piątek, 24 lutego 2017

(Miniaturka AC) Dzień 4 cz.3 - Ochrona

 Tak, nie mam co robić po nocach. QwQ
Produkcję Przepaści na razie wstrzymałam, piszcie w komentarzach, czy chcecie ten bonus do niej już teraz, bo jest skończony, czy dopiero w pakiecie z jedenastym rozdziałem (który nie wiem kiedy skończę). xD Zamiast tego zajęłam się Drogim Nauczycielem, tyle, że on też mi coś nie idzie... chyba dopadło mnie załamanie, że ferie się kończą. ;-; No i dostałam okropnego parcia na AC, stąd kolejna miniaturka mimo braku rozdziałów prowadzonych opowiadań. ;3;
Życzę miłego czytania! :)

***

– Idź to wyrzucić, byle szybko! Dostałem pilną wiadomość, że wieczorem może wpaść do nas Rauf. Chcę, żeby było tu czysto zanim się zjawi – poinformował Malik, z lekkim obrzydzeniem odkrywając, że ponad połowa blatu jego biurka została brutalnie upaćkana nieznaną, lepką substancją, będącą najprawdopodobniej sokiem z jakiegoś owocu… a przynajmniej taką zarządca miał zarządca nadzieję.
– Rauf? Szermierka mu się znudziła, czy może aż tak się za mną stęsknił? – zaśmiał się nowicjusz, próbując jakoś przetransportować ogromny wór ze szczątkami po porannej niespodziance, na dach biura. Niestety, wyskoczenie z takim balastem przez świetlik graniczyło z cudem. – Swoją drogą, powiedział mi kiedyś, że seksownie wyglądam bez górnej części szaty, tylko w samych pasach i kapturze… co myślisz, Malik? – zapytał, stojąc pod wyjściem z budynku i zastanawiając się pod jakim kątem musiałby rzucić, żeby te wszystkie śmieci trafiły bezpiecznie na górę, a nie spadły i ochlapały całą podłogę. Ostatecznie uznał to za słaby pomysł, nawet mając obie ręce byłoby to trudnym do wykonania planem.
– … Serio ci tak powiedział? – Al-Sayf zmarszczył brwi i zerknął w kierunku kochanka. – Altaïr, czy on cię przypadkiem nie podrywał?
– Owszem. Kilka razy – przyznał zdegradowany mistrz, wzruszając przy tym ramieniem. – Ej, możesz mi z tym pomóc? – poprosił.
– Jak to kilka razy? I co z tym faktem zrobiłeś? – obruszył się zarządca, zostawiając w spokoju biurko i podchodząc do swojego partnera.
– Nic. Dobra, to tak: ja wejdę na górę, a ty mi to podasz – zadecydował asasyn i zręcznie wspiął się na dach.
– Nic?! No ale cholera… To Rauf! Po każdym bym się tego spodziewał, ale nie po nim! Powinieneś mu jakoś grzecznie odmówić, w końcu to nasz stary przyjaciel, nie może żyć w nieświadomości i robić sobie nadzieje! – Do podniesionego głosu Malik dołączył żywą gestykulację. Jakoś nie mieściło mu się w głowie, że instruktor szermierki mógł z zalotnym uśmieszkiem podrywać jego nowicjusza na takie teksty.
– Ty mu jakoś grzecznie nie odmówiłeś, to czemu ja bym miał? – Altaïr pochylił się w dół i wyciągnął rękę, dając partnerowi tym samym znać, że czeka na worek.
– Słuchaj ty i ja to nie to… zaraz. Co? – Malik chwycił ciężki ładunek i już miał go podać kochankowi, gdy wtem dotarły do niego słowa nowicjusza, a z nieogarnięcia zamiast wyciągnąć rękę w górę i szybko przekazać mu te śmieci, odłożył je z powrotem na kamienną posadzkę. – Co ty mówisz? Przecież on do mnie nic nie miał.
– No nie zgrywaj się, że nie pamiętasz. I daj, kurde, ten worek! Zaraz mi ręka odpadnie! – ponaglił go.
– Nie zgrywam się, serio nie wiem o co ci chodzi. Poza tobą w życiu nie podrywał mnie żaden facet! – stwierdził stanowczo szef biura, pewien swoich racji. Nie wliczał tamtego zboczeńca z więzienia, bo strażnik posuwał zapewne wszystko, co było z mięsa i nawinęło mu się pod rękę. A przynajmniej takie sprawiał wrażenie.
– Bo załatwiałem potencjalnych adoratorów nim zdążyli dobiec do twojej komnaty obładowani bukietami i świeżo wykutymi sztyletami z wyrytymi na ostrzu wyznaniami. No coś ty, serio nie zauważyłeś? – Altaïr uniósł ze zdziwieniem brwi i postanowił przysiąść na krawędzi dachu, jako że Malik i tak był w zbyt wielkim szoku, by zrobić coś więcej poza staniem i gapieniem się na niego, jak ciele w malowane wrota.
– Załatwiałeś? Co?! Altaïr, to nie jest, cholera, śmieszne! – Zarządca nie mógł pojąć, jak to jest w ogóle możliwe.
Całe życie trzymał się na uboczu, roztaczał wokół siebie chłodną aurę zdystansowania i opanowania, nigdy by nawet nie pomyślał, że ktokolwiek poza Ibn-La’Ahadem mógłby się nim zainteresować; w końcu to Altaïr był zawsze tym wygadanym, popularnym i uwielbianym. To on miał tłumy wielbicieli, nie Malik.
A przynajmniej tak Al-Sayf do dzisiaj sądził. Tym bardziej usiłował przypomnieć sobie sytuację, w której mógł odepchnąć zalecającego się do niego Raufa, ale jak na złość pamięć postanowiła mu szwankować.
– No, nie jest. Wiesz ile czasu straszyłem młodzików, żeby żaden nie próbował się do ciebie dobrać? Malik, przez długie lata, niemal każdego wieczoru, a nawet nocy, siedziałem pod twoim oknem – Bogu dzięki, że miałeś komnatę na samym dole – i przeganiałem świeżaki ze zbyt wysokim libido, które specjalnie dla ciebie uczyły się wiersze pisać! Wiesz jaki byłem niewyspany?! Czasami musiałem ich ganiać aż do świtu! – Nowicjusz prychnął, urażony, że szef biura nawet nie ogarnął ile czasu on go ochraniał.
– O cholera… – Tylko ten jeden, wielce inteligentny komentarz Malik zdołał z siebie wykrztusić po tak niespodziewanym oświadczeniu kochanka. A chwilę później na twarzy zarządcy wykwitł piękny rumieniec. – Altaïr… chodź tu do mnie.
– Och? Chcesz mi podziękować za moje heroiczne wyczyny swoimi gorącymi ustami? Nie pogniewam się jeżeli francuski pocałunek przerodzi się w australijski, kochanie! – Z szerokim uśmiechem asasyn zsunął się z krawędzi i zeskoczył bez problemu na dół.
Ochoczo podszedł do Malika, już układając wargi w dziubek, gotowy na dziękczynny buziak, którego się spodziewał, lecz zamiast niego dostał…
– OKURWAJEZUSMATKOMARYJOPRZENAJŚWIĘTSZA! WYKASTROWAŁEŚ MNIE! – wypiszczał nowicjusz wysokim sopranem, przyciskając dłoń do krocza, w które zarządca był tak łaskaw sekundę wcześniej zasadzić mu niezłego kopa. – Malik! Ja ci ufałem! Broniłem! Za co to było?!
– Za to, że przez twoje samolubstwo i niezdrowe ciągoty, od piętnastego roku życia miałem kompleksy, bo myślałem, że nikt mnie nie chce! A to ty ich wszystkich nastraszyłeś, popieprzona mendo, mimo, że oficjalnie zacząłeś się do mnie przystawiać dopiero niecały rok temu! Won wyrzucać śmieci i na oczy mi się nie pokazuj, póki nie zdecydujesz się przeprosić!

6 komentarzy:

  1. To się narobiło xD Biedny Malik, niech Altair go jakoś udobrucha,chyba, że chce żyć całe życie w celibacie XDD
    Jak zawsze super miniaturka, fajnie, że masz jakieś pomysły by odświeżać akcję i nie skupiać się tylko na wiadomo czym. Rozbawiają mnie ich dialogi w twoim wykonaniu, oby tak dalej ^^! Pozdrowionka, mam nadzieję, że już wyzdrowiałaś i cieszę się, że masz wenę na AC. Trzymaj się :* /@Maandira

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... Nie ma to jak spać po trzy godzinki dziennie, życia nie ogarniać i niechcący usunąć swoją odpowiedź na twój koment. QwQ"
      Tak mocno być skazanym na Malikową ł(l)askę i nie łaskę, Altair pewnie żyje w ciągłym stresie. X'D
      Ej, dzięki, miło mi! XD Noo, na szczęście choróbsko nie walczyło aż tak zajadle i już zdrowa jestem. xux
      Dzięki za koment, mordko, pozdrawiam! :)

      Usuń
  2. Przegapiłam; -; dzien po XD brawo ja X'D pewnie juz to mowilam ale kocham te twoje miniaturki <3 Malik jak zawsze mnie zadziwia XD Alty taki obrońca a ten go sponiewiera. Ale i tak to uwielbiam. Czekam na kolejne i zycze duzo weny. Pozdrawiam @Dark_Glam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O kurde, miło mi. xD Malik to... to trudny człowiek. QwQ
      Dzięki wielkie i również pozdrawiam! :)

      Usuń
  3. Biedny Malik xD. Żeby mu tak Altaïr wszystkich adoratorów odstraszał... Jeszcze by nie było tak źle, jakby od samego początku się do niego zalecał, ale nie. No kpina jakaś xD. Bardzo dobrze mu Malik powiedział, niech przemyśli swoje zachowanie, a co!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Altair ma swój system działania, niekoniecznie oparty na braniu pod uwagę uczuć innych osób i aspektów logicznych... X"DD
      Pozdrawiam! :)

      Usuń