A więc w końcu, po milionie lat, na bloga wpada pierwszy BillDip. x'D
Nie jest idealny, jak do tej pory jedynie czytałam fanfiction z tą parą, sama czuję się mocno nie na siłach, ale... chcę spróbować, zwłaszcza, że już ładne pół roku mam plan na dłuższe opko z tą parą i myślę, że ten oneshot jest dla mnie świetnym treningiem przed tym właśnie opowiadankiem, które najpewniej pojawi się zaraz po tym, jak jeden z obecnie prowadzonych tworów się skończy, bo za dużo na raz prowadzę. x-x
No nic, mam nadzieję, że jakoś tragicznie nie jest, miałam ubaw pisząc to, także... miłego czytania! :)
***
Wkurzało go to. Wkurzało jak jasna cholera.
Cipher zmarszczył brwi, usiadł wygodnie w eleganckim fotelu ze sztucznej, ciemnej skóry i naciągnął na dłoń białą rękawiczkę, po chwili identyczną ubierając na drugą rekę. Materiał napiął się mocno na czubkach wyprostowanych palców.
– Spróbujmy jeszcze raz… – powiedział do leżącego na podłodze tuż pod nim, posiniaczonego i nagiego Dippera. – Powiedz mi, czy masz już dość? – Uśmiechnął się delikatnie, prostując plecy i zakładając nogę na nogę. Łokcie ułożył na bocznych oparciach fotela, dłonie natomiast splótł ze sobą na brzuchu.
Tańczące w kominku płomienie co rusz rzucały głębokie cienie na blade, wychudzone ciało Pinesa i siedzącego ledwie dwa kroki od niego, Billa. Poza tym małym skrawkiem, reszta pomieszczenia pogrążona była w półmroku, przy drzwiach do korytarza przechodzącym w kompletną ciemność, w której nietrudno było o niezaplanowaną kolizję ze ścianą, bądź jakimś meblem.
Chłopak drgnął lekko po chwili i podkulił mocniej kolana, które z wysiłkiem spróbował objąć szczupłymi, kościstymi ramionami.
Bill czekał i czekał, odpowiedź jednak nie nadeszła. Poważnie zirytowany pomasował palcami skroń i zamknął swoje jedyne oko. W miejscu drugiego znajdowała się trójkątna przepaska i tylko sam demon wiedział, co się pod nią ukrywało.
– Nie denerwuj mnie, Sosenko. Jeżeli nie powiesz mi, że masz już dość, to uznam, że chcesz, bym kontynuował. – Brzmiał spokojnie, w środku jednak cały się gotował.
Ostrzeżenie, czy może raczej groźba, nie pomogły. Cipher, klnąc coś w swoim własnym, demonicznym języku, zerwał się nagle z fotela.
Ile to już trwa? Miesiąc? A może rok? Nie miał pewności, wiedział jedynie, że minęło zdecydowanie zbyt wiele czasu, odkąd ostatni raz słyszał – wtedy jeszcze nieco dziecinny – głos Dippera.
Nie mógł go złamać.
On – wielki Bill Cipher – nie potrafił zmusić młodego Pinesa do mówienia.
Dzieciak był zawzięty; mimo cierpienia, jakie blondyn zafundował mu przez cały ten czas, wciąż milczał. Kilka razy próbował nawet odgryźć sobie język, ale na jego nieszczęście Bill potrafił bez trudu przymocować go z powrotem, kończyło się więc tylko na niepotrzebnym bólu, a ostatecznie młody przestał próbować w jakikolwiek sposób się okaleczać. Zamiast tego postanowił milczeć.
Czemu Cipher tak bardzo próbował zmusić chłopaka do gadania? Z prostej przyczyny – Stanford był martwy, a jedynym, który znał to całe równanie, mogące uwolnić Billa i resztę jego demonicznej hordy spoza obszaru Gravity Falls, był właśnie Dipper, któremu wuj przed śmiercią powierzył tę tajemnicę.
To dlaczego po prostu nie zajrzał do jego umysłu? Próbował już niezliczoną ilość razy. Coś jednak chroniło bruneta przed jego obecnością i blokowało dostęp do większości wspomnień, w tym także do tego o pożądanym przez blondyna, równaniu.
Sosna miał tupet; mało kto ośmieliłby się w taki sposób postawić jednemu z najpotężniejszych demonów. Choć fakt faktem, że dzięki tej zuchwałości ustawił się i jako jedyny zdołał przeżyć. Cipher mógł go okaleczać, a potem składać z powrotem do kupy, o ile miał humor, ale nie mógł go zabić, bo wraz ze śmiercią Pinesa zniknęłoby to cenne wspomnienie, które tak pragnął zdobyć.
Zabawne, że był na tyle bystry, by zapewnić sobie immunitet i życie we względnym luksusie tuż obok wielkiego Ciphera, a jednocześnie był na tyle głupi, by mimo ostrzeżeń Stanka wracać do Gravity Falls w dniu, w którym Bill rozpętał drugi – i tym razem udany – Weirdmageddon.
No, prawie udany. W końcu nadal obejmował swoim szaleństwem okropnie mały obszar, dzienniki spłonęły, a Ford zdążył umrzeć, nim konsystencja świadomości Billa zdołała wyrwać się z okowów odnowionego umysłu Stanleya i przekształcić posąg, jaki po sobie pozostawił, w funkcjonujące, materialne ciało.
Jedynym sposobem na rozwiązanie problemu było zmuszenie młodego do gadania. Ogień w sercu nawet najdzielniejszej owieczki, musi w końcu zgasnąć.
Czubek wypastowanego, czarnego lakierka, zderzył się z bladym, zapadniętym policzkiem Pinesa.
Z gardła chłopaka wyrwał się zduszony jęk, a świat na moment przesłoniło mu morze czarnych plam. Nawet nie próbował wycierać cieknącej z kącika ust śliny, wymieszanej z niewielką ilością krwi.
Bill uklęknął przy nim i z lekkim obrzydzeniem zacisnął długie palce na podbródku swojej zabawki, uważając przy tym, by nie ubrudzić śnieżnobiałej tkaniny.
– Moja niegrzeczna Sosenka. Skoro nie protestujesz, to chętnie się tobą zajmę. Ale nie tutaj, – przyciągnął go bliżej siebie – tylko w tym pokoju, który tak uwielbiasz – szepnął niskim głosem wprost do jego ucha, po czym polizał i przygryzł je mocno.
Poczuł, że ciało chłopaka zadrżało nieznacznie. Młody doskonale zdawał sobie sprawę, czym może się skończyć zaprowadzenie go do tego pomieszczenia.
Demon nie ciągnął go za włosy, nie poganiał, nawet nie musiał się odzywać; gdy tylko wstał i ruszył w kierunku wyjścia z salonu, Dipper – mimo bólu i osłabienia – posłusznie poszedł za nim.
Opór nie miał sensu. Już od dawna to wiedział.
Posiniaczone, pokryte częściowo zabliźnionymi ranami nogi chłopaka, ledwo dawały radę utrzymać jego wątłe, białe jak kreda, ciało.
Dipper opierał się o wszystko, co tylko było pod ręką, byle tylko nie upaść. Jego drobne dłonie przytrzymały się ulubionego fotela demona, niskiej, zdobionej komody, a w końcu przesunęły się po blacie fortepianu.
Ach, fortepian…
Chłopak pamiętał, że Bill pięknie na nim grał, gdy jego metody wyciągania informacji były o wiele subtelniejsze i mniej bolesne. To miało miejsce w pierwszych tygodniach zniewolenia bruneta. Dzisiaj tamte czasy zdawały się jedynie zatartymi zjawami, które coś do niego szeptały i wygrywały w kółko tę samą, piękną melodię.
Starał się jak mógł, mimo to ciężko mu było nadążyć za blondynem, bo nawet coś tak trywialnego jak chodzenie, wywoływało niesamowity ból. Czuł, jakby mięśnie ud, zwłaszcza w okolicach pachwin, rwały mu się w drobne strzępy i oddzielały od kości.
Pines nawet się ucieszył, gdy dotarli w końcu na miejsce i mógł przez krótki moment odpocząć na podłodze, tuż obok nóg Billa, który obserwował go z mieszanką lekkiego niesmaku i ironicznego politowania.
– Och, czyżbyś źle się czuł, mój drogi? Skoro tak, to nie będę cię męczył i pozwolę ci usiąść. Ale tylko tam, gdzie wskażę. – Gestem kazał chłopakowi wejść za sobą do środka.
Dipper doskonale wiedział, że ta nagła troska w żadnym stopniu nie wynika z dobrych intencji demona. Dupek zapewne coś planował.
Z niemałym wysiłkiem podniósł się i dołączył do blondyna w ich małym pokoju zabaw, który na chwilę obecną był kompletnie pusty. Bill nigdy nie pozwalał mu ujrzeć pełnego arsenału, jaki tu ukrywał za pomocą swojej magii. Zawsze ujawniał tylko jedną rzecz – tę, którą akurat zamierzał użyć – dlatego Dipper nigdy nie był pewien, co tym razem strzeli tej bestii do głowy.
Cipher wyciągnął do niego rękę, a widząc wahanie swojej zabaweczki, wywrócił okiem i zniecierpliwiony pokonał kilka dzielących ich kroków, chwycił go za ramię i przyciągnął bliżej środka pomieszczenia, gdzie zmaterializował się w międzyczasie okryty czarną płachtą, tajemniczy przedmiot.
– Proszę, kochany, miejsce specjalnie dla ciebie. – Bill jednym, mocnym szarpnięciem odsłonił ukryty pod materiałem, mebel.
A było nim niskie, wąskie krzesło… z twardym, sztucznym penisem umiejscowionym po środku siedziska.
Pines, gdyby mógł, zapewne zbladłby jeszcze mocniej na widok tego czegoś. Spojrzał struchlałym wzrokiem na blondyna, jakby nie dowierzając, że demon mówi serio.
– No dalej, Sosenko! Nie bądź nieśmiały, tak cię przecież nogi bolały! – Bill najwyraźniej świetnie się bawił, widząc przerażoną minę Pinesa.
Chwycił go za dłoń i ustawił tyłem do krzesła, za to przodem do siebie. Każdą z jego kończyn osobno przypiął do zamocowanych na oparciach i przednich nogach krzesła, kajdan.
Mebla nie dało się oderwać od podłogi, przez co chłopak zmuszony był garbić się i uginać mocno nogi w kolanach, jeśli nie chciał opuścić bioder prosto na wyrastający z siedziska, członek. Oparcia były tak blisko siebie, że nawet nie mógł w jakiś sposób oszukać systemu i usiąść bardziej z boku. Krzesło było po prostu idealnie na jego wymiar.
Demon natomiast pstryknięciem palców zmaterializował sobie kilka metrów od niego dużą, skórzaną kanapę, a gdy rozsiadł się na niej wygodnie, w jego dłoni pojawiła się lampka wina.
– Zaczynajmy. Siad – rozkazał, tonem właściciela, który próbuje nauczyć swojego psa nowej sztuczki.
Dipper pokręcił energicznie głową; czuł się upokorzony i obolały. Zapewne nie wykonałby polecenia, gdyby nie ta perfidna pozycja, w której teraz się znajdował. Ból pleców mógł jeszcze wytrzymać, ale nogi? Kolana zdawały się kruszyć pod nim jakby były z porcelany, z kolei ściśnięte pośladki i napięte uda wręcz krzyczały, żeby po prostu je dobił. Nigdy nie był jakoś specjalnie wysportowany i zawsze miał problem z długim utrzymaniem się w pozycji siadu na niewidzialnym krześle, ale tym razem nie minęło nawet pół minuty, jak zaczął powoli opuszczać biodra, aż w końcu czubek zabawki dotknął jego wejścia.
Chciał się zatrzymać, ale zwyczajnie nie mógł, nogi kompletnie odmówiły mu posłuszeństwa.
Zacisnął zęby i – ku satysfakcji Billa – nie przestał, a jedynie zwolnił, próbując oszczędzić sobie bólu, co i tak wychodziło mu dość marnie. Na sucho ciężko było oczekiwać, że nic nie poczuje.
– Szybciej, Sosenko. Zaczynam się nudzić. – Blondyn upił łyk wina i gestem ponaglił swoją owieczkę. – No chyba, że mam tam podejść i trochę ci pomóc…
Kolejne energiczne kręcenie głową.
Chłopak wziął głęboki wdech, zacisnął pięści i pozwolił, by sztuczny członek zaczął się w niego wsuwać.
Nie myśl o świecie wokół, przypomnij sobie fortepian.
Od samego początku było po prostu tragicznie. Weszła ledwie główka, a Dipper czuł, jakby to bydle miało lada moment rozerwać go na strzępy. Im bardziej zniżał biodra, tym głębiej zabawka wbijała się w niego, boleśnie zmuszając ściśnięte mięśnie do przepuszczenia jej dalej.
Aż w końcu dotknął udami siedziska. Odetchnął z ulgą i zamarł w kompletnym bezruchu, bo tylko w takiej pozycji względnie nie odczuwał bólu.
Oddychał ciężko, a jego czoło błyszczało od potu. Demon wymyślał już gorsze tortury, ale chłopak z pewnością najbardziej nienawidził takich jak ta, gdzie był zmuszany sam sobie zadawać ból i poprzez które Bill udowadniał mu, że jest jedynie słabym gówniarzem, niepotrafiącym zapanować nad swoim paskudnym ciałem.
Był zwykłą niedojdą. Po co wciąż żył? Cipher wiedział, że i tak nic mu nie powie, więc po co to ciągnął?
– Wstań – padło kolejne polecenie, nie dając młodemu zbyt długo nacieszyć się spokojem.
Nie chciał. Tak bardzo nie chciał tego robić, pragnął zostać tak już na zawsze, nie ruszać się i nie czuć więcej tego bólu.
A jednak musiał to zrobić.
Napiął mięśnie i powoli zaczął unosić biodra. Wszystko w nim krzyczało, gdy członek zaczął się z niego wysuwać.
Wstawanie poszło mu znacznie szybciej, niż siadanie. Po chwili znów zawisł w tej samej, niewygodnej pozycji, co na początku. Gdyby to krzesło było odrobinę wyższe, pewnie nie myślałby teraz o tym, jak to przyjemnie byłoby znów usiąść.
Demon zaczął rzucać szybko na przemian tymi dwiema komendami, zmuszając Dippera do energicznych ruchów biodrami, na które ciało chłopaka coraz głośniej się buntowało, aż w końcu, po którymś „siad”, nie był w stanie zareagować na „wstań”.
Drżał z wysiłku i cały lepił się od potu. Wręcz nadludzką wolą walki udało mu się jeszcze nie zemdleć.
– Och, wygląda na to, że moja Sosenka nieco się zmęczyła. Wybornie, bo akurat skończyło mi się wino. – Bill wstał z kanapy, dematerializując przy tym pusty kieliszek ze swojej dłoni.
Wolnym krokiem zbliżył się do chłopaka, już po drodze rozpinając rozporek w swoich spodniach. Dipper odwrócił wzrok, gdy demon uwolnił z bokserek swoją twardniejącą męskość.
Twarz Pinesa znajdowała się na równi z kroczem demona, nie musiał więc ani specjalnie wysoko wyciągać szyi, ani się garbić i wyginać, by móc zaspokoić swojego pana, który bez zbędnych komentarzy, jedną dłonią trzymając swojego penisa, zaczął ocierać się nim o policzek chłopaka, patrząc przy tym w dół, prosto w zaszklone oczy swojej małej zabaweczki i oblizując lubieżnie wargi.
– Otwórz usta – rozkazał demon, a gdy chłopak wykonał polecenie, wsunął w nie członka.
Nie musiał mówić nic więcej, Dipper dobrze wiedział, co miał robić.
Wcześniej próbował się mścić; za siostrę, za znajomych, za tych wszystkich niewinnych ludzi, których demon pozabijał z zimną krwią, ale potem zrozumiał, że to, tak jak cała reszta, jest bez sensu. Nie mógł go zranić, a jedynie rozwścieczyć.
Właśnie dlatego ssał teraz jego penisa, poruszając głową rytmicznie w przód i w tył, starając się ignorować chwile, gdy męskość Billa docierał aż do jego gardła, sprawiając, że chłopak zaczynał się krztusić własną śliną.
Na nieszczęście Pinesa, Cipher był nieczuły na obraz nędzy i rozpaczy, jaki chłopak sobą prezentował; demon zignorował zbolały wzrok jego małej owieczki i tylko przyspieszył ruchy biodrami.
Nie pozwolił sobie na zbyt szybkie dojście, chciał jeszcze trochę poużywać sobie na młodym, nim zaspokoi tę prymitywną, ludzką powłokę, jaką przy nim przybierał.
– Jesteś w tym coraz lepszy, Sosenko – pochwalił blondyn. – Chcesz, żebym już przestał? A może wolisz kontynuować naszą małą zabawę? – zapytał, ponownie nie dostając odpowiedzi. – Nie słyszę sprzeciwu. W takim razie przejdźmy do następnego punktu – zadecydował.
Pstryknął palcami, a kajdany krępujące kończyny Dippera, zniknęły.
Więzień demona w pierwszej kolejności rozmasował obite, kościste nadgarstki, a dopiero w drugiej spróbował się podnieść z krzesła, choć czynność tę skomentował zduszonym jękiem i wykrzywieniem twarzy w grymasie rosnącego bólu.
Nie miał czasu by odetchnąć z ulgą i choć przez chwilę odpocząć, bo w momencie, w którym stanął prosto, Bill odepchnął go mocno w tył.
Dipper zachwiał się i upadł, nie natrafił jednak na owo przeklęte krzesło, które zdążyło się już zdematerializować, tylko przywalił plecami w zimne, twarde kafelki, przez kilka sekund nie mogąc złapać tchu.
Cipher stał nad nim i uśmiechał się z rozbawieniem.
– Ach, zapomniałem ci powiedzieć, mój drogi, że będziemy mieli dzisiaj gości. Pamiętasz jeszcze moich towarzysz, prawda? Byli u ciebie jakiś czas temu… jeden chyba połamał ci wtedy rękę. Kojarzysz, co nie? Zaprosiłem ich dzisiaj do naszej wspólnej zabawy, niech się faceci wyszaleją; może przy okazji zdołają otworzyć ci tą śliczną buźkę – mówił, jednocześnie klękając przy chłopaku i opuszczając swoje spodnie nieco w dół.
Piękne, czyste dźwięki fortepianu… pamiętasz je, prawda?
Dipper nawet nie miał siły zaprotestować, gdy Bill obrócił go na brzuch i dłonią przytrzymał go za kark, tym samym mocno dociskając policzek chłopaka do podłogi.
Kiedyś się szarpał, gryzł, pluł, walczył, robił wszystko, byle tylko wyrwać się ze szponów tego szaleństwa i uciec.
Dziś ledwie miał siłę oddychać, a ułuda wolności dawno w nim umarła.
Zacisnął mocno powieki i spiął się, gdy poczuł, że demon zaczyna się o niego ocierać. Bill początkowo dość leniwie przesuwał swoim penisem po wejściu chłopaka, co chwila mocniej napierając na nie główką.
Nie spieszył się. Chciał, by zakończenie tego chorego teatrzyku wisiało nad młodym jak sęp nad ścierwem; by spinał się i wił, w niemej rozpaczy oczekując najgorszego; by w końcu zaczął błagać o litość i pozwolił mu się złamać.
Chłopak z całej siły zacisnął zęby na wewnętrznej stronie policzków, chcąc jednym bólem zamaskować drugi i możliwie jak najskuteczniej pohamować krzyk, który zapragnął wyrwać się z jego gardła w momencie, w którym blondyn wbił się w niego cały, lubrykant zastępując własną śliną.
Demon nie miał zamiaru oszczędzać swojego więźnia, od samego początku narzucił mu szybkie i ostre tempo.
Z oczu Dippera popłynęły pierwsze łzy, które Bill zauważył po chwili.
– Och, daj spokój, Sosenko. Miałeś przygotowanie na karnym krzesełku, już nie wydziwiaj, że aż tak cię to boli! – Cipher wywrócił oczami, całą swoją uwagę skupiając na dotkniętym przez sierp okrutnego losu, wychudzonym ciałku, które spinało się pod nim z wysiłku.
Czy pozwolił sobie na szybkie załatwienie sprawy? Gdzieżby.
Czując zbliżające się spełnienie, demon cofnął biodra i zmienił pozycję, tym razem zmuszając Dippera do leżenia na boku, sam natomiast uniósł wysoko jedną z jego nóg i wrócił do zabawy.
Musiał przyznać, że odkryty przez niego ewenement, jakim był orgazm, sprawił, że blondyn nałogowo często wracał do tej plugawej, ludzkiej formy, a potem bez powodu uznawał, że Dipper zasługuje na tego typu karę.
Pan Koszmarów był egoistycznym egocentrykiem, ale to przecież nic złego. Prawda…?
Zignorował fakt, że chłopak był zwyczajnie zbyt wykończony, by jego ciało jakoś żywiej zareagowało na to, co demon z nim wyczyniał; nie przeszkadzało mu również, że posuwał na wpół przytomną kłodę, która nawet nie starała się udawać, że temu stosunkowi towarzyszą jakieś bardziej podniosłe emocje.
Wszystko w ciele Pinesa pulsowało otępiającym bólem, nie wykluczając pachwin i pośladków, które tak go rwały, że nawet nie poczuł, kiedy Bill skończył i z niego wyszedł. Zorientował się dopiero wtedy, gdy Cipher puścił jego nogę, a ta z całą mocą uderzyła kostką o ciemne kafelki, wyklejone od potu chłopaka i nasienia demona.
Dipper odetchnął, drżąc cały; otarł wierzchem dłoni czerwone od płaczu oczy i podniósł się na przedramieniu, patrząc wyczekująco na ogarniającego się Billa.
– Ja na razie wychodzę, Sosenko. Baw się grzecznie z moimi znajomymi. – Blondyn posłał mu lisi uśmieszek, a zaraz potem wstał i wolnym krokiem odszedł w kierunku drzwi, wychodząc przez nie na korytarz i nie zamykając ich za sobą, dzięki czemu Dipper miał szansę usłyszeć rozmowę Ciphera z jego sługusami. – Znacie zasady, wszystko dozwolone, poza wykończeniem młodego. Nie chcę słyszeć żadnego: „Ups! To było niechcący!”, tak jak było przy siostrze Sosenki.
– Ale tamta sytuacja naprawdę była bardzo niefortunnym wypadkiem… – wtrącił jeden z demonicznych kolegów Billa.
– Niefortunnym wypadkiem, przez który nie mam teraz na tego szczyla absolutnie żadnego haka! – warknął zirytowany blondyn. – Mniejsza. Bawcie się dobrze, tylko go nie zabijcie.
– Czemu nie? To pisklę i tak nic nie powie, co ci zależy? – zapytał znów ten sam potwór, co poprzednio.
– Nie zależy. – Blondyn wzruszył ramionami. – Ale nie chcę tak łatwo odpuścić i przyznać, że zmarnowałem tyle czasu po nic. Nieważne, idźcie już – ponaglił, ciężkim westchnięciem komentując sadystyczne, lubieżne uśmiechy, jakie pojawiły się na twarzach i pyskach jego kompanów.
Nie przejmuj się, po prostu usłysz tę melodię.
Bill był głuchy na świat. Na wołania o pomoc, na krzyki i agonalne jęki, a nawet na obezwładniającą ciszę. Wszystko, na co zwykły człowiek zareagowałby chęcią udzielenia pomocy, on ignorował.
Siedział właśnie w salonie przy swoim od dawna nieużywanym fortepianie i udawał, że z pokoju na końcu korytarza wcale nie wydobywają się te wszystkie dźwięki, wśród których i tak nie było głosu Dippera, w tym momencie zapewne branego siłą przez kilka bestii na raz.
Łamały mu kości? Wyrywały płaty skóry wraz z mięsem? Odcinały palce? Wyszarpywały z dziąseł zęby przez wydrapane w policzkach dziury? Bill nie miał zamiaru tego wiedzieć.
Otworzył klapę zastałego instrumentu i na próbę wcisnął jeden z klawiszy.
Dźwięk, jaki wydobył się z wnętrza fortepianu, momentalnie zrelaksował blondyna.
Powinien częściej grać. Ma tyle kłopotów na głowie, tyle stresu… a to odpręża go jak nic innego.
Usłyszał dźwięk tłuczonego szkła, a po nim trzask smagającego bicza.
Jak to możliwe, że te wszystkie tortury nie podziałały na chłopaka? Jak to możliwe, że demon wyrządził mu tyle krzywd, a on nadal upierał się przy swoim, udając jakiegoś milczącego superbohatera, który poświęca się dla świata?
Czyżby źle się do tego zabrał? Czy początkowa łagodność, jaką okazywał brunetowi, mogłaby poskutkować zupełnie innym zakończeniem?
Minęła godzina. Potem dwie.
Bill wciąż siedział przy nieszczęsnym instrumencie i zamyślonym wzrokiem wpatrywał się w lampkę wina, ustawioną na wąskim pasku blatu, znajdującego się tuż przed otwartą klapą. Enty raz tego dnia zabierał się do grania, a w ostatniej chwili cofał dłonie, ilekroć opuszki jego palców stykały się ze śliską powierzchnią klawiszy.
W końcu usłyszał powolne kroki, z wolna zbliżające się w jego stronę.
Demon nawet nie zorientował się, że jego koledzy już jakiś czas temu skończyli, a Sosenka – obdrapana i obolała – po względnym doprowadzeniu się do porządku i odczekaniu, aż pierwsze i najgorsze fale bólu miną, przywlokła się do niego.
Gdzieś pomiędzy futryną drzwi, a komodą, chłopak upadł na ziemię z głośnym hukiem, wciągając głośno powietrze, gdy jego wystające kości kolejny raz tego dnia zderzyły się z podłogą.
Bill nawet na niego nie spojrzał. Ten widok, owszem, był satysfakcjonujący, ale w tym momencie nie miał nastroju na dalsze pastwienie się nad owieczką.
Brunet dzielnie doczołgał się aż do krzesła, na którym siedział Bill i zaległ przy nim na podłodze. Brudny, obolały, zmęczony egzystencją i chcący zasmakować luksusu, jakiego jego krewni i przyjaciele doświadczyli już masę czasu temu.
Chłopak podniósł się na łokciach i skierował zmęczony wzrok na profil twarzy demona, który wciąż bezdusznie ignorował jego obecność.
Może przyszedł czas, by to zakończyć? Pozwolić temu potworowi ziścić te wszystkie plany? Stać się dla niego bezużytecznym śmieciem, którego w końcu pozwoli zabić…?
Tego dnia fortepian ucichł, a on zapragnął znów go usłyszeć.
Pines wahał się moment, nim w końcu wyciągnął przed siebie rękę, chwycił Billa za nogawkę spodni i pociągnął go za nią lekko, zwracając tym samym uwagę Ciphera.
– Zagraj… – wycharczał słabym, cichym głosem, którego sam nie mógł rozpoznać.
Przez chwilę na twarzy demona rysowały się dezorientacja i zdziwienie, po których na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech. Zdjął białe rękawiczki i ułożył palce na klawiszach.
– Czego tylko zapragniesz, mój kochany…
YES. Za dużo Dayshift at Freddy's xD. Ekhem, tak czy inaczej - Wzruszyłam się ;-;. Znaczy końcówką, żeby nie było xD. Choć mówiąc szczerze chciałabym zobaczyć rozrywanego, przez znajomych Bill'a, Dipper'a... To źle xD. Ogólnie One Shot świetny, jak zawsze, życzę weny i chęci do dalszego pisania ^^
OdpowiedzUsuńTo co najlepsze, perfidnie zostawiłam dla wyobraźni. XD
UsuńA dziękuję, zwłaszcza za wenę, która lubi uciekać. xux
Pozdrawiam! :)
Ło jeżu, kiedy to ja tu ostatnio byłam? Chyba w czasach, w których rozdziały przepaści były numerowane jedną cyferką :X aż wstyd po takim czasie wracać, bo nawet nie mam sensownego wytłumaczenia (no dobra, jakieś tam mam – trochę mi się zapominało, a zaczęło się od cudownego „jutro skomentuje/później to przeczytam” i nim się zorientowałam przestałam tu zaglądać :c ╮("╯_╰)╭ i pewnie dalej bym tak zapominała, gdyby nie to, że dzisiaj w okolicach 5 nad ranem stwierdziłam, że chce poczytać pewnego billdipa i tak czytam czytam i nagle widzę tam twój komentarz .______. i zerknęłam na twój profil i miaam takie „ło przecież ja ją kojarzę!” i zajrzałam na bloga i zaczęłam wszystko nadrabiać i w końcu dotarłam do tego billdipa).
OdpowiedzUsuńA teraz szybko o innych opowiadaniach i przejdziemy do billdipa ヾ(*´∀`*)ノ
Tydzień: dalej uwielbiam te miniaturki <3 dalej są raz słodkie, raz śmieszne, a moim ulubieńcem na razie jest Dzień 4 cz.4 przyznam, że tak się przy tym śmiałam, że aż zleciałam z łóżka i obudziłam całą rodzinkę XD. „ Ja go nie otrułem! Nikogo nie otrułem! Ani nie zabiłem! Znaczy nie jego, bo ogólnie to zabiłem… ale nie jego!” a to to ja chyba wydrukuje i oprawie w jakąś ramkę albo nie… całą tę miniaturkę sobie wydrukuje i oprawie, bo była cudna <3.
Przepaść: a tu to ja mam wrażenie, że z rozdziału na rozdział robi się coraz lepiej. Po kazdym rozdziale coraz bardziej umieram z ciekawości i zastanawiam się co będzie dalej i ci dwaj debile w końcu się ogarną (błagam powiedz, że oni na końcu wylądują na jakiejś farmie z piątką dzieci i będą się tam kochać do końća dni, bo po 11 rozdziale strasznie mi smutno D: )
Drogi Nauczycielu: mam nadzieję, że się nie obrazisz, ale przyznam, że po 4 rozdziale sobie odpuściłam .---.
No to teraz billdip:
Przyznam, że ten billdip to była pierwsza rzecz jaką tu przeczytałam po takim czzasie i przyznam, że spodziewałam się czegoś luźniejszego (tak jestem geniuszem i zamiast zerknąć na opis opowiadania ja od razu wzięłam się za czytanie) .-. tak bardzo przywykłam do billdipów pewnej osóbki, że kompletnie zapomniała o tym, ze ta para może mieć jakieś brutalniejsze momenty i liczyłam tu na głupkowaty opis tego, jak to Bill uczy Dippera grać na fortepianie. ALE to nie tak, ze się zawiodłam czy coś :x przeciwnie! To jest jeszcze lepsze od moich wyobrażeń <3
Niby tak brutalnie, niby tak smutno ale przyznam, że z jakiegoś powodu zaśmiałam się przy karnym krzesełku i fragmencie o posuwaniu kłody. A przy „Nie chcę słyszeć żadnego: „Ups! To było niechcący!”, tak jak było przy siostrze Sosenki.” to już w ogóle tarzałam się ze śmiechu, bo tak bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo nienawidzę Mabel <3333
A końcówka tak bardzo urocza <33333 i w sumie chciałabym zobaczyć kontynuację D: jest jakaś szansa na nią?
I kolejny raz mam wrażenie, że mój komentarz nie ma sensu .-. i nie wiem czy dalej nie potrafię ich pisać, czy teraz jest to wina zmęczenia .-. więc ten…
Weny! I dobranoc.
O rany, historia życia. QWQ Ale cieszę się, że znów tu zajrzałaś, naprawdę mi miło!
UsuńTydzień to w ogóle zaczął zmierzać w dziwnym kierunku, to ćpanie z Raufem jest tego najlepszym dowodem. X'D
Ja... ja sądzę, że Bonnie na farmie zabiłby się kombajnem, a Spring zagłębiał tajemne sztuki gotowania z pomocą kończyn i wypatroszonych korpusów tych dzieci. X'DDD
Nie, spoko, przecie nie wszystko musi się każdemu podobać, zwłaszcza, że w Drogim Nauczycielu będą dość trudne wątki, takie jak przemoc, molestowanie, ktoś pewno w międzyczasie pójdzie do pierdla; zawiłości typu: "Przespałem się z zakochanym we mnie bliźniakiem gościa, z którym chodzę, sądząc, że to mój facet, a nie jego brat", także... to to nie jest szczególnie luźnym opkiem. X'D
Właśnie przez to, że polski fandom tej pary obstawia w luźność i miłość bez granic, zaczęło mi brakować w tym wszystkim czegoś mocniejszego, co uderzałoby w psychopatyczną osobowość Billa, jego fascynację bólem i wzgardzenie dla świata... I tak właśnie powstało to. qwq
Jak dla mnie Mabel jest spoko, ale w parze z Pacificą... jakoś podłapałam mocno temat tego yuri i się okazało, że niektóre opka z tą dwójką i arty są mega dobre. xD
W sumie to miał być tylko oneshot i nie myślę o tym, by go kontynuować, ale jak tylko jedno z aktualnie prowadzonych opek się skończy, to prawdopodobnie na to puste miejsce wpadnie albo opowiadanko z wymieszanych gier, albo właśnie dłuższy BillDip. xD
Dzięki wielkie za tak długi komentarz, to było mega motywujące! :)
Pozdrawiam i branoc! ^ ^
Po 5 godzinach snu stwierdzam, że czuje się całkiem nieźle ^^ i tak czytając mój komentarz stwierdzam, że nie wyszedł mi aż tak zły... tylko zapomniałam w nim o Namaluj Mój Świat .__. i chyba o jakimś one shocie.
UsuńSiebie? A to nie byłoby przypadkiem tak, że po jakiejś kłótni wsiadłby na kombajn i gonił nim Springa? xD Ewentualnie na odwrót?
Po tym co przeczytałam stwierdzam, że jednak spróbuję jeszcze raz zabrać się za Drogi Nauczycielu, bo zaciekawiłaś mnie tym "toś pewno w międzyczasie pójdzie do pierdla".
BillDip! *-*
*Człowiek Prześpię-Ponad-Osiemnaście-Godzin-I-Dalej-Idę-Spać*. X"D
UsuńFakt, Spring by pogonił... a Bonnie pewno zabiłby się, próbując do niego wsiąść. ALBO WJECHAŁBY W KARTONY.
Drogi Nauczyciel ma to do siebie, że postawiłam w nim na ilość, nie długość rozdziałów, także... zanim to się zdarzy, minie jeszcze sporo czasu. X"D
BillDipa nigdy dość. XDDD
Też tak kiedyś miałam .-. a potem zaczęły się u mnie problemy ze snem, a lekarz-geniusz stwierdził, że to wina stresu i zamiast dać coś na sen dał leki, po których człowiek robi się otępiały >_<
UsuńJa to chyba narysuję...
;c
Tak!Chociaż jeszcze 8 miesięcy temu twierdziłam, że to najgorsza para na świecie .-.
Jeszcze odnośnie poprzedniego komentarza - mabel x pacyfika jest nawet spoko ale daje Mabel nie lubię ;c za dużo niemieckich i angielskich fanfików z Mabel x Bill się naczytałam
Normalnie omijam tego typu Bildip ,ale ten się nawet przyjemnie czyta (coś złego jest ze mną) Bardzo podoba mi się zakończenia i z wielką chęcią zobaczyłabym drugą cześć tego one-shot'a (coo pewnie nie nadejdzie) Recz która bardzo przykuła moją uwagę tutaj jest fakt ,że nie pojawił się tutaj syndrom Sztokholmski... co jest niestety częste w tym ship'ie. Albo po prostu ja czytam złe reczy... Mam nadzieje ,że jeszcze coś napiszesz z tego :)
OdpowiedzUsuńYukiihino
Nie, kolejnej części nie mam w planach, oneshot oneshotem pozostanie. qwq
UsuńOj tak, nadmierne występowanie tego syndromu w większości fanfiction z tą parą może człowieka wkurzyć, zwłaszcza jak z rozdziału na rozdział Dipper z: "O MATKO, BILL TO TAKI DUPEK, NIENAWIDZĘ GO, ZABIŁ MI RODZINĘ.", magicznie przechodzi w: "BILL JEST TAKI COOL, CHYBA GO KOCHAM, TO NIC, ŻE WSZYSTKICH POZABIJAŁ.". X"DDD
W przyszłości planuję dłuższe opowiadanko z BillDip, prawdopodobnie pojawi się ono, gdy któreś z obecnych ff się skończy. xD
Dzięki za komentarz, pozdrawiam! :)
Przyznam, że nie byłam tu od bóg wie jak dawna, więc muszę nieco nadrobić zaległości. Nie mniej jednak oczywiście życzę weny i chęci do dalszego tworzenia.
OdpowiedzUsuńA dziękuję bardzo. :)
UsuńMyślałaś kiedyś o wydaniu książki? W wolnych chwilach pisać np. po stronie lub kilku? Jeśli masz coś takiego w planach, to naturalnie jestem pierwszą osobą ktÓRA MA SIĘ O TYM DOWIEDZIEĆ.
OdpowiedzUsuńNigdy mi nie będzie za dużo twoich opowiadań.
A wiesz, jak byłam młodsza, to były wielkie marzenia, że "wooo, napiszę, wydam, byndzie fajnie", ale dzisiaj to ja już mam w takie tematy ogromne zwątpienie, więc... x'D Jedyne, czego się można po mnie spodziewać, to dłuższe, autorskie opowiadanka; na wydawanie nie uda mi się znaleźć ani kasy, ani odwagi. X"D
UsuńW każdym razie: bardzo dziękuję za komentarz, miło usłyszeć takie słowa! Pozdrawiam! :)
***** (cenzura eks di) POPŁAKAŁAM SIE ;-;
OdpowiedzUsuńKobieto, zdobyłaś moje serce tym Billdipem. Nie wiem co jeszcze mogę napisać...
Czekam na coś dłuższego z tym pięknym shipem <3
Choć nie powiem... To mną wstrząsło xd
Życzę weny na kolejne Billdipem ;*
Billdipy*
UsuńAutokorekta nigdy nie zawodzi xd
Dziękuję za komentarz! :) No i bardzo się cieszę, że ten jednostrzał Ci się spodobał! ^0^
UsuńOpko dłuższe z tą parą na pewno się pojawi bo już w kij długo mam na nie plan, ale obecnie prowadzę nieco za dużo fanfiction na raz i nim zacznę publikować kolejne, te obecne muszę powykańczać. X"D
Dzięki wielkie, pozdrawiam! xD
Beyond Good & Evil Main Theme, pretty please!
OdpowiedzUsuńPS GG confused
Lisz
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWow.
OdpowiedzUsuńWow.
No w szoku jestem.
Wow. Wow.
One-shot GENIALNY. Matko święta. Jak można tak dobrze pisać i nie mieć Nobla na koncie??
Przepraszam, ale jestem już tak spaczona, że cały czas się uśmiechałam. No tak po prostu. Nie umiem mieć złamanego serca na wieść o cierpieniu fikcyjnych postaci, bo po prostu uwielbiam, kiedy cierpią.
Wszystko ślicznie, ładnie, idealnie.
Tylko szkoda, że się "przez przypadek" pozbyłaś Mabel, bo to moja kreskówkowa bratnia dusza jest. Też lubię żółwie i harpuny.
Także tego, idę polecać Cię znajomym, pozdrawiam cieplutko i weny życzę <3.
Ja się za to uśmiechnęłam czytając twój komentarz, dzięki wielkie za miłe słowa! ^0^
UsuńOsobiście cierpienie ulubionych bohaterów rusza mnie w cholerę, a i tak serwuję im coraz to nowsze dawki bólu... czuję się złolem. qwq
Ale to było w stu procentach przez przypadek, z pretensjami proszę iść do Billa! XD Harpuny są mocno spoko, a żółwie przecudnie gryzą! *-*
A dziękuję mocno, nawzajem i pozdrawiam! :)
I genialny fanfic billdip z strony genialnej osoby ktora napisała genialny one shot z billdipem nigdy nie nadszedł v.v to smutne, ale rozumiem jak zainteresowanie zaczyna więdnąć...
OdpowiedzUsuńAleż skąd, moje zainteresowanie GF jest tak żywe, jak w chwilach, kiedy po raz pierwszy spotkałem się z tą serią. :) Opowiadanko się pisze, postanowiłem współtworzyć je z drugą osobą dla rozruchu i własnej rozrywki, zdrówko ostatnio nie pozwalało mi tworzyć, ale już powoli do tego wracam. :)
UsuńDziękuję za komentarz i pozdrawiam!
Ładnie napisany ff, choć przyznaje że raczej preferuje te łagodne formy miłości dwójki bohaterów. Nie mniej jednak przedstawienie tego tak brutalnego aktu ze strony Billa sprawił, że siedziałam pod kocem w pełnym napięciu obrzydzenia, i zadziwienia. Czekam na więcej słońce <3
OdpowiedzUsuńA dziękuję bardzo i cieszę się, że mimo wszystko oneshot wywołał jakieś emocje. xD Jak tylko wena mi wróci i odwieszę bloga, to postaram się w miarę sprawnie napisać opowiadanko z tą parą w klimacie właśnie takiej bardziej łagodnej (przynajmniej z pozoru) miłości, bo mam już je zaplanowane od... welp, 4-5 lat. x'D
Usuń