środa, 22 marca 2017

(Miniaturka AC) Dzień 4 cz.4 - Narkotyk

Info jest długie, ale pod jego koniec mam w nim do was pytanie, także proszę choć ostatni akapit przeczytać! ;-;
Wena była nieco kapryśna w ten weekend i po skończeniu rozdziału Drogiego nie miałam kompletnie siły na wyplucie z siebie tej miniaturki, stąd spóźnienie. x'D
Druga bardzo ważna kwestia: ta seria miniaturek powoli zbliża się ku końcowi, zostało koło dziewięciu rozdziałów. Mam pomysł na kolejną miniaturkową serię, żeby po skończeniu tej do rozdziałów nadal wrzucać takie króciutkie maluszki. Problem w tym, że o ile widzę przed oczyma fabułę, o tyle nie mam pojęcia do jakiej pary będzie ona pasować. Koncepcja: seme jest tatuażystą, do jego studia regularnie zaczyna przychodzić uke, który każdy kolejny tatuaż chce w coraz odważniejszych miejscach. Tutaj mam pytanie do was: jaka para będzie do tego pasować? Szczerze to widziało mi się Ezio x Leo, w końcu Da Vinci to malarz, a w naszych czasach mógłby robić za najlepszego tatuażystę w mieście, czy coś takiego. To po prostu do niego pasuje. Problem polega na tym, że nie mam pewności, czy poradzę sobie z prowadzeniem tej pary... nie znoszę Ezia i wątpię, by próba zrobienia z nim miniaturek wpłynęła na moje odczucia względem niego. x'D *Innymi słowy może dostać kurwicy w kluczowym rozdziale i rzucić miniaturki w pizdu*.
Kogo jeszcze byście zaproponowali do tych przyszłych miniaturek? Oczywiście nie musi być znowu z AC! Piszcie mi w komentarzach, serio potrzebuję porady. x-x

***


Biuro skończyli sprzątać w kompletnej ciszy. Altaïr – mocno rozżalony Malikową niesprawiedliwością – omijał kochanka szerokim łukiem. Wszystko, byle tylko pokazać, jak bardzo uraziło go to niedocenianie.
Aż w końcu w ich biurze zjawił się Rauf.
– Altaïr, Malik! Wieki was nie widziałem! – Szeroko uśmiechnięty asasyn wskoczył do środka i pierwsze za co się wziął, to porządne wyściskanie obu zabójców. – A co wy macie takie kwaśne miny?
– Jego zapytaj – prychnął nowicjusz, piorunując wzrokiem równie wściekłego zarządcę.
– Oj, no już, już! Stary, dobry Rauf przyniósł wam coś na pocieszenie! Od razu się rozluźnicie, chłopcy! – Mężczyzna wyraźnie nie miał zamiaru stracić humoru przez ich sprzeczki.
– Ja cię ostrzegam, jeżeli masz zamiar sprowadzić nam tu tabun roznegliżowanych ladacznic, to…! – zaczął właściciel biura, jego partner nie pozwolił mu jednak dokończyć.
– Ooo, na panienki to pewnie byś się chętnie zgodził, co?! No dalej, Rauf, skombinuj mu te nałożnice, niech się chłopak wyszaleje! – stwierdził sarkastycznie zdegradowany mistrz, dołączając do tego energiczną gestykulację wolną ręką. W całym tym zamieszaniu instruktor szermierki nie miał nawet okazji zapytać, po jaką cholerę nowicjusz skrępował sobie jedną z kończyn.
– To ja tu chyba powinienem mieć pretensje, idioto! – wtrącił na powrót zirytowany Malik, dając kochankowi mocnego kuksańca w bok.
– Kłócicie się jak stare małżeństwo – śmiał zauważyć Rauf, z niedowierzaniem kręcąc głową na widok rozgrywającej się przed nim sceny. – No nic, zaraz wam się humorki poprawią! – Mężczyzna poklepał ich obu po ramionach i wyjął z sakwy, którą miał przypiętą u pasa, niewielką fajkę, a wraz z nią woreczek pełen tajemniczej substancji.
– A to jest…? – Nad głową Altaïra wykwitł wielki znak zapytania.
– Małe cudo od zagranicznego handlarza. Sprzedał mi to taniej, bo pozbyłem się straży, która chciała skonfiskować i przywłaszczyć sobie część jego towaru przy wejściu do miasta. To co, Malik? Zamykasz biuro i się relaksujemy?
– W sumie czemu nie. Nikt już nie powinien do nas wpaść, zapowiadał się nudny wieczór, co mi szkodzi!




Nie minęła godzina, jak „cudowna fajka” Raufa zdołała powalić całą trójkę na podłogę. Asasyni leżeli i podziwiali sufit, kompletnie nie ogarniając świata wokół siebie.
– Gdzie się podziały ściany… – burknął Malik, ciskając gromami nienawiści w zaśliniającego mu podłogę, Altaïra.
– Ustąpiły zwiewnym wzgórzom, kotku. Czy wiedziałeś, że wełnę tka się z odwłoków małych żab? – zapytał tonem zawodowego filozofa, leżący gdzieś między biurkiem, regałem a jedynym łokciem Al-Sayfa, Rauf.
– Utkaj z nich suknię dla Malika! Zapłacę w złocie i dziewicach! – zażądał ledwo przytomny Altaïr. Z nich wszystkich chyba najbardziej sobie pofolgował z paleniem owej fajki. – Bierzemy ślub, Malik! Kupimy pokój w zamtuzie, przejedziemy się na wielorybie… i nie zapraszamy Abbasa. Nie lubię go, kazał mi lizać dupy… znaczy buty. Ohydne, nie?
– Zaraz, chwila! Jak to ślub? – wtrącił instruktor szermierki, podnosząc się do siadu i patrząc na Ibn-La’Ahada jak na tanią szynkę. – Nie możecie brać ślubu! A ja wam żadnej sukni nie uszyję!
– Jak to nie możemy?! – Asasyn spróbował poderwać się na równe nogi, ale średnio mu ten manewr wyszedł, w efekcie zaczął się czołgać jak foka. – Mamy pozwolenie, Al Mualim da nam błogosławieństwo, Malik chyba jest pełnoletni… nic nam nie stoi na przeszkodzie!
– Nic? JA wam stoję! – stwierdził Rauf, zanosząc się po chwili maniakalnym śmiechem rasowego złoczyńcy. – Płacisz mi jego dupą za tą suknię, albo nici z ożenku!
– Ale… ale Rauf! Znałem cię od zawsze! Kochałem jak brata! Razem krwawiliśmy i pociliśmy się na treningach! Jak… jak możesz?! – Altaïr niedowierzał w zdradę przyjaciela. – Nie mogę rozporządzać tak cenną walutą, niech Malik sam zdecyduje, komu da! – stwierdził, wskazując ręką na zarządcę.
Dopiero wtedy, gdy obaj zwrócili na niego uwagę, odkryli, że właściciel biura nie przerywał im tej pasjonującej dyskusji, bo dłuższą chwilę temu pożegnał się z przytomnością i namiętnie całował twarzą podłogę.
Obaj zabójcy zamarli w bezruchu. Bladzi jak ściana powoli przenieśli wzrok z nieruchomego ciała rafiqa na siebie nawzajem.
– O BOŻE, ZABIŁEŚ GO! – wrzasnął nowicjusz, na czworaka podchodząc do swojego kochanka i zaczynając szarpać go za płaszcz. – Malik! Malik! Synu mój, obudź się! RAUF, TRUCICIELU! – Padły pierwsze oskarżenia.
– Ja go nie otrułem! Nikogo nie otrułem! Ani nie zabiłem! Znaczy nie jego, bo ogólnie to zabiłem… ale nie jego! – starszy asasyn od razu zaczął zaprzeczać i wciskać się coraz bardziej w regał.
– Pomóż mi, trzeba ukryć ciało, Malik nie może się dowiedzieć, że go zabiliśmy! – Altaïr załkał rozpaczliwie, nie widząc krzty sprzeczności, czy braku logiki w tym, co przed chwilą powiedział.
Co gorsze – Rauf go poparł.
– Racja, wynieśmy go gdzieś daleko! Za miasto! – zaproponował instruktor, jakoś wstając i podchodząc do zarządcy, by po chwili zasadzić mu kopa prosto w żebra. Usłyszeli głośne, zduszone stęknięcie, ale obaj uznali je za pośmiertne jęki umrzyka. – Kurde, faktycznie martwy jak trup… Altaïr, osiodłaj konia, uciekniemy w mroku!
– Tak! Rauf, jesteś taki mądry! – Zdegradowany mistrz odetchnął z ulgą. Mając przy sobie tak zdolnego umysłowo kompana, z pewnością wszystkie zbrodnie ujdą mu na sucho.
Już miał zamiar wziąć ciało Al-Sayfa w objęcia, gdy wtem odkrył, że choć prawa ręka wykonała swoje zadanie, to lewej jak nie było, tak nie ma. Zerknął w bok, prosto na obwiązany rękaw swoich szat.
– Altaïr? Wszystko dobrze? – zapytał zmartwiony instruktor, gdy jego towarzysz pociągnął nosem, a już po chwili z jego oczu popłynął potok łez.
– Nie, niedobrze. Twoja fajka odgryzła mi rękę. – Wskazał podbródkiem na unieruchomioną przez zakład, o którym nagle zapomniał, kończynę.
– Przykro mi, wypłacę odszkodowanie. Ale, ale, masz jeszcze drugą! Poza tym… są jaszczurki, którym odrastają ogony, więc nie martw się, tobie też na pewno ta ręka odrośnie! – Rauf poklepał go pokrzepiająco po ramieniu i pomógł podnieść zwłoki zarządcy.
Wspólnymi siłami jakoś udało im się otworzyć świetlik i wypchnąć przez niego Al-Sayfa. O ile początek mieli dobry, o tyle dalsza część eskorty okazała się niewiarygodnie trudna.
Biedny Malik został zrzucony z trzech metrów prosto w krzaki, na szczęście nie wyglądał po tym na uszkodzonego. W pewnej chwili obaj zabójcy – dla wygody – postanowili ciągnąć go za nogi, także głowa właściciela biura miała nieprzyjemne spotkanie z glebą, a gdy nagle zaskoczył ich patrol straży, wrzucili go do czyjegoś mieszkania przez otwarte okno. Spotkanie ze zbrojnymi skończyło się na upomnieniu i cichym komentarzu: „Nie miałem pojęcia, że uczeni też się czasem upijają…”, po którym obaj zanieśli się głośnym śmiechem. Minęła chwila, nim przypomnieli sobie o Maliku. Na całe szczęście pokój, do którego wpadł, nie był sypialnią, nie narobił też na tyle dużego hałasu, by mieszkający tu starzec się obudził, także bez dalszych nieprzyjemności zdołali go wyciągnąć i dojść do bramy.
Tu sytuacja nie była już tak kolorowa, bo przejście obok tylu strażników z martwym rafiqiem na plecach, było dla nich praktycznie niemożliwe. Stąd właśnie ten szaleńczy plan, który zrodził się w ich głowach.
Obaj przebiegli szybko jak strzała obok zaspanej straży przy bramie. Mężczyźni dopiero po chwili ogarnęli, że jacyś intruzi opuścili miasto i to właśnie ten moment zawahania zadecydował o zwycięstwie asasynów. W czasie, gdy Rauf, nieporadnymi akrobacjami i tańcem na dachu stajni, odciągał uwagę zbrojnych, Altaïr dyskretnie przerzucił ciało Malika przez koński grzbiet i na miarę swoich możliwości przytwierdził go do niego sznurem, tak by nie spadł. Wyprowadził zaniepokojone zwierzę na drogę i z całej siły strzelił je po zadzie, pozwalając, by pobiegło żwawo w tylko sobie znanym kierunku.
Po tej akcji obaj wrócili do miasta, ukrywając się przed strażnikami w ogrodzie na jednym z dachów, a ostatecznie postanawiając zostać w nim przez resztę nocy, prawiąc sobie wyznania.
– Altaïrze… skoro Malik nie żyje, zechcesz wziąć mnie za żonę? – zapytał Rauf, tak poważnym tonem, jak chyba jeszcze nigdy. Dodatkowo ujął dłoń Altaïra w swoje własne i spojrzał mu głęboko w oczy.
– Ależ… ja nie mogę. Rauf, to się dzieje tak szybko… wczoraj byłem z Malikiem, dzisiaj go zabiłeś i prosisz mnie o rękę… to zbyt duża presja, zresztą nie umiem gotować – przyznał ze wstydem asasyn, zagryzając lekko dolną wargę.
– To nic, jakoś cię nauczymy, piękny. A jak nie, to trudno. Jesteś prawie tak ładny, jak Malik… szkoda, że go zabiłem. – Instruktor westchnął ciężko i pokręcił głową. – No nic, zdarza się każdemu, jestem pewny, że nie będzie się o to gniewał. Altaïr, mam pomysł! Weźmiemy ten ślub i zaprosimy na niego Malika!
– Przecież on nie żyje…
– To nie znaczy, że nie przyjdzie! No dawaj, będzie fajnie! Zbudujemy sobie dom w rzece, żeby nie musieć myć podłogi. Znajdę pracę, będę okradał ludzi! Nigdy niczego ci przy mnie nie zabraknie! – obiecywał Rauf, opierając się bokiem o nowicjusza.
– Nie no, ja naprawdę nie mogę… Malik mnie będzie nawiedzał, jak go zdradzę. W sumie to czasem sobie myślę, że te jego gołąbki, co nimi wiadomości wysyła, to małe szpiegi. Szpiegi, które mnie śledzą i mówią mu, czy go zdradzam… wiesz. Wiesz, nie?
– Wiem, też ich nie lubię… ej… ty też widzisz takie kolorowe…? – zapytał instruktor, po czym ziewnął potężnie i momentalnie zasnął.
– Ej, Rauf? Nie mów, że ty też…? O rany, kolejny wziął i umarł, co ja mam z ciałem zrobić…? – zmartwił się Altaïr, ale po chwili i on kompletnie odpłynął.


Malik obudził się z niesłychanym bólem głowy i sporą luką w pamięci. Na początku sądził, że zasnął na swoim biurku, stąd ta dziwna, półwisząca pozycja. Potem usłyszał miarowy tętent końskich kopyt i to ten bodziec zmusił go do otworzenia oczu.
Jechał.
Jechał na koniu. Ale dlaczego? W dodatku był na nim zapakowany jako bagaż podróżny, a nie jeździec.
Obrócił głowę, ale nie dostrzegł ani na zwierzęciu, ani przed nim, Altaïra i Raufa. Był tu sam.
Jakimś cudem udało mu się oswobodzić z więzów i nie tyle zeskoczyć, co po prostu spaść z wierzchowca.
Zwierzę, zaniepokojone nagłą lekkością, zatrzymało się i zawróciło, podchodząc do Malika i czekając, aż ten znowu na niego wsiądzie.
Mężczyzna powoli się podniósł, rozmasowując przy tym obolałą głowę, chwycił konia za wodze i rozejrzał się wokół.
Było tak ciemno, że zdołał dostrzec jedynie zarysy najbliższych drzew i krzewów. Nie miał pojęcia gdzie był, jak się tu znalazł, ani dlaczego doszło do tak absurdalnej sytuacji. Wiedział tylko jedną rzecz. Osobą odpowiedzialną za to wszystko był bez wątpienia…
– Altaïr – wysyczał wściekle.

8 komentarzy:

  1. *ryczy i nie umie sie podniesc z ziemii* XD To sie źle skonczy dla Altaira i Raufa XD To cud ze ten Malik jakos przeżył to wszystko. Twarda ma głowę XD Supi część i czekam z niecierpliwoscia na kolejny *3*
    Co do pytania to dobry pomysl z tym Eziem i Leo ale jak nie przepadasz za Eziem to pewnie ciezko bedzie °^° nie za bardzo moge ci pomoc bo nie wiem o kim bys chciala pisac ^^' tak wgl to szkoda ze Tydzień sie skonczy; -; ja to koffam *-* pozdrawiam <3 @Dark_Glam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Malik przy Altairze uodporni się na wszystko, co nie. x"D Dzięki wielkie za komentarz! :)
      Chyba o kimkolwiek z tych serii co są w spisie treści... poza Eziem. =0=
      Ano, mi też miło się siedziało pisząc to, ale w nieskończoność ciągnąć się tego nie da. QWQ
      Mimo wszystko dzięki wielkie, serio miło jest, jak się dostaje taki komentarz! Pozdrawiam! :)

      Usuń
  2. Haha :D Genialny rozdział! Jak zwykle dobrze ci wyszedł! Biedny Altair czeka go teraz koszmar ;)
    Odnośnie pytania to może być Dante i Nero z DMC? Bardzo lubię tą dwójkę a miniaturka u ciebie z nimi dobrze wyszła :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie! :) Opierdziel od Malika to już dla Altaira rzecz codzienna jak oddychanie. X'DD
      O, dzięki za odpowiedź na pytanko!
      Pozdrawiam! ;)

      Usuń
  3. Jaka faza XD Dosłownie płaczę ze śmiechu! Życzę weny ^^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po Raufowych fajkach faza jest zawsze. XDDD
      Dziękuję i pozdrawiam! :)

      Usuń
  4. Ja nie wiem, co oni brali, ale witamina C to to na pewno nie była xD. To jest... Taka fala absurdu, że po prostu nie mogę xD. Nawet nie będę się rozwodzić nad wszystkim po kolei, po prostu lecę dalej, z głębokim przekonaniem, że tym razem zamiast Malika martwi będą Altaïr i Rauf xD.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie, witaminkom do tego daleko, to na pewno. X"D
      Mam przygotować trumny? x'DD
      Dzięki za komentarz i pozdrawiam! :)

      Usuń