Witam wszystkich! W końcu, po... chyba czterech miesiącach przerwy, wracam na bloga. xux Taaa, nieco mi tu kurzem wszystko obrosło, ale wypadki losowe uniemożliwiały mi publikowanie. QWQ Był brak kompa, zagrożenia w szkółce, a teraz jeszcze choroba. xux
Niemniej dziękuję, że mimo mojej nieobecności tyle osób tu zaglądało i komentowało, to mnie serio motywowało i dodawało sił w gorszych okresach! :)
Nie przedłużając, ten oneshot (który miał być wstawiony równy miesiąc temu z okazji urodzin Altaïra) jest dzieckiem mocnych środków przeciwbólowych i koszmarów, nie wyszedł perfekcyjnie, szczerze mówiąc to się go teraz trochę wstydzę, ale... no chciałabym go wam dać, może się komuś spodoba. xD
Zapraszam do czytania i jeszcze raz dziękuję za całą aktywność i komentarze! :) *Idzie gorączkować i smarkać gdzieś w kącie.*
P.S.: Tama... nie czytaj tego, błagam. Q_Q
***
Młody zabójca stał przy niskim, drewnianym ogrodzeniu i
opierając się o nie łokciami, z zapartym tchem oglądał ćwiczebny pojedynek
Altaïra i Abbasa.
Mężczyźni z niebywałą gracją, siłą i wprawą wyprowadzali
kolejne ciosy, pozwalając by ostrza ich mieczy zderzały się ze sobą w
chaotycznym tańcu przy akompaniamencie metalicznego szczęku.
Z każdą chwilą obaj walczyli coraz zajadlej, aż do tego
stopnia, że wzbierająca w nich irytacja i śmiałość doprowadziły do rozegrania
się pojedynku, jakiego na niewielkiej arenie jeszcze nie widziano.
Młodziki i starsi stażem, kapitanowie i podrostki, wszyscy
zgodnie zebrali się wokół drewnianego płotka i z nieskrywanym podziwem
obserwowali zmagania walczących.
– Widzę, że dużo trenowałeś, Abbasie – odezwał się
Ibn-La’Ahad, gdy jego miecz uderzył o broń przeciwnika, zmuszając go do
utrzymania pozycji i siłowania się z napierającym nań ostrzem.
– Ty za to widocznie się rozleniwiłeś, Altaïrze.
Czyżbyś zapomniał o ćwiczeniach gdy byłeś w Jerozolimie? A może KTOŚ sprawił,
że wyleciały ci one z głowy, hmm? – Na usta Abbasa wpełzł lisi uśmieszek, który
pogłębił się gdy tylko mężczyzna dostrzegł chwilowe wahanie na twarzy swojego
rywala.
Trafił w czuły punkt, doskonale to wiedział. Wykorzystując
moment braku skupienia asasyna, spiął mięśnie i potężnym pchnięciem odrzucił go
od siebie.
Altaïr zachwiał się, robiąc kilka kroków w tył i mało
brakowało, a kompletnie straciłby równowagę i runął na ziemię, automatycznie
skazując się na porażkę. Udało mu się jednak ustać na nogach i sparować
kolejny, mocny atak drugiego zabójcy.
Skąd w nim tyle agresji? To miała być jedynie przyjacielska
potyczka, przecież ciągle takie odbywali!
Abbas nie miał zamiaru dać za wygraną i dążył do zwycięstwa
za wszelką cenę, ignorując fakt, że takim sposobem mógł zrobić Altaïrowi
poważną krzywdę, gdyby ten nie zdołał odpowiedzieć na któryś z jego ataków.
Co innego zwykłe blizny, a co innego miecz przebijający ci
ramię na wylot.
Kibice, wytrwale i niezwykle emocjonalnie komentujący ich
starcie, podzielili się na zwolenników Altaïra i Abbasa. O dziwo grupy te były
mniej więcej równe, choć zazwyczaj niemal wszyscy asasyni, którzy akurat mieli
nieco wolnego czasu i przychodzili oglądać pojedynki, zgodnie obstawiali
zwycięstwo tego pierwszego.
– Niebezpiecznie jest głosić takie oszczerstwa, Abbasie. Nie
wiesz, że kłamcom obcina się języki? – wysyczał przez zaciśnięte zęby Ibn-La’Ahad.
Udało mu się ponownie zacząć przejmować inicjatywę i zmusić drugiego zabójcę do
cofnięcia się.
– To groźba? – Asasyn prychnął z irytacją, parując kolejne
uderzenie. – Skończ gadać i pokaż w końcu na co cię stać, bo czuję się, jakbym
walczył z dzieckiem!
Ociekający kpiną głos Sofiana działał na Altaïra jak płachta
na byka. Im więcej było w nim jadu i niechęci, tym mocniej krew wrzała w ciele
wściekłego zabójcy. Zwłaszcza, że nie mógł zaprzeczyć jego oskarżeniom.
W Jerozolimie naprawdę był ktoś, z kim asasyn spędzał niemal
cały swój wolny czas.
Obaj byli już cali spoceni, a ich mięśnie wręcz krzyczały z
bólu, żaden z nich nie miał jednak zamiaru ustąpić i pozwolić przeciwnikowi
wygrać.
Jednak Altaïr posiadał coś, czego Abbas nie był w stanie
przegonić nawet najcięższymi treningami. Wzrok Orła – umiejętność obserwacji
otoczenia, którą mało kto był w stanie prawdziwie i w pełni wykształcić. To
właśnie dzięki niemu zabójca dostrzegł chwilową lukę w obronie przeciwnika i
umiejętnie ją wykorzystał do przechylenia szali, zapewniając sobie w ten sposób
zwycięstwo.
Już po chwili Abbas klęczał przed nim, z zawiścią mierząc
wzrokiem przykładającego mu ostry czubek miecza do krtani, Altaïra.
Ibn-La’Ahad oddychał ciężko, w końcu mogąc rozluźnić
zmęczone ciało.
Doskonale zdawał sobie sprawę, że tak haniebne
wykorzystywanie talentów przeciwko innemu członkowi Bractwa w zwykłym,
przyjacielskim pojedynku jest godnym pożałowania zabiegiem, cóż jednak młody asasyn
mógł zrobić, skoro Sofian kategorycznie przekroczył cienką granicę między
niegroźnym treningiem, a zażartą bijatyką.
Nie był z siebie dumny gdy podawał mężczyźnie dłoń, chcąc
pomóc mu wstać. Ten oczywiście zignorował gest, nie godząc się na taki rodzaj
litości ze strony złotookiego.
Tłum zgromadzonych zgodnie nagrodził walczących głośnymi
brawami i równie szybko jak się zebrał przy niewielkiej arenie, rozszedł się w
swoje strony.
Jedynie szczuplutki, niepozorny młodzik został przy
ogrodzeniu i cierpliwie czekał, aż Altaïr ochłonie i pozbiera się po walce.
Gdy zabójca przeskoczył przez płot, dzieciak podbiegł do
niego i zagrodził mu drogę.
– Pokój i bezpieczeństwo z tobą, Mistrzu Altaïrze! – powitał
go należycie, z szacunkiem skłaniając głowę. – Wybacz mi, że zabieram ci czas,
ale kazano mi przekazać ci ten list. – Żółtodziób wyjął z jednej ze swoich sakw
naddarty skrawek papieru i podał go starszemu asasynowi.
– Dziękuję. – Zabójca przyjął zwitek i niedbale upchnął go
za pasem, będąc pewnym, że to kolejna, mało ważna prośba młodzików o pomoc w
trudniejszych dla nich misjach. – Kto ci kazał to przekazać? – dopytał jednak z
ciekawości.
– Pan Malik, Mistrzu – odparł z pokorą młodzik. – Wróciłem
ledwie parę chwil temu z jego biura, prosił, by ten list jak najszybciej
znalazł się w twoich rękach.
Altaïr zmarszczył brwi i posłał dzieciakowi zdziwione
spojrzenie. Malik? Czego on mógł chcieć?
– Możesz odejść. – Ibn-La’Ahad z roztargnieniem odesłał
posłańca, a gdy ten nieco się oddalił, sięgnął po upchnięty za pasem zwitek i
czym prędzej zaczął go czytać, kompletnie ignorując krzątających się na
dziedzińcu, innych członków bractwa.
Zarządca nie podał w wiadomości żadnych szczegółów, a
jedynie nakreślił kilka schludnych znaków, każąc Altaïrowi zjawić się u niego
jak najszybciej.
Asasyn nie zastanawiał się ani jedną sekundę, zmiął w dłoni
kartkę i biegiem pognał do Al Mualima, prosząc starca o zezwolenie na podróż do
Jerozolimy.
Miał wolne po ostatnim zabójstwie, jego nauczyciel nie
powinien go zatrzymywać, jednak mimo wszystko gdy mówił mu o potrzebie
odwiedzenia tego miasta, napomknął coś o pogłoskach, jakoby templariusze coś
tam szykowali. Ot, żeby nikt nie zadawał zbędnych pytań, a Mistrz miał co
wpisać do raportów.
Gdy tylko usłyszał pozwolenie, podziękował i pognał w
kierunku wioski leżącej pod twierdzą. Biegł jak szalony po dachach niskich
domostw, bo cóż miał poradzić, że niejasna wiadomość Malika napawała go wręcz
szczeniackim entuzjazmem. Choć była w tym wszystkim odczuwalna nutka
zmartwienia. Nic na to nie wskazywało, ale nie mógł być pewien, czy zarządca
nie wpadł przypadkiem w jakieś kłopoty.
Ku rozpaczy swoich spracowanych mięśni, postanowił zignorować
narastającą potrzebę odpoczynku, wziąć konia ze stajni przy Masjafie i pognać
na nim w kierunku Jerozolimy.
Zwierzę spisało się na medal, był w mieście po niespełna
półtoragodzinnej podróży. Swojego wierzchowca zostawił uwiązanego przy paśniku,
a sam podłączył się do grupki uczonych i dzięki nim przedostał się przez główną
bramę do wnętrza Jerozolimy.
Sprawnie unikając wzroku podejrzliwych strażników, udał się
wprost do biura Al-Sayfa. Droga nie była specjalnie trudna i już po kilku
minutach wskoczył przez otwarty świetlik do środka Malikowego imperium.
Zarządca, jakby nigdy nic, siedział z nosem w papierach,
tradycyjnie nawet nie zwracając uwagi na to, kto przyszedł. Zbyt pochłonęły go
te wszystkie świstki, na których widok Altaïr dostawał bólu głowy. Jakim cudem
szef biura tkwił tu dzień w dzień i jeszcze nie zwariował?
– Po co mnie wzywałeś? – Asasyn oparł się łokciami o
kraniec obdrapanego blatu starego biurka, zwracając tym na uwagę mężczyzny.
Al-Sayf uśmiechnął się delikatnie i przerwał robotę,
odsuwając papierzyska na bok.
– Spodziewałem się nieco bardziej… entuzjastycznego
powitania. – Widok Ibn-La’Ahada wyraźnie poprawił zarządcy humor, czego ten nie
miał zamiaru ukrywać. – Nie myśl, że powód sprowadzenia cię tutaj był błahy. –
Rafiq powoli obszedł mebel naokoło, aż w końcu stanął obok lekko
zdezorientowanego Altaïra. – Wiesz jaki dzisiaj jest dzień?
– Em… cóż… – Zabójca z zakłopotaniem podrapał się po
policzku i odwrócił wzrok, z całych sił próbując skojarzyć o czym mówił szef
biura. Czyżby zapomniał o jakimś święcie?
– Pozwól, że ci przypomnę. – Mężczyzna przyciągnął do siebie
asasyna za przód szaty i na krótką chwilę złączył ich wargi w delikatnym
pocałunku. – Dziś są twoje urodziny, nowicjuszu.
– Dzisiaj? – zdziwił się zabójca. Ostatnio miał tyle na
głowie, że kompletnie o nich zapomniał. – Co w związku z nimi?
– To, że chciałbym ci dać prezent. Co ty na to? – Były asasyn
położył kochankowi dłoń na nieco szorstkim policzku, zabrał ją jednak szybko i
poszedł zamknąć świetlik. Nie miał zapowiedzianych na dzisiaj żadnych młodzików
do odprawki, ale wolał, żeby przypadkiem jakiś zabłąkany zabójca lub, co gorsza,
templariusz, nie przeszkodził im w trakcie zabawy.
– Cóż… nie mogę ci odmówić. – Ibn-La’Ahad uśmiechnął
się rozbrajająco i oparł tyłem o blat biurka. Nie musiał długo czekać, bo już
po chwili zarządca do niego wrócił.
– Od czego więc zaczniemy? – Al-Sayf podszedł do swojego
kochanka, zatrzymując się tak blisko niego, że niemal stykali się torsami. –
Chcesz od razu przejść do rzeczy? – zapytał, a po chwili uśmiechnął się
perwersyjnie i złapał mężczyznę za krocze. – Czy zabawić się nieco dłużej?
– Co w ciebie dziś wstąpiło? – zapytał ze zdziwieniem
złotooki.
Zarządca zdołał pozytywnie zaskoczyć asasyna. Żałował, że
taki stan rzeczy jest jedynie okazjonalny, a Malik przy każdym ich zbliżeniu
nie zachowuje się równie śmiało.
– Zwierzę, Altaïrze – wyszeptał rafiq i przygryzł lekko
dolną wargę swojego partnera. Dłonią wciąż masował jego ukrytego pod szatą,
członka. – A więc? Powinienem się tobą zająć?
Jak wcześniej asasyn czuł się zmęczony, tak teraz szef biura
zdołał w sekundę go rozbudzić.
Namiot w spodniach zabójcy rósł, a on sam coraz częściej nie
mógł powstrzymać błogich westchnień, zwłaszcza po tym, jak zarządca zręcznie
rozsupłał mu spodnie i wsunął w nie rękę.
Altaïr nie był w stanie opisać słowami jak mocno działał na
niego dotyk Malika. To było po prostu nieziemskie. Jego szczupłe palce drażniły
twardniejącą męskość asasyna.
Rafiq już nawet nie skomentował jak szybko Ibn-La’Ahad
zaczął się podniecać, choć szef biura tak naprawdę nic jeszcze nie zrobił.
Czyżby niewielka zmiana zachowania aż tak mocno wpłynęła na jego nowicjusza?
– Tak… – wysapał zdegradowany mistrz, zaczynając lekko
wypychać biodra w kierunku Malikowej dłoni, która niezwykle oszczędnie muskała
opuszkami palców jego penisa.
– Co „tak”? – Rafiq uśmiechnął się wrednie i polizał
kochanka po wargach, całując go po tym krótko. – Sprecyzuj.
– Tak, zajmij się mną! – powtórzył głośniej
zniecierpliwiony asasyn. Przy kochanku znikał wstyd i wszelkie pohamowania.
Zwyczajnie mógł oddać się żądzy, bo wiedział, że ani jedno jego słowo nie wyjdzie
poza mury biura. – Proszę… – dodał po chwili, widząc, że Malik nieco się waha.
– Och… PROSISZ mnie. – Kaleki zabójca uniósł brwi. Nie
mógł przy tym powstrzymać zadowolonego uśmieszku, jaki wkradł mu się na usta.
Malik powoli osunął się na kolana, a gdy klęczał już przed
Altaïrem, otarł się policzkiem o wypukłość w jego spodniach.
Zdawał sobie sprawę jak takie zwlekanie denerwowało jego partnera,
który był dzisiaj wyjątkowo mocno podniecony.
Z dołu widział jedynie jego lekko uchylone wargi, resztę
twarzy skrywał cień kaptura, mógł się jednak domyślić, że zabójca posyła mu w
tym momencie mocno poirytowane spojrzenia, na które odpowiedział mu mało
dyskretnym wywróceniem oczami i złapaniem zębami krańca rozsznurowanych spodni
asasyna, które szybko zsunął w dół, aż do połowy ud mężczyzny.
Męskość nowicjusza była oczywiście gotowa do zabawy,
potrzebowała jedynie subtelnych pieszczot, które usta zarządcy bardzo chętnie
zamierzały jej dać.
Al-Sayf potarł penisa kochanka dłonią i uniósł go lekko, by
od dołu przejechać językiem wzdłuż całej jego długości, od miejsca, gdzie
zaczynały się jądra, aż po sam czubek. A gdy dotarł do główki, Altaïr aż musiał
wstrzymać oddech na widok warg kochanka, które otworzyły się szeroko i
pozwoliły końcówce jego męskości znaleźć się we wnętrzu ust.
Nowicjusz oparł się z tyłu na wyprostowanych rękach,
wbijając paznokcie w drewniany blat. Malik coraz głębiej brał jego penisa do
buzi, a on po prostu rozpływał się, czując gorące wnętrze ust kochanka.
Jego członek stał już na baczność, twardy jak skała i tylko
czekał na jakąś energiczniejszą akcję.
Altaïr położył dłoń na głowie partnera, zacisnął lekko palce
na jego włosach, dając mu tym samym sygnał, że ma przestać. Zagryzł dolną wargę
i z lekkim żalem odsunął od siebie szefa biura. Nie miał zamiaru skończyć tak
szybko.
– Wstań – polecił, kulturalnie podając Malikowi rękę, by
temu łatwiej było podnieść się z obolałych kolan (urok kamiennej podłogi), lecz
gdy tylko ten się wyprostował, bezceremonialnie pchnął go na biurko, a słysząc
pierwsze słowa protestu przed takim traktowaniem, zwyczajnie złapał zarządcę za
kark, zmuszając go, by leżał nieruchomo, brzuchem na meblu. – Nie przesadzaj,
Malik. Nie jesteś ze szkła – stwierdził. Widać nastrój zaczął mu się udzielać.
– Nie, ale trochę szacunku chyba mi się nale…! – urwał
momentalnie, czując jak Altaïr zaczyna zdejmować z niego płaszcz i zareagował
niemal piskiem, gdy chciał to samo zrobić z jego szatą. – Altaïr, nie! Nie chcę
się cały rozbierać, po prostu zsuń ze mnie spodnie i tyle! – zaprotestował,
wciąż był jednak unieruchomiony przez silną dłoń mężczyzny. Policzek boleśnie
obcierał mu się o drewniany blat.
– Do nikogo nie mam tyle szacunku, co do ciebie, mój drogi.
Ale chcę, żebyś za niego odwdzięczył mi się swoim zaufaniem – odparł.
Zarządca naprawdę rzadko słyszał tyle powagi w głosie
nowicjusza.
Dobrze wiedział, o co mężczyźnie chodziło. Odkąd zaczęli ze
sobą sypiać, jeszcze ani razu Malik całkowicie się przed nim nie rozebrał.
Zawsze zostawiał na sobie koszulę bądź szatę. Wszystko przez wstyd, jaki
odczuwał z powodu swojej ręki… a raczej jej braku. Ubranie nie sprawiało, że
Ibn-La’Ahad magicznie przestawał dostrzegać ten ubytek, ale zakrywało blizny,
których tak strasznie nie chciał odsłaniać. Nie przed Altaïrem.
Asasyn puścił kark swojego partnera i zajął się rozpinaniem
jego szaty z nadzieją, że Malik nie postanowi mu nagle przeszkodzić.
Na całe szczęście tak się nie stało, zarządca z ogromnym
oporem pozwolił kochankowi na zdjęcie sobie pasów z brzucha, pozbycie się
czerwonej szarfy przewiązanej w biodrach, a na koniec kompletne ściągnięcie
górnej części jego asasyńskiego stroju.
– Nie patrz… – mruknął cicho. Kikut, co prawda, obwiązany
był bandażem, mimo wszystko stanowił dla byłego asasyna źródło ogromnych
kompleksów i złych wspomnień.
– Na co mam nie patrzeć? Na twoje piękne ciało? – Altaïr
uśmiechnął się delikatnie i przywarł torsem do jego nagich pleców, jednocześnie
ocierając się swoim twardym członkiem o kusząco wypięty tyłek szefa biura.
– Wiesz, o co mi chodzi. – Zarządca zmarszczył brwi i
obrócił się przez ramię, posyłając kochankowi karcące spojrzenie.
– Nie myśl o tym. Skup się tylko na jednym – polecił
złotooki, choć zdawał sobie sprawę, że Malik ot tak wstydu i kompleksów się nie
wyzbędzie.
Zarządca zasłonił usta dłonią, gdy jego partner – nadal żywo
ocierając się członkiem o pośladki kalekiego zabójcy, zaczął dobierać się do
jego krocza.
Sprawnie poradził sobie z rozsupłaniem spodni rafiqa i już po
chwili zsunął je z mężczyzny wraz z bielizną. Teraz mógł rozkoszować się
widokiem ciała swojego partnera w pełnej okazałości.
Malik wciąż wydawał się lekko spięty, dlatego też zaczął od
składania pocałunków na jego karku, z którego szybko zaczął zsuwać się ustami w
dół, tu i tam przygryzając ciemną skórę na plecach zarządcy, aż dotarł do jego
lędźwi.
– Jak rozumiem mam tylko leżeć i ci się oddawać, tak? –
zapytał niepocieszony swoją rolą, Malik.
– Niezupełnie – mężczyzna dłońmi rozchylił pośladki
mężczyzny i splunął wprost między nie, na jego wejście. – Przygotuj się. Nie
mam zamiaru cię rozerwać.
– A ty będziesz się temu przyglądał jak ostatni
zboczeniec?! Jeszcze czego! – zbuntował się Al-Sayf.
– My się chyba nie zrozumieliśmy. – Asasyn uśmiechnął się i
pochylił do Malika, by móc resztę wyszeptać mu na ucho. – To był ROZKAZ, Malik.
Masz to zrobić. Jesteś teraz moją kurtyzaną, więc się słuchaj.
Zarządca otworzył szerzej oczy, zszokowany słowami kochanka.
Chyba tylko fakt, że to rafiq zaproponował ten seks, powstrzymywał go przed
zdyscyplinowaniem partnera. Najlepiej używając przy tym jakiegoś ciężkiego
przedmiotu, typu opasła książka.
A, no i jeszcze sprawa, że złotooki miał te przeklęte
urodziny.
Zarządca wahał się przez moment, aż w końcu sięgnął ręką
między swoje pośladki, zebrał palcami nieco śliny partnera i wsunął w siebie
jeden z palców.
Był mocno spięty i speszony całą sytuacją. Po pierwsze, nic
na sobie nie miał, Ibn-La’Ahad mógł do woli oglądać obandażowaną pozostałość po
jego ręce. Po drugie, nowicjusz zachowywał się… jak nie on. Agresywniej,
pożądliwiej, niż zazwyczaj. I po trzecie, patrzył, gdy Malik się… Altaïr to
zwykły zboczeniec momentami!
Szef biura mógł narzekać ile chciał i udawać, że jest zły,
ale gdy do pierwszego palca dołączył drugi, a jego kochanek objął dłonią
członka rafiqa i zaczął go mocno, rytmicznie pocierać, z mężczyzny nagle zaczął
ulatywać cały wstyd.
Jego ciało silnie reagowało na tego typu pieszczoty, a gdy
Altaïr poślinił swoje palce i dołączył je do tych zarządcy, wsuwając je w niego
na siłę, w oczach kalekiego asasyna momentalnie stanęły łzy. Sam już nie
wiedział czy z bólu, czy z rozkoszy, choć początkowo znacznie dominowało to
pierwsze. Miał w sobie dwa swoje palce i dwa nowicjusza.
– Altaïr… – wysapał podniecony zarządca. – Altaïr… weź mnie…
– Obrócił się do złotookiego, posyłając mu zamglone, pełne pożądania
spojrzenie.
– Wedle życzenia. – Asasyn zdobył się na dżentelmeński
uśmiech i wyjął z niego palce, podobnie jak Malik swoje, przestając również
zajmować się penisem szefa biura.
Szybko zgarnął z ziemi płaszcz Al-Sayfa i podał go
mężczyźnie, by ten mógł sobie rozścielić materiał na biurku. Brzuch pełen drzazg
nie wydawał się zbyt zachęcającą opcją.
Jego męskość od dłuższej chwili stała i domagała się uwagi w
niemal bolesny sposób, stąd wzięło się głośne westchnięcie ulgi, gdy
Ibn-La’Ahad wreszcie zaczął zagłębiać się w swojego partnera.
Malik starał się rozluźnić, choć początkowo średnio mu to
wychodziło. Leżał płasko i brał głębokie wdechy, gdy Altaïr po wejściu w niego
niemal do połowy, postanowił się wycofać i znów wedrzeć w mężczyznę, tym razem
samą główką.
Wnętrze rafiqa było gorące i przyjemnie ciasne. Otulało go
całego tak, jak nie była tego w stanie zrobić żadna kobieta.
– J-już możesz – jęknął zarządca, zaciskając palce na
płaszczu i wtulając w niego policzek.
Słysząc zezwolenie, Altaïr powoli zaczął wypychać biodra w
przód, w całości wchodząc w swojego kochanka.
Szef biura miał wrażenie, że nie może oddychać. To uczucie,
gdy Altaïr go posiadł, było wprost nieziemskie.
Czuł pewien dyskomfort i ból, dzielnie je jednak znosił, nie
chcąc przerywać.
Zdegradowany mistrz położył dłonie na biodrach mężczyzny i
przytrzymując go w ten sposób, zaczął się poruszać.
Kilka pierwszych pchnięć wykonał z pewną dozą nieśmiałości,
zastanawiając się, czy nie zaczyna zbyt ostro, gdy jednak zarządca wyraził
aprobatę kilkoma głośniejszymi jękami rozkoszy, nabrał pewności i znacznie
zwiększył tempo.
Było mu tak dobrze, gdy zagłębiał się w nim cały, uderzając
biodrami o jędrne pośladki swojego partnera. W jego ruchach była pewna płynna
finezyjność, pewien rytm, którego Ibn-La’Ahad się trzymał, jednakże w tym
wszystkim głównie dominowała niemal zwierzęca dzikość.
Malik nawet nie próbował dusić w sobie tych wszystkich
cudownych jęków, które rozbrzmiewały w całym biurze, jeszcze mocniej pobudzając
– już i tak ostro zabawiającego się z jego tyłkiem – Altaïra.
Nowicjusz zwolnił w pewnym momencie i wysunął się z szefa
biura. Wziął w dłoń swojego penisa, nakierował go na jego wejście i wsunął się
samą główką, po czym znowu wycofał biodra i kolejny raz je wypchnął.
Chciał widzieć, jak ciało jego kochanka wije się pod nim z
podniecenia, drży i błaga o więcej, usilnie wierząc, że Altaïr jest jedynym,
który może mu dać spełnienie.
– Dobrze ci? – zapytał zdegradowany mistrz, opuszczając na
dłuższą chwilę ciało partnera i obracając go na plecy. W takiej pozycji mógł go
brać, bezczelnie patrząc się przy tym wprost na jego twarz.
Chwycił zarządcę w zgięciach kolan i uniósł jego nogi w
górę.
– Tak… bardzo dobrze… – Zamglony wzrok i rozmarzona
mina Malika kompletnie oderwały nowicjusza od rzeczywistości. O ile już
wcześniej zdążył zapomnieć, że za ścianami biura Jerozolima nadal żyła własnym
życiem, nieświadoma tego, co rozgrywa się tuż pod jej nosem.
Asasyn puścił na moment jedną z jego nóg, by z pomocą dłoni
nakierować czubek swojego członka na wejście rafiqa i już po sekundzie znów
zaczął się w nim poruszać, zdawałoby się ze zdwojoną mocą.
Obaj odchodzili od zmysłów, kompletnie zamroczeni
przyjemnością. Malik sięgnął ręką do swojego penisa i energicznie zaczął go nią
pocierać, odchylając przy tym głowę w tył i jęcząc jak zwykła dziwka, którą
Altaïr próbował go dziś uczynić.
Ibn-La’Ahad doszedł jako pierwszy. Syryjczyk w ostatniej
chwili wyjął z mężczyzny swoją męskość i kilkoma szybkimi ruchami doprowadził
się do szczytu, brudząc spermą rozepchane wejście zarządcy i jego jądra.
Oczywiście dojście nie należało do najcichszych, w apogeum asasyn pozwolił, by
z jego gardła wyrwało się kilka głośniejszych westchnięć, po których słychać
już było tylko jego ciężki oddech.
Malik jednak wciąż nie doszedł. Altaïr przerwał zabawę i
zostawił zarządcę z problemem, który ten próbował zwalczyć ręką, jak widać
bezskutecznie.
Nowicjusz prędko złapał oddech, a gdy odzyskał siły, rozwarł
szerzej uda rafiqa, pochylił się i polizał go po jądrach, nie przejmując się
faktem, że miał teraz na języku własne nasienie.
Al-Sayf wycofał swoją rękę i pozwolił Altaïrowi się nim
zająć. Oddychał ciężko, był cały spocony i zaczerwieniony na twarzy, siły
kompletnie go opuściły, jedyne o czym marzył, to osiągnięcie spełnienia, a po
nim sen, chociażby na tym biurku, w takiej pozycji.
Złotooki świetnie sobie radził, zręcznym językiem oblizywał
twardego członka Malika po całej długości, szczególną uwagę poświęcając samej
główce. Pomógł sobie ręką i wziął czubek jego penisa do ust, językiem
napierając na cewkę, a po chwili wsunął go sobie głębiej w usta.
Zarządcy trudno było uwierzyć, że to wszystko nie było
jedynie snem. Czy takiej dawki przyjemności naprawdę można doświadczyć w
prawdziwym życiu?
Podniósł się lekko na łokciu i obserwował z góry jak jego
penis znikał między wargami Altaïra. Na sam widok czegoś takiego szef biura
mógłby dojść.
Boże, czy właśnie zaschło mu w ustach…?
– Altaïr, już… odsuń się… – zdołał wyjęczeć, nim przez jego
ciało przeszła fala nagłej rozkoszy. Poczuł ogromne gorąco w kroczu, od którego
asasyn na szczęście zdążył się oderwać nim Malik wytrysnął… prosto na jego
twarz, brudząc mu usta i brodę.
Po tym zarządca już nawet nie miał siły przeprosić, po
prostu położył się na płaszczu i oddychał ciężko.
Syryjczyk wytarł twarz w rękaw szaty. I tak nadawała się już
tylko do prania.
Sam był równie wykończony co Al-Sayf, poszedł więc w jego
ślady i ułożył głowę na jego klatce
piersiowej. Słyszał przez kaptur walące serce mężczyzny.
– I widzisz? Zapomniałeś o tym… – odezwał się nowicjusz,
dotykając opuszkami palców okaleczonego ramienia zarządcy.
Ten jak oparzony wierzgnął momentalnie, na ile ból w dole
pleców, pozycja i skrajne zmęczenie mu pozwalały, próbując uciec od dotyku
mężczyzny.
– Jedynie na krótką chwilę – mruknął cicho szef biura.
– Dobry początek – zauważył z optymizmem złotooki. –
Chcę, żebyś przestał się przy mnie wstydzić. Kocham cię całego takim jakim
jesteś, Malik. – Spojrzał na, wciąż zarumienioną, twarz zarządcy. – Nawet kiedy
mnie walisz książkami po głowie – dodał z delikatnym uśmiechem.
Malik uciekał przed nim wzrokiem, pozwalając ciszy na moment
zalec ciężko między nimi.
Altaïr wymęczył go dzisiaj za wszystkie czasy, ale za jedno
musiał mu podziękować – faktycznie poczuł się jakoś pewniej, gdy odkrył przed
nim pozostałość po swojej ręce i nie zobaczył po tym żadnej zmiany w oczach
kochanka. Wciąż patrzył na niego tym samym, ciepłym i pożądliwym wzrokiem, co
zawsze.
– Wiesz… ja naprawdę doceniam, że tak się starasz, Altaïr.
Może nie zawsze ci to okazuję, ale serio to zauważam. No i miałeś dziś rację…
nie powinienem się przy tobie wstydzić czegokolwiek. Dziękuję, że pomogłeś mi
to zrozumieć. – Zarządca zdobył się na moment szczerości… po którym nie dostał
odpowiedzi.
Zaniepokojony zmarszczył brwi i spojrzał na leżącego na nim
mężczyznę, policzkiem opierającego się na jego lewej piersi.
Nie był pewien, czemu Altaïr nic nie odpowiada, zrozumiał
dopiero wtedy, gdy po jego torsie zaczęła płynąć strużka śliny.
Zasnął.
Asasyn zasnął i to w takiej pozycji! Na wpół stojąc, na wpół
leżąc, dodatkowo wciąż miał opuszczone spodnie!
– No bez jaj!
Moment, w którym Altair nazwał malika kurtyzaną mnie rozwalił na kawałki, ten to zawsze coś odjebie hahaha. Pochwały należą się też za fabułę, która nie skupiła się tylko na odbębniebiu prostego schematu skupiającego się w większości oneshotow na sexie, ale także ręce Malika, o której nikt nie wspomina.Mam nadzieję,że napiszesz kontynuacje tego shocika i, że mogę oczekiwać ich wiekszej ilości z twojej ręki.
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, nareszcie się go doczekałam ^^ ♡♡ Życzę więcej weny i chęci do pisania :*
@Maandira
O kurde, dziękuję bardzo! QwQ
UsuńNo ak to Altair, swoje trzy grosze zawsze wtrącić musi. XD
Kontynuacji tego raczej nie będzie, w pierwotnym zamyśle miał to być jedynie oneshot i chyba nim na wieki pozostanie. xD
Dzięki wielkie za komentarz, mordko! Ja również czekam na coś od ciebie z tą parą. xD
Pozdrawiam! :)
Wspaniale piszesz ^^ Bardzo podoba mi sie to jak piszesz. Oby bylo tego wiecej. Życzę weny i zdrówka.; * Dark_Glam
OdpowiedzUsuńDziękuję strasznie! :)
UsuńRównież weny i pozdrawiam! ^ ^
To jest taki zajebisty OneSchot. Senpai...ja po prostu...jak czytam to się zachwycam i za razem dołuję bo też bym tak chciała ;__;
OdpowiedzUsuńO kurde, ja senpai... ja się nie nadaję na senpaia. QWQ
UsuńTeż byś tak chciała mieć jak Malik...? ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Dzięki wielkie za komentarz, mordko! Zmotywował mnie i ucieszył! ^0^
Bardzo, Bardzo mi się podobało. A najbardziej rozgromiło mnie jak zasnął! Więcej takich =^.^= Też chciałabym umieć tak pisać >.< Dużo weny i zdróweczka życzę :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo, ucieszył mnie ten komentarz! :D
UsuńW przyszłości pewnie jeszcze nie jeden oneshot z nimi wpadnie, także... =w=
Pozdrawiam! :)
Ja: Znowu jestem chora i siedzę w domu... No i co ja mam robić?
OdpowiedzUsuńMój mózg: Yaoi?
Ja: Nie... Nie chce mi się.
Mój mózg: Starkholm Aks?
Ja: No ale nie wiem, których rozdziałów nie przeczytałam, a wszystkich po kolei nie dam rady...
Mój mózg: Ty perfidny debilu, komentujesz każdy przeczytany rozdział, po prostu zacznij od tych, pod którymi nie ma twoich peanów, a potem znowu przeczytaj ,,Przepaść''.
Ja: Okej :D.
No więc znów tu jestem. Jeej. Ale trochę się boję, że już mało mi do czytania zostało. Poza tym przy każdym kolejnym czytaniu wpada mi do głowy coś innego, więc się martwię, że Cię okrutnie zmęczę swoimi komentarzami xD. Do rzeczy!
"A może KTOŚ sprawił, że wyleciały ci one z głowy, hmm?" - whoooooa, ale mu powiedział... Jak tu takie pociski latają, to może ja się od razu zabunkruję, co? XD
"Skąd w nim tyle agresji? To miała być jedynie przyjacielska potyczka, przecież ciągle takie odbywali!" - hm, a może to zazdrosny ciul jest czy coś? No błagam, przecież to wiadome, że Malika każdy by chciał (*złośliwy śmiech, bo Altaïr to dupa wołowa i niech sobie nie myśli, że jest taki najlepszy na świecie*)
O rany, wielki mi problem, ramię przebite mieczem. Przecież masz jeszcze drugie, no nie? Inni mają gorzej, pamiętaj.
Kocham to:
> dostań list
> nah, pewnie to nikt istotny
> dowiedz się, że to od miłości twojego życia, słońca na twoim niebie, pięści na twojej twarzy
> TOŻ TO SPRAWA ŻYCIA I ŚMIERCI xD.
"Wiesz, jaki dzisiaj jest dzień?"
A bo ja wiem, wtorek? Dni tak szybko mijają! ;D
Zabawy... zabawy... Bazę będą budować?
"Co w ciebie wstąpiło?" Zwierzę" - taa, pewnie jakaś wiewiórka na sterydach, no bo co innego?
Matko, co za zboczeńcy xD. Bardzo dobrze, przynajmniej jestem wspaniale wręcz nawodniona, bo w myśl zasady "na trzeźwo tego nie zdzierżę" co chwilę łaziłam po wodę, by trochę ochłonąć ;D. Co nie zmienia faktu, że mordka dalej mi się cieszyła.
Jeju, jak mi się podoba to, że wplotłeś motyw ręki Malika (znaczy jej braku) i to jeszcze w taki normalny, nieprzerysowany sposób... Wszystko poszło gładko, Malik mógł się mimo wszystko trochę odprężyć i zrzucić z siebie trochę wstydu, którego tak naprawdę w ogóle nie powinien czuć, zwłaszcza przy Altaïrze, najwłaściwszym w końcu dla niego facecie. Wcale mnie to nie wzruszyło, ani trochę. W ogóle. To tylko kurz mi wpadł do oczu. Obydwu. Na raz. Mama ma rację, trzeba tu w końcu posprzątać.
Okej, okej, wracając do tematu. Bardzo ładny rozdział. Rozgrzewa serduszko jak rosół babuni. Aż by się chciało znaleźć drugą połówkę tak akceptującą jak Altaïr (nie żeby w takim ideale jak ja było coś nie do zaakceptowania, oczywiście). Naprawdę ślicznie piszesz. Mogłabym zazdrościć, ale wolę szerzyć pozytywne emocje i po prostu jestem z Ciebie dumna. Pal licho, że nawet Cię nie znam, to nieważne. XD
Dobra, idę sobie, bo zaczynam się rozklejać.
Pozdrawiam i weny życzę! ;)
Ojej, po czasie mocno, ale zdrówka życzę! D: Choroba to paskudny przeciwnik. x-x
OdpowiedzUsuńNo coś ty, twoje komentarze w życiu mnie nie zmęczą, komentuj do woli! >W<
Chodź, mam wolne miejsce w bunkrze. xD
Słuchaj, Altair to prosty stwór i prostymi schematami działa, JAK LIST OD MALIKA, TO ON MUSI NATENTYCHMIAST DO NIEGO KOPYTKOWAĆ! XDDD
Tak tak, kurz, to kurz... xD
Bardzo ci dziękuję za tak wyczerpujący komentarz, ucieszył mnie mocno, no i ta lawina pochwał... za dużo ich! Q0Q
Nawzajem! :)
Żałuję, że dopiero wczoraj odkryłam ten ship i to przypadkiem na wattpadzie... Tak się złożyło, że moja siostra ściągnęła assasin's creeda, a ja szukałam informacji. Grasuję w internecie szukając opowiadań, fanartów i wszystkiego związanego z tą idealną parą. Jak się cieszę, że trafiłam na twego bloga. One shot świetny (przez fabułę, styl posania, oddanie charakteru postaci i genialną scenę współżycia). Miniaturka "Tydzień" również doskonała. Dwa lata komentuję po fakcie, ale wiem, że raczej czytasz komentarze. Piszę ten tekst jednak nie tylko, aby Cię pochwalić. Muszę zadać pytanie (jeśli coś przeoczyłam i jest wszystko wyjaśnione to mój błąd - przepraszam); "O co był zły Abbas?". Zastanawiam się nad tym i widzę tylko parę opcji. Opcja pierwsza - jest na niego zły, ponieważ myśli, że Altair nie powinien romansować bądź się zakochiwać, gdyż nie skupia się na misjach i bractwie. Opcja druga - jest zły, ponieważ Altair przed nim coś ukrywa. Opcja trzecia - jest zazdrosny o to, że Altair znalazł miłość i ma wszystko.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że mi na to odpowiesz, bo myślę nad tym od jakiegoś czasu. Jakbyś miała odpowiedzieć po paru miesiącach - odpowiadaj. Jestem cierpliwa i jeszcze nie raz przeczytam Twoje opowiadania z tym parringiem, gdy dostanę napadu szału tego ship (u?).
Z góry dziękuję za przeczytanie mojego dość długiego komentarza. Życzę weny i własnych osiągnięć związanych z pisarstwem ("widzę", iż świetnie Ci wychodzi) nawet jeśli tylko w internecie.
Przepraszam, zapomniałam że piszę z osobą przeciwnej płci ����
UsuńA dziękuję, miło mi słyszeć, że moje bazgrolenie Ci się spodobało! :) A to pytanie jest otwarte, każdy może owy powód zinterpretować jak tylko mu się podoba. Choć... przyznam, że pisząc tę scenę miałem w głowie coś najbliższego opcji trzeciej. xD
UsuńDzięki wielkie za tak wyczerpujący komentarz, sprawiłaś mi nim wielką radość! :D Pozdrawiam!