Ależ ja ostatnio zmulam, wydaje mi się, jakby minęła ledwie chwila, a tu proszę - kilka miechów odkąd wyszła ostatnia miniaturka. xux Staram się jakoś rozruszać i pisać szybciej, bo serio bym chciała, ale coś mi nie wychodzi. xux
No, w każdym razie życzę miłego czytania! ^ ^
***
No, w każdym razie życzę miłego czytania! ^ ^
***
– Nie, idioto, nie będziesz spał na dworze! – Malik
powoli zaczynał tracić cierpliwość do swojego kochanka.
A nie, poprawka. Stracił ją już dawno temu, obecnie walczył
sam ze sobą, żeby nie dać temu kretynowi po ryju.
– A co, kotku, martwisz się o mnie? – Ibn-La’Ahad bez
krępacji usiadł sobie na blacie biurka, obserwując z góry jak rafiq przegląda
stosy papierzysk, najwyraźniej czegoś wśród nich szukając.
– Bardziej niż o ciebie, martwię się o swoją robotę –
stwierdził bez wahania zarządca. – Biorąc pod uwagę, ile wycierpiałem w tym
biurze, a warto tu dodać, że procentowo ponad połowa tego cierpienia zaistniała
z twojej winy, to naprawdę głupio bym się poczuł, gdyby zwolnili mnie z tego
stanowiska, bo zasnąłeś na środku drogi i potknął się o ciebie jakiś
przypadkowy templariusz. – Al-Sayf znalazł w końcu czego szukał i ułożył
wszystkie potrzebne papiery na blacie, równiutko przy samej ścianie, starając
się ignorować zalegającego mu na biurku, asasyna.
– Zaraz na środku drogi; znalazłbym sobie jakiś pusty
ogród na dachu, czy coś w tym rodzaju. Przecież nie jestem dzieckiem, by nie
umieć ogarnąć sobie miejsca do spania, nie przesadzaj. No, a przy okazji byłaby
szansa, że udałoby mi się nie spotkać z tym młodym… – dodał nieco ciszej.
– Ucieczka od problemów to twój ulubiony sport, co? –
Malik wywrócił oczami, zgarniając spod blatu kilka większych zwojów i
odkładając je na regał za sobą.
– Od ciebie nie uciekłem – odezwał się nowicjusz, o
dziwo brzmiąc całkiem poważnie.
Malik zatrzymał się z tym co robił i obrócił przez ramię,
zerkając na Altaïra.
– Jestem dla ciebie problemem…? – zapytał po chwili
wahania, nagle uderzony tym faktem.
Czy naprawdę był dla swojego partnera tylko ciężarem? Kaleką
zrzędą, z którą wciąż się zadaje z kaprysu, a nie faktycznego uczucia?
– Oczywiście, że jesteś – przytaknął mu zabójca.
Al-Sayf przygryzł dolną wargę i spuścił wzrok. Wręcz go
zmroziło na te słowa, tym bardziej, że Altaïr wypowiedział je tak naturalnie,
jakby sądził, że zarządca miał tego świadomość. Malik starał się to przemilczeć
i zachować nagłą falę emocji, jaka w jednej chwili zalała cały jego umysł,
tylko dla siebie.
Jak zwykle – na zewnątrz pokazywał się od tej bardziej
zdecydowanej, momentami wręcz nieprzyjemnej strony, a wszystko, co wrażliwsze,
trzymał głęboko w sobie.
– Ach tak… – mruknął jedynie w odpowiedzi, układając
ostatni zwój na półce.
Zaraz po tym wrócił do biurka, już chcąc wyjmować spod blatu
pojemniczek z atramentem i pióro, wtem jednak spostrzegł na twarzy swojego
kochanka szeroki uśmiech.
– A wiesz jak to mówią, – zaczął Ibn-La’Ahad – z
problemem najlepiej jest się przespać –
wypalił.
Zdegradowany mistrz najwyraźniej spodziewał się jakiejś
żywej i – co najważniejsze – pozytywnej reakcji ze strony swojego partnera, bo
na pieprznięcie po łbie i bezpardonowe zwalenie z biurka, zdecydowanie
przygotowany nie był.
– Altaïr, przyrzekam, ja cię kiedyś zamorduję! – Rafiq
sam już nie wiedział czy się wkurzać, czy śmiać z tak beznadziejnego tekstu,
ale musiał przyznać, że gdzieś tam w środku odczuł niemałą ulgę.
Skrytobójca ledwo zdążył się podnieść i rozmasować obolały
tyłek, który niezbyt dobrze zniósł konfrontację z kamienną podłogą, gdy wtem
obaj usłyszeli, że ktoś wszedł do biura przez otwarty świetlik.
– Pokój i bezpieczeństwo z tobą, Mistrzu Altaïrze! – przywitał się zdyszany
Nasir, wpadając do biura jak mały huragan. – Pokój i bezpieczeństwo, panie
Maliku – dodał po chwili i oparł się o ścianę.
Dzieciak wyglądał jakby zrobił sobie bieg z przeszkodami dookoła
miasta, ale na dumne wyprostowanie się, kiedy Ibn-La’Ahad skinął do niego
głową, miał siłę.
– Podejrzewam, że nie dasz rady dzisiaj wypełnić swojej
misji…? – zapytał Al-Sayf, choć doskonale wiedział, co jego gość mu odpowie.
Pewnym było, że dzieciak wymiga się zmęczeniem, żeby nieco posiedzieć ze swoim
Mistrzem, którego tak podziwiał.
– Niech mi pan wybaczy, panie Maliku, ale wolałbym
zająć się tym rano. W drodze do Jerozolimy miałem starcie z kilkoma zbrojnymi,
a jeszcze w bramie musiałem się uporać ze strażą, do tego na mieście o mały
włos nie dopadł mnie templariusz… – wyjaśnił pospiesznie młody asasyn, niby od
niechcenia, a jednak na tyle głośno i wyraźnie, by mieć pewność, że wycofujący
się ukradkiem do sypialni Altaïr,
usłyszał każde jego słowo.
– Jeżeli nie nagli czas, priorytetem jest byś wykonał
swoje zadanie perfekcyjnie. Dlatego pójdę ci na rękę i zgodzę się, byś dopiero
jutro przystąpił do wypełniania misji. Proszę, rozgość się, zjedz coś i wyśpij
się porządnie, żebyś jutro nie marudził – poinstruował go zarządca, zamaszystym
ruchem ręki wskazując na stertę poduch i ustawioną na stole misę z owocami,
które obecnie były do użytku młodzika, sam zaś poszedł zamknąć na noc świetlik.
Nasir przytaknął jedynie, nie mogąc powstrzymać wkradającego
mu się na usta, uśmiechu i czym prędzej dopadł do Altaïra, nim ten zdążył mu uciec.
– Mistrzu, może zechciałbyś poświęcić mi chwilę czasu?
– zapytał z podekscytowaniem młodzik, stając krok przed mężczyzną.
– Wiesz, dzieciaku, miałem naprawdę długi dzień… –
zaczął Ibn-La’Ahad, bez trudu wymijając młodego zabójcę.
– To prawda, że na swojej pierwszej misji pokonał
Mistrz tuzin templariuszy? – przerwał mu wpół zdania rozemocjonowany szczaw.
Na to pytanie Altaïr momentalnie się zatrzymał i obrócił do Nasira przez ramię. W
jego oczach wyraźnie rysowało się rosnące wahanie między grzecznym pójściem do
łóżka, a pozostaniem i pochwaleniem się przed chłopakiem kilkoma swoimi
osiągnięciami.
– O tak, Altaïrze, opowiedz nam jak samodzielnie poucinałeś łby dwunastce
rosłych templariuszy, będąc ledwie nowicjuszem – odezwał się Malik, który
zdążył w międzyczasie szybko zamknąć świetlik i wrócić do głównej części biura.
– To z pewnością będzie bardzo wiarygodna historia – prychnął, całym sobą dając
kochankowi znać, żeby nie pakował się w tą dyskusję i odpuścił.
Niestety, narcystyczna strona Altaïra wyszła na wierzch i kazała mu zignorować
wszelkie Malikowe aluzje.
– No skoro tak mnie prosisz, to mogę zostać jeszcze
chwilę i opowiedzieć ci o moich niesamowitych wyczynach z młodzieńczych lat –
zaoferował nieskromnie Ibn-La’Ahad.
– Świetnie, od czego zaczniesz? – zapytał kpiąco właściciel
biura, krzątając się przy biurku, na którym ustawił sobie świeczkę, żeby co
nieco widzieć w panującym półmroku. – Od tego, jak kiedyś wpadłeś do studni i
musieliśmy cię we dwójkę z Kadarem wyciągać, czy może przywołasz na pierwszy
ogień sytuację, jak to któregoś dnia inteligentnie schowałeś się przed
strażnikami w skrzyni, którą kupcy załadowali na wóz, przytrzasnęli jakimś
kufrem i wywieźli z Damaszku aż do Tel Awiw? – Zarządca posłał swojemu
kochankowi zirytowany uśmiech, wyciągając spod blatu pojemniczek z atramentem i
swoje ulubione pióro, którym już po chwili zaczął wypełniać wcześniej
przygotowane papiery, żeby nie musieć tego robić rano. W widocznym miejscu
ułożył także mapę dla swojego gościa, którą zamierzał mu wręczyć po wykonanym
zadaniu.
Nasir, słysząc te drobne szczególiki z życia swojego idola,
zmarszczył brwi i spojrzał pytająco na Ibn-La’Ahada, nieco niepewny, czy to
tylko żarty, czy rafiq mówił na serio.
– Malik, Malik, Malik, ty jak zwykle wszystko widzisz
pod bardzo pesymistycznym kątem. Zapomniałeś dodać, że gdybym nie wpadł do
studni, to byśmy nie zostali na tamtym placu i nie zauważyli, że szpieg,
którego mieliśmy przetrącić, ukrywał się w wozie z sianem. No i nie
powiedziałeś o pewnym istotnym fakcie, że wasza pogoń za wozem kupców
doprowadziła do tego, że dowiedzieliśmy się kto organizował zapasy do obozu
templariuszy pod Damaszkiem – sprostował Altaïr. Nie to, żeby przejmował się zdaniem Nasira,
ale o wiele bardziej podobał mu się podziw, jakim go obdarzał, niż zawiedzenie,
jakie po słowach Al-Safya na krótki moment zagościło na twarzy młodego.
– Mistrzu Altaïrze, wszystko, co robisz, prowadzi cię ku zwycięstwu, to
doprawdy niezwykłe! Wiedziałem, że opowieści o tobie nie były ani trochę
przesadzone! – przyznał z nieukrywanym zachwytem Nasir, wpatrzony w
Ibn-La’Ahada jak w obrazek.
– Oczywiście, że nie były! – Zdegradowany mistrz oparł
się tyłem o blat Malikowego biurka, na co zarządca zareagował średnio zadowolonym
burknięciem. – Nasir, mój drogi, nie ma na świecie przeszkody, która
stanowiłaby dla mnie jakikolwiek problem. Fakt, że po świecie chodzi kilka
osób, które mogę nazwać godnymi przeciwnikami, ale żadna, podkreślam: ŻADNA z
nich nie jest w stanie mnie pokonać.
– W to nie wątpię, w końcu Mistrz jest najlepszy! –
zakrzyknął z entuzjazmem chłopak, stając tuż obok swojego Mistrza (nieco zbyt
blisko, przynajmniej w mniemaniu Malika) i pozwalając sobie na śmiałe złapanie
go za dłoń, na co ten w ogóle nie zwrócił uwagi. – A właśnie, po Masjafie krąży
plotka, jakoby Mistrz oddał skok wiary już w pierwszym dniu szkolenia, to
prawda?
– Jak najbardziej – przytaknął nieskromnie Altaïr, mocno połechtany po swoim ego.
– Wiedziałem! A czy Mistrz dawniej w pojedynkę obronił twierdzę
przed bandą najeźdźców z północy? – dopytywał młodzik.
– Oczywiście, że tak, mogę ci zresztą streścić tamta
bitwę z najmniejszymi szczegółami! – zaoferował hojnie zdegradowany mistrz.
– Ta, wybaczcie, że przerywam tę pasjonującą rozmowę,
ale Nasir chyba powinien się kłaść, o ile chce jutro być przytomnym. Nie
zapomnijcie zgasić świeczki zanim się położycie – mruknął markotnie Al-Sayf,
kończąc wszystko, co miał do roboty i czym prędzej udał się do sypialni.
Dopiero po tym w głowie Altaïra zapaliła się czerwona lampka, że być może
zaczynał się posuwać w złym kierunku, a zachowanie zarządcy miało mu niemo
przekazać, żeby przystopował. Mistrz jeszcze chwilę wpatrywał się w przejście
do drugiego pomieszczenia, w którym zniknął Malik, aż w końcu poczuł, że
młodzik nieznacznie się do niego przysunął, stykając z nim ramieniem.
– Mistrzu, skoro… – zaczął, jednak nim zdążył
powiedzieć lub zrobić cokolwiek więcej, starszy zabójca odsunął go od siebie i
zaczął się wycofywać do sypialni.
– Wiesz, młody, Malik ma rację, trzeba się wyspać. W końcu
jutro masz ważny dzień, prawda? – wykręcił się trochę niezgrabnie i nim Nasir
zdążył jakkolwiek zareagować, jak dziki pognał za Al-Sayfem.
Malik przewidział, że jego partner ruszy za nim, dlatego
właśnie nie kładł się, a czekał na mężczyznę kawałek od wejścia, oparty plecami
o ścianę.
– Niebywałe, że chwilę temu byłeś gotów spać na dworze,
byle tylko nie spotkać się z tym dzieciakiem, a wystarczyło cię delikatnie
podjudzić i wjechać na twoje przerośnięte ego, żebyś w sekundę zmienił zdanie i
nagle ucieszył się z jego towarzystwa – prychnął rafiq.
– Zaraz przerośnięte ego, ja po prostu dbam o swoją
reputację – wyjaśnił szeptem Ibn-La’Ahad, nie chcąc, by młody usłyszał ich
rozmowę. – No sam pomyśl, wolałbyś prowadzać się z kimś, kogo w całym Masjafie
wszyscy kojarzą tylko z tego, że wpadł do studni, czy z Mistrzem, o którym
krążą chwalebne opowieści? – zapytał, całując mężczyznę w policzek i serwując
mu rozbrajający uśmiech.
– Altaïr,
mnie zupełnie nie obchodzi co kto o tobie mówi, póki nie są to groźby śmierci
albo informacje o zdradzeniu mnie – wyjaśnił łaskawie zarządca, na przymilanie
się swojego kochanka reagując pozorną obojętnością.
– Ale jakim zdradzeniu, o tym w ogóle nie ma mowy! –
zaprzeczył od razu Ibn-La’Ahad, łapiąc swojego kochanka za dłoń i całując go w
jej wierzch. Na słowo „zdrada” coś mu nagle zaskoczyło w głowie. – Malik, ja
taką aferę o niespotkanie się z tym dzieciakiem robiłem, bo wiedziałem, że coś
się odwali i znowu się na mnie wkurzysz, nie dlatego, że mi się podoba i
chciałem coś przed tobą ukryć, serio!
– Mhm… – mruknął zarządca, uciekając wzrokiem przed
spojrzeniem mężczyzny. – Z drugiej strony wyglądało na to, że niespecjalnie
przeszkadzało ci jego zainteresowanie – zauważył trafnie, z lekkim wyrzutem w
głosie.
– Mnie i mojemu „przerośniętemu ego” podobał się jego
podziw, a nie on sam. – Asasyn uklęknął przed rafiqiem. – Chyba nie sądzisz, że
kłamię? – zapytał z lekkim wahaniem.
– Nie, nie sądzę. Ale mam do ciebie jedną prośbę. –
Malik mocniej ścisnął dłoń kochanka.
– Jaką? – zapytał Ibn-La’Ahad.
– Jeżeli kiedyś spodoba ci się ktoś inny, powiesz mi o
tym i rozstaniemy się na spokojnie. Nie chcę, żebyś w takiej sytuacji używał
sobie na boku, a potem wracał do mnie, kłamał w żywe oczy i udawał, że wszystko
jest w porządku.
– Malik, coś ty, nie śmiałbym! Z resztą… to chyba
groziłoby powolną i bolesną kastracją, więc powstrzymuje mnie od tego zarówno
chęć bycia wobec ciebie fair, jak i czyste przerażenie – powiedział nieco
żartobliwie.
Al-Sayf pokiwał powoli głową, milcząc przez chwilę.
– To dobrze – odezwał się w końcu. – Bo zdrada to jedyne,
czego nie byłbym ci w stanie nigdy wybaczyć.
– Jeszcze nie tak dawno temu sądziłem, że nigdy nie
wybaczysz mi tego, co stało się w Świątyni Salomona… – mruknął ciszej zabójca,
znowuż czując wzbierające wyrzuty sumienia.
– To co innego. Nie rzuciłeś się na Roberta, bo
chciałeś śmierci Kadara i mojego kalectwa, to był wypadek. Prawda, że z twojej
winy, ale jednak wypadek. Z kolei zdrada to świadome działanie, doskonale
zdawałbyś sobie sprawę z tego, że mnie krzywdzisz – wyjaśnił Malik.
– Możesz być w stu procentach pewny, że nigdy ci tego
nie zrobię. Przeszliśmy zbyt wiele, żebym… – W tym momencie asasyn zamilkł,
słysząc, że młodzik się krząta po biurze. – Myślisz, że wejdzie nam w nocy do
sypialni i mnie porwie…? – szepnął do zarządcy, realnie przerażony wizją
obudzenia się w jakimś zatęchłym lochu, będąc związanym i rozebranym do rosołu.
– Nie wiem, być może jest jakiś procent szans, że tak
się stanie. Ale to już twój problem, nie mój.
– Jak to? To TWOJE biuro, pilnuj mnie w nim przed
nadgorliwymi fanami, mającymi dostęp do broni białej!
– Trzeba mu było nie wmawiać, że wpadnięcie do
studni jest czymś chwalebnym. Ale skoro nie potrafiłeś trzymać języka za
zębami, to… słodkich snów, Altaïr.
Nareszcie ❤️❤️❤️❤️ Jak ja się z miniaturkami stęskniłam...Altair zawsze coś odwali...tylko mnie to nie dziwi? A tak poza tym czekam na więcej i weeeeeeeeeeny!
OdpowiedzUsuńAno trochę ich nie było, ale postaram się jakoś sprawnie i bez dłuższych zmuł poprowadzić je do końca. XuX
UsuńDzięki wielkie za komentarz, pozdrawiam! :)
Nareszcie rozdział szkoda tylko że taki krutki ale cieszę się że się pojawił weny życzę.
OdpowiedzUsuń:Tysia:
No, cała seria miała być w pierwotnym zamyśle nawet krótsza, bo to jednak miniaturki, a nie pełnoprawne opowiadanie. X"D
UsuńA dziękuję bardzo, pozdrawiam! :)
Kocham. Jednym słowem. Weny! XD
OdpowiedzUsuńCieszy mnie, że miniaturki Ci się podobają. :D
UsuńDzięki za wenę i komentarz, pozdrawiam! ^-^
Więc mówisz, że na wierzch wyszła narcystyczna strona natury Altaïra... A tak z czystej ciekawości, jaką inną on ma naturę? XD
OdpowiedzUsuńMalik dobrze prawi, jak się przechwalasz, to chroń własną dupę. A zdrada to czyn niewybaczalny i już! Ale Altaïr za bardzo się boi... znaczy, za bardzo kocha Malika, żeby go zdradzić. Tak, tak, tu chodzi o miłość, nie o jakiś tam strach. Yhm.
Lecę dalej :).
Oczywiście idealnego, przykładnego, niepokonanego zabójcy na białym koniu, a jakżeby inaczej! XDD
UsuńStrach? Jaki strach, to moja mina do kochania, te sprawy. XDDD
Dzięki za komentarz i pozdrawiam! :)