Nie mam pojęcia, czemu ta miniaturka wyszła taka długa... *Specjalnie wzięła mało wymagający temat na tą część, żeby zmieścić się w tysiącu słów. Nie wyszło, prawie dobiła do trzech tysięcy*.
No, w każdym razie: wow, po ponad miesiącu w końcu coś wrzucam po oneshocie! Serio chciałabym pisać więcej i szybciej, ale coś ostatnio przyszły niezbyt dobre dni, siadam do kompa, włączam Worda i przez godzinę siedzę przy nim sfrustrowana, ledwo będąc w stanie napisać przez ten czas jeden akapit. Z serii: chcieć, a nie móc. x'D
Miniaturek zostało nam niewiele, bo ledwie cztery, chyba czas zacząć wielkie odliczanie do końca... mocno smutek, przyzwyczaiłam się do tej serii. qwq Temat może i oklepany, miniaturki wychodzą za długie i ostatnio nieco w nich przynudzam, ale jednak były ze mną od - tu się naprawdę zaskoczyłam - listopada 2015 roku. Prawie tyle samo, co Przepaść. QWQ
Nie przedłużam i miłego czytania życzę! :)
***
Gdy tylko zarządca otworzył świetlik, do środka biura, z
głośnym trzepotem skrzydeł, wleciały dwa białe gołębie. Dzielne ptaki przez
niemal godzinę siedziały na dachu pobliskiego budynku, czekając cierpliwie, aż
templariusze odejdą i rafiq będzie mógł je wpuścić.
Niestety tym razem ci mali posłańcy nie przynosili zbyt
dobrych wieści.
– Altaïr, pamiętasz może tego dzieciaka, którego kilka
dni temu próbowałeś wykorzystać do swojego niecnego planu wzbudzenia we mnie
zazdrości i zaciągnięcia do łóżka? – zapytał Malik, odkładając krótki list z
Masjafu na bok i sięgając po mały woreczek z ziarnem dla gołębi.
– Nie mam pojęcia o czym mówisz, kotku. Gdzieżbym śmiał
w tak nieodpowiedzialny i dziecinny sposób próbować przekonać cię do stosunku!
– odparł z oburzeniem nowicjusz, zbyt zajęty czyszczeniem swoich noży i miecza,
by uraczyć Al-Sayfa choćby przelotnym spojrzeniem.
Miewał takie małe napady pedantyzmu względem swojego oręża,
nie dziwne więc, że jak się godzinę temu dorwał, tak do tej pory zawzięcie
pucował ostrza.
– Miałbym wiele do powiedzenia w tym temacie, ale nie o
to chodzi, poważnie pytam, czy kojarzysz młodzika, bo wieczorem do nas wpadnie.
Nazywa się Nasir i zahaczy o Jerozolimę, na szczęście na krótko, ma tutaj tylko
jeden cel do zlikwidowania, więc przyjdzie prosić o zgodę, wykończy kogo
trzeba, prześpi się tutaj i z rana ruszy dalej – poinformował zarządca,
skrobiąc piórem, na niewielkim skrawku pergaminu, wiadomości zwrotne do
Masjafu. – Mam nadzieję, że nie jest to dla ciebie jakiś wielki problem? –
Rafiq zerknął kątem oka na swojego kochanka, trafnie przeczuwając, że Altaïr
nie będzie zachwycony obecnością gościa.
– Ale jak to zostanie na noc…? – Asasyn momentalnie
przerwał wszelkie wykonywane właśnie czynności i posłał swojemu partnerowi
niedowierzające spojrzenie zranionej orki. – Przecież tę noc mieliśmy mieć
tylko dla siebie!
– Mieliśmy, ale to było zanim odebrałem spóźnioną
pocztę z Masjafu i dowiedziałem się, że ktoś jednak dzisiaj do biura zawita –
wyjaśnił, kończąc pisać i po zwinięciu owych zaszyfrowanych wiadomości w ciasne
ruloniki, począł umocowywać je do nóżek posilających się ptaków.
Na krótki moment w biurze zrobiło się niemal kompletnie
cicho, słychać było jedynie uderzanie małych dziobków o drewniany blat. Rzecz
jasna Altaïr nie pozwolił Al-Sayfowi napawać się względnym spokojem zbyt długo
i gdy tylko rafiq uporał się z przyczepieniem małych zwitków, zaczął rozmowę.
– To może teraz byśmy…?
– Nie ma mowy. – Malik uciął temat, nim Ibn-La’Ahad
zdążył się rozkręcić i zaczął pchać do niego z ryjem. – Nasir nigdy jeszcze nie był w
Damaszku, a prosto z Jerozolimy jedzie właśnie do niego, powinienem więc
zadbać, by wziął ze sobą jakąś mapę mojej roboty, choćby dlatego, że zwykle
staram się zaznaczać na nich najlepsze kryjówki i w miarę aktualne trasy
patroli, żeby mi się młodziki nie władowały pod nogi całego oddziału zbrojnych.
Oczywiście na tyle aktualne, na ile uda mi się pozyskać dane od naszych
informatorów, którzy często tam bywają – mówił, wstając z krzesła i podchodząc wolnym
krokiem do jednego z regałów, na którym trzymał wszystkie zrobione przez siebie
mapy, wraz z czystymi pergaminami na nowe. Przez chwilę przebierał w nich z
lekkim zniecierpliwieniem, aż w końcu znalazł odpowiedni rulon. – Problem w
tym, że ostatnio sporo map tego miasta rozdałem i obecnie mam tylko jedną, w
dodatku niegotową; tak więc wybacz, mój drogi, ale obawiam się, że resztę
popołudnia spędzę na dokańczaniu jej, a nie dzikich harcach z tobą. – Malik
posłał nowicjuszowi słaby uśmiech i zręcznie rozsupłał sznurek, którym związany
był pergamin.
– W takim razie może trochę ci z tym pomogę? Razem
szybciej nam pójdzie – zaoferował nowicjusz, niestety nie udało mu się oszukać
Al-Sayfa tą dobroduszną otoczką.
– Jasne, jasne, bo uwierzę, że robisz to z dobroci
serca i nie masz nadziei na to, że skończę wcześniej i zgodzę się na małe co
nieco przed przyjściem Nasira. – Rafiq rozłożył na blacie biurka sporych
rozmiarów arkusz lekko pożółkłego pergaminu, w większej części zapełnionego
przez nakreślone czarnym atramentem, ulice Damaszku. – Poza tym, bez obrazy,
ale ty w życiu nie miałeś styczności z tworzeniem map. Wątpię, byś miał o tym
jakiekolwiek pojęcie albo ukryty, wielki talent, prędzej wszystko mi zniszczysz
i będę musiał zaczynać od nowa, a na to czasu nie mam – wyjaśnił, wyjmując spod
blatu pojemnik z atramentem oraz swoje ulubione pióro.
– Wiesz, nie żebym się specjalnie skarżył, ale chyba
jednak powinieneś mieć więcej wiary we mnie. A nuż cię zaskoczę! – Asasyn nieco
zbyt energicznie uderzył otwartymi dłońmi w blat, chcąc oprzeć się o biurko,
czym spłoszył posilające się gołębie, które w pierwszym odruchu postanowiły
uciec na podłogę, a po chwili namysłu zdecydowały się z oburzonym gruchaniem
opuścić biuro przez otwarty świetlik.
– Szczerze wątpię. Jeżeli aż tak bardzo chcesz się
pobawić, to proszę, tu masz arkusze, pióra są pod blatem, atrament na tamtym
regale. – Malik westchnął ciężko, kładąc po jednej książce na każdym rogu
niedokończonej mapy Damaszku, by pergamin przypadkiem nie zwinął mu się podczas
kreślenia.
Altaïr burknął coś niewyraźnie pod nosem, zdecydowawszy się
nie zniechęcać znudzonym tonem Al-Sayfa. Wybrał sobie średniej wielkości
arkusz, dorwał pojemnik z atramentem, jak również piękne, orle pióro i rozłożył
się z tym wszystkim na blacie, tuż obok Malika.
– Jesteś praworęczny, tak? W takim razie pamiętaj, żeby
nie paćkać po całej powierzchni, tylko od lewej do prawej, wtedy na pewno nic
nie rozmażesz rękawem – poinstruował niby od niechcenia właściciel biura,
rozkładając wokół dokańczanej przez siebie mapy mniejsze kartki ze szkicami
poszczególnych dzielnic, na których informatorzy zaznaczyli grubszymi liniami
zarówno trasy, po których często poruszali się zbrojni, jak i zaułki, w których
łatwo zgubić pościg; zaś centralnie przed sobą położył stary, niegdyś kupiony u
jednego handlarza, plan całego Damaszku, który miał służyć mu za wzór. – A tak
swoją drogą, to co ty masz zamiar stworzyć?
– Najcenniejszą mapę na świecie, kotku – odparł z dumą
nowicjusz, maksymalnie skupiony na rysowaniu w miarę prostej linii.
– Trochę krzywo ci to dzieło wychodzi, wiesz? – mruknął
rafiq, zerkając kochankowi przez ramię.
– Nie
podglądaj! – Asasyn mało ostrożnie odsunął się z całym sprzętem daleko poza
zasięg wzroku zarządcy, zapominając przy tym o umoczonym w atramencie piórze,
które przeturlało się po środku pergaminu, tworząc na nim pokaźną plamę. –
Szlag by to…! – zaklął, ale dzielnie postanowił udawać, że nic się nie stało, a
jego dzieło nadal jest idealne.
Całą sytuację Malik skomentował jedynie rozbawionym
uśmiechem, szybko jednak wracając do skupiania się nad własną pracą.
Z Altaïrem czasami naprawdę było jak z dzieckiem.
***
Przez następne pół godziny nowicjusz zdążył zmarnować trzy
arkusze i połamać dwa pióra, nim w końcu stwierdził, że ukończył ową legendarną
mapę, która jego zdaniem miała prowadzić do niezwykle ważnego miejsca.
– Bez obrazy, ale moim zdaniem, to ona prowadzi
donikąd. Poza tym jest krzywa, źle pozaznaczałeś poszczególne obiekty, a linie
dróg wyglądają jak węże… no i co to jest za plama w rogu? – Krytyczne oko
Malika wychwyciło każde, nawet najmniejsze niedociągnięcie; mężczyzna miał za
sobą lata doświadczenia i wiedział, że po pierwszej pseudo mapie Ibn-La’Ahada
mógłby się spodziewać najwyżej tyle, co po dzikim karpiu w cyrku – czasem
głośniej pluśnie, ale płonącej obręczy nie przeskoczy.
– Oczywiście, że dokądś prowadzi, po prostu… trzeba
dłużej nad nią posiedzieć, żeby odkryć dokąd! Jesteś wredny i nieczuły na
piękno sztuki, wiesz? – prychnął z oburzeniem Altaïr, składając pergamin na pół
i kładąc go na blacie, tuż obok łokcia zarządcy. – Widzę, że gardzisz moim
wspaniałym dziełem, ale w pierwotnym zamyśle ta mapa miała być dla ciebie, więc
proszę, weź ją i najlepiej wyrzuć, skoro aż tak uraziła twoje poczucie
estetyki! – Nowicjusz postanowił odwalić dramat pełną parą.
– Nie moja wina, że natura poskąpiła ci talentu.
Chociaż, jeżeli mam być szczery, za beznadziejność tej twojej „mapy”
obwiniałbym raczej fakt, że masz tylko jedną ręką do użytku – zasugerował
śmiało zarządca.
– Oszczerstwa, przecież ja od zawsze byłem beznadziejny
w tym całym malowaniu! – stwierdził dobitnie zdegradowany mistrz, za wszelką
cenę próbując odciągnąć uwagę rafiqa od tematu ich zakładu. – Pamiętasz, jak
kiedyś narysowałem konia?
– Ano fakt, zwracam honor, może faktycznie liczba rąk
nie ma w tym wypadku zbyt dużego znaczenia. – Malik odkaszlnął głośno, chcąc
nieporadnie zamaskować tym gestem szeroki uśmiech, jaki w sekundę wykwitł na
jego twarzy.
Doskonale pamiętał, jak wiele lat temu mały Altaïr zachwycił
się rysunkami ulicznego artysty i sam postanowił takowym zostać. Karierę zaczął
od prostego szkicu konia, jako że zwierzę wydawało mu się o wiele łatwiejsze do
narysowania, niż człowiek. Swój twór czym prędzej zaniósł do oceny Al Mualimowi
(a przez kolejny tydzień codziennie musiał znosić pogadanki z jednym ze swoich
nauczycieli, który starał się mu wbić do głowy, że z takimi pierdołami się do
wielkiego Mistrza nie leci i nie marnuje jego czasu), ten zaś złoił mu skórę i
zafundował trening życia, bo Altaïrowy koń bardziej przypominał plątaninę
męskich ciał, pogrążonych w rozpustnej orgii, niźli wierzchowca.
Jak tak teraz Malik o tym wszystkim myślał, to zaczął
zauważać jak wiele się przez te lata zmieniło w Masjafie. Dawniej można było
dostać po dupie za mało udany bazgroł, który zupełnym przypadkiem przywodził na
myśl scenę męskiej miłości, ze wszystkim trzeba się było ukrywać i po nocach z
kwiatkami pod okna wybranka latać… no chyba, że okna owego akurat ktoś pilnował
(Malik do końca życia mu tego nie zapomni), dzisiaj zaś wydaje się, jakby Al
Mualim przestał już aż tak rygorystycznie tego pilnować. Doszedł do wniosku, że
brak kobiet w ich bractwie zmusza młodszych do eksperymentowania, które za
jakiś czas im przejdzie, a może zwyczajnie zrobił się zbyt stary i nie
dostrzega, że całkiem spora ilość zabójców, których jednym z obowiązków było
pilnowanie młodzieży, nie mówi mu całej prawdy?
– Dużo ci jeszcze zostało? – zapytał nowicjusz, ze
znudzeniem opierając się tyłem o kraniec blatu biurka. Kątem oka obserwował,
jak zręcznie jego kochanek tworzył na pergaminie kolejne, proste linie, tak
niezachwiane i idealne, w przeciwieństwie do jego dzikich węży.
– Owszem, dość sporo, przede mną co najmniej półtorej
godziny pracy, o ile nie będziesz mi przeszkadzał. – Zarządca posłał kochankowi
szybkie, za to jakże wymowne spojrzenie.
– Znaczy… mam sobie iść…? – zapytał asasyn, wskazując
kciukiem na świetlik za sobą.
– Tak, to by było dla mnie niezwykle wygodne, mój
drogi. Wybacz, ale nie mogę zebrać myśli, bo ciągle nic tylko paplasz, jak
stara przekupka na targu – przyznał rafiq, maczając czubek pióra w atramencie.
– Słyszałeś? To były moje uczucia, właśnie wybuchły i
tylko krwawe strzępy po nich zostały. – Altaïr, niezbyt zadowolony z takiego
obrotu spraw, założył kaptur na głowę. – Serio starałem się, żeby zrobić dla
ciebie tę mapę.
– Uroczo, kochany, ale obejrzę ją sobie dokładniej jak
skończę – odparł mechanicznie Al-Sayf, marszcząc brwi i zerkając to na swój
twór, to na rozłożone wokół niego notatki informatorów, jakby nie mogąc dojść,
które są z jakiej dzielnicy i czy aby się nie pomylił podczas przerysowywania.
Nawet nie zauważył, kiedy Ibn-La’Ahad wyszedł, jego brak
odczuł dopiero po niecałym kwadransie, choć i tak nic z tym faktem nie zrobił;
na rękę mu było, że o wiele zbyt głośnego mężczyzny nie ma w pobliżu i może w
spokoju dokończyć swoją pracę.
Trochę mu to zajęło, ale po kilku godzinach trudu nareszcie
mógł spojrzeć na zapełniony czarnymi liniami arkusz, na samej górze opisany
jako: „Damaszek”. Malik nieskromnie musiał przyznać, że mapa wyszła mu naprawdę
dobrze, pozaznaczał na niej kilka miejsc, w których zazwyczaj są dość duże
skupiska straży, a że zbrojni nie zmieniają zbyt często swoich tras patrolu i
posterunków, to dzieło rafiqa pozostanie aktualna jeszcze przez dłuższy czas.
Biura asasynów oczywiście nie zawarł w swojej pracy, w końcu gdyby ten pergamin
dostał się w niepowołane ręce, mogłoby dojść do tragedii.
Po wyschnięciu atramentu zwinął arkusz w ciasny rulon i
związał krótkim kawałkiem sznurka, po czym przeciągnął się mocno, ból pleców,
zwłaszcza karku i ramion, komentując jedynie cichym sykiem. Tak to się kończy,
jak przez kilka godzin siedzi się zgarbionym.
Rafiq wstał z krzesła i wtedy właśnie jego oczy natrafiły na
leżącą blisko niego, złożoną na pół mapę Altaïra. Szczerze mówiąc, ciekawiło
go, czy jego partner serio wyznaczył na niej trasę prowadzącą do jakiegoś
ważnego miejsca, czy ot tak się bawił.
Mężczyzna poskładał wszystkie notatki informatorów, odłożył
również wytarte uprzednio pióro na miejsce, podobnie jak pojemnik z atramentem
i dopiero po doprowadzeniu swojego stanowiska pracy do absolutnego porządku,
sięgnął po twór Ibn-La’Ahad i dokładniej się mu przyjrzał.
Zdegradowany mistrz nie był łaskaw podpisać owej mapy i
gdyby nie zaznaczony czarną plamą targ, przy którym nowicjusz narysował kółko z
oczami i podpisał je uroczym: „Ten sukinkot-handlarz, który ostatnio mnie
naciągnął”, Al-Sayf prawdopodobnie nie zdołałby ogarnąć, że ma przed sobą zarys
jednej z dzielnic Jerozolimy; a miał problem z odgadnięciem tego głównie przez
to, że jego kochanek pomylił położenie paru ulic, a kilku nie dorysował,
uznając je najpewniej za mało istotne.
Co ciekawsze, miejsce oznaczone wielkim krzyżykiem zdawało
się leżeć blisko biura. Znaczy, o ile zarządca nie mylił się, interpretując
czarną kropkę, narysowaną na podłużnej kresce, jako bramę miasta.
W sumie to nie było jeszcze aż tak późno, a punkt zaznaczony
na mapie był na tyle blisko, by Malik zdążył do niego dojść i wrócić w
przeciągu kwadransa. Naprawdę ciekawiło go, co też nowicjusz znowu wymyślił.
Nie tracąc więcej czasu, czym prędzej opuścił biuro.
Bez problemu i kłopotów po drodze udało mu się odnaleźć
wskazany przez Ibn-La’Ahada, punkt. A był nim stary ogród na dachu budynku
usytuowanego w samym sercu dzielnicy.
Zarządca – uważając, by nie dostrzegli go łucznicy – szybko
przemknął i ukrył się za kotarą przed ich wzrokiem. Konstrukcja nie była zbyt
duża, w dodatku całkowicie pusta w środku, tak więc z braku innej możliwości,
Malik usiadł oparty plecami o jedną ze ścianek.
Czemu akurat to miejsce? Takich ogrodów były dziesiątki w
całej Jerozolimie; co sprawiło, że nowicjusz wybrał akurat ten konkretny?
– Pewnie nie pamiętasz, – Al-Sayf wzdrygnął się na
dźwięk głosu kochanka, który pojawił się znikąd i, tak jak on przed chwilą,
wszedł do wnętrza altanki – ale w tym miejscu pierwszy raz się pocałowaliśmy –
mruknął cicho, zajmując miejsce obok rafiqa i uparcie zignorował jego zdziwione
spojrzenie, dzielnie znosząc krótką chwilę ciszy, jaka zapanowała między nimi
po tym oświadczeniu.
– Głowę bym dał, że to się stało w Masjafie, a nie
tutaj. – Malik uśmiechnął się delikatnie, zerkając przelotnie na wciąż trzymaną
w dłoni mapę. – To dlatego nazwałeś to miejsce „specjalnym”? Szczerze mówiąc,
nie spodziewałem się po tobie takiej dawki romantyzmu. Zaskoczyłeś mnie.
– Romantyczny to ja jestem bez przerwy, tylko ty tego
nie dostrzegasz, skarbie. – Nowicjusz przysunął się bliżej Al-Sayfa i musnął
wargami jego szorstki policzek.
– Jasne, jasne – zaśmiał się Malik. – Swoją drogą,
czekałeś tutaj przez tak długi czas? A gdybym zdecydował się nie przyjść, to co
wtedy? – O dziwo zarządca podłapał nastrój i ku zaskoczeniu swojego kochanka,
przełożył nogę przez jego uda i usiadł mu okrakiem na kolanach, przodem do jego
twarzy.
Na głos w życiu by tego nie przyznał, ale gest Altaïra
naprawdę go ruszył.
– Szczerze mówiąc, to chciałem po prostu nie spotkać
się z Nasirem i przenocować gdzieś na mieście – przyznał. Zazdrość o Malika
zazdrością o Malika, ale on by przecież nie wytrzymał całej nocy z klejącym się
do niego dzieciakiem, któremu narobił nadziei. Co prawda Al-Sayf uzmysłowił
młodemu, że nici z kolacji przy świecach, ale kto wie, co mu się w głowie
roiło. – Druga sprawa, że cię znam i doskonale wiedziałem, że przyjdziesz –
powiedział z zadowoleniem, coraz mocniej podniecony. Być może naprawdę zdążą
nieco pobaraszkować, nim Malik będzie musiał wrócić do biura.
– Twoja szczerość momentami mnie rozbraja. – Zarządca
posłał mu zalotny uśmiech i dłonią zaczął masować krocze nowicjusza.
Mężczyzna zamruczał z zadowoleniem na ten gest, w odpowiedzi
ochoczo smakując ust mężczyzny, wyraźnie spragnionych odrobiny czułości.
– I pomyśleć, że to wszystko przez mój brak umiejętności w
rysowaniu – mruknął półszeptem Ibn-La’Ahad, w przerwie między pocałunkami,
dłonią zaś ścisnął mocno jeden z pośladków Al-Sayfa.
– Co masz na myśli…? – Właściciel biura zmarszczył brwi, nie
do końca pojmując słowa kochanka.
– Znaczy… no… ta mapa nie do końca wskazywała to miejsce –
naprostował Altaïr, lub raczej sądził, że to zrobił. Bo tak naprawdę jeszcze
bardziej się wkopał.
– Jak to…? – Zarządca wstrzymał się z tymi pieszczotami,
momentalnie poważniejąc.
– Ta… wiesz, to nic takiego. Nieważne, kontynuujmy, dobra? –
Asasyn próbował zmienić temat, widząc jednak coraz mocniej rozeźlony wzrok
Malika i przyjmując do wiadomości fakt, że facet trzyma rękę w miejscu, w
którym wolałby, żeby jej nie trzymał, kiedy wygląda jakby chciał go na miejscu
udusić, zdecydował się wyznać wszystko na jednym wdechu. – O tym pocałunku
przypomniałem sobie przed chwilą. A to miejsce zaznaczyłem z innego powodu; w
tej altance wziąłem nieformalny ślub z Raufem po tym, jak żeśmy się naćpali.
Mapa prowadziła zupełnie gdzieindziej, tylko ulice źle narysowałem, jej cel
natomiast oznaczyłem kółkiem, nie krzyżykiem. A to, że przyszedłem za tobą do
tej altanki, było czystym przypadkiem, po prostu zobaczyłem cię z daleka.
Wyznanie było głębokie, a głos Altaïra cichł z każdym
kolejnym słowem, także pod koniec ledwo go już było słychać. Biedak cały spocił
się z nerwów, jego kochanek był jednak podejrzanie spokojny.
Nie odzywał się, ni to wkurzonym, ni rozczarowanym wzrokiem
dokładnie lustrując twarz zdegradowanego mistrza; minęła dłuższa chwila nim w
końcu wstał, otrzepał szaty, zmiął mapę w dłoni i rzucił kulką w twarz
Ibn-La’Ahada.
– Altaïr, jesteś mistrzem. Mistrzem w spierdalaniu nastroju.
"- Altair, jesteś mistrzem. Mistrzem w spierdalaniu nastroju."
OdpowiedzUsuńTen kawałek mnie rozwalił ��
A tak w ogóle super rozdzialik WENY ŻYCZĘ!!
Ano dzięki wielkie, miło mi, że się podobało. :)
UsuńPozdrawiam!
Mam jeszcze jedno pytanie...czy jak te miniaturki się skończą to czy będziesz pisać inne opowiadania z AC?
UsuńOwszem, po jakimś czasie będzie wpadać wszystko to, co zapisałam w "W produkcji są:", tym okienku po lewej. xD Oneshoty pewnie pojawią się szybko, opowiadania zaś wpadną po skończeniu obecnie prowadzonych ff i tych, które czekają w kolejce o wiele dłużej od nich.
UsuńJa się bardzo cieszę, że wychodzą za długie, kompletnie nie uważam, że są nudne, wręcz przeciwnie. Ale tez mi smutno, że niedługo koniec ;-; Tak czy siak - weny życzę, żeby te końcowe miniaturki przyjemnie Ci się pisało.
OdpowiedzUsuńBiedny Altair, i znowu nici z seksów XDD On zawsze musi coś palnąć w najmniej odpowiednim momencie.
Cieszy mnie, że się podobało i dzięki wielkie za te słowa. qwq
UsuńNo jak to Altair, bez odpierniczenia czegoś nie byłby sobą. XDDD
Dziękuję Ci za komentarz i pozdrawiam! :)
Piękne XD Końcówka podbiła me serduszko. Uwielbiam twój styl pisania, można się mega wczuć ^^
OdpowiedzUsuńA dziękuję bardzo, miło mi to słyszeć! :)
UsuńPozdrawiam!
Dawno mnie tu u ciebie nie było, tym bardziej się cieszę, że jest nowy rozdział i to jeszcze tak dopracowany. Klasycznie świetne odzwierciedlenie charakterów postaci. Czasem ma się wrażenie, że oni naprawdę mogliby tacy być. Widzę,że Altairos ma ostatnio chwile szczerości XD tym gorzej dla niego. Pozdrawiam i życzę powrotu weny na te ostatnie kilka rozdziałów. A także na przyszłe dzieła z nimi, na które czekam ^^ @Mandira
OdpowiedzUsuńCieszy mnie, że Ci się spodobało! ^0^ Totalnie gorzej; w wypadku Altaira taka szczerość chwilę przed zamoczeniem równa się kolejnemu dniu jechania na ręcznym. X'DD
UsuńDzięki wielkie! :) Tobie również weny życzę, bo nadal czekam na kontynuację twoich prac na Wattpadzie. XD
Pozdrawiam!
Przeczytałam wszystkie rozdziały w jeden wieczór i czuję ogromny niedosyt. Kiedy nowa notka? Nie mogę się doczekać. Weny życzę i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń:Tysia:
Miło mi, że miniaturki przypadły ci do gustu. :) Chwilowo pracuję nad Przepaścią, kontynuacja Tygodnia wpadnie zaraz po niej. ^-^
UsuńDziękuję bardzo i również pozdrawiam!
Boziu święty, jak mnie tu dawno nie było 😥. I co? I teraz żałuję! Tak dobrze piszesz, a ja się bujam po całym Internecie czytając jakieś gnioty i mając Cię pod ręką! (A dokładniej w drugiej zakładeczce <3.)
OdpowiedzUsuńTaki wstyd, taki wstyd... No przepraszam, już sobie stąd nie pójdę. Więc teraz przykro mi, ale MUSISZ więcej wstawiać 😉. Czujesz? Przesyłam Ci masę weny. Siadaj i pisz, ja Cię proszę.
Rozdział jest boski. Zabawny, można się wczuć w całą akcję, oryginalny... Czego tylko dusza zapragnie. Kocham Cię za to normalnie, kocham całym spaczonym serduszkiem. Nie wiem, co więcej napisać, bo tu za dużo dobrego i umieram z radości ;D.
W każdym razie lecę nadrabiać spore zaległości, pozdrawiam cieplutko i jeszcze raz dużo weny życzę!
O kurde, żem poważnie zmuliła z życiem. x-x Wybacz, że dopiero teraz Ci odpisuję, kompletnie nie mogłam się ogarnąć. xux
UsuńA dzięki wielkie za pokłady weny. XD Piszę, piszę, ino tak mi to wolno idzie, że efektów nie widać. x'D Z serii: chcieć a nie móc. xux
Miło mi bardzo, że miniaturka się spodobała! W ogóle ciepło na serduchu się robi kiedy czytam, że te bazgrołki sprawiły komuś względną radość. xD
Dziękuję i nawzajem! :)
Kocham. Kocham. Kocham... I oczywiście czekam na więcej! Życzę dużego pokładu weny! :D
OdpowiedzUsuńA dziękuję bardzo! :) Nowa miniaturka praktycznie jest już na ukończeniu, jeszcze tylko jedną scenę poprawić muszę i całość skorektować. xD
UsuńPozdrawiam!