek z sercem, a ten ujebie! – Bonnie wywrócił oczami. – Nie mam najmniejszej ochoty się z tobą dogadywać, ale jak mnie wyleją ze szkoły, to będę mógł pożegnać się z życiem, póki nie wyprowadzę się od rodziców! – warknął agresywnie, mierząc rywala nienawistnym spojrzeniem.
– No… też wolałbym tutaj zostać – przytaknął rudy po krótkiej chwili milczenia. Pomyślał o Mangle. Jak dawaliby radę potajemnie się spotykać, gdyby nagle przestał chodzić do tej szkoły?
– To jak? Sztama? – Bonnie wyciągnął rękę do swojego wroga. – Lepsze to, niż spieprzyć sobie wszystko głupimi kłótniami, nie? Szczerze mówiąc ja już nawet nie pamiętam co się stało te jedenaście lat temu, kiedy się poznaliśmy, że tak się od tamtego czasu gryziemy.
– Nie pamiętasz…? – Rudzielec zmarszczył groźnie brwi. – Pozwól, że ci przypomnę. W trzecim miesiącu pierwszej klasy odprowadziłeś mnie do mojej mamy, która pracowała w żłobku.
– No i…? – Nic mu to nie powiedziało, wciąż miał ten sam wielki znak zapytania nad głową.
– No i wepchnąłeś mnie do nocnika, chuju.

***

– Ja pierdolę, szacunek, że to ogarniasz! – Nightmarionne z niesłychanym podziwem obserwował, jak Plushtrap w ciągu minuty robi zadanie domowe z fizyki.
– Jakbyś mieszkał z moim bratem, to też byś miał to w małym palcu. Całe gimnazjum mnie tak musztrował z tą fizą, że potrafił wydziwiać jak czasem dostałem z niej pięć z minusem! – zaśmiał się, zerkając przez ramię na kolegę.
Marionne był jedynym, komu powiedział, że jest bratem Springa. Z nikim innym młody nie potrafił się dogadać. Obaj woleli trzymać się na uboczu, z dala od tych ‘fajnych’ i ‘popularnych’, do których należeli głównie bezmózdzy pakerzy i plastikowe Barbie. Ich klasa była dość stereotypowa. Oczywiście były też inne, mniejsze grupki, ale w żadną się nie wpasowali. Dlatego stworzyli własną,  bo najlepiej im było we dwójkę.
Zadzwonił dzwonek. Nauczyciel pojawił się minutę później i wpuścił wszystkich do gabinetu. Facet okazał się miły i o wiele mniej surowy od Springa. W zasadzie to przy demonicznym bracie Plusha, ten fizyk wydawał się bezbronną owieczką.
– No proszę! – sprawdzając klasie zadanie, nauczyciel zatrzymał się przy otwartym zeszycie blondyna. Tylko u niego dostrzegł więcej niż dwa zdania, dlatego pozwolił sobie przeczytać jego notatkę i zacmokać z podziwem. – Wasz kolega dostaje piątkę za to zadanie. Nie tylko zdefiniował to co prosiłem, ale też ładnie i szczegółowo przedstawił w punktach przebieg całego procesu!
Nightmarionne szturchnął Plusha lekko w bok i pokiwał głową z uznaniem. Sam miał zapisane ledwo trzy linijki, bo ni jak nie ogarniał przerabianego działu.
Całą lekcję gruby psorek latał od fotela do tablicy, od tablicy przez klasę, sprawdzając czy wszyscy wykonują zlecone zadanie, a potem znowu wracał na fotel i cykl się powtarzał. Blondyn był wniebowzięty. Lekcje zapowiadały się nad wyraz przyjemnie, nie to co ze Springiem, który walił go zrulowaną gazetą po głowie za każdym razem, jak zrobił coś źle. Choć musiał przyznać, że gdyby nie jego surowe metody, to teraz miałby spore problemy ze zrozumieniem tego wszystkiego... czyli tak jak pozostała część klasy.
Gdy tylko rozległ się dzwonek, wszyscy odetchnęli z ulgą. Oczywiście chwilę po tym psorek stwierdził, że zapomniał zadać i dojebał klasie pięć stron ćwiczeń, żeby mieli szansę dokładnie zagłębić się w temat, bo przecież poza fizyką nie mieli innych przedmiotów na które trzeba było odrobić i się nauczyć.
– Ej, ty! P… Plushtrap, tak? – Blondyn wzdrygnął się lekko, gdy jakiś chłopak z jego klasy zbliżył się niebezpiecznie blisko, z podejrzanym wyszczerzem na ustach. – Ogarniasz to, nie? – Wskazał kciukiem na gabinet z którego właśnie wyszli, dając do zrozumienia, że chodzi mu o fizykę. – Słuchaj, średnio mi z tego idzie, pomógłbyś mi, żebym nie miał zagrożenia na półrocze? Stara mnie zabije, jak to zawalę.
Blondyn uniósł brwi; zerkał to na potrzebującego, to na Nightmarionne, naiwnie licząc, że kumpel coś mu doradzi. No cholera, może i ledwo co przyszedł do tej szkoły, ale ludzie pokroju tego facia przez tych kilka dni zwyczajnie go ignorowali i mieli głęboko między pośladami, a jak się okazało, że jest w czymś dobry, to od razu liżą dupę o pomoc.
– Na mnie nie patrz. – Marionne uniósł dłonie na znak, że wycofuje się z tego tematu.
Plush westchnął ciężko i uśmiechnął się do chłopaka stojącego przed nim.
– Pewnie, czemu nie. Skype? – zaproponował.
– Spoko, może być. Dzięki wielkie! – Facet poklepał blondyna po ramieniu i pobiegł dołączyć do reszty swojej paczki.
– … Wkopałem się? – Plush przyłożył palce do nasady nosa i opuścił głowę, ubolewając nad własną głupotą.
– Wkopałeś to mało powiedziane. – Nightmarionne wzruszył ramionami.
– Dzięki za pocieszenie.
– Jestem z tobą szczery. Zobaczysz, te chuje będą ci truć, a jak przyjdzie co do czego, to wypną się do ciebie i tyle będziesz z tego miał.
– Pewnie masz rację. – Blondyn westchnął ciężko i ruszył powoli korytarzem do klasy, w której mieli mieć zaraz lekcje.
– Ale swojego najlepszego kumpla w potrzebie wspomożesz i jakby co, to mi wszystko wytłumaczysz, prawda? – Brunet posłał mu spojrzenie niesłusznie kopniętej wydry, za co oberwał przyjacielskim kuksańcem w bok. – Żartowałem, żartowałem!

***

Mike stał w pokoju nauczycielskim i popijał herbatę. Długa przerwa, nie miał dyżuru, mógł się trochę pobyczyć i odpocząć od tej hałaśliwej dzieciarni.
Wraz z nim przy stoliku siedział Puppet i ustawiał sobie playlistę na phonie. Jak zwykle na ramionach miał powieszone duże, czarne słuchawki.
– A, właśnie! – Ożywił się nagle, do tej pory całkowicie pochłonięty muzyką, mężczyzna, podnosząc wzrok znad ekranu. – Jeremy prosił, żebyś przyniósł mu dziennik, bo zapomniał, a ma teraz trzy godziny z 3a.
– Leń patentowany. Nie mógł sam po niego zejść, tylko mnie do tego zrekrutował? – prychnął Schmidt, odstawiając do połowy opróżniony kubek i podchodząc do półki na której stały wszystkie dzienniki.
Nim zdążył znaleźć właściwy, do pokoju wszedł Spring.
– Kto miał już lekcję z tymi nowymi bliźniakami? – zapytał, kładąc na blacie stos papierzysk i zaczynając je segregować na te, które musi zostawić w szkole i te, które powinien zabrać do domu.
– Na pewno Mangle. Nie wiem, kto jeszcze. – Puppet zostawił phone, zaintrygowany rozdrażnieniem blondyna. – Co jest, złociutki? Aż tacy wredni?
– Wredni… bardziej bym to określił jako skrajny przypadek nieogarnięcia życiowego. Przynajmniej jeden z nich. Drugi wydaje się być w porządku – fizyk westchnął cicho i zapakował połowę papierzysk do torby. Będzie miał zajęcie na nudne wieczorki.
– Już skończyłeś? – zapytał Mike, widząc, że blondyn zaczyna ubierać kurtkę. Upalne dni zaczęły na powrót ustępować tym deszczowym, czyli normalna, zdrowa jesień do nich przyszła.
– Tak. Muszę się położyć i wziąć jakąś aspirynę, ten dzień mnie wykończył – przerzucił sobie torbę przez ramię.
– No to do jutra! – pożegnał się Schmidt. Znalazł odpowiedni dziennik i już szedł z nim do wyjścia, ale zatrzymał się nagle w progu. – A, właśnie. Ten twój brat to kompletna porażka jeżeli o geografię chodzi – zaśmiał się, posyłając blondynowi przyjacielski uśmiech i wyszedł z gabinetu.
Puppet parsknął śmiechem, szybko jednak zakrywając usta dłonią.
– No co? – Spring zmrużył oczy, kompletnie nie rozumiejąc przyczyny rozbawienia kolegi.
– W tym temacie młody jest taki jak ty. Pamiętasz, jak kiedyś pojechaliśmy do…
– Nawet nie waż mi się tego przypominać! – przerwał mu oburzony blondyn, ciskając z oczu piorunami. – To było dawno i nieprawda!
– Ok, ok, nie złość się! – Puppet uniósł dłonie w obronnym geście, nadal się śmiejąc. – Springi, może bym do ciebie później wpadł, co? Albo byśmy razem gdzieś wyskoczyli? – zapytał z nikłą nadzieją, że blondyn się zgodzi.
– Niezbyt mi pasuje. Może kiedyś… – odparł beznamiętnie, zabrał swoje rzeczy i w ekspresowym tempie starał się ewakuować z pomieszczenia. Wyczuwał, że zaraz jego znajomy zacznie ciężki temat, którego fizyk starał się unikać.
– Ostatnio ciągle ci nie pasuje… coś się stało? Masz jakiś problem? – zapytał zmartwiony brunet, wstając od stołu i idąc za Springtrapem.
– Nic się nie stało. Po prostu nie mam czasu – wykręcił się i wyszedł bez żadnego „Cześć!” ani „Do jutra!”.
Nie miał czasu… jasne. Mężczyzna dobrze wiedział, że jakby złociutki chciał, to znalazłby chwilę. Tylko dzięki temu, że tak dobrze go znał, mógł bez trudu odgadnąć, że kiedy mówił „Nie mam czasu”, miał przez to na myśli „Nie mam czasu DLA CIEBIE”.
Chyba znów zaczynali wracać do tych początkowych, oschłych relacji. A tyle lat się starał, żeby jakoś się do niego zbliżyć.
Co się stało, że nagle cały jego wysiłek poszedł w niepamięć?

***

Dziennik uderzył o blat tak głośno, że po pustej klasie przeszło echo. Jeremy momentalnie otworzył oczy i mało nie spadł z fotela, na którym aktualnie się wylegiwał, odchylony mocno w tył.
– Co jest…? – zerknął nieprzytomnie na Schmidta.
– Dziennik jest. Ruszyć dupę samemu to nie łaska, tylko, kurde, przez pośrednika mi przekazujesz, żebym ci go przyniósł? – Mike stanął nad nim ze skrzyżowanymi na piersi rękami i zmrużył groźnie oczy.
– Nieee złość się, musiałem cię jakoś do siebie zwabić. No chodź do mnie. – Fitzgerald wyciągnął do niego ręce, z błogim uśmiechem na ustach.
– Zwariowałeś? A jak ktoś tu wejdzie? – Mike postanowił robić za głos rozsądku w tym towarzystwie.
– No to zamknij. – Pomachał mu kluczami przed twarzą. – Ale się ostatnio nudny zrobiłeś!
– Nie nudny, kochaniutki, tylko ostrożny, do kurwy nędzy! – Geograf posłał mu mordercze spojrzenie i łaskawie przyjął klucze, którymi już po chwili zamknął ich w klasie. – Zwłaszcza po ostatniej wycieczce… Ja wciąż mam wrażenie, że tamten smarkacz nas widział.
– Za bardzo się przejmujesz. – Jeremy wywrócił oczami i poklepał swoje kolana. – Widział, nie widział, zagrozisz mu pałą na koniec, a zamknie słodką buźkę i już nie otworzy.
– Błagam, powiedz, że żartujesz…  Schmidt zmarszczył brwi, niepewnie siadając na udach kochanka.
– Liczyłem raczej na jakieś „Ha ha, dobry żart, mój przystojny mężczyzno! Weź mnie tu i teraz!”, ale ty jesteś za sztywny, żeby zdobyć się na taki gest. – Fitzgerald wywrócił oczami.
– Mój drogi, w tym momencie jedyną sztywną osobą jesteś ty – prychnął nauczyciel geografii, zaszczycając Jeremy’ego, który nagle zbladł, podłym uśmieszkiem. – Serio myślałeś, że nie poczuję? – Pomasował dłonią jego krocze.
– No to może mi z tym trochę pomożesz, co? To twoja wina, bądź odpowiedzialnym dorosłym, Mike i pozbądź się problemu. – Mężczyzna założył ręce na piersi i wymownie zerknął na namiot w swoich spodniach. – Spiesz się, masz… dziesięć minut.
– Podły jesteś. W zamian dajesz mi dupy na weekend – zażądał Schmidt, powoli zsuwając się z jego kolan na ziemię.
– Chyba raczej ty mnie. – Wystawił mu język i rozsiadł się wygodniej, obserwując jak partner klęka przed nim, majstruje przy jego pasku, a po chwili zębami rozpina mu rozporek. – Mrrr, uwielbiam jak tak robisz, kotku – zamruczał Fitzgerald, przygryzając dolną wargę.
Schmidt nie skomentował, tylko uwolnił nabrzmiałego członka kochanka spod bielizny i przesunął językiem po całej jego długości. Czuł pulsujące żyłki i mocny, męski zapach. Zassał się lekko na jego główce i pociągnął go zębami za Księcia Alberta. Nadal nie mógł uwierzyć, że jego chłopak parę lat temu zażyczył sobie kolczyk w takim miejscu. Samo przekłucie musiało cholernie boleć, ale seks dzięki temu był po prostu nieziemski dla nich obojga.
Uważając na biżuterię, objął wargami jego penisa i wsunął go sobie niemal w całości do ust. Towarzyszył temu zadowolony pomruk Jeremy’ego, a zachęcony Mike kontynuował, poruszając głową coraz szybciej i szybciej.
Nagle klamka od drzwi poruszyła się, a chwilę później obaj usłyszeli przekręcany w zamku klucz.
Jeremy błyskawicznie przysunął się z fotelem do blatu, aż uderzył podbrzuszem o kraniec biurka, przejeżdżając przy okazji biednego Mike’a, który zadławił się jego penisem i ledwo zdołał opanować napad kaszlu.
Do pomieszczenia wsunął się woźny, Vincent. Uniósł brwi widząc siedzącego prosto jak struna, przerażonego Jeremy’ego.
– Em… zamknięte było, to myślałem, że nikogo nie ma. Przejadę szybko mopem i spadam. – Uśmiechnął się szeroko i zaczął niezbyt dokładnie myć podłogę. – Znowu pan przysnął, panie Fitzgerald? – zapytał po chwili ciszy.
– D-dokładnie, przysnąłem... bywa, mi się stoi... znaczy zdarza, praktycznie codziennie, Fazbear zaczął to już w sumie ciągnąć... ignorować! Ignorować znaczy! – odpowiedział trochę zbyt szybko nauczyciel, specjalnie się rozgadując, żeby Vince nie usłyszał jak Mike kręci się pod biurkiem i ostatkiem sił tłumi kaszel.
Był przerażony i miał dziwne przeczucie, że z jego czoła spływał wodospad potu.
– … Okeej. – Mężczyzna zmarszczył brwi, trochę zdziwiony zachowaniem psorka.  Dobrze się pan czuje? – zapytał, odkładając na moment mop.
– Tak, czemu pytasz…? – Jeremy poczuł, jak serce podchodzi mu do gardła i jak ukryty Mike, najpewniej dostając zawału, zaczyna ściskać mocno w dłoniach jedną z nogawek jego spodni.
– Bo jest pan cały czerwony, może gorączka? – zasugerował Vince, nie zdając sobie sprawy z powagi i dramatyzmu sytuacji.
– Nie, nie, po prostu… em… biegłem szybko po dziennik, żeby nie stracić przerwy i móc sobie pospać… no i się zmęczyłem – uśmiechnął się przesłodko, mając nadzieję, że nie zemdleje z tego stresu.
Schmidt podziwiał kochanka, że ani na moment nie zadrżał mu głos. On by już pewnie zaczął nadawać na ultradźwiękach.
– A, no to w porządku. Jeszcze jedno… może pan podnieść nogi?
– Co…?
– Przejadę mopem pod biurkiem i…
– NIE!

***

– Kiedy kończysz? – zapytał Spring, słysząc w słuchawce zmordowane „Taaaak?” swojego małego braciszka, który najwyraźniej był świeżo po wychowaniu fizycznym.
– Za godzinę, a co? – Młody nawet nie starał się ukrywać, jak mocno wszystko go boli po ćwiczeniach. Po tonie jego głosu można było wywnioskować tylko jedno: dzieciak umiera tam w agonii.
– Przyjechać po ciebie? – zaoferował mężczyzna, przytrzymując sobie phone ramieniem przy uchu i krojąc w tym samym czasie warzywa.
– Nie trzeba, Marionne dzisiaj do mnie wpada, także wracamy razem.
– Ten twój kolega? Okej, a co chcecie na obiad? – Włączył gaz i postawił na nim garnek z wodą.
– Em… no ja nie zdążę ugotować, więc może po prostu coś odgrzej, albo zamów?  podsunął Plush, zaczynając się przebierać.
– Daj spokój, matka by się w grobie przewróciła, jakbym cię karmił jakimiś mrożonkami czy tanią chińszczyzną. Ty jeszcze rośniesz! Po prostu coś wam ugotuję, tylko powiedz, co byś chciał do warzyw. Ryż, rybę? – dopytywał fizyk, jednocześnie stawiając rondel z wodą na kuchence.
– Co…? Nie! Cholera, jasna, Spring, nie gotuj, zwariowałeś?!
– Nie drzyj się, młody. Mam fizykę kwantową i chemię w małym palcu, a gotowanie to jeden wielki proces reakcji i oddziaływania odpowiednich…. – urwał, czując dym. Zerknął na garnek. Zapomniał spod niego zabrać szmaty.
– Brat…? Co jest? – zapytał Plush, gdy jego starsza wersja nagle zamilkła, a w tle dało się słyszeć trzask ognia.
– Em… zamówię wam pizzę. – Tym akcentem zakończył rozmowę i przystąpił do gaszenia małego pożaru, póki nic, poza tą ścierą, nie zdążyło się zająć.

9 komentarzy:

  1. Mówiłam Ci już, że miałam zamiar pisać opowiadania? W sumie, to wychodzą mi całkiem nieźle! :D

    Dobra, no ale co do tego rozdziału.

    Trochę się przejęłam tymi przenośniami, jak..."namiot"...;_; Chociaż w sumie, to gdyby wszystko było mówione dosłownie, to brzmiałoby to...conajmniej dziwnie. ;v;

    Ale no dobra no...nevermind. ^^'

    Nawet nie wiesz, jak się cieszę z tym Foxy'm i Bonnie'm...* le myśli Fujoshi * Fonnie i polski fanfic, tego jeszcze nie było! ಥ⌣ಥ

    Jestem bardzo zaskoczona, kim został Vincent...po prostu nie mogłam powstrzymać łez! :'D

    Mam wrażenie, że pojawi się coś z Plushtrap'em i Nightmarionne'm...°٢°

    Mam nadzieję, że niedługo coś się pojawi! ^^
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. * nie przypadkiem źle..."conajmniej"...;_; kurcze, ciągle piszę błędy! .-.

      Usuń
    2. A mówiłaś, mówiłaś, jak masz/będziesz je miała na jakimś blogu, to podeślij linka! :D
      W sensie nie odpowiadają Ci tego typu określenia? To dość luźne opko, mogą wkraść się zwroty/słowa które niekoniecznie są w powszechnym użyciu i irytują przy czytaniu; jeżeli to przeszkadza, więcej tego nie użyję. :)
      Hehe, myślę, że za kilka rozdziałów coś się z nimi poważniejszego już zacznie dziać... oczywiście jeżeli nagle nie postanowię zmienić planów. xD Fonnie wśród polskich opowiadań jeszcze nie zaistniało? ;_; Chyba czuję się dumna że poszerzę ojczyste fanficki o tą parę. x'D
      Trochę spontanicznie mi wyszło to z Vincem, ale cieszę się, że się podobało. ^ ^
      Nie wiem czy to spoiler, ale niekoniecznie będą parą... =w= *le tajemnicza, le nieprzewidywalna*.
      Postaram sie coś wrzucić w przyszłym tygodniu. :)
      Również pozdrawiam!

      Usuń
    3. Cóż, ogólnie miałam na myśli nie, że mi przeszkadzają takie określenia, tylko, że po prostu mam zboczony charakterek i dlatego w każdym zdaniu potrafię znaleźć coś dwuznacznego. Nawet, gdy to zdanie wydaje się większości ludziom zdecydowanie normalne. ;_;

      Tak, jakoś czytałam polskie fanfici i nigdzie nie znalazłam niczego z Fonnie...Więc plis, bądź pierwsza ;v; (nie no, tylko żartuję xD Rób z nimi, co chcesz <.<)

      Kurcze, jakoś tak nie wiem, co do tego linku .-. Jak na ten moment, to nie będę niczego udostępniać, ale może kiedyś... '-'

      No jak to nie będą? D: Dobra, w sumie, to wystarczy mi tylko małe frickle-frackle i do widzenia xD

      Ok, dziękuję z informację, no to będę czekać! ^^
      Pozdrawiam znów! .~.

      Usuń
    4. A co do "frickle-frackle", to pomyliłam się z Fonnie, więc to cofam ;v;

      Usuń
  2. Foxy i Bonnie - wrogość od pierwszego wejrzenia. xD
    A Springi widzę, że ma chłop wzięcie, chociaż chyba musi odpędzać od siebie to stado ogierów, no cóż...
    Plush darmowym korepetytorem? A jednak ten psychicyzm Springa względem fizyki na coś się przydał? :o
    Szok...
    Ale... Jedno się nie zmieniło. xD Spring dalej nie umie gotować. xD
    Pozdrawiam i czekam na nowe opowiadanka! :D
    Haniko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo nie ma to jak brutalna, niezdrowa rywalizacja. XD
      Spring życie utrudniał, ale coś z tego wynikło, jak widać. ^w^
      Oj, bo do gotowania to trzeba mieć lvl wbity i być ognioodporny... a Złotko - na swoje nieszczęście - jest łatwopalne. X"D
      Dzięki wielkie za komentarz, również pozdrawiam!

      Usuń
  3. O kurczę, o piątej nad ranem dobrze się to czyta ;D. Tekst lekki, fabuła ładnie się toczy i jest przejrzysta... No i nie męczy, co najważniejsze. Ale Vincent - sprzątaczka? xD
    Pozdrawiam cieplutko i weny życzę! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całą noc poświęciłaś na te bazgrołki? QWQ
      Z początku z Vincentem kombinowałem, żeby też czegoś uczył, ale pomyślałem sobie: "Niii, każdy będzie w relacjach nauczyciel-uczeń? Za nudno, niech będzie mała zmiana!". Potem Vince miał być jakimś ochroniarzem, ale kolidowało mi to z kilkoma zaplanowanymi scenkami. Koniec końców stwierdziłem, że mój Vince to jajcarz i zajebiście będzie wyglądał z mopem... bo czemu nie. X"D
      Dzięki wielkie i nawzajem! :)

      Usuń