sobota, 11 lutego 2017

Assassin's Creed oneshot - Wstyd

Witam wszystkich! W końcu, po... chyba czterech miesiącach przerwy, wracam na bloga. xux Taaa, nieco mi tu kurzem wszystko obrosło, ale wypadki losowe uniemożliwiały mi publikowanie. QWQ Był brak kompa, zagrożenia w szkółce, a teraz jeszcze choroba. xux
Niemniej dziękuję, że mimo mojej nieobecności tyle osób tu zaglądało i komentowało, to mnie serio motywowało i dodawało sił w gorszych okresach! :)
Nie przedłużając, ten oneshot (który miał być wstawiony równy miesiąc temu z okazji urodzin Altaïra) jest dzieckiem mocnych środków przeciwbólowych i koszmarów, nie wyszedł perfekcyjnie, szczerze mówiąc to się go teraz trochę wstydzę, ale... no chciałabym go wam dać, może się komuś spodoba. xD
Zapraszam do czytania i jeszcze raz dziękuję za całą aktywność i komentarze! :) *Idzie gorączkować i smarkać gdzieś w kącie.*
P.S.: Tama... nie czytaj tego, błagam. Q_Q

***

Młody zabójca stał przy niskim, drewnianym ogrodzeniu i opierając się o nie łokciami, z zapartym tchem oglądał ćwiczebny pojedynek Altaïra i Abbasa.
Mężczyźni z niebywałą gracją, siłą i wprawą wyprowadzali kolejne ciosy, pozwalając by ostrza ich mieczy zderzały się ze sobą w chaotycznym tańcu przy akompaniamencie metalicznego szczęku.
Z każdą chwilą obaj walczyli coraz zajadlej, aż do tego stopnia, że wzbierająca w nich irytacja i śmiałość doprowadziły do rozegrania się pojedynku, jakiego na niewielkiej arenie jeszcze nie widziano.
Młodziki i starsi stażem, kapitanowie i podrostki, wszyscy zgodnie zebrali się wokół drewnianego płotka i z nieskrywanym podziwem obserwowali zmagania walczących.
– Widzę, że dużo trenowałeś, Abbasie – odezwał się Ibn-La’Ahad, gdy jego miecz uderzył o broń przeciwnika, zmuszając go do utrzymania pozycji i siłowania się z napierającym nań ostrzem.
– Ty za to widocznie się rozleniwiłeś, Altaïrze. Czyżbyś zapomniał o ćwiczeniach gdy byłeś w Jerozolimie? A może KTOŚ sprawił, że wyleciały ci one z głowy, hmm? – Na usta Abbasa wpełzł lisi uśmieszek, który pogłębił się gdy tylko mężczyzna dostrzegł chwilowe wahanie na twarzy swojego rywala.
Trafił w czuły punkt, doskonale to wiedział. Wykorzystując moment braku skupienia asasyna, spiął mięśnie i potężnym pchnięciem odrzucił go od siebie.
Altaïr zachwiał się, robiąc kilka kroków w tył i mało brakowało, a kompletnie straciłby równowagę i runął na ziemię, automatycznie skazując się na porażkę. Udało mu się jednak ustać na nogach i sparować kolejny, mocny atak drugiego zabójcy.
Skąd w nim tyle agresji? To miała być jedynie przyjacielska potyczka, przecież ciągle takie odbywali!
Abbas nie miał zamiaru dać za wygraną i dążył do zwycięstwa za wszelką cenę, ignorując fakt, że takim sposobem mógł zrobić Altaïrowi poważną krzywdę, gdyby ten nie zdołał odpowiedzieć na któryś z jego ataków.
Co innego zwykłe blizny, a co innego miecz przebijający ci ramię na wylot.
Kibice, wytrwale i niezwykle emocjonalnie komentujący ich starcie, podzielili się na zwolenników Altaïra i Abbasa. O dziwo grupy te były mniej więcej równe, choć zazwyczaj niemal wszyscy asasyni, którzy akurat mieli nieco wolnego czasu i przychodzili oglądać pojedynki, zgodnie obstawiali zwycięstwo tego pierwszego.
– Niebezpiecznie jest głosić takie oszczerstwa, Abbasie. Nie wiesz, że kłamcom obcina się języki? – wysyczał przez zaciśnięte zęby Ibn-La’Ahad. Udało mu się ponownie zacząć przejmować inicjatywę i zmusić drugiego zabójcę do cofnięcia się.
– To groźba? – Asasyn prychnął z irytacją, parując kolejne uderzenie. – Skończ gadać i pokaż w końcu na co cię stać, bo czuję się, jakbym walczył z dzieckiem!
Ociekający kpiną głos Sofiana działał na Altaïra jak płachta na byka. Im więcej było w nim jadu i niechęci, tym mocniej krew wrzała w ciele wściekłego zabójcy. Zwłaszcza, że nie mógł zaprzeczyć jego oskarżeniom.
W Jerozolimie naprawdę był ktoś, z kim asasyn spędzał niemal cały swój wolny czas.
Obaj byli już cali spoceni, a ich mięśnie wręcz krzyczały z bólu, żaden z nich nie miał jednak zamiaru ustąpić i pozwolić przeciwnikowi wygrać.
Jednak Altaïr posiadał coś, czego Abbas nie był w stanie przegonić nawet najcięższymi treningami. Wzrok Orła – umiejętność obserwacji otoczenia, którą mało kto był w stanie prawdziwie i w pełni wykształcić. To właśnie dzięki niemu zabójca dostrzegł chwilową lukę w obronie przeciwnika i umiejętnie ją wykorzystał do przechylenia szali, zapewniając sobie w ten sposób zwycięstwo.
Już po chwili Abbas klęczał przed nim, z zawiścią mierząc wzrokiem przykładającego mu ostry czubek miecza do krtani, Altaïra.
Ibn-La’Ahad oddychał ciężko, w końcu mogąc rozluźnić zmęczone ciało.
Doskonale zdawał sobie sprawę, że tak haniebne wykorzystywanie talentów przeciwko innemu członkowi Bractwa w zwykłym, przyjacielskim pojedynku jest godnym pożałowania zabiegiem, cóż jednak młody asasyn mógł zrobić, skoro Sofian kategorycznie przekroczył cienką granicę między niegroźnym treningiem, a zażartą bijatyką.
Nie był z siebie dumny gdy podawał mężczyźnie dłoń, chcąc pomóc mu wstać. Ten oczywiście zignorował gest, nie godząc się na taki rodzaj litości ze strony złotookiego.
Tłum zgromadzonych zgodnie nagrodził walczących głośnymi brawami i równie szybko jak się zebrał przy niewielkiej arenie, rozszedł się w swoje strony.
Jedynie szczuplutki, niepozorny młodzik został przy ogrodzeniu i cierpliwie czekał, aż Altaïr ochłonie i pozbiera się po walce.
Gdy zabójca przeskoczył przez płot, dzieciak podbiegł do niego i zagrodził mu drogę.
– Pokój i bezpieczeństwo z tobą, Mistrzu Altaïrze! – powitał go należycie, z szacunkiem skłaniając głowę. – Wybacz mi, że zabieram ci czas, ale kazano mi przekazać ci ten list. – Żółtodziób wyjął z jednej ze swoich sakw naddarty skrawek papieru i podał go starszemu asasynowi.
– Dziękuję. – Zabójca przyjął zwitek i niedbale upchnął go za pasem, będąc pewnym, że to kolejna, mało ważna prośba młodzików o pomoc w trudniejszych dla nich misjach. – Kto ci kazał to przekazać? – dopytał jednak z ciekawości.
– Pan Malik, Mistrzu – odparł z pokorą młodzik. – Wróciłem ledwie parę chwil temu z jego biura, prosił, by ten list jak najszybciej znalazł się w twoich rękach.
Altaïr zmarszczył brwi i posłał dzieciakowi zdziwione spojrzenie. Malik? Czego on mógł chcieć?
– Możesz odejść. – Ibn-La’Ahad z roztargnieniem odesłał posłańca, a gdy ten nieco się oddalił, sięgnął po upchnięty za pasem zwitek i czym prędzej zaczął go czytać, kompletnie ignorując krzątających się na dziedzińcu, innych członków bractwa.
Zarządca nie podał w wiadomości żadnych szczegółów, a jedynie nakreślił kilka schludnych znaków, każąc Altaïrowi zjawić się u niego jak najszybciej.
Asasyn nie zastanawiał się ani jedną sekundę, zmiął w dłoni kartkę i biegiem pognał do Al Mualima, prosząc starca o zezwolenie na podróż do Jerozolimy.
Miał wolne po ostatnim zabójstwie, jego nauczyciel nie powinien go zatrzymywać, jednak mimo wszystko gdy mówił mu o potrzebie odwiedzenia tego miasta, napomknął coś o pogłoskach, jakoby templariusze coś tam szykowali. Ot, żeby nikt nie zadawał zbędnych pytań, a Mistrz miał co wpisać do raportów.
Gdy tylko usłyszał pozwolenie, podziękował i pognał w kierunku wioski leżącej pod twierdzą. Biegł jak szalony po dachach niskich domostw, bo cóż miał poradzić, że niejasna wiadomość Malika napawała go wręcz szczeniackim entuzjazmem. Choć była w tym wszystkim odczuwalna nutka zmartwienia. Nic na to nie wskazywało, ale nie mógł być pewien, czy zarządca nie wpadł przypadkiem w jakieś kłopoty.
Ku rozpaczy swoich spracowanych mięśni, postanowił zignorować narastającą potrzebę odpoczynku, wziąć konia ze stajni przy Masjafie i pognać na nim w kierunku Jerozolimy.
Zwierzę spisało się na medal, był w mieście po niespełna półtoragodzinnej podróży. Swojego wierzchowca zostawił uwiązanego przy paśniku, a sam podłączył się do grupki uczonych i dzięki nim przedostał się przez główną bramę do wnętrza Jerozolimy.
Sprawnie unikając wzroku podejrzliwych strażników, udał się wprost do biura Al-Sayfa. Droga nie była specjalnie trudna i już po kilku minutach wskoczył przez otwarty świetlik do środka Malikowego imperium.
Zarządca, jakby nigdy nic, siedział z nosem w papierach, tradycyjnie nawet nie zwracając uwagi na to, kto przyszedł. Zbyt pochłonęły go te wszystkie świstki, na których widok Altaïr dostawał bólu głowy. Jakim cudem szef biura tkwił tu dzień w dzień i jeszcze nie zwariował?
– Po co mnie wzywałeś? – Asasyn oparł się łokciami o kraniec obdrapanego blatu starego biurka, zwracając tym na uwagę mężczyzny.
Al-Sayf uśmiechnął się delikatnie i przerwał robotę, odsuwając papierzyska na bok.
– Spodziewałem się nieco bardziej… entuzjastycznego powitania. – Widok Ibn-La’Ahada wyraźnie poprawił zarządcy humor, czego ten nie miał zamiaru ukrywać. – Nie myśl, że powód sprowadzenia cię tutaj był błahy. – Rafiq powoli obszedł mebel naokoło, aż w końcu stanął obok lekko zdezorientowanego Altaïra. – Wiesz jaki dzisiaj jest dzień?
– Em… cóż… – Zabójca z zakłopotaniem podrapał się po policzku i odwrócił wzrok, z całych sił próbując skojarzyć o czym mówił szef biura. Czyżby zapomniał o jakimś święcie?
– Pozwól, że ci przypomnę. – Mężczyzna przyciągnął do siebie asasyna za przód szaty i na krótką chwilę złączył ich wargi w delikatnym pocałunku. – Dziś są twoje urodziny, nowicjuszu.
– Dzisiaj? – zdziwił się zabójca. Ostatnio miał tyle na głowie, że kompletnie o nich zapomniał. – Co w związku z nimi?
– To, że chciałbym ci dać prezent. Co ty na to? – Były asasyn położył kochankowi dłoń na nieco szorstkim policzku, zabrał ją jednak szybko i poszedł zamknąć świetlik. Nie miał zapowiedzianych na dzisiaj żadnych młodzików do odprawki, ale wolał, żeby przypadkiem jakiś zabłąkany zabójca lub, co gorsza, templariusz, nie przeszkodził im w trakcie zabawy.
– Cóż… nie mogę ci odmówić. – Ibn-La’Ahad uśmiechnął się rozbrajająco i oparł tyłem o blat biurka. Nie musiał długo czekać, bo już po chwili zarządca do niego wrócił.
– Od czego więc zaczniemy? – Al-Sayf podszedł do swojego kochanka, zatrzymując się tak blisko niego, że niemal stykali się torsami. – Chcesz od razu przejść do rzeczy? – zapytał, a po chwili uśmiechnął się perwersyjnie i złapał mężczyznę za krocze. – Czy zabawić się nieco dłużej?
– Co w ciebie dziś wstąpiło? – zapytał ze zdziwieniem złotooki.
Zarządca zdołał pozytywnie zaskoczyć asasyna. Żałował, że taki stan rzeczy jest jedynie okazjonalny, a Malik przy każdym ich zbliżeniu nie zachowuje się równie śmiało.
– Zwierzę, Altaïrze – wyszeptał rafiq i przygryzł lekko dolną wargę swojego partnera. Dłonią wciąż masował jego ukrytego pod szatą, członka. – A więc? Powinienem się tobą zająć?
Jak wcześniej asasyn czuł się zmęczony, tak teraz szef biura zdołał w sekundę go rozbudzić.
Namiot w spodniach zabójcy rósł, a on sam coraz częściej nie mógł powstrzymać błogich westchnień, zwłaszcza po tym, jak zarządca zręcznie rozsupłał mu spodnie i wsunął w nie rękę.
Altaïr nie był w stanie opisać słowami jak mocno działał na niego dotyk Malika. To było po prostu nieziemskie. Jego szczupłe palce drażniły twardniejącą męskość asasyna.
Rafiq już nawet nie skomentował jak szybko Ibn-La’Ahad zaczął się podniecać, choć szef biura tak naprawdę nic jeszcze nie zrobił. Czyżby niewielka zmiana zachowania aż tak mocno wpłynęła na jego nowicjusza?
– Tak… – wysapał zdegradowany mistrz, zaczynając lekko wypychać biodra w kierunku Malikowej dłoni, która niezwykle oszczędnie muskała opuszkami palców jego penisa.
– Co „tak”? – Rafiq uśmiechnął się wrednie i polizał kochanka po wargach, całując go po tym krótko. – Sprecyzuj.
– Tak, zajmij się mną! – powtórzył głośniej zniecierpliwiony asasyn. Przy kochanku znikał wstyd i wszelkie pohamowania. Zwyczajnie mógł oddać się żądzy, bo wiedział, że ani jedno jego słowo nie wyjdzie poza mury biura. – Proszę… – dodał po chwili, widząc, że Malik nieco się waha.
– Och… PROSISZ mnie. – Kaleki zabójca uniósł brwi. Nie mógł przy tym powstrzymać zadowolonego uśmieszku, jaki wkradł mu się na usta.
Malik powoli osunął się na kolana, a gdy klęczał już przed Altaïrem, otarł się policzkiem o wypukłość w jego spodniach.
Zdawał sobie sprawę jak takie zwlekanie denerwowało jego partnera, który był dzisiaj wyjątkowo mocno podniecony.
Z dołu widział jedynie jego lekko uchylone wargi, resztę twarzy skrywał cień kaptura, mógł się jednak domyślić, że zabójca posyła mu w tym momencie mocno poirytowane spojrzenia, na które odpowiedział mu mało dyskretnym wywróceniem oczami i złapaniem zębami krańca rozsznurowanych spodni asasyna, które szybko zsunął w dół, aż do połowy ud mężczyzny.
Męskość nowicjusza była oczywiście gotowa do zabawy, potrzebowała jedynie subtelnych pieszczot, które usta zarządcy bardzo chętnie zamierzały jej dać.
Al-Sayf potarł penisa kochanka dłonią i uniósł go lekko, by od dołu przejechać językiem wzdłuż całej jego długości, od miejsca, gdzie zaczynały się jądra, aż po sam czubek. A gdy dotarł do główki, Altaïr aż musiał wstrzymać oddech na widok warg kochanka, które otworzyły się szeroko i pozwoliły końcówce jego męskości znaleźć się we wnętrzu ust.
Nowicjusz oparł się z tyłu na wyprostowanych rękach, wbijając paznokcie w drewniany blat. Malik coraz głębiej brał jego penisa do buzi, a on po prostu rozpływał się, czując gorące wnętrze ust kochanka.
Jego członek stał już na baczność, twardy jak skała i tylko czekał na jakąś energiczniejszą akcję.
Altaïr położył dłoń na głowie partnera, zacisnął lekko palce na jego włosach, dając mu tym samym sygnał, że ma przestać. Zagryzł dolną wargę i z lekkim żalem odsunął od siebie szefa biura. Nie miał zamiaru skończyć tak szybko.
– Wstań – polecił, kulturalnie podając Malikowi rękę, by temu łatwiej było podnieść się z obolałych kolan (urok kamiennej podłogi), lecz gdy tylko ten się wyprostował, bezceremonialnie pchnął go na biurko, a słysząc pierwsze słowa protestu przed takim traktowaniem, zwyczajnie złapał zarządcę za kark, zmuszając go, by leżał nieruchomo, brzuchem na meblu. – Nie przesadzaj, Malik. Nie jesteś ze szkła – stwierdził. Widać nastrój zaczął mu się udzielać.
– Nie, ale trochę szacunku chyba mi się nale…! – urwał momentalnie, czując jak Altaïr zaczyna zdejmować z niego płaszcz i zareagował niemal piskiem, gdy chciał to samo zrobić z jego szatą. – Altaïr, nie! Nie chcę się cały rozbierać, po prostu zsuń ze mnie spodnie i tyle! – zaprotestował, wciąż był jednak unieruchomiony przez silną dłoń mężczyzny. Policzek boleśnie obcierał mu się o drewniany blat.
– Do nikogo nie mam tyle szacunku, co do ciebie, mój drogi. Ale chcę, żebyś za niego odwdzięczył mi się swoim zaufaniem – odparł.
Zarządca naprawdę rzadko słyszał tyle powagi w głosie nowicjusza.
Dobrze wiedział, o co mężczyźnie chodziło. Odkąd zaczęli ze sobą sypiać, jeszcze ani razu Malik całkowicie się przed nim nie rozebrał. Zawsze zostawiał na sobie koszulę bądź szatę. Wszystko przez wstyd, jaki odczuwał z powodu swojej ręki… a raczej jej braku. Ubranie nie sprawiało, że Ibn-La’Ahad magicznie przestawał dostrzegać ten ubytek, ale zakrywało blizny, których tak strasznie nie chciał odsłaniać. Nie przed Altaïrem.
Asasyn puścił kark swojego partnera i zajął się rozpinaniem jego szaty z nadzieją, że Malik nie postanowi mu nagle przeszkodzić.
Na całe szczęście tak się nie stało, zarządca z ogromnym oporem pozwolił kochankowi na zdjęcie sobie pasów z brzucha, pozbycie się czerwonej szarfy przewiązanej w biodrach, a na koniec kompletne ściągnięcie górnej części jego asasyńskiego stroju.
– Nie patrz… – mruknął cicho. Kikut, co prawda, obwiązany był bandażem, mimo wszystko stanowił dla byłego asasyna źródło ogromnych kompleksów i złych wspomnień.
– Na co mam nie patrzeć? Na twoje piękne ciało? – Altaïr uśmiechnął się delikatnie i przywarł torsem do jego nagich pleców, jednocześnie ocierając się swoim twardym członkiem o kusząco wypięty tyłek szefa biura.
– Wiesz, o co mi chodzi. – Zarządca zmarszczył brwi i obrócił się przez ramię, posyłając kochankowi karcące spojrzenie.
– Nie myśl o tym. Skup się tylko na jednym – polecił złotooki, choć zdawał sobie sprawę, że Malik ot tak wstydu i kompleksów się nie wyzbędzie.
Zarządca zasłonił usta dłonią, gdy jego partner – nadal żywo ocierając się członkiem o pośladki kalekiego zabójcy, zaczął dobierać się do jego krocza.
Sprawnie poradził sobie z rozsupłaniem spodni rafiqa i już po chwili zsunął je z mężczyzny wraz z bielizną. Teraz mógł rozkoszować się widokiem ciała swojego partnera w pełnej okazałości.
Malik wciąż wydawał się lekko spięty, dlatego też zaczął od składania pocałunków na jego karku, z którego szybko zaczął zsuwać się ustami w dół, tu i tam przygryzając ciemną skórę na plecach zarządcy, aż dotarł do jego lędźwi.
– Jak rozumiem mam tylko leżeć i ci się oddawać, tak? – zapytał niepocieszony swoją rolą, Malik.
– Niezupełnie – mężczyzna dłońmi rozchylił pośladki mężczyzny i splunął wprost między nie, na jego wejście. – Przygotuj się. Nie mam zamiaru cię rozerwać.
– A ty będziesz się temu przyglądał jak ostatni zboczeniec?! Jeszcze czego! – zbuntował się Al-Sayf.
– My się chyba nie zrozumieliśmy. – Asasyn uśmiechnął się i pochylił do Malika, by móc resztę wyszeptać mu na ucho. – To był ROZKAZ, Malik. Masz to zrobić. Jesteś teraz moją kurtyzaną, więc się słuchaj.
Zarządca otworzył szerzej oczy, zszokowany słowami kochanka. Chyba tylko fakt, że to rafiq zaproponował ten seks, powstrzymywał go przed zdyscyplinowaniem partnera. Najlepiej używając przy tym jakiegoś ciężkiego przedmiotu, typu opasła książka.
A, no i jeszcze sprawa, że złotooki miał te przeklęte urodziny.
Zarządca wahał się przez moment, aż w końcu sięgnął ręką między swoje pośladki, zebrał palcami nieco śliny partnera i wsunął w siebie jeden z palców.
Był mocno spięty i speszony całą sytuacją. Po pierwsze, nic na sobie nie miał, Ibn-La’Ahad mógł do woli oglądać obandażowaną pozostałość po jego ręce. Po drugie, nowicjusz zachowywał się… jak nie on. Agresywniej, pożądliwiej, niż zazwyczaj. I po trzecie, patrzył, gdy Malik się… Altaïr to zwykły zboczeniec momentami!
Szef biura mógł narzekać ile chciał i udawać, że jest zły, ale gdy do pierwszego palca dołączył drugi, a jego kochanek objął dłonią członka rafiqa i zaczął go mocno, rytmicznie pocierać, z mężczyzny nagle zaczął ulatywać cały wstyd.
Jego ciało silnie reagowało na tego typu pieszczoty, a gdy Altaïr poślinił swoje palce i dołączył je do tych zarządcy, wsuwając je w niego na siłę, w oczach kalekiego asasyna momentalnie stanęły łzy. Sam już nie wiedział czy z bólu, czy z rozkoszy, choć początkowo znacznie dominowało to pierwsze. Miał w sobie dwa swoje palce i dwa nowicjusza.
– Altaïr… – wysapał podniecony zarządca. – Altaïr… weź mnie… – Obrócił się do złotookiego, posyłając mu zamglone, pełne pożądania spojrzenie.
– Wedle życzenia. – Asasyn zdobył się na dżentelmeński uśmiech i wyjął z niego palce, podobnie jak Malik swoje, przestając również zajmować się penisem szefa biura.
Szybko zgarnął z ziemi płaszcz Al-Sayfa i podał go mężczyźnie, by ten mógł sobie rozścielić materiał na biurku. Brzuch pełen drzazg nie wydawał się zbyt zachęcającą opcją.
Jego męskość od dłuższej chwili stała i domagała się uwagi w niemal bolesny sposób, stąd wzięło się głośne westchnięcie ulgi, gdy Ibn-La’Ahad wreszcie zaczął zagłębiać się w swojego partnera.
Malik starał się rozluźnić, choć początkowo średnio mu to wychodziło. Leżał płasko i brał głębokie wdechy, gdy Altaïr po wejściu w niego niemal do połowy, postanowił się wycofać i znów wedrzeć w mężczyznę, tym razem samą główką.
Wnętrze rafiqa było gorące i przyjemnie ciasne. Otulało go całego tak, jak nie była tego w stanie zrobić żadna kobieta.
– J-już możesz – jęknął zarządca, zaciskając palce na płaszczu i wtulając w niego policzek.
Słysząc zezwolenie, Altaïr powoli zaczął wypychać biodra w przód, w całości wchodząc w swojego kochanka.
Szef biura miał wrażenie, że nie może oddychać. To uczucie, gdy Altaïr go posiadł, było wprost nieziemskie.
Czuł pewien dyskomfort i ból, dzielnie je jednak znosił, nie chcąc przerywać.
Zdegradowany mistrz położył dłonie na biodrach mężczyzny i przytrzymując go w ten sposób, zaczął się poruszać.
Kilka pierwszych pchnięć wykonał z pewną dozą nieśmiałości, zastanawiając się, czy nie zaczyna zbyt ostro, gdy jednak zarządca wyraził aprobatę kilkoma głośniejszymi jękami rozkoszy, nabrał pewności i znacznie zwiększył tempo.
Było mu tak dobrze, gdy zagłębiał się w nim cały, uderzając biodrami o jędrne pośladki swojego partnera. W jego ruchach była pewna płynna finezyjność, pewien rytm, którego Ibn-La’Ahad się trzymał, jednakże w tym wszystkim głównie dominowała niemal zwierzęca dzikość.
Malik nawet nie próbował dusić w sobie tych wszystkich cudownych jęków, które rozbrzmiewały w całym biurze, jeszcze mocniej pobudzając – już i tak ostro zabawiającego się z jego tyłkiem – Altaïra.
Nowicjusz zwolnił w pewnym momencie i wysunął się z szefa biura. Wziął w dłoń swojego penisa, nakierował go na jego wejście i wsunął się samą główką, po czym znowu wycofał biodra i kolejny raz je wypchnął.
Chciał widzieć, jak ciało jego kochanka wije się pod nim z podniecenia, drży i błaga o więcej, usilnie wierząc, że Altaïr jest jedynym, który może mu dać spełnienie.
– Dobrze ci? – zapytał zdegradowany mistrz, opuszczając na dłuższą chwilę ciało partnera i obracając go na plecy. W takiej pozycji mógł go brać, bezczelnie patrząc się przy tym wprost na jego twarz.
Chwycił zarządcę w zgięciach kolan i uniósł jego nogi w górę.
– Tak… bardzo dobrze… – Zamglony wzrok i rozmarzona mina Malika kompletnie oderwały nowicjusza od rzeczywistości. O ile już wcześniej zdążył zapomnieć, że za ścianami biura Jerozolima nadal żyła własnym życiem, nieświadoma tego, co rozgrywa się tuż pod jej nosem.
Asasyn puścił na moment jedną z jego nóg, by z pomocą dłoni nakierować czubek swojego członka na wejście rafiqa i już po sekundzie znów zaczął się w nim poruszać, zdawałoby się ze zdwojoną mocą.
Obaj odchodzili od zmysłów, kompletnie zamroczeni przyjemnością. Malik sięgnął ręką do swojego penisa i energicznie zaczął go nią pocierać, odchylając przy tym głowę w tył i jęcząc jak zwykła dziwka, którą Altaïr próbował go dziś uczynić.
Ibn-La’Ahad doszedł jako pierwszy. Syryjczyk w ostatniej chwili wyjął z mężczyzny swoją męskość i kilkoma szybkimi ruchami doprowadził się do szczytu, brudząc spermą rozepchane wejście zarządcy i jego jądra. Oczywiście dojście nie należało do najcichszych, w apogeum asasyn pozwolił, by z jego gardła wyrwało się kilka głośniejszych westchnięć, po których słychać już było tylko jego ciężki oddech.
Malik jednak wciąż nie doszedł. Altaïr przerwał zabawę i zostawił zarządcę z problemem, który ten próbował zwalczyć ręką, jak widać bezskutecznie.
Nowicjusz prędko złapał oddech, a gdy odzyskał siły, rozwarł szerzej uda rafiqa, pochylił się i polizał go po jądrach, nie przejmując się faktem, że miał teraz na języku własne nasienie.
Al-Sayf wycofał swoją rękę i pozwolił Altaïrowi się nim zająć. Oddychał ciężko, był cały spocony i zaczerwieniony na twarzy, siły kompletnie go opuściły, jedyne o czym marzył, to osiągnięcie spełnienia, a po nim sen, chociażby na tym biurku, w takiej pozycji.
Złotooki świetnie sobie radził, zręcznym językiem oblizywał twardego członka Malika po całej długości, szczególną uwagę poświęcając samej główce. Pomógł sobie ręką i wziął czubek jego penisa do ust, językiem napierając na cewkę, a po chwili wsunął go sobie głębiej w usta.
Zarządcy trudno było uwierzyć, że to wszystko nie było jedynie snem. Czy takiej dawki przyjemności naprawdę można doświadczyć w prawdziwym życiu?
Podniósł się lekko na łokciu i obserwował z góry jak jego penis znikał między wargami Altaïra. Na sam widok czegoś takiego szef biura mógłby dojść.
Boże, czy właśnie zaschło mu w ustach…?
– Altaïr, już… odsuń się… – zdołał wyjęczeć, nim przez jego ciało przeszła fala nagłej rozkoszy. Poczuł ogromne gorąco w kroczu, od którego asasyn na szczęście zdążył się oderwać nim Malik wytrysnął… prosto na jego twarz, brudząc mu usta i brodę.
Po tym zarządca już nawet nie miał siły przeprosić, po prostu położył się na płaszczu i oddychał ciężko.
Syryjczyk wytarł twarz w rękaw szaty. I tak nadawała się już tylko do prania.
Sam był równie wykończony co Al-Sayf, poszedł więc w jego ślady i  ułożył głowę na jego klatce piersiowej. Słyszał przez kaptur walące serce mężczyzny.
– I widzisz? Zapomniałeś o tym… – odezwał się nowicjusz, dotykając opuszkami palców okaleczonego ramienia zarządcy.
Ten jak oparzony wierzgnął momentalnie, na ile ból w dole pleców, pozycja i skrajne zmęczenie mu pozwalały, próbując uciec od dotyku mężczyzny.
– Jedynie na krótką chwilę – mruknął cicho szef biura.
– Dobry początek – zauważył z optymizmem złotooki. – Chcę, żebyś przestał się przy mnie wstydzić. Kocham cię całego takim jakim jesteś, Malik. – Spojrzał na, wciąż zarumienioną, twarz zarządcy. – Nawet kiedy mnie walisz książkami po głowie – dodał z delikatnym uśmiechem.
Malik uciekał przed nim wzrokiem, pozwalając ciszy na moment zalec ciężko między nimi.
Altaïr wymęczył go dzisiaj za wszystkie czasy, ale za jedno musiał mu podziękować – faktycznie poczuł się jakoś pewniej, gdy odkrył przed nim pozostałość po swojej ręce i nie zobaczył po tym żadnej zmiany w oczach kochanka. Wciąż patrzył na niego tym samym, ciepłym i pożądliwym wzrokiem, co zawsze.
– Wiesz… ja naprawdę doceniam, że tak się starasz, Altaïr. Może nie zawsze ci to okazuję, ale serio to zauważam. No i miałeś dziś rację… nie powinienem się przy tobie wstydzić czegokolwiek. Dziękuję, że pomogłeś mi to zrozumieć. – Zarządca zdobył się na moment szczerości… po którym nie dostał odpowiedzi.
Zaniepokojony zmarszczył brwi i spojrzał na leżącego na nim mężczyznę, policzkiem opierającego się na jego lewej piersi.
Nie był pewien, czemu Altaïr nic nie odpowiada, zrozumiał dopiero wtedy, gdy po jego torsie zaczęła płynąć strużka śliny.
Zasnął.
Asasyn zasnął i to w takiej pozycji! Na wpół stojąc, na wpół leżąc, dodatkowo wciąż miał opuszczone spodnie!
– No bez jaj!

13 komentarzy:

  1. Moment, w którym Altair nazwał malika kurtyzaną mnie rozwalił na kawałki, ten to zawsze coś odjebie hahaha. Pochwały należą się też za fabułę, która nie skupiła się tylko na odbębniebiu prostego schematu skupiającego się w większości oneshotow na sexie, ale także ręce Malika, o której nikt nie wspomina.Mam nadzieję,że napiszesz kontynuacje tego shocika i, że mogę oczekiwać ich wiekszej ilości z twojej ręki.
    Rozdział świetny, nareszcie się go doczekałam ^^ ♡♡ Życzę więcej weny i chęci do pisania :*
    @Maandira

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O kurde, dziękuję bardzo! QwQ
      No ak to Altair, swoje trzy grosze zawsze wtrącić musi. XD
      Kontynuacji tego raczej nie będzie, w pierwotnym zamyśle miał to być jedynie oneshot i chyba nim na wieki pozostanie. xD
      Dzięki wielkie za komentarz, mordko! Ja również czekam na coś od ciebie z tą parą. xD
      Pozdrawiam! :)

      Usuń
  2. Wspaniale piszesz ^^ Bardzo podoba mi sie to jak piszesz. Oby bylo tego wiecej. Życzę weny i zdrówka.; * Dark_Glam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję strasznie! :)
      Również weny i pozdrawiam! ^ ^

      Usuń
  3. To jest taki zajebisty OneSchot. Senpai...ja po prostu...jak czytam to się zachwycam i za razem dołuję bo też bym tak chciała ;__;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O kurde, ja senpai... ja się nie nadaję na senpaia. QWQ
      Też byś tak chciała mieć jak Malik...? ( ͡° ͜ʖ ͡°)
      Dzięki wielkie za komentarz, mordko! Zmotywował mnie i ucieszył! ^0^

      Usuń
  4. Bardzo, Bardzo mi się podobało. A najbardziej rozgromiło mnie jak zasnął! Więcej takich =^.^= Też chciałabym umieć tak pisać >.< Dużo weny i zdróweczka życzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, ucieszył mnie ten komentarz! :D
      W przyszłości pewnie jeszcze nie jeden oneshot z nimi wpadnie, także... =w=
      Pozdrawiam! :)

      Usuń
  5. Ja: Znowu jestem chora i siedzę w domu... No i co ja mam robić?
    Mój mózg: Yaoi?
    Ja: Nie... Nie chce mi się.
    Mój mózg: Starkholm Aks?
    Ja: No ale nie wiem, których rozdziałów nie przeczytałam, a wszystkich po kolei nie dam rady...
    Mój mózg: Ty perfidny debilu, komentujesz każdy przeczytany rozdział, po prostu zacznij od tych, pod którymi nie ma twoich peanów, a potem znowu przeczytaj ,,Przepaść''.
    Ja: Okej :D.

    No więc znów tu jestem. Jeej. Ale trochę się boję, że już mało mi do czytania zostało. Poza tym przy każdym kolejnym czytaniu wpada mi do głowy coś innego, więc się martwię, że Cię okrutnie zmęczę swoimi komentarzami xD. Do rzeczy!

    "A może KTOŚ sprawił, że wyleciały ci one z głowy, hmm?" - whoooooa, ale mu powiedział... Jak tu takie pociski latają, to może ja się od razu zabunkruję, co? XD
    "Skąd w nim tyle agresji? To miała być jedynie przyjacielska potyczka, przecież ciągle takie odbywali!" - hm, a może to zazdrosny ciul jest czy coś? No błagam, przecież to wiadome, że Malika każdy by chciał (*złośliwy śmiech, bo Altaïr to dupa wołowa i niech sobie nie myśli, że jest taki najlepszy na świecie*)
    O rany, wielki mi problem, ramię przebite mieczem. Przecież masz jeszcze drugie, no nie? Inni mają gorzej, pamiętaj.
    Kocham to:
    > dostań list
    > nah, pewnie to nikt istotny
    > dowiedz się, że to od miłości twojego życia, słońca na twoim niebie, pięści na twojej twarzy
    > TOŻ TO SPRAWA ŻYCIA I ŚMIERCI xD.
    "Wiesz, jaki dzisiaj jest dzień?"
    A bo ja wiem, wtorek? Dni tak szybko mijają! ;D
    Zabawy... zabawy... Bazę będą budować?
    "Co w ciebie wstąpiło?" Zwierzę" - taa, pewnie jakaś wiewiórka na sterydach, no bo co innego?
    Matko, co za zboczeńcy xD. Bardzo dobrze, przynajmniej jestem wspaniale wręcz nawodniona, bo w myśl zasady "na trzeźwo tego nie zdzierżę" co chwilę łaziłam po wodę, by trochę ochłonąć ;D. Co nie zmienia faktu, że mordka dalej mi się cieszyła.
    Jeju, jak mi się podoba to, że wplotłeś motyw ręki Malika (znaczy jej braku) i to jeszcze w taki normalny, nieprzerysowany sposób... Wszystko poszło gładko, Malik mógł się mimo wszystko trochę odprężyć i zrzucić z siebie trochę wstydu, którego tak naprawdę w ogóle nie powinien czuć, zwłaszcza przy Altaïrze, najwłaściwszym w końcu dla niego facecie. Wcale mnie to nie wzruszyło, ani trochę. W ogóle. To tylko kurz mi wpadł do oczu. Obydwu. Na raz. Mama ma rację, trzeba tu w końcu posprzątać.
    Okej, okej, wracając do tematu. Bardzo ładny rozdział. Rozgrzewa serduszko jak rosół babuni. Aż by się chciało znaleźć drugą połówkę tak akceptującą jak Altaïr (nie żeby w takim ideale jak ja było coś nie do zaakceptowania, oczywiście). Naprawdę ślicznie piszesz. Mogłabym zazdrościć, ale wolę szerzyć pozytywne emocje i po prostu jestem z Ciebie dumna. Pal licho, że nawet Cię nie znam, to nieważne. XD
    Dobra, idę sobie, bo zaczynam się rozklejać.
    Pozdrawiam i weny życzę! ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ojej, po czasie mocno, ale zdrówka życzę! D: Choroba to paskudny przeciwnik. x-x
    No coś ty, twoje komentarze w życiu mnie nie zmęczą, komentuj do woli! >W<
    Chodź, mam wolne miejsce w bunkrze. xD
    Słuchaj, Altair to prosty stwór i prostymi schematami działa, JAK LIST OD MALIKA, TO ON MUSI NATENTYCHMIAST DO NIEGO KOPYTKOWAĆ! XDDD
    Tak tak, kurz, to kurz... xD
    Bardzo ci dziękuję za tak wyczerpujący komentarz, ucieszył mnie mocno, no i ta lawina pochwał... za dużo ich! Q0Q
    Nawzajem! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Żałuję, że dopiero wczoraj odkryłam ten ship i to przypadkiem na wattpadzie... Tak się złożyło, że moja siostra ściągnęła assasin's creeda, a ja szukałam informacji. Grasuję w internecie szukając opowiadań, fanartów i wszystkiego związanego z tą idealną parą. Jak się cieszę, że trafiłam na twego bloga. One shot świetny (przez fabułę, styl posania, oddanie charakteru postaci i genialną scenę współżycia). Miniaturka "Tydzień" również doskonała. Dwa lata komentuję po fakcie, ale wiem, że raczej czytasz komentarze. Piszę ten tekst jednak nie tylko, aby Cię pochwalić. Muszę zadać pytanie (jeśli coś przeoczyłam i jest wszystko wyjaśnione to mój błąd - przepraszam); "O co był zły Abbas?". Zastanawiam się nad tym i widzę tylko parę opcji. Opcja pierwsza - jest na niego zły, ponieważ myśli, że Altair nie powinien romansować bądź się zakochiwać, gdyż nie skupia się na misjach i bractwie. Opcja druga - jest zły, ponieważ Altair przed nim coś ukrywa. Opcja trzecia - jest zazdrosny o to, że Altair znalazł miłość i ma wszystko.
    Mam nadzieję, że mi na to odpowiesz, bo myślę nad tym od jakiegoś czasu. Jakbyś miała odpowiedzieć po paru miesiącach - odpowiadaj. Jestem cierpliwa i jeszcze nie raz przeczytam Twoje opowiadania z tym parringiem, gdy dostanę napadu szału tego ship (u?).
    Z góry dziękuję za przeczytanie mojego dość długiego komentarza. Życzę weny i własnych osiągnięć związanych z pisarstwem ("widzę", iż świetnie Ci wychodzi) nawet jeśli tylko w internecie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, zapomniałam że piszę z osobą przeciwnej płci ����

      Usuń
    2. A dziękuję, miło mi słyszeć, że moje bazgrolenie Ci się spodobało! :) A to pytanie jest otwarte, każdy może owy powód zinterpretować jak tylko mu się podoba. Choć... przyznam, że pisząc tę scenę miałem w głowie coś najbliższego opcji trzeciej. xD
      Dzięki wielkie za tak wyczerpujący komentarz, sprawiłaś mi nim wielką radość! :D Pozdrawiam!

      Usuń