wtorek, 18 lipca 2017

Miesiąc 1

I tak po... kij wie ilu miesiącach, w końcu wpada pierwszy rozdział opowiadanka z Inkiem i Errorem. x'D
Jakby ktoś jeszcze nie wiedział - opko jest w wersji HUMANTALE, więc szkielety są tutaj przedstawione jako ludzie, w dodatku pewne fakty pozmieniałam na potrzeby opowiadanka, więc nie wszystko może się tu zgadzać z kanonicznymi wersjami.
Do tego warto coś sobie wyjaśnić, bo ktoś mnie już o to zapytał: Error mówi tutaj "normalnie", znaczy się nie w... zglitchowany sposób, że tak to ujmę, bo tworzenie kwestii w taki sposób strasznie mi przeszkadza, zarówno w czytaniu, jak i w pisaniu. Poważnie, ilekroć zerkam na ff z tą parą, drażnią mnie dialogi z Errorem, w których słowa co rusz mają jakieś "usterki". Ja wiem, że to jest urok naszego Błędzika, ale o ile w dubbingach komiksów taki zabieg brzmi cudnie, o tyle wizualnie jest to dla mnie udręka, dlatego... wybaczcie, ale u mnie jego wypowiedzi będą zapisywane bez bugów.
No, nie przedłużając - zapraszam do czytania!

***

Error wziął głęboki wdech i położył dłoń na klamce.
Chwila. Może nie powinien jeszcze tam wchodzić?
– Sir, za przeproszeniem, wszyscy czekają już tylko na pana… – wtrącił stojący tuż obok niego, Mroczny Papyrus  jeden z wielu żołnierzy armii Nightmare’a. Ten tutaj miał najwyraźniej pecha, bo jego pan przerobił go na lokaja, tym samym dożywotnio zwalniając ze służby.
Nie ma co się dziwić, przywódca ich szajki strzelił sobie tak potężne zamczysko, że bez wykwalifikowanej służby coś by się tutaj jeszcze zalęgło.
Swoją drogą, Niszczycielowi naprawdę imponowało, że szef był w stanie stworzyć na raz aż tylu wojowników, utrzymywać ich przy „życiu” w ani trochę niedeformującym się ciele, a do tego wyglądał na zupełnie odprężonego, jakby wcale a wcale nie sprawiało mu to trudności.
Error czuł, że najprawdopodobniej nikt z ich gangu nie poznał jeszcze pełnej potęgi przywódcy. I to martwiło go najbardziej.
Dobra, raz kozie śmierć. Serce miał w żołądku, płuca w gardle, ale to nic. Wejdzie do tej sali i będzie się zachowywał swobodnie, bez grama hafefobicznych lęków, czy jakichkolwiek innych oznak zaniepokojenia.
Jedynie na lidera powinien uważać. Facet tu rządził, był cholernie silny i jeżeli Error palnąłby przy nim coś głupiego, to jego głowa wróciłaby do domu bez tułowia, który Nightmare najpewniej powiesiłby sobie nad kominkiem.
Oddech.
Wszedł do środka.
W sali nie było nic oprócz długiego, suto zastawionego stołu, przy którym siedzieli wszyscy ci, których Niszczyciel od pewnego czasu zmuszony był nazywać „sojusznikami”. Panujący wokół mrok zdawał się nikomu nie przeszkadzać.
Na honorowym miejscu spoczął oczywiście szanowny gospodarz, a tuż obok niego, Cross. Miejsce po lewej stronie Nightmare’a było puste, Error śmiał więc sądzić, że przeznaczone zostało właśnie dla niego.
Hałas i harmider nie ucichł ani trochę, gdy Niszczyciel wszedł do pomieszczenia. Wręcz przeciwnie – nasilił się i tylko delikatny uśmiech lidera podpowiedział mu, by zignorował wątpliwej jakości maniery tej hołoty i zasiadł obok niego.
Cross starał się zignorować obecność nowego gościa, choć wyraźnie mu ona zawadzała. Miał coś do Errora od samego początku.
– Witaj, mój drogi. Jak mniemam, masz mi coś do powiedzenia…? – Z ust Nightmare’a nie schodził oślizgły uśmiech.
Zapewne reszta, obecna na tamtej pamiętnej obławie, zdążyła mu już wszystko wypaplać.
– Tak, mam. W kwestii Inka… – zaczął brunet, ucichł jednak gdy przywódca uniósł dłoń, a ze środka stołu wystrzelił pąk czarnych, smolistych, dziko wijących się macek.
Wszystkie zdawały się być najprawdopodobniej niematerialnymi iluzjami, bo tace z potrawami wciąż stały nietknięte. Trzeba było przyznać, że Imperator nauczył się ostatnimi czasu naprawdę wielu nowych, przydatnych sztuczek.
Choć, prawdę mówiąc, fakt, że macki nie były prawdziwe, nie miał znaczenia. Sam ich widok wystarczył, by Killer przestał wczołgiwać się brzuchem na stół, próbując tym samym dosięgnąć siedzącego po przeciwnej stronie stołu, Dusta, Horror grzecznie odłożył nóż na swoje miejsce, ktoś inny przestał namolnie trajkotać, aż w końcu wszystko się uspokoiło i w pomieszczeniu zapadła całkowita cisza.
– Błagam was, nie potraficie wykazać się nawet odrobiną kultury? Nikogo nie ciekawi, co się stało z Inkiem? Naprawdę nie macie ochoty posłuchać krwawej opowieści, z brutalnymi szczegółami? Protektor wszystkim nam zdążył wielokrotnie nadepnąć na odcisk, więc może łaskawie przymkniecie jadaczki i dacie Errorowi mówić? – Może i zabrzmiało to jak delikatna prośba, wszyscy byli jednak świadomi, że w rzeczywistości była ona bezwzględnym rozkazem, którego złamanie mogło skończyć się czyjąś śmiercią. – No, opowiadaj, przyjacielu. – Imperator odchylił się nieco z krzesłem w tył i położył splecione dłonie na brzuchu.
– Znaczy, to nie… ja…  zaplątał się Niszczyciel, chcąc jakoś naprostować sytuację.
Owszem, wcześniej kazał chłopakom pomóc sobie w schwytaniu Pędzelka, na co przystali z sadystycznymi uśmiechami na ustach, ale wątpił, by równie entuzjastycznie zareagowali na to, że po tej całej akcji Ink wciąż żyje i ma się dobrze.
– Nie wstydź się, ja też nie jestem zbyt dobrym gawędziarzem. – Nightmare machnął ręką i zaśmiał się z lekkim rozbawieniem. – Szczerze mówiąc, to całkiem niedawno pozbyłem się fobii na publiczne przemawianie przed większym tłumem, więc… po prostu nam to opisz. Nikt nie wymaga, byś wysławiał się jak filozof.
Kolejny głęboki oddech.
– Chodzi o to, że nie mam o czym opowiadać. Ink wciąż żyje i jest w jednym kawałku – wyznał.
Zaraz rozległy się oburzone głosy tych, którym śmierć obrońcy uniwersów byłaby na rękę. Ktoś rzucił nożem, na całe szczęście na tyle niecelnie, że brunet nawet nie musiał się odchylać, by go uniknąć.
– Mówiłem ci, że on się nie nadaje! – odezwał się milczący do tej pory, Cross. – To samotnik, w dodatku zbyt miękki! Zobaczysz, będzie tak jak z Underfell!
Przez dosłownie ułamek sekundy przywódca wyglądał, jakby miał powyrzynać wszystkich tu obecnych, od Errora zaczynając, jednak równie szybko wrócił do swojej zwyczajowej – ni to rozbawionej, ni znudzonej – miny, po czym z mocą uderzył otwartą dłonią w blat stołu.
Huk jakimś cudem zdołał przebić się przez panujący harmider, względnie przywracając szajkę do porządku.
Nikt nie miał zamiaru wnerwić Nightmare’a jeszcze bardziej, każdy złoczyńca wolał zamilknąć i posłusznie odłożyć szykowaną już na Errora broń, niż ryzykować powolnym, bolesnym rozczłonkowaniem.
– Underfell – lider w pierwszej kolejności zwrócił się do Crossa – było zupełnie inną historią. Red byłby cennym nabytkiem, owszem, ale on wybrał już lata temu i wiadomym było po czyjej stanie stronie, gdy przyjdzie co do czego – stwierdził, lustrując ostrym spojrzeniem wszystkich swoich gości. – A teraz, Error, wytłumacz nam co miałeś na myśli mówiąc, że Ink wciąż żyje.
Sytuacja zrobiła się nieciekawa.
Niszczyciel uciekł wzrokiem na lewo, nie będąc pewnym, czy już przy pierwszym jego słowie Nightmare nie straci tej anielskiej cierpliwości i zwyczajnie go nie rozerwie.
– Postanowiłem zrobić z nim coś innego, niż szybkie zmasakrowanie. Patrzenie na jego szczątki znudziłoby mi się po minucie, zresztą… byłoby po tym mnóstwo sprzątania – wyznał w końcu, starając się brzmieć obojętnie.
– Ach tak… – Nightmare pokiwał powoli głową. A sekundę później jego dłoń zacisnęła się na przodzie koszulki Errora, którego Koszmar przyciągnął do siebie brutalnie. Niszczyciel wręcz wstrzymał oddech, nienawidził być dotykanym, zwłaszcza z zaskoczenia i to jeszcze przez kogoś, kto mógł ot tak, bez najmniejszego trudu, pozbawić go życia. – Powiem ci coś, mój drogi. Mam teraz na głowie mojego brata. Skubaniec jest ostatnią nadzieją wszystkich AU, których jeszcze nie zniszczyliśmy. Daje ocalałym nowe nadzieje i sny, które motywują ich do walki. – W głosie mężczyzny nie dało się wyczuć krzty wściekłości, jaka płonęła w jego oczach. – Któryś ze światów chroni przede mną Dreama, ukrywa go, a ja dostaję przez to białej gorączki. Na dodatek ty stwierdzasz, że nie zabiłeś Protektora – jedynego, który może zacząć odbudowywać uniwersa – bo ci się nudzi?! – Szef wstał, zmuszając do tego również Niszczyciela.
– Przecież nie powiedziałem, że go wypuszczę i pozwolę na zrujnowanie moich… naszych osiągnięć – warknął brunet, zaciskając obie dłonie na szczupłym nadgarstku lidera. – Ink walczył ze mną odkąd tylko pamiętam, nie mam zamiaru pójść mu na rękę i dać szybką śmierć!
Zapadła cisza, podczas której wzrok wszystkich z zaniepokojeniem wpatrywał się w przywódcę. Jeżeli straciłby nad sobą panowanie, nikt nie wyszedłby z tej jadalni w jednym kawałku.
W końcu Nightmare zwolnił uścisk, puścił Errora i opadł z powrotem na krzesło.
– Ciekawe. Muszę ci przyznać, że mnie zainteresowałeś. – Koszmar uśmiechnął się delikatnie, jak dziecko, które właśnie odkryło nową funkcję w starej zabawce.
– Zainteresował?! – wtrącił Dust. – Przez niego będą kłopoty! A co, jeżeli nas zdradzi?! Pozwoli Protektorowi odzyskać siły i napuści go na nas?!
– Nie zrobi tego. W chwili obecnej ma zbyt wiele do stracenia, by ot tak wszystko zaryzykować, czyż nie? – Zerknął kątem oka na Errora.  Zresztą, który z was wykazałby się taką pasją i szacunkiem, co? – Ciszę, jaka nastała po tym pytaniu, Nightmare skomentował jedynie rozbawionym śmiechem. – Żaden. Najpewniej ograniczylibyście się do powieszenia waszych odwiecznych wrogów na ich własnych jelitach, ewentualnie zmusili do połknięcia małej bomby, a potem wkręcali w robienie upokarzających rzeczy pod groźbą detonacji. Prymitywne i mało oryginalne. Długotrwałe męczennictwo, okaleczanie w taki sposób, by się nie wykrwawił na śmierć, ale stracił przytomność, powolne łamanie jego woli, ducha i kości, kruszenie jego umysłu… naprawdę to pochwalam. Czasami nie wystarczy zabić. O nie, śmierć daje nam – jako katom – jedynie chwilową satysfakcję, a męczennikowi – ukojenie. – Koszmar wziął z blatu złoty kielich pełen czerwonego wina i upił z niego łyk. – Nawet mi się to spodobało, masz u mnie plusa. Oczywiście jedynym warunkiem jest to, byś nie pozwolił mu uciec. Jak usłyszę, że Ink znowu panoszy się na wolności, twoja czaszka automatycznie zostaje zatrudniona w roli świecznika na mojej i Crossa kolacji, jasne?
 Jasne…  mruknął zaskoczony Error. Zgodził się. Naprawdę się zgodził. Co lepsze – nie zabił go!
– Może nawet skuszę się, by za kilka miesięcy do ciebie wpaść i też sobie na Protektorze poużywać…  stwierdził niby od niechcenia.
– Poużywać…? – Cross zmrużył groźnie oczy.
– W znaczeniu: poznęcać się, trochę wyżyć, odstresować… nic z tych zbereźnych rzeczy, które sobie pomyślałeś. – Imperator wzruszył ramionami, dość lekceważąco podchodząc do tematu.
– Wcale sobie nic nie…!
– No, to teraz czas na raporty. – Koszmar postanowił zignorować rozeźlonego chłopaka. – Horror, zaczniesz?

***

Po dwóch tygodniach straciłem chęci na liczenie kolejnych dni, spędzonych w tym więzieniu.
Nie mogłem powiedzieć, bym był traktowany jakoś wybitnie źle; dostałem przyzwoity pokoik, mogłem malować ile dusza zapragnie, odmawiano mi posiłków tylko wtedy, kiedy zamiast tworzyć jakieś zacne dzieło, zaczynałem zamalowywać płótno i ścianę fiutami. A to akurat robiłem niemal bez przerwy od czasu zniewolenia mnie w tej twierdzy.
Bez walki się nie poddam, wolę umrzeć z głodu, niż ugiąć kark przed kimś, kto zniszczył wszystko, co kochałem.
… Choć jakimś małym obiadkiem bym nie pogardził. W brzuchu mi burczało tak głośno, że nie słyszałem własnych myśli.
Ten cały bunt i nadzieja na uwolnienie się, sprawiły, że nie byłem w stanie myśleć o niczym innym. Może powinienem zacząć tworzyć jakiś sensowniejszy plan…?
– Jak ci idzie? – Error z rozmachem wszedł do pomieszczenia, niedbale trzaskając za sobą drzwiami. Zerknął na pomazane płótno, obfitujące w plamy i niedokładne szkice penisów, oraz środkowych palców. – Nadal? – Westchnął ciężko i oparł się plecami o jedną ze ścian. – Swoją drogą, nie wiedziałem, że jesteś aż tak wulgarny.
– A ja nie wiedziałem, że porywasz Bogu ducha winnych artystów i każesz im dla siebie malować – prychnąłem, wywracając przy tym oczami.
– Powinieneś być mi wdzięczny, że cię zabrałem do siebie, a nie zostawiłem na pastwę Nightmare’a – warknął.
– O tak, masz rację, jestem cholernie wdzięczny za spętanie mnie – tu uniosłem w górę nadgarstki, ciasno owinięte niebieskimi sznurkami – i uwięzienie w tym zapyziałym pokoiku! W sumie mogłem się spodziewać, że będziesz miał ochotę się nade mną poznęcać, ale myślałem, że zrobisz to w nieco mniej upokarzający sposób!
– Upokarzający? – Error zmarszczył brwi i jednym krokiem pokonał dzielącą nas odległość. Oczywiście nie cofnąłem się, a jedynie wyprostowałem, dumnie wypinając pierś do przodu i hardo patrząc mu w oczy. – W takim razie może powinienem kazać ci się rozebrać, przywiązać cię do stołu, rozłożyć na tobie różnorakie dania, a potem zaprosić Horrora, Crossa i resztę na kolację, podczas której zezwoliłbym im wbić widelec w każdą część twojego ciała, w jaką tylko sobie zażyczą? Taki sposób byłby twoim zdaniem mniej upokarzający? – zapytał, a ton jego głosu nie pozwalał mi nawet przez sekundę sądzić, że to co mówi, jest żartem.
On serio był w stanie to zrobić. Pytanie tylko, czy powinienem dalej walczyć i coraz gorzej go rozsierdzać, aż w końcu naprawdę się mnie pozbędzie?
Może mądrzej byłoby uśpić jego czujność? Udawać posłusznego, a w szczytowym momencie uciec stąd, znaleźć swój pędzel i wrócić do ratowania uniwersów.
Tylko czy to wypali?
Myślałem nad tym od dłuższego czasu, wciąż jednak nie byłem pewien tej opcji. Cóż... spróbować nie zaszkodzi.
– Wygrałeś, Error. Skoro tak bardzo chcesz, namaluję ci coś. – Westchnąłem głośno i wyminąłem go, podchodząc do wielkiej szafy w rogu pokoju, w której oprócz farb była także półka z płótnami.
Wybrałem sobie jedno, takie średniej wielkości i wymieniłem nim to pomazane, które stało na sztaludze.
– Co ty? Serio…? – Niszczyciel wydawał się być tą nagłą zmianą jeszcze mocniej zaskoczony, niż ja.
Fakt faktem, że dogryzałem mu przez ponad dwa tygodnie. Zrobienie się posłusznym z chwili na chwilę mogło zostać przez niego odebrane albo jako niezwykle podejrzana próba zrobienia mu wody z mózgu, albo jako objaw kompletnego załamania psychicznego. Ewentualnie mógł stwierdzić, że się poważnie nudzę.
– Serio. Miałbyś ze mnie niezłą bekę, jakbym tu skonał z głodu, a skoro zdecydowałem się spełnić twoje życzenie to oczekuję, że dotrzymasz obietnicy i zaserwujesz mi coś pysznego na obiad. Tylko żeby, brońcie Stwórcy, nie było w tym mleka, jestem uczulony – poinstruowałem i zgarnąłem z parapetu miękki ołówek, by nim delikatnie zacząć szkicować wizję dzieła, jakie chciałem stworzyć.
Subtelne pociągnięcia rysika szybko zaczęły tworzyć zarysy wzgórz, rzeki i zamku. O tak, w głowie miałem to dokładnie zaplanowane, bo korciło mnie, żeby przelać ten widok na płótno, już od wielu dni.
Potężna, zrujnowana wieża i dziurawe mury fortecy, będące w tak opłakanym stanie po ostatniej, wyjątkowo krwawej bitwie; całość zamku umiejscowiona była na wysokim wzgórzu, które kończyło się tuż za budowlą niemal pionową ścianą, w dole zaś płynęła rwąca rzeka, czysta i pobłyskująca w promieniach zachodzącego słońca, barwiącego niebo na wszelkie istniejące odcienie czerwieni i pomarańczu.
Nakręciłem się, w myślach to tak zarąbiście wyglądało, że nie mogłem tego nie namalować.
Chyba zbiera mi się na rzygnięcie tuszem.
Kolejny raz podszedłem do olbrzymiej szafy i podekscytowany jak małe dziecko, zacząłem szukać w niej słoiczków z odpowiednimi kolorami farb. Po wybraniu kilku, które miały mi starczyć na początek, wylałem nieco ich zawartości na paletę, wybrałem odpowiednio duży pędzel i z pasją zacząłem tworzyć pierwsze, barwne kształty, które za kilka warstw nabiorą głębi i realizmu.
Malowanie pochłonęło mnie na tyle, że przestałem zwracać uwagę na resztę świata. Z jednej strony byłem niewyobrażalnie szczęśliwy, ale z drugiej miałem cholerne wyrzuty sumienia.
To w porządku, że wesoło tu sobie maluję, podczas gdy pozostałe przy życiu uniwersa są narażone na atak?
Cóż… w chwili obecnej i tak nie mogłem nic zrobić. Musiałem liczyć na łut szczęścia, że w końcu uda mi się zerwać te cholerne sznurki i odzyskać pędzel. Dopiero wtedy będę mógł na poważnie wziąć się za… walkę?
Do tej pory moje starcia z bandą Nightmare’a były po prostu niewinnymi prztyczkami w nos. Czy naprawdę będę w stanie cokolwiek zdziałać, nawet jeżeli uda mi się uwolnić? Moja siła i zdolności będą na takim samym poziomie, jak wcześniej.
Oderwałem pędzel od powierzchni płótna.
Potrzebowałem naprawdę dobrego planu. Może powinienem załatwić ich tym, czym oni mnie? Na przykład armią? Tylko skąd miałbym ją wziąć?
– No czemu przerwałeś? – Mało zawału nie dostałem na dźwięk głosu Errora.
Byłem pewien, że Niszczyciela od dawna nie ma w pokoju. Tymczasem on, jakby nigdy nic, stał oparty o ścianę i z uwagą śledził każdy mój ruch.
– Czemu tu stoisz? To mnie peszy…  burknąłem i wróciłem do dalszego kreowania, starając się dać brunetowi całym sobą do zrozumienia, że nie, jego skromna osoba nie jest onieśmielająca, tylko zwyczajnie upierdliwa.
Jeżeli już miałem tu siedzieć i malować, wolałem to robić w samotności.
– Będę stał tam, gdzie mi się zachce. – Zrobił kilka kroków w moją stronę, aż w końcu poczułem jego oddech na szyi. Drań wisiał nade mną i patrzył mi się na ręce. – A teraz chce mi się stać tutaj.
Droczył się ze mną? Chciał mnie wpienić? Jego nieszczęście, że w obecnej chwili moje nerwy były w strzępkach i tego typu wybryki ani trochę nie wydawały mi się zabawne.
– Error, na litość Stwórców, nie zachowuj się jak dziecko! – jęknąłem załamany i zamoczyłem pędzel w kubeczku z wodą, by następnie po pozbyciu się z włosków starego koloru i wysuszeniu ich, nabrać odrobinę innej barwy, którą zacząłem wypełniać nagą przestrzeń pod zawalonym murem.
– Będę się zachowywał tak, jak mi się…
Nie wytrzymałem i dźgnąłem go brudnym pędzlem w twarz.

***

– Jesteś pewien, że to nie było zbyt ryzykowne…? – zapytał leżący na wielkim łożu, nagi Cross.
Uda bolały go niemiłosiernie, chyba nawet bardziej, niż miejsce, gdzie plecy kończą swą szlachetną nazwę.
– Jestem pewien. Error jest znudzony, a nie głupi; pomęczy go, wreszcie wykończy i od razu wróci mu ta pasja, jaką emanował na samym początku – stwierdził Nightmare, wzruszając przy tym lekko ramionami.
Mężczyzna siedział na krańcu łoża, tyłem do swojego kochanka. W jednej dłoni trzymał lampkę czerwonego wina, a drugą podpierał się od tyłu, z zaciekawieniem obserwując pełzającego po podłodze, pokracznego stwora, w jakiego udało mu się przekształcić swoje macki.
Od dłuższego czasu eksperymentował z mocami, chcąc je możliwie jak najbardziej rozwinąć. Owszem, potrafił naprawdę wiele, ale jego głównym problemem wciąż pozostawały dwie rzeczy: światło, które w większych ilościach mogło być dla niego zabójcze, jak również fakt, że całkiem sporo AU było dla niego niedostępnych przez brak neutralnej i ludobójczej ścieżki.
Parał się tym, że jego domeną były głównie negatywne emocje; póki ktoś nie zasiał w takowym uniwersum chaosu i nie doprowadził do kilku zgonów, świat pozostawał dla Imperatora niedostępny. Po to właśnie była mu ta drużyna, z Errorem na czele. Potrzebował kogoś, kto krwią wypali mu wejście w barierach do nieosiągalnych AU.
Byłoby naprawdę źle, gdyby Niszczyciel się od niego odłączył, albo – nie dajcie Stwórcy – postanowił stanąć po drugiej stronie barykady. Wszyscy wiedzieli, że Error jest niebezpieczny i nieprzewidywalny, jednak dla Nightmare’a w obecnej sytuacji był niezwykle cennym sojusznikiem. I co z tego, że Imperator był od niego silniejszy? Gdyby Błąd użyczył swej mocy wrogowi, Koszmar miałby poważny problem.
Cross westchnął ciężko i – posykując przy tym z bólu  na czworaka podszedł do swojego kochanka, już po chwili obejmując go i wtulając twarz w jego plecy.
– Daj sobie na dzisiaj z tym spokój. To nie jest męczące? – zapytał, widząc jak Nightmare na zmianę zaciska i rozluźnia palce na biednym kieliszku.
Był spięty, każdy jego mięsień drgał niespokojnie, a tuż pod jego skórą pulsowały pokłady używanej przez niego magii, która chyba nie była zadowolona z tego, że zmusza się ją do wykonywania nieznanych jej dotąd sztuczek.
– Momentami wręcz bolesne. Ale bez tych kilku nowych umiejętności będę na straconej pozycji. Przed nami jeszcze tak wiele walk… tak wiele pracy…  Przywódca westchnął ciężko, odkładając wino na blat szafki nocnej i pojedynczym strzepnięciem nadgarstka dematerializując pokraczną kreaturę. Zdolność stworzenia bestii trzy razy większych, niż ta i możliwość ich kontrolowania, byłaby niezwykle cenna.
– I właśnie dlatego musisz odpoczywać, póki masz na to czas. Chyba, że planujesz przegrać nim spełnisz daną mi obietnicę. – Cross uśmiechnął się zaczepnie i musnął wargami policzek swojego kochanka.
– Gdzieżbym śmiał. – Nightmare obrócił się do niego przez ramię, odpłacając się jeszcze żarliwszym pocałunkiem, a po chwili wraz z nim opadając całym ciężarem na zmiętą pościel.

***

Nie to, żeby narzędzia zawodowego malarza były jakoś szczególnie mordercze, ale udało mi się tak celnie trafić tym pędzlem, że Error omal w oko nie zarobił.
Z jednej strony byłem z siebie dumny. Mało brakowało, a zabiłbym, lub chociaż poważnie okaleczył, swojego największego wroga i to w najgłupszy możliwy sposób.
Z drugiej strony, Niszczyciel zareagował na ten akt przemocy wyjątkowo biernie. Ot, spiorunował mnie wzrokiem i wyszedł z pokoju. Nie wracał do mnie aż do następnego wieczoru, kiedy to znowu usiadł sobie wygodnie na krańcu łóżka i kazał mi malować, w ciszy obserwując moje poczynania.
Okazało się, że to nie był jego jednorazowy wymysł. Po tygodniu zrozumiałem, że Error ma zamiar robić tak codziennie.
Facetowi serio musiało się nudzić, przychodził do mnie i przez kilka godzin, nie wypowiadając ani jednego słowa, obserwował z uwagą każdy pojedynczy ruch pędzla.
Zaczynałem czuć się dziwnie. Chciał czegoś ode mnie? Robił sobie jaja? Bawiło go to? To jakiś nowy sposób na tortury?
Obraz, mimo poświęcania mu niemal całych dni, szedł mi niezwykle mozolnie. Ot, naszło mnie, by zrobić bardziej szczegółowe dzieło, a skoro miałem narzędzia i wenę, to korzystałem z niej pełną parą.
Gdy kończyły się farby, woda w kubeczku robiła się zbyt mętna lub zwyczajnie potrzebowałem umyć paletę, Error pstryknięciem palców wzywał swojego kamerdynera, jednego z mrocznych Papyrusów Nightmare’a, który spełniał wszystkie zachcianki swojego pana i to w – trzeba mu przyznać – naprawdę ekspresowym tempie.
Errorowi chyba naprawdę odpowiadał taki stan rzeczy, bo kiedy przychodził mnie obserwować, wyglądał na… spokojnego. Zrelaksowanego, jak chyba jeszcze nigdy.
To w ogóle miało rację bytu? Niszczyciel doznający błogiej euforii poprzez obserwowanie aktu stworzenia? A może nie był aż taki zły, zgorzkniały i aspołeczny, na jakiego próbował wyglądać?
– Ink, jak już skończysz, będę mógł spalić ten bohomaz? – zapytał w pewnym momencie, jakby nigdy nic.
Odwołuję. Skończony dupek z niego.




8 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. A dziękuję, miło mi to słyszeć. ^-^
      Pozdrawiam! :)

      Usuń
  2. Gdyby mnie ktoś obserwował przez cały czas tworzenia czegokolwiek to jeszcze pół biedy, ale gdyby ośmielił się chociażby pomyśleć o zniszczeniu mej pracy... Skończyłby gorzej niż marnie. KROPKA NIENAWIŚCI. Po za tym rozdział super i niestety, gdy Nightmare powiedział, że sobie poużywa na Inku to tylko jedna rzecz mi przyszła do głowy... Źle ze mną ;-;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Weź, ja bym się ruszyć nie mogła jakby ktoś zaczął mi się patrzeć przez ramię, jak rysuję. X'D
      Kropka nienawiści z tobą, najgorzej jak się starasz, wychodzi ci, a nagle osoba trzecia przychodzi i dla śmiechu kradnie ci kartkę spod rąk, po czym przypadkowo ją drze... qwq
      Ze wszystkimi nami jest źle, ale w pozytywnym sensie! xD
      Dzięki za komentarz i pozdrawiam! :)

      Usuń
  3. Nie mam talentu plastycznego za grosz, ale umiem sobie wyobrazić, jakie musi być irytujące takie usilne 'bierne przeszkadzanie' komuś w pracy. Szanuję za ten pędzel w oko. Choć z tym poużywaniem sobie... Wiadomo, co każdy pomyślał. Przewidywalne zboczenie i tyle. Opko super, więc chcę więcej ;D.
    I ani się waż zniszczyć prace Inka!
    Pozdrawiam cieplutko i weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci, że cholernie irytujące. x'D Człowiek się skupia, wysila, ręce i plecy mu odpadają, a tu jakaś randomowa osoba trzecia postanawia zakłócić owy spokój, rozerwać wenę na strzępy i zniszczyć cały nastrój swoją upierdliwością. NAJGORZEJ. X"D
      Pędzel w oko musiał być za taki brak poszanowania dla sztuki!
      To nie ja, to wszystko Error! QWQ
      Ano dziękuję, nawzajem! :)

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. Opowiadanko będzie kontynuowane zaraz po zakończeniu "Przepaści". :)
      Pozdrawiam!

      Usuń