Hah, jutro mi się ferie kończą, smutek. xux
Plan był, żeby ten bonus wrzucić razem z jedenastym rozdziałem Przepaści, ale wynikły drobne... zachwiania weny, nie wiem, kiedy go skończę, więc bonusa, gotowego od kilku dobrych tygodni, wrzucam już teraz.
Ogólnie Ewajra, moja znajoma, która wygrała konkursa na tematykę tego dodatkowego rozdziałka (w sumie tylko ona dała pracę, więc nie było w czym przebierać... x'D) zdecydowała, że główną parą ma być Chica i Mangle, co mi się w sumie ładnie z głównym wątkiem pokryło. Bonus nie jest +18, jako że Ewajka woli tą dwójkę w obszarze miłości platonicznej, więc by jej nie popsuć tej pary, ograniczyłam się jedynie do opisania ich krótkiej przygody, a nie scen łóżkowych.
SPOILER: tak, zgadliście, strach Chici przed kotami wynika z tego, że w animatronicznej wersji jest kurczakiem, a kotki na taką kurkę zapolować mogą, so... xD
No, nie przedłużam, miłego czytania życzę! :)
***
Chica z
rosnącym przerażeniem wlepiała wzrok w tłustego, białego kota, którego Bonnie
trzymał tuż przed jej twarzą. Aż dziw, że był w stanie unieść tą kupę tłuszczu
tylko jedną ręką.
Zwierzak,
mimo uroczej, czerwonej kokardki na szyi i bycia nieprzyzwoicie puchatym,
wyglądał dla dziewczyny jak przesadnie gruba, międzygalaktyczna bestia. Taka
rodem ze starych, niskobudżetowych filmów, wykonana w animacji poklatkowej. W
końcu takie bestie są najstraszniejsze.
To więcej niż
pewne, że ten mały sierściuch w myślach palił całe miasta swoim niecnym,
wiecznie wnerwionym spojrzeniem, życząc ludzkości powolnej, wyjątkowo bolesnej
śmierci. Ponad to koty miały niezdrowy nawyk pożerania ciał swoich wrogów… i to
ją w nich przerażało najbardziej.
– Chica,
błagam, zgódź się! – Bonnie wykrzywił usta w przysłowiową „podkówkę” i wlepił w
nią proszące spojrzenie.
Jak tak na
niego patrzyła, to dochodziła do bardzo słusznego wniosku, że w pracy powinien
nosić uszy psa, a nie królika, bo to był idealny szantaż na „niesłusznie
kopniętego szczeniaka”.
– A nie
możesz poprosić kogoś innego? Wiesz… ja niezbyt mogę, mam już plany… –
spróbowała się wykręcić, uciekając przed nim wzrokiem i drapiąc się nerwowo po
policzku.
Przecież nie
powie mu, że boi się kotów. Facet miałby z niej polewkę do końca życia!
– Nie
mam już kogo! BonBon od początku weekendu siedzi u swojej tajemniczej cizi i
znaku życia nie daje, Toy Freddy’ego i Toy Chici nie znam aż tak dobrze, żeby
móc im powierzyć największy skarb mojej rodziny, Puppet zalega u ojca w innym
mieście i pomaga w biznesie, Scott zajmuje się Vincentem, bo mu się ostatnio nieco
pogorszyło, Mangle rozłączyła się sekundę po tym, jak do niej zadzwoniłem, a
Fazbear ma uczulenie na kocią sierść, co automatycznie wyklucza też Foxy’ego, w
końcu oni to jak papużki nierozłączki. Wiesz jakby mnie Freddy opierniczył,
gdyby rudego obsiadły kłaki Pana Pazurka i automatycznie zrobiły im celibat do czasu
ich anihilacji? – Westchnął głośno, kompletnie załamany.
– Bonnie…
ja naprawdę nie mogę. – Blondyna pokręciła zdecydowanie głową.
– Proszę
cię, Chica, to tylko kilka godzin! Pojadę szybko na to zdjęcie gipsu i zaraz
wracam! Jak chcesz, to ci zapłacę! – zaoferował, uświadamiając sobie, że
łapówka może pomóc jej w podjęciu decyzji.
– Nie,
nie, nie chcę od ciebie pieniędzy! – zaprotestowała szybko. – Tak właściwie to
Spring nie mógłby z nim zostać? –
zapytała, unosząc przy tym jedną brew w górę.
– Nie
mogę. – Złotko przeteleportowało się do nich z salonu, wyminęło Bonnie’ego i
stanęło tuż obok schodów. – Debil zrobiłby dramat na cały szpital, że mu rękę
obetną. Jadę w charakterze podręcznego środka na uspokojenie.
– Przesadzasz…
nie prościej byłoby powiedzieć: „Idę ci robić za wsparcie mentalne, bo się
martwię o twoje piękne mięśnie”? – Bonnie zatrzepotał rzęsami, na co blondyn
odpowiedział mu ledwo zduszonym, ociekającym ironią, śmiechem.
W tym całym
zamieszaniu biedny, duszony kot, omal nie puścił pawia.
– No
dobra, faktycznie nie ma nikogo do roli opiekunki, ale skoro to tylko na
chwilę, to może mógłby zostać sam…? To kot, zwinie się w kłębek i zaśnie, nawet
nie zauważy, że was nie było! – Dziewczyna chwytała się brzytwy, sytuacja nie
była za ciekawa, bo z jednej strony głupio jej było odmawiać, a z drugiej
strasznie się bała.
– Zły
pomysł. Wczoraj wyszliśmy na dosłownie kilka minut do sklepu, ja po zakupy,
Spring pomóc mi w zakupach – zaczął wyższy (i o wiele bardziej połamany) z
mężczyzn. – Kiedy wróciliśmy, po firankach nic się nie ostało.
– Podrapał
je…? – dopytała dziewczyna.
– Zdematerializował.
Nie ma ich. – Bonnie wzruszył bezradnie zdrowym ramieniem, ku niezadowoleniu
czworonoga.
– Od wczoraj
szukamy, ale wciąż nie możemy znaleźć. Nie mam pojęcia co ten kot z nimi
zrobił, ani dlaczego akurat firanki, ale jakimś dziwnym, niezrozumiałym
sposobem pozbył się ich z naszego domu. – Blondyn pokręcił bezradnie głową i
zaczął schodzić w dół.
– No
chyba, że wdarł się nam do mieszkanka złodziej i uznał te firanki za wyjątkowo
cenne... choć to mało prawdopodobne. Już nawet sąsiadki przepytywaliśmy, czy
drzwi przypadkiem nie zostawiłem otwartych i któraś z nich nie postanowiła je
zabrać i wyprać, bo tym babciom serio się nudzi na emeryturze, ale zaprzeczyły
– stwierdził Bonnie, zapewne robiąc sobie w głowie jakąś dramatyczną, adekwatną
do powiedzianej przed chwilą kwestii, retrospekcję. – No nic… trzymaj Pana
Pazurka i zajmij się nim dobrze. W kuchni na lodówce jest jego jedzonko, jakby
było za zimne to je trochę podgrzej, bo inaczej będzie pluł! Trzym się, Chica,
dzięki za pomoc! – Wcisnął zdezorientowanej przyjaciółce pchlarza w ręce i
pognał za Springiem.
– Ale…
ale… – wydukała, zanim jednak zdążyła jakoś żywiej zaprotestować, chłopcy
zniknęli na schodach.
Chyba
naprawdę nie miała wyjścia. Dała się im wrobić!
Ciarki ją
przeszły, gdy groźny zwierz zamiauczał z niezadowoleniem i zaczął ją kopać,
próbując się uwolnić. Blondyna natychmiast wyprostowała ręce by zwiększyć
odległość między jej podatnym na zadrapania ciałem, a wyposażonym w ostre
pazury, kotem.
Futrzasta
kulka wierciła się, a w dodatku była niewyobrażalnie ciężka, więc szybko weszła
z nim do mieszkania, odstawiła na podłogę i zamknęła drzwi nim kiciek zdążył
przez nie umknąć na wolność.
– Grunt
to zachować spokój. – Wzięła kilka głębszych wdechów i spojrzała twardo na
czworonoga, który nic sobie z niej nie robił. Bardziej pochłaniało go lizanie
się pod ogonem. – Może… może jesteś głodny, co? Zjesz coś sobie, napchasz
zmielonymi zwłokami swój gruby, koci brzuszek i zaśniesz… tak? – zapytała
bardziej samą siebie, bo nie liczyła, że zwierzak jej odpowie.
Pełna
entuzjazmu i rosnącej nadziei, że uda jej się przeżyć tą opiekę nad małym
szatanem, pomknęła do kuchni i od razu podeszła do lodówki.
Cholernie
wysokiej lodówki.
Po zrobieniu
kilku kroków w tył dostrzegła, że faktycznie stoi na niej niebieska saszetka z
narysowaną na niej, uśmiechniętą, kocią mordką. Szkoda tylko, że ktoś
postanowił umieścić ją na samym tyle!
O ile Bonnie
nie miał najpewniej żadnego problemu z dosięgnięciem jej, o tyle ona – niższa
nawet od Springa – miała i to spory.
W pierwszym
odruchu wyjęła z kieszeni phone i z narastającą wściekłością napisała do tego
dekla kilka mniej przyjemnych słów, SMS zwieńczając pytaniem po jaką cholerę
położył to żarcie dla futrzaka tak daleko. Odpowiedź dostała już po chwili.
– „Bo z
tyłu góra lodówki jest najcieplejsza, a chciałem, żeby mu się trochę
zagrzało”. Zabiję cię, draniu – wysyczała jadowicie.
Odsunęła od
stołu jedno z krzeseł i postawiła je tuż pod lodówką. Ostrożnie, uważając żeby
przypadkiem się nie zachwiać i nie runąć na podłogę, co skończyłoby się
ogromnym siniakiem, a w najgorszym wypadku złamaniem, wspięła się i
przytrzymując rączki od drzwiczek, wyprostowała.
No teraz to
była zupełnie inna rozmowa, bez trudu wyciągnęła wolną dłoń w kierunku
saszetki, jednak nim zdołała ją dosięgnąć, ktoś zagrodził jej drogę.
Kot kilka
chwil temu porzucił mycie śnieżnobiałego futra i zainteresował się jej
wyczynami, a nawet uknuł plan, jakby tu uprzykrzyć blondynie życie.
W tej samej
chwili gdy ona już niemal chwyciła w smukłe palce torebeczkę z kocią karmą,
zwierzak wskoczył na lodówkę, zamachał puchatą kitą i usiadł, blokując jej
dostęp do saszetki.
– Cholera…!
– zaklęła, błyskawicznie cofając dłoń. Gdyby nie fakt, że drugą ręką cały czas
trzymała się drzwiczek, w tym momencie zapewne runęłaby jak długa.
Serce
podskoczyło jej do gardła, z rosnącym przerażeniem podniosła głowę i spojrzała
w szeroko otwarte oczy małego zabójcy.
Kot wstał,
podszedł do krawędzi i… skoczył. Runął jak głaz centralnie na jej głowę.
Dlaczego? Po prostu stwierdził, że będzie zabawnie... ale nie dla skrajnie
przerażonej Chici.
***
Mangle weszła
do sypialni w samym szlafroku, z kubkiem gorącego kakao w jednej ręce i książką
w drugiej. Postawiła naczynie na niskiej szafeczce obok łóżka i ułożyła się
wygodnie na świeżo wypranej pościeli.
O tak,
idealne warunki do czytania. Ostatnio miała strasznie mało czasu na swoje
książkowe hobby. A to praca, a to Chica, a to znowu praca i znowu Chica… te
dwie sprawy pochłaniały cały jej czas, przez co na rozrywki typu
postapokaliptyczne seriale, czy dobre powieści kryminalne, nie miała go wcale.
Poprawiła
sobie poduszkę i otworzyła lekturę w miejscu, gdzie wcześniej umieściła
niewielką zakładkę zrobioną ze skrawka wydartej z zeszytu kartki.
Wtedy właśnie
jej phone postanowił rozdzwonić się na całe mieszkanie.
Jęknęła z
irytacją, odłożyła piąty tom przygód swojego ukochanego detektywa i sięgnęła po
wygrywające skoczną melodię, wściekle wibrujące urządzenie.
Nie zdziwiła
się widząc na ekranie zdjęcie swojej dziewczyny. Odetchnęła głęboko i odebrała.
– Co się
stało, kotku? – zapytała łagodnym tonem, mając szczerą nadzieję, że blondyna
nie będzie próbowała wyciągać ją na żadną imprezę.
– Matko
święta, tylko nie kotku! – odpowiedział jej piskliwy, przerażony głos Chici.
– Coś
się stało…? – zapytała czujnie, lekko zaniepokojona. Jej druga połówka była
rozwrzeszczana, niezorganizowana i strasznie emocjonalnie podchodziła do
największych pierdół, ale takiej rozpaczy to Mangle jeszcze u niej nie
słyszała.
– Zabije
mnie! On mnie zabije…! Ratuj, błagam! Tak się boję! – Dziewczyna zaniosła się
szlochem i nie była już w stanie wydusić z siebie ani słowa więcej.
– Kto?!
Chica, co się stało?! Gdzie ty jesteś?! – Białowłosa zerwała się z łóżka na
równe nogi i zaczęła ubierać w pośpiechu, telefon przytrzymując sobie przy uchu
ramieniem.
– Booooonieeeee!
– wyjęczała Chica i tym płaczliwym okrzykiem zakończyła połączenie.
Kobieta
stanęła jak wryta. Bonnie? Że niby on chciał jej coś zrobić? I to ze złamaną
ręką?
Mangle w pół
godziny dała radę się zebrać i zjawić pod blokiem w którym – jak sądziła –
przetrzymywana była jej dziewczyna.
Wściekle
wbiła palec w guzik domofonu i mocno poddenerwowana czekała na jakikolwiek
odzew z drugiej strony. Jeżeli Bonnie serio coś odwalił, będzie musiała wykombinować
jak się dostać na klatkę, bo wątpiła, że winowajca zechce stanąć z nią twarzą w
pięść i ot tak otworzy jej drzwi.
Na całe
szczęście już po chwili wnętrze bloku stało przed nią otworem, choć nawet nie
usłyszała z głośniczka zwyczajowego: „Kto tam?”. Nieco dziwne.
Jak strzała
pomknęła po schodach, ani razu nie robiąc przystanku na złapanie oddechu. Myśl
o obmacywanej, torturowanej bądź ćwiartowanej Chice, dodawała jej sił.
Stanęła pod
wejściem do odpowiedniego mieszkania i zapukała głośno, żeby nie powiedzieć –
jebła w drzwi. Niemal od razu usłyszała dźwięk przekręcanego zamka i ciche: „Do
środka, prędko!”.
– Chica,
skarbie, co tu się dzieje? – zapytała zaraz po wejściu. – Gdzie Bonnie? Co ci
zrobił? – dopytywała, rozglądając się po mieszkaniu.
Blondyna
tymczasem, gdy tylko białowłosa zamknęła za sobą drzwi, wtuliła się w nią jak
panda w bambus i zaczęła obsmarkiwać jej koszulkę.
– Kazał
mi się zająć tym małym diabłem! – wystękała z żałością.
– … Że
Springiem? – zdziwiła się kobieta, głaszcząc swoją drugą połówkę po włosach i
nie do końca ogarniając sytuację.
– Kotem!
Panem Pazurkiem! Podrapał mnie! – Pokazała na swój policzek, gdzie istotnie
widniało niewielkie, zaczerwienione draśnięcie. – I rzucił się na mnie! Prawie
zginęłam! Nawet nie wiem, jak udało mi się przeżyć ten atak!
– Czekaj, co? Jakim znowu kotem? – Mangle
delikatnie odsunęła od siebie kurczaczka i uklękła przed nią. Gdzieś się jej
lampka zapaliła, tylko nie miała pewności gdzie, że faktycznie, Bonnie dzwonił
do niej ostatnio i pytał o jakiegoś sierściucha. – Spokojnie, dzióbku. Skup się
i opowiedz mi wszystko od początku.
– No bo…
Bonnie mnie wrobił w opiekę nad jego kotem – burknęła, wycierając oczy rękawem.
– Zwabił mnie tu podstępnie, wcisnął w ręce tą puchatą kulę śmierci i pojechał
na zdjęcie gipsu ze Springiem – wyjaśniła krótko, zerkając niepewnie w kierunku
uchylonych drzwi od sypialni. – Obecnie zawarłam układ z tym pomiotem, gdy
tylko miauknie to przynoszę mu jedzenie, a on w zamian mnie nie krzywdzi.
Z każdym
kolejnym słowem blondyny, Mangle coraz wyżej unosiła brwi. Kot terrorysta
przejął władzę nad jej kochaniem i w dodatku żądał żarcia za łaskawe okazanie
litości?
– Chica,
słońce, ty się przecież boisz kotów. Czemu zwyczajnie nie powiedziałaś
Bonnie’emu, że to się za dobrze nie skończy? – zapytała i wstała z kolan.
– Mówiłam!
Znaczy… nie o tym, że się boję. Nie chciałam, żeby się śmiał… – przyznała dziewczyna,
uciekając wzrokiem.
– Przecież
to normalne, każdy się czegoś boi. Skąd wniosek, że zareagowałby śmiechem? Na
pewno by zrozumiał, a ty nie byłabyś teraz w takiej sytuacji – zauważyła
trzeźwo białowłosa, wyminęła Chicę i powolnym krokiem zaczęła podkradać się do
drzwi od sypialni.
– Ty się
śmiałaś! I… zaraz, nie! Nie idź tam! On cię pożre! Mangle! Nieee! – Przerażona
blondyna złapała swoją dziewczynę za tył bluzki i uparcie zaczęła ciągnąć ją w
tył. – To bardzo zły pomysł, zginiesz!
– Cholera,
Chica! Opanuj się, to tylko kot, jestem od niego dziesięć razy większa i
cięższa, prędzej ja zjem jego. – Wywróciła oczami i mimo protestów kurczaczka,
weszła do pokoju.
Omiotła
czujnym spojrzeniem całe pomieszczenie, ale nie wyglądało na to, by Pan Pazurek
tu był. Zajrzała pod oba łóżka, nawet otworzyła wszystkie szafy, choć zdawała
sobie sprawę, że narusza tym prywatność lokatorów.
– I co?
– Chica wsunęła głowę do środka, a widząc, że jej druga połówka wciąż ma głowę
na miejscu, odetchnęła z ulgą.
– I nic.
Pewnie najadł się i poszedł znaleźć kryjówkę, żeby się przespać, jak to koty
mają w… – urwała nagle, otwierając szeroko oczy z przerażenia, gdy na jednej z
szaf zauważyła pobłyskujące dziko ślepia.
Atak był tak
nagły, że żadna z kobiet nie zdążyła choćby pomyśleć o zareagowaniu. Jak
wcześniej pchlarz omal nie posłał kurczaczka na kafelki celnym skokiem na
twarz, tak teraz udało mu się posłać Mangle na szafkę nocną, celnym skokiem na
głowę.
Prawie
dziesięć kilo futra i pazurów zwaliło się białowłosej na kark i przewróciło ją
na jedną z małych, stojących przy obu łóżkach, szafek. Lampka nocna nie
przeżyła tego spotkania, klosz został zniszczony łokciem walczącej kobiety, a
upadek na ziemię skutecznie dobił Bogu ducha winny element wystroju wnętrza.
– Nie
lękaj się, miłości moja, uratuję cię! – zakrzyknęła wojowniczo Chica i ruszyła
pędem w kierunku kota.
Zwierz,
słysząc szarżującego kurczaczka, zasyczał, zjeżył się, zeskoczył z na wpół
żywej Mangle i wybiegł z pokoju jak mała torpeda.
Blondyna, nie
czekając aż zwierzak się rozmyśli i postanowi wrócić, żeby dokończyć dzieła,
zamknęła drzwi. Szkoda, że nie miała klucza, z nim byłaby pewna, że sierściuch
nie dostanie się do środka.
– I co
teraz? – zapytała Chica. Ten zwierzak tylko pogłębił jej traumę do wszelkich
kotowatych stworów. Nawet nie śmiała myśleć o odejściu od drzwi; bardzo chciała
sprawdzić, czy jej dziewczyna nadal ma twarz, ale przerażony umysł podsuwał jej
myśli typu: „Jak przestaniesz udawać małą barykadę, to ta agresywna istota
wedrze się tu i nawet mokra plama po tobie nie zostanie!”. – Jak wyjdziemy, to
nas zje… a jak tu zostaniemy, to umrzemy z głodu. Poza tym Bonnie mówił, że
pchlarz może zacząć dematerializować przedmioty jeśli zostanie sam… myślisz, że
bardzo się ze Springiem pogniewają jak uciekniemy oknem i pozwolimy tej bestii
zeżreć im telewizor? – zapytała, zerkając zrozpaczonym spojrzeniem w kierunku
powoli podnoszącej się z podłogi, Mangle. Na całe szczęście nie miała większych
uszkodzeń ani na twarzy, ani na reszcie ciała.
– O nie,
moja droga – warknęła białowłosa. Kurczaczek aż się wzdrygnął, słysząc ten
dziki zew brutalności w głosie swojego kochania. – Ten plugawy grubas znieważył
moją godność i twoją uroczość, zapłaci mi za to krwią i innymi wydzielinami! –
Powstała walecznie z podłogi, wyciągnęła przed siebie rękę i zacisnęła ją na
niewidzialnej szyi napastnika.
Coś się
blondynie zaczynało wydawać, że czworonóg nie doczeka poranka.
– Miśka,
spokojnie. – Chica próbowała ostudzić zapał Mangle. – Kot musi przeżyć, a
mieszkanie nie spłonąć… w końcu Bonnie jest zawsze taki miły, smutno będzie,
jak wróci i zastanie biedaczyna tylko zwęglone zgliszcza – uświadomiła swoją
drugą połówkę, która najpierw spojrzała na nią podejrzliwie, a w końcu
westchnęła ciężko i odpuściła.
– No
dobra… niech ci będzie. To jaki jest plan? – zapytała, patrząc na nią z
wyczekiwaniem.
– Przede
wszystkim zdobędziemy amunicję i osłonę, następnie zajmiemy najbliższą bazę i
opancerzymy ją tak, żeby wróg nie wdarł się do środka. Potem wyniszczamy
przeciwnika od wewnątrz, zaczynamy od wybijania słabych i pojedynczych
jednostek, następnie odbieramy mu zapasy i zmuszamy do odwrotu, by ostatecznie
zapędzić go w kozi róg i wykasować z życia! – Diaboliczny opis Chica
postanowiła zwieńczyć maniakalnym śmiechem, który wprawił Mangle w wątpliwości,
czy jej druga połówka przypadkiem czegoś nie piła.
– Słonko,
spokojnie, opanuj emocje, bo sąsiedzi się zaraz zlecą… – Białowłosa poklepała
niższą dziewczynę po włosach. – No i szlaban na granie. Aż do odwołania.
– Co?!
Jak to szlaban?! To dobra taktyka! – zbuntowała się blondyna. – Zamiast mnie
dołować, bądź ty lepiej po mojej stronie i pomóż mi przetrwać, potrzebuję
wsparcia! I miłości! – zamarudziła, opierając się plecami o drzwi.
– Przecież
jestem po twojej stronie. Po prostu sądzę, że taki podejrzany śmiech złoczyńcy
jest lekko niepokojący. – Kobieta niemal niezauważalnie wywróciła oczami i
przytuliła do siebie kurczaczka.
– Wiesz
w jakiej sytuacji nie chciałabyś słyszeć mojego maniakalnego śmiechu? –
zapytała Chica, wtulając się policzkiem w biust swojej kochanki.
– Spróbuj
palnąć, że w łóżku kiedy dochodzisz, a rzucę cię temu kotu żywcem na pożarcie –
ostrzegła Mangle, o dziwo miłym i spokojnym tonem.
– Zrozumiałam…
już milknę. – Blondyna przełknęła ślinę i powoli odsunęła się od białowłosej.
Wolała nie sprawdzać, czy jej dziewczyna mówiła serio. – To co? Wychodzimy? –
zapytała po chwili, a słysząc lekko niepewne potwierdzenie, nacisnęła ostrożnie
klamkę i uchyliła drzwi, tworząc między nimi a futryną centymetrową szparę.
Rozejrzała
się czujnie, a nie widząc nigdzie białej kity, powoli wysunęła się ze środka i
na palcach weszła do salonu.
– Może
gdzieś sobie zasnął? – podsunęła Mangle, nie dostrzegając nigdzie małego
zbrodniarza.
– Wątpię,
już raz tak myślałam i wyszło na to, że tylko oszukiwał. Na pewno się gdzieś
przyczaił! – stwierdziła Chica, zamierając w bezruchu. – Zwabmy go na jedzenie
i schwytajmy w jakieś pudełko!
– To…
może być całkiem niezły pomysł. Choć nie wiem, czy trzymanie żywego zwierzątka
w pudełku jest wybitnie humanitarne. Co prawda lepsze to, niż zginąć –
przyznała, wzruszając ramionami. – Pójdę po coś na przynętę.
W czasie, gdy
kobieta ruszyła szukać rybo i mięsopodobnych wyrobów w celu niespecjalnie
szczytnym, blondyna została w salonie i zaczęła się rozglądać za Panem Pazurkiem.
Jak na razie nie było go nigdzie widać.
Zajrzała pod
szklany stolik stojący przed kanapą i za szafkę na której stał telewizor, ale
nie znalazła tam nawet kłaczka po tym małym mordercy.
Gdzie taki przeciętny
kot mógłby wcisnąć swoją tłustą dupę? Prawdopodobnie wszędzie.
Może
postanowił ułatwić im wszystkim życie i wskoczył do pralki? Nie, raczej nie…
ale na wszelki wypadek i tak pobiegła sprawdzić.
– Chica,
mam przynętę! – zawołała Mangle, wchodząc do salonu.
– Ciii!
Nie tak głośno, bo zdradzisz mu nasz plan! – Kurczaczek szybko podbiegł do
swojej miśki.
– Sardynki.
Kot powinien się na rybę skusić, prawda? – zapytała, przyglądając się
niewielkiej puszcze. – Dobra, to jak robimy na niego tą pułapkę?
– Pudełko,
patyk i sznurek? – zaproponowała spontanicznie blondyna. To był pierwszy i
najlepszy pomysł, jaki wpadł jej do głowy.
– Poszukaj
jakiegoś pudła, ja zajmę się resztą – poleciła Mangle, bez słowa sprzeciwu
akceptując plan dziewczyny.
Prędko
zgromadziły potrzebne materiały i zamontowały mechanizm starego, kartonowego
pudła, opartego na przydługiej szpachelce kuchennej do której umocowały
sznurek.
Białowłosa
otworzyła puszkę z rybami i położyła ją pod kartonem, tuż przy tylnej ściance,
tak żeby sierściuch musiał wejść do środka cały, jeżeli chciał skosztować tych
soczystych, zatopionych w sosie, pyszności.
– To
teraz tak: ja zaczaję się ze sznurkiem za drzwiami sypialni, ty tymczasem
będziesz w kuchni, blisko kartonu. Jak złapię kota w to pudło, musisz szybko je
przytrzymać, żeby nie zdołał go zrzucić i uciec! – zadecydowała blondyna,
chwytając za koniec sznurka i chowając się z nim za lekko uchylonymi drzwiami
do sypialni.
Mangle
tymczasem pobiegła czatować na Pana Pazurka w kuchni, gotowa w każdej chwili
rzucić się na karton i przygnieść go własnym ciałem, byle tylko demoniczny kot
nie zdołał się wydostać.
Obie w ciszy
i napięciu oczekiwały pojawienia się głodnego zwierzaka. Żadna z nich nawet nie
podejrzewała, że myszożerca może okazać się sprytniejszy i je wykiwać.
Po dziesięciu
minutach zarówno Mangle, jak i Chica, zaczęły się niecierpliwić. Napięte,
gotowe do nagłej akcji mięśnie, powoli zaczynały wiotczeć i boleć, a początkowo
maksymalne skupienie, uciekać do krainy fantazji.
Białowłosa
ziewnęła, zasłaniając usta ręką i przykucnęła, wychylając się zza ściany i
zerkając na karton. Sardynki nadal były w stanie nienaruszonym. Gdzie się
podziała ta biała, puchata kula śmierci? Normalny czworonóg już dawno rzuciłby
się na taki kąsek albo chociaż podszedł i powąchał!
Posłała
blondynie pytające spojrzenie, ale ta odpowiedziała jej jedynie wzruszeniem
ramion i usadowiła się wygodniej.
To wszystko
chyba nie miało sensu. Kot nie miał zamiaru wyjść, gdziekolwiek był. Marnowały
tylko czas.
– Chica,
słuchaj, może lepiej… – zaczęła Mangle, wstając powoli i wtedy właśnie
zauważyła coś niepokojącego.
Zapalone w
sypialni światło rzucało na ciemny salon bardzo dziwny cień, a mianowicie
kawałek ukrytej za uchylonymi drzwiami, czupryny jej dziewczyny, tyle, że tak
jakby… z kocimi uszami?
Minęły trzy
przeraźliwie długie sekundy, nim do Mangle dotarł pewien bardzo istotny fakt.
Jedynym pokojem, którego nie sprawdziły, była właśnie sama sypialnia. Kot
musiał się do niej wkraść gdy wyszły i zaczęły się za nim rozglądać po reszcie
mieszkania! Ale skoro sierściuch tam siedział, to…
– Chica,
za tobą! – krzyknęła przerażona Mangle, lecz było już za późno.
Blondyna
znieruchomiała z przerażenia, słysząc ostrzeżenie swojej miłości i ciche
syczenie tuż za swoimi plecami.
Powoli
obróciła się przez ramię, a widząc siedzącego na krańcu łóżka, wkurzonego kota,
oblała się zimnym potem. Chciała wstać i uciec, było już jednak za późno.
Na całym
osiedlu rozległ się głośny pisk kolejnej ofiary Pana Pazurka.
***
– No i
widzisz? Mówiłem ci, że nie będzie tak źle. Szybko nas przyjęli, doktor nawet
nie skomentował twojego wydzierania się… – stwierdził Spring i poklepał
Bonnie’ego po dopiero co oswobodzonym z gipsu, ramieniu. Trochę za mocno, bo
chłopak aż się skrzywił, ale blondyn nie zwrócił na to specjalnej uwagi. Mała
kara być musiała, za robienie mu wiochy.
– Jestem
pewien, że chcieli mnie tam zajebać. Szpitale to jeden wielki spisek lekarskiej
korporacji, zanim się obejrzysz, doleją ci czegoś do kroplówki, a na obiad
dadzą kanapkę z chlebem i o! Weź tu człowieku wyzdrowiej! – burknął z niesmakiem
gitarzysta, całe swoje rozdrażnienie przelewając na lekarskie zmowy, o których
istnieniu był niemal na sto procent pewien.
– Bonnie,
mój drogi, bredzisz z bólu. – Spring pokręcił głową i kluczem otworzył drzwi na
klatkę schodową.
– Mów co
chcesz, ja swoje wiem – prychnął, zaciskając zęby gdy lekko spuchnięta,
zapakowana w temblak ręka, zakłuła mocniej. – Kurwa, boli jak diabli. Mam tylko
nadzieję, że Chica sobie poradziła i mieszkanie jest całe – mruknął, wchodząc
powoli po schodach, kilka kroków za Springiem.
– Ten kot
istotnie ma jakieś niepokojące zdolności, ale to jednak tylko zwierzak. Nie
spali nam mieszkania spojrzeniem. – Blondyn wywrócił oczami, choć podświadomie
sam miał lekkie obawy, czy sierściuch nie wywinął jakiegoś numeru.
Już na
półpiętrze usłyszeli wydobywające się z ich mieszkania, niepokojące odgłosy.
Spojrzeli na siebie i puścili się biegiem do drzwi, błyskawicznie je otwierając
i jak burza wpadając do środka.
– O –
zaczął Spring.
– Mój –
kontynuował Bonnie.
– Boże…
– Blondyn nie mógł uwierzyć w to, co przed sobą widział.
Ich mała
kawalerka wyglądała jak po napaści meksykańskich emigrantów, którzy pobili się
na środku salonu z plującymi kwasem, raptorami.
Zacznijmy od
tego, że wszystkie możliwe drzwi były otwarte na oścież, kanapa przewrócona, na
dywanie znalazła się nieokreślona papka i wszędzie dało się dostrzec niewielkie
ślady pazurków (nawet na suficie), a następnie przejdźmy do faktu dokonanego –
kuchnia już nie istniała. Robiła za bunkier dla ocalałych i była broniona przez
dwie, wściekle prychające dziewczyny. Tylko telewizor wydawał się w tym całym
chaosie przedmiotem nietkniętym palcem (bądź pazurem) okrutnego losu.
– Bonnie!
Spring! – uradowana Chica wyskoczyła zza blatu, gdzie miała swoją kryjówkę i
rzuciła się na nich, uwieszając im obu na szyjach. – Mangle prawie umarłaaaa,
ten kot to złooo! – wyszlochała, ostatkiem sił powstrzymując potok łez.
– Jasna
cholera, co tu się stało?! – Pierwszy z odrętwienia wyrwał się Bonnie. Spring
był chyba zbyt zdołowany wizją sprzątania tego bajzlu, by móc się odezwać.
– No
mówię wam, to wszystko ten przeklęty kot! Napadł nas! Napadł mnie! Napadł wasz
dom! Terroryzował! Zabijał! Gwałcił! Torturował! – Blondyna złapała gitarzystę
za przód bluzy i zaczęła nim potrząsać z coraz większym zaangażowaniem i
dramatyzmem opowiadając o mocno podkoloryzowanej historii opieki nad
sierściuchem. Oczywiście zignorowała jego obtłuczoną rękę i fakt, że swoim
agresywnie nieprzewidywalnym zachowaniem, mogłaby ja niechcący uszkodzić
jeszcze mocniej.
Dziewczyna tworzyła
coraz to nowsze i bardziej niszczycielskie opisy przedstawiające krwawe rządy
Pana Pazurka, póki Mangle nie wyszła z bunkra w kuchni, nie dołączyła do nich i
nie zatkała jej ust dłonią.
– Nie
było aż tak tragicznie. Ale ten zwierzak to naprawdę kawał ziółka – przyznała
białowłosa. – No i jeszcze jedno. Chica boi się kotów, nie proście jej więcej o
opiekę nad sierściuchami – dodała, mimo że wyżej wspomniana na to oświadczenie
ugryzła ją w rękę i zaczęła kopać lekko w kostkę, próbując uciszyć.
– Czemu
nie mówiłaś, że się boisz? – Spring uniósł sceptycznie brew i zaczął się
rozglądać za małym sprawcą całej afery.
– Bo się
wstydziłam… – przyznała, gdy Mangle w końcu zdecydowała się ją puścić i wytrzeć
obślinioną i pogryzioną dłoń.
– No co
ty, nas? – Bonnie uśmiechnął się przyjaźnie, wyciągnął zdrową rękę przed siebie
i rozczochrał niższej dziewczynie włosy. – Nie martw się, Spring się boi czegoś
jeszcze mniejszego, niż kot. Kiedyś w nocy przyszedł do nas mały paj… – urwał,
gdy dostał od Złotka mocnego kuksańca prosto w żebro. – Znaczy się… no,
nieważne! Panie Pazurku, gdzież ty? – Mężczyzna mało zgrabnie olał temat i
ruszył w głąb mieszkania, szukając swojej ukochanej, puchatej kulki.
– Serio
przepraszamy za… to – odezwała się Mangle do blondyna, zamaszystym ruchem ręki
pokazując ogrom bałaganu jaki panował wokół. – Pomożemy ze sprzątaniem. Prawda,
Chica? – Zerknęła na swoją dziewczynę, która od dłuższej chwili czaiła się,
żeby dopaść do drzwi i zwyczajnie stąd spierdzielić.
– T-tak…
pewnie. Pomożemy sprzątać... ale pod warunkiem, że ten kot będzie zamknięty na
klucz w łazience! – zastrzegł kurczaczek, krzyżując ręce na piersi i z
niepokojem rozglądając się wokół, czy nigdzie nie widać tego małego diabła.
– Wątpię,
żeby ten dekiel się zgodził. On naprawdę przepada za tym kotem, żeby nie
powiedzieć usługuje mu i wielbi bardziej, niż Boga. – Złotko westchnęło ciężko,
wywracając oczami.
Wtedy właśnie
gitarzysta wyszedł z sypialni, blady i przerażony, zwracając uwagę całej trójki
głośnym chrząknięciem.
– Em…
jakby to… Springi, przeczytałeś wszystkie te książki ze swojej szafeczki? –
zapytał, uciekając wzrokiem przed czujnym spojrzeniem blondyna.
– Nie… a
czemu pytasz? No i gdzie ten kot? Znalazłeś go? – Blondyn zmrużył oczy i zaczął
mu się przypatrywać, szukając w jego poddenerwowanych ruchach podpowiedzi, co
też mogło się stać.
– Taaa,
znalazłem – przytaknął niepewnie.
– Gdzie?
– dopytywał Spring, czując, że ta dyskusja nie skończy się dobrze.
– W
twojej szafce z książkami. Zrobił sobie w niej kuwetę.
Haha, kto by przypuszczał, ze z jednym małym kotkiem mogą być takie problemy? Biedna Chica, Bonnie władował ją w taki Sajgon... Ale poradziła sobie gdacząco, że tak powiem, nawet przy pomocy Mangle :D
OdpowiedzUsuńZ innej beczki, nie spodziewałam się też, ze Bonnie może lubić koty. I mieć kota. Wydaje mi się, że mroczna natura Pana Pazurka ukształtowała się w wyniku nieudolnej opieki wspomnianego pana. Kot po prostu potraktował dom jak dżunglę i samozwańczo mianował siebie jej panem! Albo i nawet tyranem x3
No i książki Springa... W skali od 1 do "Nici z seksu" jak Złotko będzie wściekły? ^-^
Życzę weny i pozdrawiam! :3
*W kwestii: "Kto by przypuszczał...?", to ta pani jako pierwsza podnosi rękę. Po roku mieszkania z Iraphem żaden kot jej już nie zaskoczy." QWQ
UsuńW sumie to nawet nie kwestia bezgranicznej miłości do sierściuchów, a faktu, że ten konkretny, stary pchlarz, stanowi swego rodzaju cement rodzinny, starzy Cepa trzymali go w domku odkąd Bonnie był o taki mały *pokazuje jak bardzo mały był* no i wiesz... czasem w rodzinach są takie mega rozpieszczane zwierzaki, które po kilkunastu latach mieszkania z domownikami ostatecznie stały się materialną częścią ich żyć i codzienności. QwQ
Taaak, pewno wychowanie tu zawiodło, z drugiej strony charakterem citka też robi swoje. xD
Em... coś koło "Przyjebię ci" a "Wieczny celibat". x'D
Dzięki wielkie i również pozdrawiam! ^0^
Kto by się spodziewał, że z Pana Pazurka taka cwana bestia xD
OdpowiedzUsuńA Chici i Mangle szkoda, złość piękności szkodzi, pazury w sumie też... Nie spodziewałam się, że Chica aż tak boi się kotów, ba, że istnieją takie koty z piekła rodem :D
Pan Pazurek chyba do nich jednak należy i krążą plotki, że ma podejrzane kontakty z szatanem...
*opętany kot! Help me dude!*
Ale żeby na sardynki się nie skusić? :c
I zniszczyć Springowi, uwaga - atomowy grzybek, książki? :c
Dla Pana Pazurka już chyba nie ma ratunku, albo dla niego jest, ale dla Bonniego jest xD
Pozdrawiam i życzę weny! :3
Z Pana Pazurka cwana bestia, jak z mojego kićka, na którym nieco się wzorowałam przy tworzeniu go. XD *Jak jej kot był mały, to terroryzował cały dom*.
UsuńNo wiesz, Chica jako animatronik to kurczak, a koty polują na kurczaki... XD
Zaraz z Szata... o kurde, masz rację. QWQ''
W sumie też bym na sardynki nie poszła, bardziej na coś z łososia... =0= *Wybredny stwór*. Poza tym dobre wykonanie planu ważniejsze niż żołądek! *Nie wierzy, że wypowiedziała tak haniebne słowa*. ;-;
No już prędzej dla Bonnie'ego nie ma... cześć jego pamięci, walczył godnie. X"D
Dzięki wielkie za koment, również pozdrawiam! :)
To nie kot. To jakiś demon. Wciąż go uwielbiam, jak każdego sierściuszka :D.
OdpowiedzUsuńNo, nie powiem, nie spodziewałam się AŻ TAKIEJ reakcji Chici, no ale skoro się boi... I halo, jak kot mógłby je zgwałcić? Koloryzowanie level Chica normalnie, nie da się inaczej tego wyrazić. No i biedne Złotko... Ból zniszczonych książek to ogromny ból :<.
Pozdrawiam cieplutko i weny życzę :).
Oj tak, koty górą, nawet tak stereotypowo wredne i negatywnie nastawione do rasy ludzkiej, jak ten. X"DDD
UsuńWiesz, jako animatronik Chica jest kurczakiem. A koty polują na kurczaki. =w= W podobny sposób można by w sumie pokierować relacje Chica-Foxy, ale to zakłóciłoby mi wizję ich paczki jako mega zgranych ziomków. qwq
No nie? Jeszcze jak niszczeją te przeczytane/mniej lubiane, ale jak destrukcji ulegnie nowy, nietknięty tom twojej ulubionej serii... no można za to zabić. XD
Również pozdrawiam i nawzajem! :)