piątek, 6 października 2017

(Miniaturka AC) Dzień 6 cz.1 - Ryzyko

Znowu mnie trochu nie było, przerwa trwała... no, będzie ze dwa miesiące. Skupiłam się na korekcie starszych rozdziałów na blogu (mam nadzieję, że nie wyglądają już aż tak tragicznie i nie straszą błędami), zajęło mi to cholernie długo, bo w międzyczasie taki leń mnie dopadł, że przez ponad dwa tygodnie nie mogłam tego ruszyć, so... no, ale skończyłam je i już wracam do - mam nadzieję, że regularnego - pisania. xD
Miniaturki zaczynają trochu wchodzić w dramat... nie wiem, co ja chcę tym zabiegiem osiągnąć, chyba pokazać, że w Altaïrze coś się zmienia, że Malik zaczyna go inaczej traktować, ogólnie, że ten tydzień spędzony razem nie poszedł w krzaki i coś w nich po sobie pozostawił. W każdym razie, dzisiaj nieco poważniejsza i mniej rozbudowana część, w której poruszyłam kilka istotnych dla mnie kwestii w zakresie przemian bohaterów. Mam nadzieję, że się nie zawiedziecie, miłego czytania życzę! :)

***

Jerozolimskie biuro asasynów nigdy nie należało do szczególnie głośnych miejsc, co oczywiście nie znaczyło, że opływało w absolutną ciszę. Zawsze dało się w nim słyszeć a to skrobanie pióra na pergaminie, a to gruchanie zmęczonych gołębi pocztowych, a to krzyki kupców z targu, a to znowuż wiecznie rozgadanego Altaïra.
Dziś jednak było inaczej; wszystkie te typowe odgłosy ustąpiły miejsca ciężkim krokom na dachu i wzburzonym rozmowom, stłumionym przez zamknięty świetlik. Nie wyglądało na to, by żołnierze i templariusze – których Altaïr był tak łaskaw tu zwabić – mieli zamiar szybko się ulotnić. Co prawda kilkoro z nich pobiegło przetrząsnąć tę stronę miasta, gdzie – jak sądzili – asasyn im uciekł, znaczna część grupy została jednak w miejscu, w którym trop im się urwał. Czyli pod samym wejściem do biura.
To doprawdy niewiarygodne, że zeszłego wieczoru zdegradowany mistrz był tak zagubiony i przerażony, gdy wtulał się w zarządcę i przepraszał go, choć nawet nie wytłumaczył za co, a rano magicznie mu ta skrucha przeszła, zupełnie jakby nadejście nowego dnia wymazało z niego wszelkie nieegoistyczne uczucia, zostawiając po tym, na swój sposób, uroczym Altaïrze jedynie niewyraźny zarys, zdominowany przez zwykłego Ibn-La’Ahada – tego, który nie widział nic, poza czubkiem swojego zadartego nosa, uważał, że jest jakimś cholernym, niepokonanym Bogiem, a wszelkie popełnione przez niego błędy to zaledwie małe, nieprzewidziane komplikacje w jego absolutnie doskonałych planach.
Rzecz jasna wszystko miało swoje granice i wyglądało na to, że cierpliwość Al-Sayfa właśnie się wyczerpała. Kaleki zabójca na zmianę zerkał to w kierunku pomieszczenia ze świetlikiem, jakby obawiając się, że lada chwila któryś z żołnierzy zdecyduje się zbić szybę i wtargnąć do środka, to znowuż przenosił wzrok na swojego partnera, który obecnie chodził wyznaczonym szlakiem od biurka zarządcy, do przejścia między główną izbą, a tą z wejściem do biura, raz po raz klnąc cicho pod nosem.
– Obmyślasz jakąś kolejną, niezawodną strategię, Altaïrze? Może planujesz zapukać w tą szybkę i zawołać templariuszy na herbatkę? – prychnął zirytowany rafiq, starając się mówić jak najciszej, by nikt ich przypadkiem nie usłyszał.
– Malik, błagam cię, przepraszałem za to! Co miałem twoim zdaniem zrobić? Zauważyli mnie, pogonili, więc przybiegłem tutaj, żeby się schronić. Po to w końcu funkcjonuje to twoje cholerne biuro! – Asasyn z początku nie zważał na ilość wydawanych z siebie decybeli, słysząc jednak zaniepokojone rozmowy dobiegające z dachu, znacznie spuścił z tonu.
– Ono funkcjonuje po to, żeby zapewnić bezpieczeństwo i schronienie naszym braciom wykonującym misje. A ty w tym tygodniu nie robisz absolutnie nic, więc powinieneś ich odciągnąć od tego miejsca! Miałeś szczęście, że żaden nie zauważył jak tu wchodziłeś! – Malik przeszedł w tryb: głośny szept. – Po prostu przyznaj, że zawaliłeś i przegrałeś nasz zakład.
– Jakie znowu: „przegrałeś”?! I co to w ogóle za nagła zmiana tematu?! Malik, ten brak kończyny ani trochę mi nie przeszkadza, nie pieprz głupot! – Mężczyzna zaprotestował żywo, wciąż jednak uważając, by nie zacząć krzyczeć i dopadł do blatu biurka kochanka.
– Serio? Wydawało mi się, że wcześniej o wiele lepiej radziłeś sobie w walce, skradaniu i umykaniu wrogom. – Zarządca biura uśmiechnął się z jawną kpiną. – Altaïr, mów co chcesz, ale faktom nie zaprzeczysz; w ostatnich dniach bez przerwy popełniasz karygodne błędy, zupełnie jak zwykły nowicjusz, a nie były mistrz, któremu odebrano rangę!
– Ooo, teraz nagle wykorzystujesz okazję, żeby wszystko mi wytknąć, tak?! – Mężczyzna oskarżycielsko wycelował w Al-Sayfa palcem.
– Może i wykorzystuję, ale wiesz co? Naprawdę chciałbym, żebyś przyznał się do porażki i uczciwie zaakceptował fakt, że dałeś ciała. Jedna przegrana w życiu wcale ci nie zaszkodzi, a może nareszcie przestaniesz się tak puszyć! – Rafiq powiedział, co mu na wątrobie leżało, naiwnie licząc, że może choć raz jego słowa wywrą jakiś wpływ na mężczyznę.
Przez jedną, krótką chwilę naprawdę miał nadzieję, że nowicjusz coś zrozumiał. Że dotarł do niego żal kochanka, który – mimo wszystko – niejednokrotnie bał się powiedzieć za dużo.
Ta krucha ułuda szybko minęła, gdy po chwili ciszy Ibn-La’Ahad naciągnął kaptur na głowę, by jego cień niemal całkowicie zakrył mu twarz, po czym ruszył w kierunku izby ze świetlikiem.
– Mam ci udowodnić, że wciąż jestem w formie? Proszę bardzo. – Zatrzymał się w przejściu do drugiego pomieszczenia. – Odciągnę ich od tego twojego zakichanego biura, żebyś przestał wydziwiać.
– Żartujesz sobie, tak? – Zarządca na to oświadczenie aż wstał od biurka, czekając na jakieś: „Daj spokój, wydurniam się, przecież nie jestem aż tak głupi!”. Widząc jednak, że jego partner nie żartuje, w kilku krokach pokonał dzielącą ich odległość, łapiąc zdegradowanego mistrza za ramię i wciągając z powrotem do głównej izby, póki żaden żołnierz nie dojrzał go z góry przez szybę. – Porąbało cię już kompletnie? Nie przyjrzałeś się, czy liczyć nie potrafisz? Altaïr, nie świruj! Z jedną, czy obiema rękami, nie dasz rady tylu templariuszom i strażnikom na raz! Nawet we dwójkę byśmy nie dali!
Nowicjusz nie wyglądał, jakby oświadczenie zarządcy choć trochę go poruszyło. Z beznamiętnym wyrazem twarzy wyszarpnął się mężczyźnie i odsunął od niego.
– Mam odpuścić, żebyś potem się chełpił, jak to znowu Altaïr narobił problemów, a Malik po nim posprzątał? – prychnął z irytacją.
– Co ty znowu wygadujesz? – Zarządca zmarszczył brwi.
– Prawdę, cholera! Wkurza mnie, że niczego, co jest związane z tobą, nie potrafię zrobić dobrze!
– Nie chrzań głupot i przestań się drzeć, bo będziemy mieli przez ciebie pro… – Al-Sayf ugryzł się w język, zdawszy sobie sprawę, że niefortunnie dobrał słowa.
– No śmiało, dokończ! – zachęcił go nowicjusz, gotowy do kontynuowania tej ostrej wymiany zdań.
– Altaïr, posłuchaj, nie to miałem na myśli – sprostował rafiq, biorąc głęboki wdech, żeby nieco się uspokoić i przypadkiem nie dolać znowu oliwy do ognia. Więcej krzyków mogłoby im w tym momencie ściągnąć na głowę niemałe kłopoty.
– Czyżby? Popatrz na to od tej strony: zwabiłem ci watahę zbrojnych pod sam nos, poplamiłem tą cholerną szatę, najarałem się, zrzuciłem cię z dachu biura i władowałem na konia, którego posłałem kij wie gdzie, w dodatku przeze mnie Kadar… – urwał; kolejne słowa nie chciały mu przejść przez gardło. Oparł się tyłem o biurko i powoli osunął po nim na podłogę.
Zarządca chwilę się wahał, nim postanowił dołączyć do swojego kochanka i zająć miejsce tuż obok niego.
– Nie sądziłem, że się tym wszystkim przejmujesz. Do minionego wieczoru wydawało mi się, że takie rzeczy spływają po tobie jak po kaczce. Wiesz, prosty schemat: przepraszasz, ja ci wybaczam, czujesz się lepiej i zapominasz o całej sprawie. Co się wczoraj stało, że nagle tak emocjonalnie zacząłeś do tego wszystkiego podchodzić? To do ciebie niepodobne – stwierdził trzeźwo Malik, starając się brzmieć jak najdelikatniej.
– Nic się nie stało, po prostu zauważyłem kilka rzeczy, które wcześniej mi umykały – mruknął pod nosem zdegradowany mistrz, zdejmując kaptur z głowy i zerkając niepewnie w stronę Al-Sayfa.
Właściciel biura milczał przez chwilę, odwzajemniając spojrzenie i zbierając myśli.
– Wiesz… możesz mieć rację z tym, że robisz problemy – odezwał się cicho, przysuwając nieznacznie do Ibn-La’Ahada. – Zapomniałeś tylko dodać, że zawsze próbujesz naprawiać to, co zepsujesz. Poplamiłeś szatę po Kadarze, ale koniec końców zrobiłeś wszystko, żeby jakoś ją wyczyścić. Najarałeś się nie gorzej ode mnie i mimo tego, że faktycznie – mało inteligentnie wysłałeś mnie na koniu w dzicz – to jednak zadbałeś o to, by zająć się biurem i bym nie miał problemów przez tą niekompetencję. Jeżeli chodzi o mojego brata… to trudny temat. Nie wiem, czy kiedyś znajdę w sobie siłę, by całkowicie się z tym pogodzić; za to dzień, w którym ci wybaczę, przyjdzie na pewno. Bądź co bądź, robisz wszystko, by swoją osobą zapełnić lukę w moim życiu. Może wychodzi ci to trochę nieporadnie, doceniam jednak twoje starania. – Uśmiechnął się z rozbawieniem na widok niedowierzającej miny Altaïra. – A ci templariusze… gdybym cię nie zatrzymał, najpewniej byłbyś teraz na drugim końcu miasta, cudem unikając strzał łuczników, prawda?
– Może. – W tym momencie asasyn przywodził zarządcy na myśl małe dziecko, które mimo naburmuszonej miny, chłonie każde słowo pochwały. – Ale skoro tak, to czemu nie pozwoliłeś mi ich odciągnąć, bym mógł naprawić i ten błąd?
– Bo się o ciebie martwię, idioto! Może udałoby ci się ich zgubić, a może nie. Może zjawiłbyś się w biurze z powrotem cały, może ze strzałą w brzuchu, a może nie wróciłbyś wcale. Altaïr, nie zgadzam się, żebyś bez potrzeby tak ryzykował. Nie, kiedy jesteś w moim biurze, pod moją opieką. Templariusze w końcu odejdą, a chwilowo w mieście nie ma żadnych innych asasynów, o których musielibyśmy się martwić. – Al-Sayf przytulił się do boku skrytobójcy i oparł głowę na jego ramieniu, jednocześnie zaciskając palce na krańcu jego szaty. – Żeby nie było: nie mam zamiaru cię puścić. Nie musisz mi niczego udowadniać, o wiele większy problem mi zrobisz, jak dasz się idiotycznie zabić na środku drogi, więc bądź tak miły i siedź grzecznie na dupie, dobra? – Ni to prośba, ni rozkaz, wszystko jednak wskazywało na to, że jeżeli Altaïr faktycznie chciałby gdzieś w tym momencie wyjść, to tylko z Malikiem uczepionym u ręki.
Choć wcześniej nowicjusz wątpił, by jego kochanek mówił szczerze, a nie z litości, teraz zaczynała budzić się w nim iskierka nadziei, że być może rafiq nie kłamał i naprawdę nie ma mu za złe tych wszystkich krzywd.
Ibn-La’Ahad pierwszy raz od wielu tygodniu poczuł prawdziwą ulgę. Nawet jeżeli nie chciał tego głośno przyznać, Świątynia Salomona chodziła za nim od dnia, w którym doszło do wypadku. Oczywiście mężczyzna nie był typem, który ot tak lubił pokazywać swoje słabości, otwierać się i szczerze zwierzać, dlatego gdyby nie Malik, zapewne sam z siebie nie poruszyłby tej kwestii aż do końca życia.
– Cóż… – odezwał się z lekkim uśmiechem na ustach, zerkając kątem oka na swojego partnera. – Wygląda na to, że mam ZWIĄZANE RĘCE.
Zarządca uniósł brwi na to oświadczenie, a po chwili parsknął śmiechem i dał mężczyźnie lekkiego kuksańca w bok.
– Dekiel.




16 komentarzy:

  1. Kocham to jak piszesz! Na początku czułam współczucie dla Malika, za to jakiego ma kochanka ,ale w tedy weszły uczucia Altaira. Trzeba przyznać ,że obydwoje mają racje ,a ich związek jest pokręcony. Za to ich kocham ,a ciebie ponieważ jesteś w stanie to pokazać :D Niby tutaj nic wielkiego się nie stało (tylko Altair przyprowadził ze sobą kłopoty ci niczym nowym nie jest) ,ale emocje tutaj to balansują. Pokochałam ten chapter!!

    Yukiihino

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę dziękuję, że poświęciłaś chwilę i napisałaś mi ten komentarz, to wiele dla mnie znaczy!
      No i ulga - od kilku miniaturek miałam wrażenie, że zrąbałam chęcią pokazania światopoglądu i uczuć Altaira, odchodząc tym samym od humorystycznej części, w którą pierwotnie wszystkie rozdziały miały obfitować. Dobrze wiedzieć, że nie jest aż tak tragicznie i da się zobaczyć głębszą stronę ich związku, na tym mi zależało! QWQ
      Pozdrawiam! :)

      Usuń
  2. Cieszę się, że wrzuciłaś coś na bloga :)
    Uwielbiam Twoje opowiadania, a w szczególności fanfiction w Twoim wykonaniu. Moim zdaniem są genialne. Nawet nie wiesz jak potrafi mnie cieszyć wpis na Twoim blogu.Życzę by wena Ci dopisywała i żeby dopisywała Ci wytrwałość w tym co robisz na tym blogu :) Pozdrawiam serdecznie i trzymaj się ciepło <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uch, cieplej się robi na serduchu, jak się czyta takie komentarze. xD Serio mi miło, że moje bazgrołki dają ci radość, jak również dziękuję za poświęcenie chwili na napisanie tych słów! :)
      Również pozdrawiam! ^-^

      Usuń
  3. Uwielbiam tą miniaturkę, szczerze mówiąc to najlepsze opowiadanie Altmal na jakie się natknęłam. Przeczytałam je już z 4 razy i wciąż nie mam dość. Na rozdziale z fajkami dosłownie płakałam ze śmiechu, chociaż nie tylko wtedy xdd Twojego bloga znalazłam po przez wattpada, a dokładniej przez opowiadanie z Thief "Pokusa". Nie mogę się doczekać aż pojawi się też coś z Thief i Dishonored Twojego autorstwa. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział "tygodnia" i weny życzę ^ ^ Poozdrawiam~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz, miło mi, że opowiadanko tak Ci się spodobało! :)
      Czyli Wattpadowa reklama jednak działa, sukces. XD Z Thief i Dishonored (Corvo x Garrett) mam w planach dwa opowiadania: jedno tylko z ich parą, drugie z wieloma shipami, gdzie ta dwójka będzie jednym z głównych; tytuły wpadną na blog, jak uporam się z tymi obecnie prowadzonymi fanfikami. ^ ^
      Również pozdrawiam! :)

      Usuń
  4. Nie mogę się doczekać na dalszą część tego cuda! ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powoli się kolejna miniaturka pisze. :) Dzięki za komentarz! ^ ^

      Usuń
    2. :) ��

      Usuń
  5. Wygląda na to, że bardzo, bardzo, BARDZO siebie nie lubię. Jest późno, pół dnia albo pisałam, albo czytałam, no więc zmęczona jestem jak cholera, ale nie, nie pofatyguję się tutaj w ciągu dnia i nie będę czytać rześka jak skowronek. Nie. Przywlokę się zmarnowana, z omamami wzrokowymi i słowami uciekającymi mi z głowy. Ot, tak, dla samej frajdy. Co jest ze mną nie tak?
    Ogólnie, to jest mniej śmiesznie. Głębiej. I powiem Ci, że rozdział jest tak samo dobry, jak poprzednie, bo pokazuje związek naszych kochanych bohaterów, tylko odwrócony o 180°. A więc nie od tej lekkiej, napakowanej testosteronem strony, tylko od tej przyciężkawej od woni kadzidła, wyrzutów, przeprosin i pogodzenia. Tej równie ważnej i och, jak ja pięknie piszę taka senna. Powinnam tu trzasnąć jakiś poemacik w rodzaju: ,,Najważniejsze, to kochać sercem, a nie penisem, bo jak wiemy, penisa można sobie dorobić, a serce już niekoniecznie." O, tak, to było głębokie. Powinnam zostać trenerem personalnym. Stałabym za swoim klientem i krzyczałabym "Just do it!" kiedy bałby się czegoś zrobić. Bo jak wiemy, nic tak nie skłania do rzeczy, które mogą nas ośmieszyć, niż inna osoba, która ośmiesza się całkiem celowo dla nas. Więc pamiętajcie dzieci, znajdźcie sobie takiego przyjaciela, albo lepiej: bądźcie takim przyjacielem! Super zabawa, potwierdzone info.
    Kurczę, trochę popłynęłam. Wracając do miniaturki - słowa "Bo się o ciebie martwię, idioto!" sprawiły, że mam flashbacki ze wszystkich swoich ulubionych shipów. No błagam. Wyzywanie się i troska to dwie składowe miłości. To też potwierdzone info. W każdym razie, idę już sobie stąd, kocham mocno twoje prace, szanuję za każdą poświęconą minutkę i chcę wiedzieć, czemu na wszystkie moje ostatnie komentarze odpowiadasz w formie męskiej. Ciekawi mnie to.
    Pozdrawiam i weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co ma być nie tak, ja tak samo na blogi najczęściej zaglądam po zarwanej na granie nocce, kiedy oczy chcą mi wypaść z twarzy (tak jak teraz), so... grunt by był fun. X'DDD
      Bardzo pięknie, ale nie powiedziałbym, że to zasługa senności, wszak ogólnie ładnie piszesz. ^ ^
      Ano miała być luźna, śmieszkowa, prosta seria, a momentami wyszło za poważnie. XuX
      Twój klient miałby motywację życia, jeszcze konfetti i fajerwerków brakuje dla dopełnienia tego obrazka. XD
      Dzięki wielkie za te słowa i ogólnie cały komentarz, cieszy mnie, że mimo wszystko ciągle chce ci się tu zaglądać. x'D
      Co do ostatniego - ponieważ psycholog uświadomił mi, że nie ma co udawać. qwq
      Nawzajem, również pozdrawiam! :)

      Usuń
    2. Takie znęcanie się nad sobą to jest chyba jakiś syndrom pisarza. Bo wiadomo, że cudze prace to się najlepiej ocenia, jak się zdycha ze zmęczenia. #zostanę_raperę
      I właśnie! Po co ja tu włażę, jak nie po fun? W sumie to też po to, żeby się pointegrować, a co tam xD. Ale serio, siedzę sobie dzisiaj w internetach i czytam "UE chce zakazać memów". Ciśnienie mi skoczyło wyżej niż jak jeden dupek z mojej klasy mi przygadał, bo "kobiety i ryby głosu nie mają". No takiego to tylko za okno, naprawdę.
      "Bardzo pięknie, ale nie powiedziałbym, że to zasługa senności, wszak ogólnie ładnie piszesz. ^ ^"
      *upośledzony wyraz twarzy*
      Weź mi tak nie mów, bo się zarumienię i w środku nocy moja jakże piękna facjatka będzie się jarzyć jak latarnia morska.
      Funfact: mam ślepych/upośledzonych wzrokowo kolegów, którzy mówią mi, że słodko wyglądam, jak się rumienię. A ja mam takie wtf, wyglądam jak debil, o co wam chodzi, że niby zwykle wyglądam jeszcze gorzej? XD
      Ee, czy ja wiem, czy za poważnie? Jak dla mnie to dobrze, bo poza epickimi tekstami wgryzło się tam jeszcze trochę zwykłej, prostej codzienności, twardej jak skóra na piętach Cejrowskiego. #co_się_ze_mną_dzieje
      Konfetti. KONFETTI. O mój boziu, bądź kołczem razem ze mną. Odstawimy takie szoł, że czapki z głów i bania mała! I jak nam klient powie, że "on tego nie zrobi", to zgromimy go wzrokiem i zaczniemy pogadankę z serii "stary, ja się dla ciebie tak poświęcam, a ty mi nóż w plecy...", i im mniej będziemy mieć klientów, tym bardziej będziemy skuteczni! Wow. Rozpędzam się, sorki. Już widzę jak na pierwszej randce wyciągam kosztorys ślubu i chłopak/dziewczyna/jednorożec czy inny smok zawija manatki i zwiewa. Ach, maluje się przede mną piękna przyszłość.
      Sorki, ale musisz pisać dużo gorzej, żebym przestała tu zaglądać. Ale może lepiej tego nie rób, czasem tylko twoje poczucie humoru, które uświadamia mi, że nie tylko ja mam taką zrytą banię, ratuje mi dzień xD.
      A, okej. Jeśli czujesz się z tym lepiej, to zostaje mi tylko cieszyć się twoim szczęściem!
      *konfetti, fajerwerki, warczenie na każdego, kto ma z tym jakiś problem*
      Ogólnie to sobie tu leżę i zdycham, ale wspieram, c'nie?
      *ja do mnie: wtf, którego nieznajomego obchodzi twoje wsparcie mentalne z podłogi?
      też ja do mnie: tę osóbkę z dobrym serduszkiem wyżej, zamknij ryj*
      Pamiętajcie, dzieci, najważniejszymi osobami w waszym życiu jesteście wy sami, dbając o siebie, dbacie o wszystkich, których kochacie i którzy was kochają!
      Czemu do cholery ja tego nie kasuję, oszczędziłabym sobie porannego wstydu, ale nie, lalala. Wstydź się! *maniakalny śmiech, ale cichutko, bo nie chcę nikogo obudzić*
      Co ta ja miałam... A, tak. Bo ja mam takie zasadnicze pytanie. Nie musisz wyjaśniać, ale byłabym wdzięczna. Bo skoro jesteś chłopakiem (wybacz mi, istocie wolnomyślącej), to znaczy, że te wszystkie epickie teksty i żarty też wychodziły z głowy chłopaka? Tak technicznie rzecz biorąc? Bo jak tak, to normalnie smutno mi będzie. Tyle się naszukałam babek z poczuciem humoru, który by mi się podobał, a tu co, sami faceci? No i co ja teraz zrobię?
      *pakuje mapy, kompas i sucharki*
      Wyruszam na poszukiwanie krnąbrnych dziewcząt podobnych do mnie! Ale nie obawiaj się, druhu mój, u Ciebie zawsze bedzie mój port.
      *smutna ballada czy inna szanta*
      Idę sobie, bo mi odwala. Pa, pa! Zdrówka, weny i co to tam sobie jeszcze chcesz!
      P.S. Tylko niech Ci się nie wydaje, że się mnie pozbędziesz. Kapewu?

      Usuń
    3. No ba, niepodważalna zasada! xD *Wyciąga lutnię, będzie jej bit robić*
      UE się najwidoczniej nudzi, inaczej wyjaśnić tego nie potrafię. x'D
      A niech się rumieni, pozwól swojej twarzy być wolną! Prawdopodobnie rumieniec wzbudza w nich pewne instynkty stadne, ale kij wie, może wcale ślepi nie są? =uÓ
      O TAK, WJEŻDŻAJĄCE NA SUMIENIE TEKSTY I SZANTAŻ EMOCJONALNY TO NAJWYŻSZY STOPIEŃ KOŁCZOWANIA, WDRĄŻMY TO W ŻYCIE, nasi kliencie strzelą sobie w łeb po tygodniu. qwq
      Dzie ci ratuje zrytość wnętrza mojej czaszki - czuję się zaszczycony! ;w;
      *Podnosi łapkę w górę* Obchodzi, obchodzi! Q Q
      Zaraz wstyd, ja doceniam tą szczerość. xD
      Well, z głowy owszem, z reszty ciała nie. qwq *Kiedy twoja płeć mentalna koliduje z biologiczną, w efekcie zmieniasz szkołę, od roku wychodzisz z domu raz na dwa tygodnie i nie masz sił na życie*
      Kapewu! xD Wow, twoje komentarze zawsze mi robią ogromny uśmiech i podnoszą na duchu, także - szacunek, że chciało ci się tak rozpisywać i dzięki za te wszystkie słowa!
      Również zdrówka, również weny i pozdrawiam! :)

      Usuń
    4. Od tego pamiętnego momentu aż po chwilę mojej śmierci na pytanie "Czemu się nie malujesz?" będę odpowiadać "Pozwalam mojej twarzy być wolną!" O, tak. To świetny argument. Pozamiatane i te sprawy.
      Instynkty stadne xD. *samica robi się czerwona na mordce i traci czujność, można łapać za włosy i ciągnąć do jaskini* Ok, przepraszam, ale no. No no.
      No ale patrz, w tym szaleństwie jest metoda. Są klienci -> jebudu szantażyk emocjonalny -> klient albo robi, co powinien, albo kulka w łeb -> "selekcja naturalna, przetrwają najsilniejsi" -> rośnie pokolenie świadomych własnej wartości, pewnych siebie młodych ludzi! No i to jest myśl! Odsuńmy na bok fakt, że pewność siebie da się wyćwiczyć, to nieważne.
      No, spróbowałbyś się nie czuć. Nic tak nie spada o północy jak szklane pantofelki i deszcze komplementów.
      Hu, hu, taka się czuję doceniona :D. +0 do poczucia własnej wartości, ale tylko dlatego, że jak podskoczy wyżej, to wpadnę w narcyzm ;).
      Mam flashbacki. Takie jutubowe. Serio, jak wchodzę na YT, to mam tak: emo piosenki; wszystko związane z LGBTQ+; FTM w dowolnej formie, bo Kovu rządzi (jak nie znasz, to sprawdź *żadna tam chamska reklama, nie płacą mi*, bo raz, że dobrze gada, a dwa, że ma taki głos, że idzie się rozpłynąć). Co jest ze mną nie tak, ja się pytam.
      (To pytanie-zmyłka, bo ze mną wszystko cacy.)
      E, halo, halo. Dzwonię po cukierkową karetkę. Żadnego braku chęci do życia na mojej zmianie nie będzie, wiem jak to jest i jestem uczulona na wszelkie nieszczęścia. Ale powiem Ci (haha, z własnego doświadczenia, więc nie możesz powiedzieć, że nie wiem o czym gadam :P), że wszystko się ułoży! Serio, serio! Życie jest piękne i te sprawy.
      (Nigdy nie zostanę psychologiem, jestem zbyt "debilu, masz tylko jedno życie, (tutaj stoi takie ukryte "proszę"), nie marnuj go. Porozmawiamy o twoich problemach, moich problemach, problemach świata, a potem ja i tak wysnuję wniosek pt. Życie to najcenniejszy skarb", ale powspierać mogę. No.)
      No i czemu z domciu nie wychodzisz? Musisz łapać słoneczko i produkować witaminę D3 i od razu powinno być choć ciupkę lepiej! Jak przechodziłam etap zombie/apatii, to mama zabrała mnie do lekarza, a pani doktor tylko na mnie spojrzała i "a tak mi się wydawało, że zbyt cicho jesteś", rach-ciach, tabletki szczęścia (antydepresanty? Nie, nie, szczęście produkuje witamina D3!) wypisane i "tylko nałap słońca ile się da". No to tego, łapię xD. W sumie mogło też pomóc usunięcie się z toksycznego kręgu znajomych. Hm... Niee, to te tabsy.
      Ja Ci powiem, ten komentarz to jest nic. Potrafię trzasnąć taki elaborat, że w podziwie to jestem ja, jak mi ktoś na niego odpisze xD. No i wiesz. Trzeba się wspierać i te sprawy. Kto mi będzie tak pięknie o gejach pisał, jak ty zrobisz pa, pa? No właśnie. Także śmiej się jak najwięcej i wlewaj radość w swoje małe dzieci. Czy jak tam nazywasz swoje opowiadania, bo nie wiem, może potworami Frankenstaina? Kto wie, pewnie ty.
      Zdrówka, zdrówka... Fizyczne jest, psychiczne uciekło, jak pokazałam kosztorys ślubu. Weny wystarczy akurat, żebym nie miała wyrzutów sumienia, że nie robię zupełnie nic xD.
      No i nie ma to jednak jak stara, poczciwa rozmowa w komentarzach. Miło. ;D
      Do pewnie rychłego zobaczenia ;D.

      Usuń