niedziela, 26 lutego 2017

Rozdział 10.5: Pan Pazurek

 Hah, jutro mi się ferie kończą, smutek. xux
Plan był, żeby ten bonus wrzucić razem z jedenastym rozdziałem Przepaści, ale wynikły drobne... zachwiania weny, nie wiem, kiedy go skończę, więc bonusa, gotowego od kilku dobrych tygodni, wrzucam już teraz.
Ogólnie Ewajra, moja znajoma, która wygrała konkursa na tematykę tego dodatkowego rozdziałka (w sumie tylko ona dała pracę, więc nie było w czym przebierać... x'D) zdecydowała, że główną parą ma być Chica i Mangle, co mi się w sumie ładnie z głównym wątkiem pokryło. Bonus nie jest +18, jako że Ewajka woli tą dwójkę w obszarze miłości platonicznej, więc by jej nie popsuć tej pary, ograniczyłam się jedynie do opisania ich krótkiej przygody, a nie scen łóżkowych.
SPOILER: tak, zgadliście, strach Chici przed kotami wynika z tego, że w animatronicznej wersji jest kurczakiem, a kotki na taką kurkę zapolować mogą, so... xD
No, nie przedłużam, miłego czytania życzę! :)

***

Chica z rosnącym przerażeniem wlepiała wzrok w tłustego, białego kota, którego Bonnie trzymał tuż przed jej twarzą. Aż dziw, że był w stanie unieść tą kupę tłuszczu tylko jedną ręką.
Zwierzak, mimo uroczej, czerwonej kokardki na szyi i bycia nieprzyzwoicie puchatym, wyglądał dla dziewczyny jak przesadnie gruba, międzygalaktyczna bestia. Taka rodem ze starych, niskobudżetowych filmów, wykonana w animacji poklatkowej. W końcu takie bestie są najstraszniejsze.
To więcej niż pewne, że ten mały sierściuch w myślach palił całe miasta swoim niecnym, wiecznie wnerwionym spojrzeniem, życząc ludzkości powolnej, wyjątkowo bolesnej śmierci. Ponad to koty miały niezdrowy nawyk pożerania ciał swoich wrogów… i to ją w nich przerażało najbardziej.
– Chica, błagam, zgódź się! – Bonnie wykrzywił usta w przysłowiową „podkówkę” i wlepił w nią proszące spojrzenie.
Jak tak na niego patrzyła, to dochodziła do bardzo słusznego wniosku, że w pracy powinien nosić uszy psa, a nie królika, bo to był idealny szantaż na „niesłusznie kopniętego szczeniaka”.
– A nie możesz poprosić kogoś innego? Wiesz… ja niezbyt mogę, mam już plany… – spróbowała się wykręcić, uciekając przed nim wzrokiem i drapiąc się nerwowo po policzku.
Przecież nie powie mu, że boi się kotów. Facet miałby z niej polewkę do końca życia!
– Nie mam już kogo! BonBon od początku weekendu siedzi u swojej tajemniczej cizi i znaku życia nie daje, Toy Freddy’ego i Toy Chici nie znam aż tak dobrze, żeby móc im powierzyć największy skarb mojej rodziny, Puppet zalega u ojca w innym mieście i pomaga w biznesie, Scott zajmuje się Vincentem, bo mu się ostatnio nieco pogorszyło, Mangle rozłączyła się sekundę po tym, jak do niej zadzwoniłem, a Fazbear ma uczulenie na kocią sierść, co automatycznie wyklucza też Foxy’ego, w końcu oni to jak papużki nierozłączki. Wiesz jakby mnie Freddy opierniczył, gdyby rudego obsiadły kłaki Pana Pazurka i automatycznie zrobiły im celibat do czasu ich anihilacji? – Westchnął głośno, kompletnie załamany.
– Bonnie… ja naprawdę nie mogę. – Blondyna pokręciła zdecydowanie głową.
– Proszę cię, Chica, to tylko kilka godzin! Pojadę szybko na to zdjęcie gipsu i zaraz wracam! Jak chcesz, to ci zapłacę! – zaoferował, uświadamiając sobie, że łapówka może pomóc jej w podjęciu decyzji.
– Nie, nie, nie chcę od ciebie pieniędzy! – zaprotestowała szybko. – Tak właściwie to Spring nie mógłby  z nim zostać? – zapytała, unosząc przy tym jedną brew w górę.
– Nie mogę. – Złotko przeteleportowało się do nich z salonu, wyminęło Bonnie’ego i stanęło tuż obok schodów. – Debil zrobiłby dramat na cały szpital, że mu rękę obetną. Jadę w charakterze podręcznego środka na uspokojenie.
– Przesadzasz… nie prościej byłoby powiedzieć: „Idę ci robić za wsparcie mentalne, bo się martwię o twoje piękne mięśnie”? – Bonnie zatrzepotał rzęsami, na co blondyn odpowiedział mu ledwo zduszonym, ociekającym ironią, śmiechem.
W tym całym zamieszaniu biedny, duszony kot, omal nie puścił pawia.
– No dobra, faktycznie nie ma nikogo do roli opiekunki, ale skoro to tylko na chwilę, to może mógłby zostać sam…? To kot, zwinie się w kłębek i zaśnie, nawet nie zauważy, że was nie było! – Dziewczyna chwytała się brzytwy, sytuacja nie była za ciekawa, bo z jednej strony głupio jej było odmawiać, a z drugiej strasznie się bała.
– Zły pomysł. Wczoraj wyszliśmy na dosłownie kilka minut do sklepu, ja po zakupy, Spring pomóc mi w zakupach – zaczął wyższy (i o wiele bardziej połamany) z mężczyzn. – Kiedy wróciliśmy, po firankach nic się nie ostało.
– Podrapał je…? – dopytała dziewczyna.
– Zdematerializował. Nie ma ich. – Bonnie wzruszył bezradnie zdrowym ramieniem, ku niezadowoleniu czworonoga.
– Od wczoraj szukamy, ale wciąż nie możemy znaleźć. Nie mam pojęcia co ten kot z nimi zrobił, ani dlaczego akurat firanki, ale jakimś dziwnym, niezrozumiałym sposobem pozbył się ich z naszego domu. – Blondyn pokręcił bezradnie głową i zaczął schodzić w dół.
– No chyba, że wdarł się nam do mieszkanka złodziej i uznał te firanki za wyjątkowo cenne... choć to mało prawdopodobne. Już nawet sąsiadki przepytywaliśmy, czy drzwi przypadkiem nie zostawiłem otwartych i któraś z nich nie postanowiła je zabrać i wyprać, bo tym babciom serio się nudzi na emeryturze, ale zaprzeczyły – stwierdził Bonnie, zapewne robiąc sobie w głowie jakąś dramatyczną, adekwatną do powiedzianej przed chwilą kwestii, retrospekcję. – No nic… trzymaj Pana Pazurka i zajmij się nim dobrze. W kuchni na lodówce jest jego jedzonko, jakby było za zimne to je trochę podgrzej, bo inaczej będzie pluł! Trzym się, Chica, dzięki za pomoc! – Wcisnął zdezorientowanej przyjaciółce pchlarza w ręce i pognał za Springiem.
– Ale… ale… – wydukała, zanim jednak zdążyła jakoś żywiej zaprotestować, chłopcy zniknęli na schodach.
Chyba naprawdę nie miała wyjścia. Dała się im wrobić!
Ciarki ją przeszły, gdy groźny zwierz zamiauczał z niezadowoleniem i zaczął ją kopać, próbując się uwolnić. Blondyna natychmiast wyprostowała ręce by zwiększyć odległość między jej podatnym na zadrapania ciałem, a wyposażonym w ostre pazury, kotem.
Futrzasta kulka wierciła się, a w dodatku była niewyobrażalnie ciężka, więc szybko weszła z nim do mieszkania, odstawiła na podłogę i zamknęła drzwi nim kiciek zdążył przez nie umknąć na wolność.
– Grunt to zachować spokój. – Wzięła kilka głębszych wdechów i spojrzała twardo na czworonoga, który nic sobie z niej nie robił. Bardziej pochłaniało go lizanie się pod ogonem. – Może… może jesteś głodny, co? Zjesz coś sobie, napchasz zmielonymi zwłokami swój gruby, koci brzuszek i zaśniesz… tak? – zapytała bardziej samą siebie, bo nie liczyła, że zwierzak jej odpowie.
Pełna entuzjazmu i rosnącej nadziei, że uda jej się przeżyć tą opiekę nad małym szatanem, pomknęła do kuchni i od razu podeszła do lodówki.
Cholernie wysokiej lodówki.
Po zrobieniu kilku kroków w tył dostrzegła, że faktycznie stoi na niej niebieska saszetka z narysowaną na niej, uśmiechniętą, kocią mordką. Szkoda tylko, że ktoś postanowił umieścić ją na samym tyle!
O ile Bonnie nie miał najpewniej żadnego problemu z dosięgnięciem jej, o tyle ona – niższa nawet od Springa – miała i to spory.
W pierwszym odruchu wyjęła z kieszeni phone i z narastającą wściekłością napisała do tego dekla kilka mniej przyjemnych słów, SMS zwieńczając pytaniem po jaką cholerę położył to żarcie dla futrzaka tak daleko. Odpowiedź dostała już po chwili.
– „Bo z tyłu góra lodówki jest najcieplejsza, a chciałem, żeby mu się trochę zagrzało”. Zabiję cię, draniu – wysyczała jadowicie.
Odsunęła od stołu jedno z krzeseł i postawiła je tuż pod lodówką. Ostrożnie, uważając żeby przypadkiem się nie zachwiać i nie runąć na podłogę, co skończyłoby się ogromnym siniakiem, a w najgorszym wypadku złamaniem, wspięła się i przytrzymując rączki od drzwiczek, wyprostowała.
No teraz to była zupełnie inna rozmowa, bez trudu wyciągnęła wolną dłoń w kierunku saszetki, jednak nim zdołała ją dosięgnąć, ktoś zagrodził jej drogę.
Kot kilka chwil temu porzucił mycie śnieżnobiałego futra i zainteresował się jej wyczynami, a nawet uknuł plan, jakby tu uprzykrzyć blondynie życie.
W tej samej chwili gdy ona już niemal chwyciła w smukłe palce torebeczkę z kocią karmą, zwierzak wskoczył na lodówkę, zamachał puchatą kitą i usiadł, blokując jej dostęp do saszetki.
– Cholera…! – zaklęła, błyskawicznie cofając dłoń. Gdyby nie fakt, że drugą ręką cały czas trzymała się drzwiczek, w tym momencie zapewne runęłaby jak długa.
Serce podskoczyło jej do gardła, z rosnącym przerażeniem podniosła głowę i spojrzała w szeroko otwarte oczy małego zabójcy.
Kot wstał, podszedł do krawędzi i… skoczył. Runął jak głaz centralnie na jej głowę. Dlaczego? Po prostu stwierdził, że będzie zabawnie... ale nie dla skrajnie przerażonej Chici.

***

Mangle weszła do sypialni w samym szlafroku, z kubkiem gorącego kakao w jednej ręce i książką w drugiej. Postawiła naczynie na niskiej szafeczce obok łóżka i ułożyła się wygodnie na świeżo wypranej pościeli.
O tak, idealne warunki do czytania. Ostatnio miała strasznie mało czasu na swoje książkowe hobby. A to praca, a to Chica, a to znowu praca i znowu Chica… te dwie sprawy pochłaniały cały jej czas, przez co na rozrywki typu postapokaliptyczne seriale, czy dobre powieści kryminalne, nie miała go wcale.
Poprawiła sobie poduszkę i otworzyła lekturę w miejscu, gdzie wcześniej umieściła niewielką zakładkę zrobioną ze skrawka wydartej z zeszytu kartki.
Wtedy właśnie jej phone postanowił rozdzwonić się na całe mieszkanie.
Jęknęła z irytacją, odłożyła piąty tom przygód swojego ukochanego detektywa i sięgnęła po wygrywające skoczną melodię, wściekle wibrujące urządzenie.
Nie zdziwiła się widząc na ekranie zdjęcie swojej dziewczyny. Odetchnęła głęboko i odebrała.
– Co się stało, kotku? – zapytała łagodnym tonem, mając szczerą nadzieję, że blondyna nie będzie próbowała wyciągać ją na żadną imprezę.
– Matko święta, tylko nie kotku! – odpowiedział jej piskliwy, przerażony głos Chici.
– Coś się stało…? – zapytała czujnie, lekko zaniepokojona. Jej druga połówka była rozwrzeszczana, niezorganizowana i strasznie emocjonalnie podchodziła do największych pierdół, ale takiej rozpaczy to Mangle jeszcze u niej nie słyszała.
– Zabije mnie! On mnie zabije…! Ratuj, błagam! Tak się boję! – Dziewczyna zaniosła się szlochem i nie była już w stanie wydusić z siebie ani słowa więcej.
– Kto?! Chica, co się stało?! Gdzie ty jesteś?! – Białowłosa zerwała się z łóżka na równe nogi i zaczęła ubierać w pośpiechu, telefon przytrzymując sobie przy uchu ramieniem.
– Booooonieeeee! – wyjęczała Chica i tym płaczliwym okrzykiem zakończyła połączenie.
Kobieta stanęła jak wryta. Bonnie? Że niby on chciał jej coś zrobić? I to ze złamaną ręką?


Mangle w pół godziny dała radę się zebrać i zjawić pod blokiem w którym – jak sądziła – przetrzymywana była jej dziewczyna.
Wściekle wbiła palec w guzik domofonu i mocno poddenerwowana czekała na jakikolwiek odzew z drugiej strony. Jeżeli Bonnie serio coś odwalił, będzie musiała wykombinować jak się dostać na klatkę, bo wątpiła, że winowajca zechce stanąć z nią twarzą w pięść i ot tak otworzy jej drzwi.
Na całe szczęście już po chwili wnętrze bloku stało przed nią otworem, choć nawet nie usłyszała z głośniczka zwyczajowego: „Kto tam?”. Nieco dziwne.
Jak strzała pomknęła po schodach, ani razu nie robiąc przystanku na złapanie oddechu. Myśl o obmacywanej, torturowanej bądź ćwiartowanej Chice, dodawała jej sił.
Stanęła pod wejściem do odpowiedniego mieszkania i zapukała głośno, żeby nie powiedzieć – jebła w drzwi. Niemal od razu usłyszała dźwięk przekręcanego zamka i ciche: „Do środka, prędko!”.
– Chica, skarbie, co tu się dzieje? – zapytała zaraz po wejściu. – Gdzie Bonnie? Co ci zrobił? – dopytywała, rozglądając się po mieszkaniu.
Blondyna tymczasem, gdy tylko białowłosa zamknęła za sobą drzwi, wtuliła się w nią jak panda w bambus i zaczęła obsmarkiwać jej koszulkę.
– Kazał mi się zająć tym małym diabłem! – wystękała z żałością.
– … Że Springiem? – zdziwiła się kobieta, głaszcząc swoją drugą połówkę po włosach i nie do końca ogarniając sytuację.
– Kotem! Panem Pazurkiem! Podrapał mnie! – Pokazała na swój policzek, gdzie istotnie widniało niewielkie, zaczerwienione draśnięcie. – I rzucił się na mnie! Prawie zginęłam! Nawet nie wiem, jak udało mi się przeżyć ten atak!
 – Czekaj, co? Jakim znowu kotem? – Mangle delikatnie odsunęła od siebie kurczaczka i uklękła przed nią. Gdzieś się jej lampka zapaliła, tylko nie miała pewności gdzie, że faktycznie, Bonnie dzwonił do niej ostatnio i pytał o jakiegoś sierściucha. – Spokojnie, dzióbku. Skup się i opowiedz mi wszystko od początku.
– No bo… Bonnie mnie wrobił w opiekę nad jego kotem – burknęła, wycierając oczy rękawem. – Zwabił mnie tu podstępnie, wcisnął w ręce tą puchatą kulę śmierci i pojechał na zdjęcie gipsu ze Springiem – wyjaśniła krótko, zerkając niepewnie w kierunku uchylonych drzwi od sypialni. – Obecnie zawarłam układ z tym pomiotem, gdy tylko miauknie to przynoszę mu jedzenie, a on w zamian mnie nie krzywdzi.
Z każdym kolejnym słowem blondyny, Mangle coraz wyżej unosiła brwi. Kot terrorysta przejął władzę nad jej kochaniem i w dodatku żądał żarcia za łaskawe okazanie litości?
– Chica, słońce, ty się przecież boisz kotów. Czemu zwyczajnie nie powiedziałaś Bonnie’emu, że to się za dobrze nie skończy? – zapytała i wstała z kolan.
– Mówiłam! Znaczy… nie o tym, że się boję. Nie chciałam, żeby się śmiał… – przyznała dziewczyna, uciekając wzrokiem.
– Przecież to normalne, każdy się czegoś boi. Skąd wniosek, że zareagowałby śmiechem? Na pewno by zrozumiał, a ty nie byłabyś teraz w takiej sytuacji – zauważyła trzeźwo białowłosa, wyminęła Chicę i powolnym krokiem zaczęła podkradać się do drzwi od sypialni.
– Ty się śmiałaś! I… zaraz, nie! Nie idź tam! On cię pożre! Mangle! Nieee! – Przerażona blondyna złapała swoją dziewczynę za tył bluzki i uparcie zaczęła ciągnąć ją w tył. – To bardzo zły pomysł, zginiesz!
– Cholera, Chica! Opanuj się, to tylko kot, jestem od niego dziesięć razy większa i cięższa, prędzej ja zjem jego. – Wywróciła oczami i mimo protestów kurczaczka, weszła do pokoju.
Omiotła czujnym spojrzeniem całe pomieszczenie, ale nie wyglądało na to, by Pan Pazurek tu był. Zajrzała pod oba łóżka, nawet otworzyła wszystkie szafy, choć zdawała sobie sprawę, że narusza tym prywatność lokatorów.
– I co? – Chica wsunęła głowę do środka, a widząc, że jej druga połówka wciąż ma głowę na miejscu, odetchnęła z ulgą.
– I nic. Pewnie najadł się i poszedł znaleźć kryjówkę, żeby się przespać, jak to koty mają w… – urwała nagle, otwierając szeroko oczy z przerażenia, gdy na jednej z szaf zauważyła pobłyskujące dziko ślepia.
Atak był tak nagły, że żadna z kobiet nie zdążyła choćby pomyśleć o zareagowaniu. Jak wcześniej pchlarz omal nie posłał kurczaczka na kafelki celnym skokiem na twarz, tak teraz udało mu się posłać Mangle na szafkę nocną, celnym skokiem na głowę.
Prawie dziesięć kilo futra i pazurów zwaliło się białowłosej na kark i przewróciło ją na jedną z małych, stojących przy obu łóżkach, szafek. Lampka nocna nie przeżyła tego spotkania, klosz został zniszczony łokciem walczącej kobiety, a upadek na ziemię skutecznie dobił Bogu ducha winny element wystroju wnętrza.
– Nie lękaj się, miłości moja, uratuję cię! – zakrzyknęła wojowniczo Chica i ruszyła pędem w kierunku kota.
Zwierz, słysząc szarżującego kurczaczka, zasyczał, zjeżył się, zeskoczył z na wpół żywej Mangle i wybiegł z pokoju jak mała torpeda.
Blondyna, nie czekając aż zwierzak się rozmyśli i postanowi wrócić, żeby dokończyć dzieła, zamknęła drzwi. Szkoda, że nie miała klucza, z nim byłaby pewna, że sierściuch nie dostanie się do środka.
– I co teraz? – zapytała Chica. Ten zwierzak tylko pogłębił jej traumę do wszelkich kotowatych stworów. Nawet nie śmiała myśleć o odejściu od drzwi; bardzo chciała sprawdzić, czy jej dziewczyna nadal ma twarz, ale przerażony umysł podsuwał jej myśli typu: „Jak przestaniesz udawać małą barykadę, to ta agresywna istota wedrze się tu i nawet mokra plama po tobie nie zostanie!”. – Jak wyjdziemy, to nas zje… a jak tu zostaniemy, to umrzemy z głodu. Poza tym Bonnie mówił, że pchlarz może zacząć dematerializować przedmioty jeśli zostanie sam… myślisz, że bardzo się ze Springiem pogniewają jak uciekniemy oknem i pozwolimy tej bestii zeżreć im telewizor? – zapytała, zerkając zrozpaczonym spojrzeniem w kierunku powoli podnoszącej się z podłogi, Mangle. Na całe szczęście nie miała większych uszkodzeń ani na twarzy, ani na reszcie ciała.
– O nie, moja droga – warknęła białowłosa. Kurczaczek aż się wzdrygnął, słysząc ten dziki zew brutalności w głosie swojego kochania. – Ten plugawy grubas znieważył moją godność i twoją uroczość, zapłaci mi za to krwią i innymi wydzielinami! – Powstała walecznie z podłogi, wyciągnęła przed siebie rękę i zacisnęła ją na niewidzialnej szyi napastnika.
Coś się blondynie zaczynało wydawać, że czworonóg nie doczeka poranka.
– Miśka, spokojnie. – Chica próbowała ostudzić zapał Mangle. – Kot musi przeżyć, a mieszkanie nie spłonąć… w końcu Bonnie jest zawsze taki miły, smutno będzie, jak wróci i zastanie biedaczyna tylko zwęglone zgliszcza – uświadomiła swoją drugą połówkę, która najpierw spojrzała na nią podejrzliwie, a w końcu westchnęła ciężko i odpuściła.
– No dobra… niech ci będzie. To jaki jest plan? – zapytała, patrząc na nią z wyczekiwaniem.
– Przede wszystkim zdobędziemy amunicję i osłonę, następnie zajmiemy najbliższą bazę i opancerzymy ją tak, żeby wróg nie wdarł się do środka. Potem wyniszczamy przeciwnika od wewnątrz, zaczynamy od wybijania słabych i pojedynczych jednostek, następnie odbieramy mu zapasy i zmuszamy do odwrotu, by ostatecznie zapędzić go w kozi róg i wykasować z życia! – Diaboliczny opis Chica postanowiła zwieńczyć maniakalnym śmiechem, który wprawił Mangle w wątpliwości, czy jej druga połówka przypadkiem czegoś nie piła.
– Słonko, spokojnie, opanuj emocje, bo sąsiedzi się zaraz zlecą… – Białowłosa poklepała niższą dziewczynę po włosach. – No i szlaban na granie. Aż do odwołania.
– Co?! Jak to szlaban?! To dobra taktyka! – zbuntowała się blondyna. – Zamiast mnie dołować, bądź ty lepiej po mojej stronie i pomóż mi przetrwać, potrzebuję wsparcia! I miłości! – zamarudziła, opierając się plecami o drzwi.
– Przecież jestem po twojej stronie. Po prostu sądzę, że taki podejrzany śmiech złoczyńcy jest lekko niepokojący. – Kobieta niemal niezauważalnie wywróciła oczami i przytuliła do siebie kurczaczka.
– Wiesz w jakiej sytuacji nie chciałabyś słyszeć mojego maniakalnego śmiechu? – zapytała Chica, wtulając się policzkiem w biust swojej kochanki.
– Spróbuj palnąć, że w łóżku kiedy dochodzisz, a rzucę cię temu kotu żywcem na pożarcie – ostrzegła Mangle, o dziwo miłym i spokojnym tonem.
– Zrozumiałam… już milknę. – Blondyna przełknęła ślinę i powoli odsunęła się od białowłosej. Wolała nie sprawdzać, czy jej dziewczyna mówiła serio. – To co? Wychodzimy? – zapytała po chwili, a słysząc lekko niepewne potwierdzenie, nacisnęła ostrożnie klamkę i uchyliła drzwi, tworząc między nimi a futryną centymetrową szparę.
Rozejrzała się czujnie, a nie widząc nigdzie białej kity, powoli wysunęła się ze środka i na palcach weszła do salonu.
– Może gdzieś sobie zasnął? – podsunęła Mangle, nie dostrzegając nigdzie małego zbrodniarza.
– Wątpię, już raz tak myślałam i wyszło na to, że tylko oszukiwał. Na pewno się gdzieś przyczaił! – stwierdziła Chica, zamierając w bezruchu. – Zwabmy go na jedzenie i schwytajmy w jakieś pudełko!
– To… może być całkiem niezły pomysł. Choć nie wiem, czy trzymanie żywego zwierzątka w pudełku jest wybitnie humanitarne. Co prawda lepsze to, niż zginąć – przyznała, wzruszając ramionami. – Pójdę po coś na przynętę.
W czasie, gdy kobieta ruszyła szukać rybo i mięsopodobnych wyrobów w celu niespecjalnie szczytnym, blondyna została w salonie i zaczęła się rozglądać za Panem Pazurkiem. Jak na razie nie było go nigdzie widać.
Zajrzała pod szklany stolik stojący przed kanapą i za szafkę na której stał telewizor, ale nie znalazła tam nawet kłaczka po tym małym mordercy.
Gdzie taki przeciętny kot mógłby wcisnąć swoją tłustą dupę? Prawdopodobnie wszędzie.
Może postanowił ułatwić im wszystkim życie i wskoczył do pralki? Nie, raczej nie… ale na wszelki wypadek i tak pobiegła sprawdzić.
– Chica, mam przynętę! – zawołała Mangle, wchodząc do salonu.
– Ciii! Nie tak głośno, bo zdradzisz mu nasz plan! – Kurczaczek szybko podbiegł do swojej miśki.
– Sardynki. Kot powinien się na rybę skusić, prawda? – zapytała, przyglądając się niewielkiej puszcze. – Dobra, to jak robimy na niego tą pułapkę?
– Pudełko, patyk i sznurek? – zaproponowała spontanicznie blondyna. To był pierwszy i najlepszy pomysł, jaki wpadł jej do głowy.
– Poszukaj jakiegoś pudła, ja zajmę się resztą – poleciła Mangle, bez słowa sprzeciwu akceptując plan dziewczyny.
Prędko zgromadziły potrzebne materiały i zamontowały mechanizm starego, kartonowego pudła, opartego na przydługiej szpachelce kuchennej do której umocowały sznurek.
Białowłosa otworzyła puszkę z rybami i położyła ją pod kartonem, tuż przy tylnej ściance, tak żeby sierściuch musiał wejść do środka cały, jeżeli chciał skosztować tych soczystych, zatopionych w sosie, pyszności.
– To teraz tak: ja zaczaję się ze sznurkiem za drzwiami sypialni, ty tymczasem będziesz w kuchni, blisko kartonu. Jak złapię kota w to pudło, musisz szybko je przytrzymać, żeby nie zdołał go zrzucić i uciec! – zadecydowała blondyna, chwytając za koniec sznurka i chowając się z nim za lekko uchylonymi drzwiami do sypialni.
Mangle tymczasem pobiegła czatować na Pana Pazurka w kuchni, gotowa w każdej chwili rzucić się na karton i przygnieść go własnym ciałem, byle tylko demoniczny kot nie zdołał się wydostać.
Obie w ciszy i napięciu oczekiwały pojawienia się głodnego zwierzaka. Żadna z nich nawet nie podejrzewała, że myszożerca może okazać się sprytniejszy i je wykiwać.
Po dziesięciu minutach zarówno Mangle, jak i Chica, zaczęły się niecierpliwić. Napięte, gotowe do nagłej akcji mięśnie, powoli zaczynały wiotczeć i boleć, a początkowo maksymalne skupienie, uciekać do krainy fantazji.
Białowłosa ziewnęła, zasłaniając usta ręką i przykucnęła, wychylając się zza ściany i zerkając na karton. Sardynki nadal były w stanie nienaruszonym. Gdzie się podziała ta biała, puchata kula śmierci? Normalny czworonóg już dawno rzuciłby się na taki kąsek albo chociaż podszedł i powąchał!
Posłała blondynie pytające spojrzenie, ale ta odpowiedziała jej jedynie wzruszeniem ramion i usadowiła się wygodniej.
To wszystko chyba nie miało sensu. Kot nie miał zamiaru wyjść, gdziekolwiek był. Marnowały tylko czas.
– Chica, słuchaj, może lepiej… – zaczęła Mangle, wstając powoli i wtedy właśnie zauważyła coś niepokojącego.
Zapalone w sypialni światło rzucało na ciemny salon bardzo dziwny cień, a mianowicie kawałek ukrytej za uchylonymi drzwiami, czupryny jej dziewczyny, tyle, że tak jakby… z kocimi uszami?
Minęły trzy przeraźliwie długie sekundy, nim do Mangle dotarł pewien bardzo istotny fakt. Jedynym pokojem, którego nie sprawdziły, była właśnie sama sypialnia. Kot musiał się do niej wkraść gdy wyszły i zaczęły się za nim rozglądać po reszcie mieszkania! Ale skoro sierściuch tam siedział, to…
– Chica, za tobą! – krzyknęła przerażona Mangle, lecz było już za późno.
Blondyna znieruchomiała z przerażenia, słysząc ostrzeżenie swojej miłości i ciche syczenie tuż za swoimi plecami.
Powoli obróciła się przez ramię, a widząc siedzącego na krańcu łóżka, wkurzonego kota, oblała się zimnym potem. Chciała wstać i uciec, było już jednak za późno.
Na całym osiedlu rozległ się głośny pisk kolejnej ofiary Pana Pazurka.

***

– No i widzisz? Mówiłem ci, że nie będzie tak źle. Szybko nas przyjęli, doktor nawet nie skomentował twojego wydzierania się… – stwierdził Spring i poklepał Bonnie’ego po dopiero co oswobodzonym z gipsu, ramieniu. Trochę za mocno, bo chłopak aż się skrzywił, ale blondyn nie zwrócił na to specjalnej uwagi. Mała kara być musiała, za robienie mu wiochy.
– Jestem pewien, że chcieli mnie tam zajebać. Szpitale to jeden wielki spisek lekarskiej korporacji, zanim się obejrzysz, doleją ci czegoś do kroplówki, a na obiad dadzą kanapkę z chlebem i o! Weź tu człowieku wyzdrowiej! – burknął z niesmakiem gitarzysta, całe swoje rozdrażnienie przelewając na lekarskie zmowy, o których istnieniu był niemal na sto procent pewien.
– Bonnie, mój drogi, bredzisz z bólu. – Spring pokręcił głową i kluczem otworzył drzwi na klatkę schodową.
– Mów co chcesz, ja swoje wiem – prychnął, zaciskając zęby gdy lekko spuchnięta, zapakowana w temblak ręka, zakłuła mocniej. – Kurwa, boli jak diabli. Mam tylko nadzieję, że Chica sobie poradziła i mieszkanie jest całe – mruknął, wchodząc powoli po schodach, kilka kroków za Springiem.
– Ten kot istotnie ma jakieś niepokojące zdolności, ale to jednak tylko zwierzak. Nie spali nam mieszkania spojrzeniem. – Blondyn wywrócił oczami, choć podświadomie sam miał lekkie obawy, czy sierściuch nie wywinął jakiegoś numeru.
Już na półpiętrze usłyszeli wydobywające się z ich mieszkania, niepokojące odgłosy. Spojrzeli na siebie i puścili się biegiem do drzwi, błyskawicznie je otwierając i jak burza wpadając do środka.
– O – zaczął Spring.
– Mój – kontynuował Bonnie.
– Boże… – Blondyn nie mógł uwierzyć w to, co przed sobą widział.
Ich mała kawalerka wyglądała jak po napaści meksykańskich emigrantów, którzy pobili się na środku salonu z plującymi kwasem, raptorami.
Zacznijmy od tego, że wszystkie możliwe drzwi były otwarte na oścież, kanapa przewrócona, na dywanie znalazła się nieokreślona papka i wszędzie dało się dostrzec niewielkie ślady pazurków (nawet na suficie), a następnie przejdźmy do faktu dokonanego – kuchnia już nie istniała. Robiła za bunkier dla ocalałych i była broniona przez dwie, wściekle prychające dziewczyny. Tylko telewizor wydawał się w tym całym chaosie przedmiotem nietkniętym palcem (bądź pazurem) okrutnego losu.
– Bonnie! Spring! – uradowana Chica wyskoczyła zza blatu, gdzie miała swoją kryjówkę i rzuciła się na nich, uwieszając im obu na szyjach. – Mangle prawie umarłaaaa, ten kot to złooo! – wyszlochała, ostatkiem sił powstrzymując potok łez.
– Jasna cholera, co tu się stało?! – Pierwszy z odrętwienia wyrwał się Bonnie. Spring był chyba zbyt zdołowany wizją sprzątania tego bajzlu, by móc się odezwać.
– No mówię wam, to wszystko ten przeklęty kot! Napadł nas! Napadł mnie! Napadł wasz dom! Terroryzował! Zabijał! Gwałcił! Torturował! – Blondyna złapała gitarzystę za przód bluzy i zaczęła nim potrząsać z coraz większym zaangażowaniem i dramatyzmem opowiadając o mocno podkoloryzowanej historii opieki nad sierściuchem. Oczywiście zignorowała jego obtłuczoną rękę i fakt, że swoim agresywnie nieprzewidywalnym zachowaniem, mogłaby ja niechcący uszkodzić jeszcze mocniej.
Dziewczyna tworzyła coraz to nowsze i bardziej niszczycielskie opisy przedstawiające krwawe rządy Pana Pazurka, póki Mangle nie wyszła z bunkra w kuchni, nie dołączyła do nich i nie zatkała jej ust dłonią.
– Nie było aż tak tragicznie. Ale ten zwierzak to naprawdę kawał ziółka – przyznała białowłosa. – No i jeszcze jedno. Chica boi się kotów, nie proście jej więcej o opiekę nad sierściuchami – dodała, mimo że wyżej wspomniana na to oświadczenie ugryzła ją w rękę i zaczęła kopać lekko w kostkę, próbując uciszyć.
– Czemu nie mówiłaś, że się boisz? – Spring uniósł sceptycznie brew i zaczął się rozglądać za małym sprawcą całej afery.
– Bo się wstydziłam… – przyznała, gdy Mangle w końcu zdecydowała się ją puścić i wytrzeć obślinioną i pogryzioną dłoń.
– No co ty, nas? – Bonnie uśmiechnął się przyjaźnie, wyciągnął zdrową rękę przed siebie i rozczochrał niższej dziewczynie włosy. – Nie martw się, Spring się boi czegoś jeszcze mniejszego, niż kot. Kiedyś w nocy przyszedł do nas mały paj… – urwał, gdy dostał od Złotka mocnego kuksańca prosto w żebro. – Znaczy się… no, nieważne! Panie Pazurku, gdzież ty? – Mężczyzna mało zgrabnie olał temat i ruszył w głąb mieszkania, szukając swojej ukochanej, puchatej kulki.
– Serio przepraszamy za… to – odezwała się Mangle do blondyna, zamaszystym ruchem ręki pokazując ogrom bałaganu jaki panował wokół. – Pomożemy ze sprzątaniem. Prawda, Chica? – Zerknęła na swoją dziewczynę, która od dłuższej chwili czaiła się, żeby dopaść do drzwi i zwyczajnie stąd spierdzielić.
– T-tak… pewnie. Pomożemy sprzątać... ale pod warunkiem, że ten kot będzie zamknięty na klucz w łazience! – zastrzegł kurczaczek, krzyżując ręce na piersi i z niepokojem rozglądając się wokół, czy nigdzie nie widać tego małego diabła.
– Wątpię, żeby ten dekiel się zgodził. On naprawdę przepada za tym kotem, żeby nie powiedzieć usługuje mu i wielbi bardziej, niż Boga. – Złotko westchnęło ciężko, wywracając oczami.
Wtedy właśnie gitarzysta wyszedł z sypialni, blady i przerażony, zwracając uwagę całej trójki głośnym chrząknięciem.
– Em… jakby to… Springi, przeczytałeś wszystkie te książki ze swojej szafeczki? – zapytał, uciekając wzrokiem przed czujnym spojrzeniem blondyna.
– Nie… a czemu pytasz? No i gdzie ten kot? Znalazłeś go? – Blondyn zmrużył oczy i zaczął mu się przypatrywać, szukając w jego poddenerwowanych ruchach podpowiedzi, co też mogło się stać.
– Taaa, znalazłem – przytaknął niepewnie.
– Gdzie? – dopytywał Spring, czując, że ta dyskusja nie skończy się dobrze.
– W twojej szafce z książkami. Zrobił sobie w niej kuwetę.

6 komentarzy:

  1. Haha, kto by przypuszczał, ze z jednym małym kotkiem mogą być takie problemy? Biedna Chica, Bonnie władował ją w taki Sajgon... Ale poradziła sobie gdacząco, że tak powiem, nawet przy pomocy Mangle :D
    Z innej beczki, nie spodziewałam się też, ze Bonnie może lubić koty. I mieć kota. Wydaje mi się, że mroczna natura Pana Pazurka ukształtowała się w wyniku nieudolnej opieki wspomnianego pana. Kot po prostu potraktował dom jak dżunglę i samozwańczo mianował siebie jej panem! Albo i nawet tyranem x3
    No i książki Springa... W skali od 1 do "Nici z seksu" jak Złotko będzie wściekły? ^-^
    Życzę weny i pozdrawiam! :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *W kwestii: "Kto by przypuszczał...?", to ta pani jako pierwsza podnosi rękę. Po roku mieszkania z Iraphem żaden kot jej już nie zaskoczy." QWQ
      W sumie to nawet nie kwestia bezgranicznej miłości do sierściuchów, a faktu, że ten konkretny, stary pchlarz, stanowi swego rodzaju cement rodzinny, starzy Cepa trzymali go w domku odkąd Bonnie był o taki mały *pokazuje jak bardzo mały był* no i wiesz... czasem w rodzinach są takie mega rozpieszczane zwierzaki, które po kilkunastu latach mieszkania z domownikami ostatecznie stały się materialną częścią ich żyć i codzienności. QwQ
      Taaak, pewno wychowanie tu zawiodło, z drugiej strony charakterem citka też robi swoje. xD
      Em... coś koło "Przyjebię ci" a "Wieczny celibat". x'D
      Dzięki wielkie i również pozdrawiam! ^0^

      Usuń
  2. Kto by się spodziewał, że z Pana Pazurka taka cwana bestia xD
    A Chici i Mangle szkoda, złość piękności szkodzi, pazury w sumie też... Nie spodziewałam się, że Chica aż tak boi się kotów, ba, że istnieją takie koty z piekła rodem :D
    Pan Pazurek chyba do nich jednak należy i krążą plotki, że ma podejrzane kontakty z szatanem...
    *opętany kot! Help me dude!*
    Ale żeby na sardynki się nie skusić? :c
    I zniszczyć Springowi, uwaga - atomowy grzybek, książki? :c
    Dla Pana Pazurka już chyba nie ma ratunku, albo dla niego jest, ale dla Bonniego jest xD
    Pozdrawiam i życzę weny! :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z Pana Pazurka cwana bestia, jak z mojego kićka, na którym nieco się wzorowałam przy tworzeniu go. XD *Jak jej kot był mały, to terroryzował cały dom*.
      No wiesz, Chica jako animatronik to kurczak, a koty polują na kurczaki... XD
      Zaraz z Szata... o kurde, masz rację. QWQ''
      W sumie też bym na sardynki nie poszła, bardziej na coś z łososia... =0= *Wybredny stwór*. Poza tym dobre wykonanie planu ważniejsze niż żołądek! *Nie wierzy, że wypowiedziała tak haniebne słowa*. ;-;
      No już prędzej dla Bonnie'ego nie ma... cześć jego pamięci, walczył godnie. X"D
      Dzięki wielkie za koment, również pozdrawiam! :)

      Usuń
  3. To nie kot. To jakiś demon. Wciąż go uwielbiam, jak każdego sierściuszka :D.
    No, nie powiem, nie spodziewałam się AŻ TAKIEJ reakcji Chici, no ale skoro się boi... I halo, jak kot mógłby je zgwałcić? Koloryzowanie level Chica normalnie, nie da się inaczej tego wyrazić. No i biedne Złotko... Ból zniszczonych książek to ogromny ból :<.
    Pozdrawiam cieplutko i weny życzę :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, koty górą, nawet tak stereotypowo wredne i negatywnie nastawione do rasy ludzkiej, jak ten. X"DDD
      Wiesz, jako animatronik Chica jest kurczakiem. A koty polują na kurczaki. =w= W podobny sposób można by w sumie pokierować relacje Chica-Foxy, ale to zakłóciłoby mi wizję ich paczki jako mega zgranych ziomków. qwq
      No nie? Jeszcze jak niszczeją te przeczytane/mniej lubiane, ale jak destrukcji ulegnie nowy, nietknięty tom twojej ulubionej serii... no można za to zabić. XD
      Również pozdrawiam i nawzajem! :)

      Usuń