No, w końcu się wzięłam i w końcu mniej więcej w klimaty Drogiego wróciłam, także... jak ktoś na to czekał, to łapać nowy rozdział, trochu się nad nim nasiedziałam, bo kompletnie nie mogłam rytmu złapać. x-x Raczej średnio mi to wyszło, bo przynudzające rozkminy bohaterów i te sprawy... no i nadal obstawiam na ilość, nie długość rozdziałów, dlatego akcja tak się wlecze. X"D
Miłego czytania życzę! :)
***
– Czego konkretnie miałeś nie robić? – Dyrektor oparł
łokcie na blacie biurka i zerknął ostro na siedzącego tuż przed nim,
Bonnie’ego.
– Nie wdawać się w bójki, zwłaszcza z Foxym, nie
denerwować nauczycieli, nie uciekać z lekcji i starać się omijać dyrektorski
dywanik szerokim łukiem – wyrecytował znudzonym głosem, wywracając przy
tym oczami.
– A ty co zrobiłeś? – Fazbear odchrząknął wymownie, w
odpowiedzi na ten mało kulturalny gest.
– Wdałem się w bójkę, zdenerwowałem pana Springtrapa,
uciekłem z jego lekcji i ostatecznie wylądowałem tutaj… – Uczeń westchnął
ciężko i spróbował oprzeć się wygodniej o drewniany zagłówek krzesła.
Mebel jak średniowieczne narzędzie tortur, minęło pięć
minut, a jego tyłek czuł się, jakby ktoś namiętnie wsadzał mu przez ostatnią
godzinę wyjątkowo gruby kij w dupę, uprzednio obsmarowawszy mu pośladki miodem
i wystawiwszy je na łaskę lub niełaskę Kubusia Puchatka.
Owszem, trafił tutaj jeszcze na początku lekcji, ale Fazbear
miał jakieś zebranie i sekretarka kazała mu siedzieć w poczekalni cholerne trzy
godziny. TRZY GODZINY! Od dwóch mógłby być już w domu, gdyby nie zwiał z tej
cholernej fizyki.
– No właśnie. Powiedz, co ja mam teraz z tobą zrobić?
Nie wygląda to za ciekawie, panie Bonnie. – Dyrektor pokręcił głową i przysunął
sobie pod nos jakieś papiery, na moment zawieszając na nich wzrok, a następnie
podnosząc go na siedzącego po przeciwnej stronie blatu biurka, ucznia.
– Ja wiem, że słabo wyszło… i że jestem kandydatem do
wyrzucenia z tej szkoły, ale proszę uwierzyć, że mi serio zależy, żeby tutaj
chodzić, a ta sytuacja z dzisiaj… to jedno, wielkie nieporozumienie! – zapewnił
szybko. – Dla pań sprzątających ta sytuacja z Jack-O-Bonniem mogła wyglądać
kompletnie jednoznacznie i niezaprzeczalnie na moją winę, ale serio, ja i Foxy
chcieliśmy tylko pomóc temu małemu… jak mu tam… no, temu pierwszoklasiście, bo
go zaczepiał!
– Ach tak… i jesteś w stu procentach pewien, że jeżeli
poproszę do siebie innych uczestników tej bijatyki, to potwierdzą twoją wersję
wydarzeń? – Freddy uniósł powątpiewająco brwi.
– Poza Jackiem, który pewnie będzie kłamał… to tak.
Raczej tak. – Chłopak przytaknął, choć trochę niepewnie. O ile nie wątpił, że
ten mały blondas by go poparł, o tyle ciekawym było, co by powiedział rudy,
gdyby dyro go poprosił. Kłamałby, żeby pozbyć się rywala, czy wręcz przeciwnie,
pomógłby mu?
– Rozumiem. – Fazbear splótł ze sobą dłonie i ułożył je na
swoim brzuchu.
Przez krótki moment trwała między nimi kompletna cisza,
dyrektor nad czymś rozmyślał, a Bonnie nie był pewien czy czekać, aż mężczyzna
raczy się odezwać, czy spierdalać póki nikt mu jeszcze nóżek z dupy nie
powyrywał.
– Mogę już…? – zaczął licealista, ale Freddy uniósł dłoń,
nakazując mu być cicho.
– To twoja ostatnia szansa, Bonnie. Jestem aż nadto
pobłażliwy i wiecznie cię kryć nie będę. Biorąc pod uwagę okoliczności bójki,
mogę przymknąć oko na nią, a nawet tą ucieczkę z lekcji. Ale zadzwonię do
twoich rodziców, poinformuje o całym zajściu i poproszę ich na rozmowę – zadecydował
Fazbear. – Możesz już iść, ale żeby mi to było ostatni raz, zrozumiano?
– T-tak panie dyrektorze! – Chłopak zająkał się lekko,
nie mogąc pojąć cóż to za siła nad nim czuwała, że mimo tylu wykroczeń i
notorycznego łamania regulaminu szkoły, dyro kolejny raz postanowił dać mu
szansę.
Uczeń wstał, pożegnał się kulturalnie i wyszedł z gabinetu
Freddy’ego, kierując się do wyjścia, bo dwie godziny ze Springtrapem były jego
ostatnimi lekcjami w tym dniu. Żeńska część klasy Bonnie’ego nie miała tyle
szczęścia. Panie czekały jeszcze dwie godziny wychowania fizycznego.
Chłopak wypadł z budynku jak huragan i od razu skierował się
w stronę parku. Przejście przez niego było najszybszą drogą do domu rudego, u
którego planował zabunkrować się na resztę dnia, jako że jego rodzina mniej
więcej znała adresy znajomych, z którymi zwykle się trzymał. Wolał nie wracać
do siebie póki istniała realna groźba, że Fazbear zadzwoni do jego matki.
Napisał do rodziców krótkiego SMS-a, że nocuje u kolegi i
żeby się nie martwili, po czym bezceremonialnie wyłączył telefon. Dobrze
wiedział, że najpierw będą wydzwaniać z wątami, że poszedł na nockę w tygodniu
i to bez książek na następny dzień, a później z krzykiem, dlaczego dyrektor
znowu prosi ich do szkoły.
Ta, już raz udało mu się odczuć rodzicielski gniew. To było
wtedy, gdy po raz pierwszy zawisła nad nim groźba wywalenia z budy. Wolał nie
przechodzić przez to ponownie.
Doskonale wiedział, gdzie mieszka Foxy. To już nawet nie
była kwestia Facebooka, po prostu pamiętał jego dom z czasów, gdy jeszcze się
kolegowali w pierwszych miesiącach po zaczęciu podstawówki. Chata rudzielca
stała tak jebitnie naprzeciwko rzeźby krasnala.
Poważnie. Po drugiej stronie ulicy, gdzie zaczynały się
tereny zielone, stał ludzkich rozmiarów, ogrodowy krasnal odlany z brązu, na
którego szyi powieszono tabliczkę: „Ku chwale poległych krasnali!”.
Bonnie do tej pory nie był pewien, czy to jakiś rodzaj hołdu
ze strony miasta, czy burmistrz serio postanowił wydać pieniądze na coś tak
absurdalnego jedynie dla żartu. W każdym razie ten jeden, przyciągający uwagę
punkt orientacyjny, pozwolił mu bezbłędnie dotrzeć do celu.
Furtka była niedomknięta, zignorował więc dzwonek i podszedł
do drzwi, w które już po chwili zapukał. Zdawał sobie sprawę, że jego
zachowanie do najgrzeczniejszych nie należy, ale pomyślał, że łatwiej będzie
przekonać mamę rudego, żeby wpuściła go do środka, jak pogada z nią twarzą w
twarz, a nie przez głośniczek domofonu.
– Dzień dobry, jest może Foxy? – przywitał się z
promiennym uśmiechem, gdy otworzyła mu szczupła, dość wysoka kobieta.
Wyglądała na nieco podstarzałą, a pierwsze zmarszczki i siwe
pasemka próbowała maskować tanimi kosmetykami i farbą, co niezbyt dobrze jej
wychodziło.
– Foxy? Nie, nie ma go, poszedł na trening. A stało się
coś? – zaniepokoiła się, marszcząc przy tym brwi i patrząc na Bonnie’ego
wzrokiem, jakby ten miał zaraz obwieścić, że jej ukochany syn wpadł pod tir,
jego szczątki zalali betonem po którym przespacerowało się stado słoni i który
został wysłany w kosmos w charakterze zbędnego balastu, a tego zaś astronauci
pozbyli się po pięciu minutach od wyjścia z atmosfery, pozwalając, by biedne
zwłoki jej zabetonowanego dziecka, dryfowały przez wieczność gdzieś w odmętach
wszechświata.
– Skąd, nic się nie stało! – zapewnił ją szybko, żeby
kobiecina mu na zawał nie zeszła. – Po prostu… pożyczył ode mnie kilka książek
ze szkoły, a jutro jest straaasznie ważny sprawdzian. Zapomniał mi ich
przynieść, więc pomyślałem, że wpadnę. Ach, mogę przy okazji pomóc mu z nauką
do tego sprawdzianu, nie będzie pani miała nic przeciwko, jak zostanę na noc? –
zapytał z powalającym uśmiechem zawodowego Casanovy.
Wyraz twarzy matki rudego momentalnie złagodniał, a Bonnie
już wiedział, że uderzył w czuły punkt. Tak, to był zdecydowanie ten nieco
przestarzały typ rodzica, który mocno naciska swoje dziecko na naukę, byle
tylko miało dobre oceny, zupełnie jakby one mogły w stu procentach
zagwarantować mu przyszłość bogatego biznesmena.
– Sprawdzian? Foxy nic mi nie wspominał. – Kobieta
pokręciła głową i otworzyła szerzej drzwi, gestem zapraszając go do środka. –
Wejdź, wejdź mój drogi! Napijesz się czegoś? Może głodny jesteś? – Uśmiechnęła
się szeroko, zamknęła za nim drzwi i pognała do kuchni.
Dopiero wtedy Bonnie pozwolił sobie na teatralne wywrócenie
oczami.
Foxy był już praktycznie dorosłym facetem, a ta jego mamusia
zachowywała się, jakby rudy nadal miał siedem lat. Gdyby był na jego miejscu,
to już dawno zwiałby z chaty.
Tak, zdecydowanie był osobą, która łatwo się irytowała i
podejmowała zbyt pochopne decyzje.
***
– Boże… jak dobrze…! – wyjęczał Mangle, niemal
rozpływając się pod Foxym z rozkoszy.
Rudy był momentami trochę nieogarnięty, w dodatku
nauczyciela lekko irytował fakt, że chłopak ostatnimi czasy coraz częściej się
wykręcał, gdy ten proponował mu spotkanie, ale jedno musiał przyznać – jego
uczeń nieziemsko dobrze posuwał. I to do tego stopnia, że biolog był w stanie
zignorować temat dziwnego zachowania rudzielca w ostatnich dniach.
Początkowo Mangle sądził, że może licealista planuje z nim
zerwać i nie wie, jak to powiedzieć, ale po dzisiejszym takie myśli na dobre go
opuściły.
Rudy trzymał mężczyznę pod udami, by mieć do niego lepszy
dostęp i wypychał energicznie biodra, wchodząc cały w kochanka, czemu
towarzyszyły głośne jęki nauczyciela.
Nastolatek czuł, że lada moment osiągnie spełnienie; wolną
dłonią chwycił więc nabrzmiałą męskość partnera i zaczął nią poruszać w rytm
pchnięć. Minęło ledwie chwila i już poczuł ciepłe nasienie Mangle na swojej
ręce, sekundę po tym samemu dochodząc. Zatrzymał się i przez moment tkwił tak w
kochanku, póki nie złapał oddechu. Dopiero wtedy cofnął biodra, dając mu już
spokój.
Zdjął zużyty kondom i rzucił go niedbale na podłogę, a
brudną dłoń wytarł o kraniec prześcieradła. Biolog raczej nie powinien mieć
pretensji, pościel i tak nadawało się już tylko do prania, a podłogę się umyje
i tyle.
Chłopak padł brzuchem na materac obok Mangle, jedną ręką
obejmując spocony, nagi tors nauczyciela. Było mu cholernie dobrze.
– Zmęczony? – zapytał biolog, uśmiechając się delikatnie
i zerkając w stronę wymęczonego chłopaka.
– Trochę – przyznał rudy, podnosząc się na łokciach i
sięgając ustami do warg mężczyzny, chcąc złożyć na nich krótki pocałunek. –
Szykuj się na drugą rundkę. Tylko daj mi chwilę odpocząć, jestem świeżo po
treningu.
– Jeszcze nie masz dość? – zaśmiał się, ale zaraz
spoważniał. – Słuchaj… możesz mi wyjaśnić, czemu w ostatnim tygodniu tak często
mnie unikałeś? Od tamtego seksu w klasie coraz częściej się wykręcasz, kiedy
cię do siebie zapraszam.
– Wcale nie – zaprzeczył od razu. – Po prostu miałem
cięższe dni, nie mogłem się ze wszystkim ogarnąć, a w efekcie ciągle brakowało
mi czasu – wyjaśnił, mając nadzieję, że nauczyciel nie będzie dłużej dopytywał.
– Wcześniej, jak miałeś gorsze dni, to przychodziłeś z
tym do mnie. Chcę wiedzieć, czemu tym razem było inaczej. – Mangle wyraźnie nie
miał zamiaru odpuścić i naciskał coraz mocniej. Wiedział, że za dużo momentami
wymaga od młodszego kochanka, nie chciał mu rodzicować, ale zdawał sobie
sprawę, że ten temat nie pozwoli mu spać, jeżeli teraz go nie wyjaśni. – Jak
kogoś poznałeś i chcesz zerwać, to masz mi o tym powiedzieć.
– Pogrzało cię? Nikogo nie poznałem, a tym bardziej nie
chcę zrywać! Skąd w ogóle taki idiotyczny pomysł?! – oburzył się Foxy,
podnosząc aż do siadu.
– Wiesz… nie oszukujmy się, jest spora różnica między
nami. Zdaję sobie sprawę, że może cię męczyć takie ukrywanie się i fakt, że
jestem o wiele starszy, w dodatku mocno zapracowany. Wiem, że z kimś w twoim
wieku byłoby ci łatwiej. – Mężczyzna uśmiechnął się gorzko i odwrócił wzrok.
Rudy zagryzł dolną wargę. Facet trafił w samo sedno.
– Mangle. – Chłopak rozkraczył się nad biodrami biologa
i pochylił do niego, złączając ich wargi w krótkim pocałunku. – Fakt, jest mi z
tym ciężko, bo chciałbym móc normalnie gdzieś z tobą wyjść, spędzić czas… ale
to nie tak, że nie chcę z tobą być. Po prostu mam wrażenie, że pozwalasz mi
tylko na seks, a nie na zbliżenie się do ciebie. W sensie takie bardziej
uczuciowe – wyznał, bez krępacji patrząc kochankowi prosto w oczy.
– To całkiem urocze, ale na razie nie chcę aż tak mocno
się w to angażować, bo gdybyś nagle się odkochał i mnie zostawił, trudniej by
mi było się pozbierać. – Mężczyzna pogładził rudego wierzchem dłoni po
policzku.
– A ty znowu swoje. Serio aż taki mało wiarygodny
jestem? Zdradzam cię na lewo i prawo, że tak mówisz? – Młody wywrócił z
irytacją oczami i odepchnął od siebie rękę nauczyciela.
– Skąd. Wręcz przeciwnie, pomijając twój wybuchowym
charakter, jesteś bardzo dojrzały. Oczywiście jak na swój wiek. Ale dzieci…
przepraszam, „młodzi dorośli”, są bardzo niestali w swoich uczuciach. Wiem, czym
to się może skończyć, dlatego spróbuj mnie zrozumieć i daj mi jeszcze trochę
czasu. Swojego ciała nigdy ci nie odmówię, więc chyba możesz wytrzymać jeszcze
trochę w takich relacjach, jakie mamy teraz, prawda? – zapytał, uśmiechając się
delikatnie do kochanka.
Rudy przez dłuższą chwilę nie był pewny, co ma mu
odpowiedzieć. Z jednej strony seks z Mangle był nieziemski, w dodatku mieli
wspólne zainteresowania i potrafili się dogadać, ale nie był pewien, czy zdoła
to ciągnąć póki biolog nie otworzy się wreszcie na niego i nie pozwoli sobie na
więcej uczuć względem swojego ucznia.
Otworzył usta, chcąc się odezwać, przerwał mu jednak głośny
dzwonek telefonu. Zirytowany sięgnął po leżące na podłodze przy łóżku,
urządzenie, a widząc na wyświetlaczu, że dzwoni do niego mama, bez wahania
odebrał.
– Będę za kilka godzin, okej? – rzucił na wstępie,
nawet nie racząc ją jakimkolwiek przywitaniem.
– Nie, Foxy. Będziesz za pół godziny. Twój kolega przyszedł
i chce ci pomóc uczyć się na sprawdzian – stwierdziła twardo matka rudego.
– Zaraz, co? Jaki…? – Nim jednak udało mu się zadać
pytanie, jego rodzicielka postanowiła się rozłączyć. No nie ma co, miło.
Foxy odsunął telefon od ucha i spojrzał najpierw na ekran,
potem na Mangle.
– Niech zgadnę, musisz już iść? – Mężczyzna uśmiechnął się
smutno, podnosząc na łokciach i muskając ustami wargi chłopaka. – Do zobaczenia
w sobotę.
– Ta. Trzymaj się… i serio przepraszam, myślałem, że
będę mógł zostać dłużej. – Uczeń westchnął z irytacją i posłał kochankowi
przepraszające spojrzenie.
Wstał i szybko zaczął zbierać swoje ubrania, porozrzucane po
całej podłodze, a nawet po kuchennym blacie dwa pomieszczenia dalej, gdzie
zaczęli swoje zabawy.
Po raz ostatni pożegnał się z nauczycielem i wypadł z jego
mieszkania jak błyskawica, zostawiając Mangle samego.
Udało mu się wyrobić w te pół godziny z powrotem do domu,
także tyle dobrego, że rodzicielka nie będzie mu suszyć głowy za spóźnianie
się.
– Kto, gdzie i jak?! – warknął na wstępie, rozeźlony do
granic możliwości. Miał obawy, że jego matka wpuściła do domu nie te osoby, co
trzeba i wyjdzie z tego większa rzeź.
– Foxy, nie krzycz, zachowuj się! – upomniała go, wychodząc
z kuchni i wskazując na schody. – Jest w twoim pokoju. Mogłeś się bardziej
pospieszyć, długo musieliśmy na ciebie czekać! – zganiła go, wygrażając
trzymaną w dłoni chochlą.
– Tak, tak, wiem. Przepraszam, mamo, później pogadamy, okej?
– Wyminął prędko nieco zdezorientowaną kobietę i pognał na górę, przeskakując
naraz po trzy schodki.
Wpadł do swojego pokoju i… zamurowało go. Sądził, że
przyszły do niego te dresy z osiedla, po kasę, ale nie. Na jego zajebistej
pościeli z One Piece’a leżał sobie nie kto inny, jak sam Bonnie – najbardziej
wkurwiająca menda na świecie.
– Yo, Foxy. Bunkruję się u ciebie przez kilka dni –
poinformował go. Nie, to nie było pytanie, tylko stwierdzenie faktów.
Rudy poczuł, jak krew zaczyna wrzeć mu w żyłach. Co to, do
chuja, miało być?!
***
Spring wsunął się cicho do sypialni brata i po wyminięciu
kilku drobnych przeszkód, w postaci porozrzucanych na podłodze książek i ubrań,
postawił na jego biurku kubek z parującą herbatą.
– Jak się czujesz? – zapytał, siadając na skraju łóżka,
tuż obok zawiniętego w kołdrowy naleśnik i wpatrzonego w ekran phone’a, Plusha.
– Jak Człowiek-Plaster. Mam wrażenie, że to przez
ciebie doktorek tak mi mordę poobklejał. – Chłopak zmrużył oczy i obrócił się
przez ramię, przodem do brata.
– No wiesz co? To ja się martwię, a ty mnie jeszcze
oskarżasz? – Nauczyciel posłał mu wzrok zbitego psa, mając przy tym jednak
rozbawiony uśmiech na ustach.
– Gdyby ktoś zaczął mi tak wygrażać i rozczłonkowywać
na żywca samym spojrzeniem, to też bym pacjenta obkleił jak świeże pączki, dla
świętego spokoju i własnego bezpieczeństwa – stwierdził licealista, wywracając
przy tym oczami. – Serio, zachowujesz się, jakbym dżumę złapał. A sam lekarz
mówił przecież, że nic mi nie jest; poboli i przestanie, z okiem też nie ma
tragedii.
– Wolę dmuchać na zimne. – Fizyk wzruszył ramionami i
wstał z materaca . – Kładź się niedługo. Do szkoły jutro nie idziesz, ale to
nie znaczy, że zdrowym byłoby dla ciebie zarywanie nocki. Zwłaszcza w takim
stanie.
– Spoko, brat. Branoc – pożegnał się młody i wrócił do
pisania czegoś na telefonie.
– Branoc – odpowiedział starszy blondyn i kolejny raz
był zmuszony gimnastykować się z wymijaniem wszystkiego, co postanowiło spocząć
na podłodze jego młodszego rodzeństwa, by dotrzeć do wyjścia.
Nim jednak zdążył opuścić pokój, zatrzymał go niepewny głos
Plusha.
– Spring, mogę cię o coś zapytać? – zaczął cicho, z wyraźnym
wahaniem.
– Tak? – Nauczyciel stanął w progu, opierając się
bokiem o futrynę.
– Bo… – zaczął, ale momentalnie urwał, zdając sobie
sprawę, że w żaden sposób nie zdoła ominąć Springowych radarów
„Widzę-Że-Coś-Jest-Nie-Tak-Mów-Mi-Natychmiast-Bo-Siłą-Ci-To-Z-Gardła-Wyrwę”.
Ba, teraz pluł sobie w brodę, że w ogóle próbował zacząć z nim rozmowę! Choć
prawdą było, że od kilku dni miał okropną ochotę zwierzyć się fizykowi.
Mężczyzna zawsze miał na wszystko rozwiązanie, a Plush wciąż był w tym wieku, w
którym ma się niezdrowe przeświadczenie, jakoby osoby w wieku osiemnastu lat i
wyżej, zwłaszcza rodzice i prawni opiekunowie, byli w stanie coś poradzić na
każdy problem.
No ale co miał mu powiedzieć? Nieważne jak próbowałby obejść
główny temat, Spring i tak doszedłby o co mu naprawdę chodzi. Zaczynając
pytaniem z serii: „Przyjmując hipotetycznie, że…”, na pewno nie oszukałby
czujnego umysłu brata, który zaraz zacząłby go zamęczać toną pytań.
A co potem? Olanie Plusha, który wolałby to wszystko
załatwić tak, by Springa nie dotknęło urealnienie gróźb Nightmare’a,
wydzwanianie na policję, wydrapanie oczu matematykowi, który najpewniej zdążyłby
sam lub przez opłaconego pośrednika, ze szkolnych komputerów podesłać zdjęcia
na jakiś portal, odpowiednio je opisać i dać link dyrektorowi.
Czy uszłoby mu to na sucho? Z pewnością nie, ale to nie
znaczy, że fizyk też wyszedłby z tej sytuacji obronną ręką. Pan N. był zdolny
do wszystkiego i z pewnością mógłby podrobić dowody, przemawiające za winą
Springa. A wiadomo – temat jest delikatny, sprawa ciężka, a ich nie stać na
światowej sławy adwokata, ani prywatnych śledczych, którzy cokolwiek by w takim
wypadku poradzili.
Plushtrap nie był niedojrzałym bachorem, ale i do dorosłości
sporo mu brakowało. Nieważne jak wnikliwie analizował ten temat, wciąż
dochodził do jednego, słusznego wniosku – nie było szans, by te intrygi
matematyka nie wpłynęły jakoś na życie jego starszego brata.
Te kilka sekund błyskawicznych rozmyślań, skutecznie
zamknęły młodemu usta.
– Plush, o co chodzi? – Nauczyciel uniósł brew, wciąż
stojąc w progu i czekając, aż licealista raczy się odezwać. Coraz bardziej
niepokoiło go zachowanie nastolatka.
– Znaczy… wiesz co, to w sumie nic takiego. Pogadamy
jak trochę odpocznę, dobra? – uśmiechnął się słabo do Springa i z powrotem
zakopał pod kołdrą, na co jego brat, po dłuższej chwili rozważań, czy aby na
pewno dobrym pomysłem jest odpuścić, w końcu zdecydował się dać poszkodowanemu
spokój i zamknął drzwi, opuszczając pomieszczenie.
Idiota. To jedno określenie plątało się w myślach młodszego
blondyna, który oparł obklejony plastrami podbródek na zwiniętej w rulon
poduszce i postarał się jakoś składnie odpisać Marionne’owi. Męczenie oczu
wydawało mu się atrakcyjniejsze, niż rozmowa przez Skype’a i próby wysilania
przemęczonego umysłu do w miarę sensownej rozmowy twarzą w twarz… czy może
raczej twarzą w ekran.
Serio się cieszył, że pierwszy raz znalazł sobie kogoś, z
kim może normalnie pogadać. Nigdy wcześniej nie miał prawdziwego przyjaciela.
Problem polegał na tym, że nie był w stanie znaleźć osoby, z którą ot tak
miałby tematy o wszystkim i o niczym. Płeć samcza klasyfikowała go od małego
jako pizdusia, kujona, nudziarza i odludka, z kolei płeć piękna, bo i z
dziewczynami próbował łapać kontakt, mimo lekkiej nieśmiałości, uważała go w
czasach podstawówki za dobry obiekt do testowania kosmetyków ich mam, a w
czasach gimnazjum za niekoniecznie atrakcyjnego chudzielca, od którego fajnie
brać zadania domowe i pożyczać notatki. O jego poprzednim liceum lepiej nawet
nie wspominać.
A tutaj proszę – już pierwszego dnia natrafił na faceta, z
którym serio dobrze się dogadywał. Nightmarionne wyglądał na dość trudną osobę
i fakt faktem, że częściej wolał słuchać, niż się odzywać, ale za to był i nie
zawodził. A to dla blondyna było najważniejsze.
To jednak nie oznaczało, że odważył się powiedzieć mu o panu
N.
Uśmiechnął się lekko gdy jego przyjaciel najpierw podesłał
mu nieskładną, pozbawioną sensu odpowiedź na wcześniejszą wiadomość, a po niej
gwiazdkę z korektą całości i dopiskiem o zrąbanej autokorekcie.
Nim zdążył mu na to odpisać, cichy sygnał dał mu znać, że
ktoś jeszcze postanowił się do niego odezwać. A konkretniej Toy Freddy.
ToyFredd 21:28
Hej bedziesz jutro?
Ja 21:29
Raczej nie. Coś się stało?
ToyFredd 21:29
To mam prośbę moglbys wczesniej wstac
i przez messengera podpowiadac mi troche
na kartkowce z fizy?
Ja 21:31
Ok, jak dam radę to się odezwę.
Blondyn z głośnym westchnięciem padł twarzą w poduszkę.
Coraz bardziej utwierdzał się w tym, co mówił Marionne – dupki go
powykorzystują, a jak przestanie być potrzebny, to zwyczajnie się na niego
wypną. Taki scenariusz był więcej niż pewny.
Kolejna wibracja obwieściła chłopakowi, że dostał nową
wiadomość. Ze znużeniem zerknął na ekran.
ToyFredd 21:32
Dzieki! Ej moze chcesz wyskoczyc ze mna
i z moja paczka w sobote po poludniu na miasto?
Blondyn uniósł brwi na tą nagłą propozycję. Chcieli go
przekupić, czy co? A może była jednak szansa, że nie trawiło ich tak wielkie
zepsucie, o jakie Plush tą gromadkę oskarżał i chcą przyjacielsko odwdzięczyć
mu się za przysługę? Jeżeli tak, to byłby mile zaskoczony.
Byłby. Gdyby nie fakt, że w sobotę idzie do NIEGO i wątpił,
że będzie mógł gdziekolwiek się z nimi wybrać.
***
W całym mieszkaniu rozległ się zgrzyt przekręcanego w zamku
klucza, a chwilę po tym klamka opadła gwałtownie w dół i drzwi otworzyły się,
wpuszczając do środka nieco zbawiennego światła – ostatniej deski ratunku dla
żyjących w kompletnej ciemnicy, doniczkowych roślin.
– Słooonkooo, wróciłem! – oznajmił radośnie Vincent,
kurtkę rzucając niedbale na niewielką szafkę w krótkim korytarzyku, w nim też
zdejmując buty i od razu skierował się do sypialni.
Nie trudził się pukaniem, po prostu wbił do środka, szerokim
uśmiechem witając związanego, nagiego Scotta na jego łóżku. Mężczyzna był
zakneblowany, posiniaczony i nieźle spocony.
Nawet nie zareagował na jego przyjście. Po prostu leżał na
boku, niemal kompletnie nieruchomo, od czasu do czasu wiercąc się nieco przez
wywołujący lekki dyskomfort wibrator, wsadzony między pośladki.
Vincent, cmokając z dezaprobatą, podszedł bliżej, uklęknął
na materacu i zdjął z jego twarzy knebel.
– Tym… tym razem przegiąłeś… – wycharczał poszkodowany.
Był wściekły na mężczyznę, ale ten wydawał się nic sobie z tego nie robić.
Wręcz przeciwnie, wyglądał na rozbawionego.
– Scottuś, skończyłeś tak, a nie inaczej, jedynie ze
swojej winy. Nie posłuchałeś się mnie, więc teraz nie masz prawa narzekać,
racja? – Woźny pochylił się i cmoknął go w nieco zarośnięty policzek. – Całą
pościel mi zabrudziłeś, a przedwczoraj ją prałem.
– Przestań pieprzyć. Rozwiąż mnie i daj coś do picia –
zażądał.
– Nie ma mowy, kochanie. Jak masz karę, to surową. –
Vince wzruszył bezradnie ramionami, a po chwili z podłym uśmieszkiem na ustach
sięgnął do jego tyłka i popchał wciąż tkwiącą głęboko w mężczyźnie, zabawkę.
Oblizał wargi, widząc jak Scott spina się cały i wykrzywia
lekko wargi z bólu. Przyjemność odeszła zapewne wiele godzin temu, zostawiając
po sobie tylko to męczące uczucie dyskomfortu.
– Przestań…! Vincent, ja poważnie mówię! – wysyczał
wściekle mężczyzna.
– Ja też, słonko. Zresztą, pasuje ci to przecież.
Kochasz, jak się nad tobą znęcam, prawda? – wyszeptał mu wprost do ucha.
– Są pewne granice. – Scott zmrużył groźnie oczy, na
moment podnosząc się na związanych przedramionach, by spojrzeć Vincentowi
prosto w twarz, zaraz jednak z powrotem padł bez sił na materac, gdy tylko jego
kat znów zaczął poruszać wibratorem.
– Błąd, kochanie. Granicą jest tylko śmierć. – Polizał
go po spierzchniętych wargach i spróbował pocałować, pieszczota jednak spotkała
się z dzikim odzewem czystej furii Scotta, a to dla woźnego skończyło się
przegryzioną wargą. – Ałć… – Przyłożył palce do rany, nie wyglądało jednak na
to, że ten wyskok zdołał popsuć mu humor.
– Jeszcze raz zacznij prawić takie idiotyzmy, a odgryzę
ci coś znacznie większego – zagroził związany mężczyzna.
– No ale nie musisz mnie już tak komplementować,
dzióbku! – Vincent machnął ręką i położył dłoń na policzku, w teatralnym geście
nagłego zawstydzenia. Parodie odstawiał jak zawodowy aktor.
Jedno było pewne. Coś za wesoły dzisiaj był.
– Vincent, bez żartów, wczoraj było fajnie, ale
zostawiłeś mnie tutaj związanego na cały Boży dzień, ja mam jutro projekt do
oddania! Bez gadania, rozwiąż te diabelne supły – ponaglił go Scott, coraz
mocniej zirytowany całą sytuacją.
– No dobra, dobra. Rany, bawić się nie umiesz. A niby
za takiego wielkiego masochistę się uważasz. – Konserwator powierzchni płaskich
wywrócił oczami i z niechęcią zaczął uwalniać partnera.
Ślady po ciasno zawiązanych sznurach zdołały idealnie wkomponować
się w blizny po poprzednich razach, kiedy ten cholerny fetyszysta go krępował i
sobie na nim używał.
Z punktu widzenia osób trzecich, Vince mógł wyglądać na
kompletnego psychola, a Scott na jego bezbronną ofiarę, prawda była jednak
zgoła inna. Nikomu w tym związku nie działa się krzywda, obaj dobrze czuli się
w swoich rolach, a gdy któryś (zwykle Vincent) za bardzo przesadzał, starczyło
powiedzieć hasło bezpieczeństwa, bez którego Scott od dawna byłby uboższy o
kilka części ciała. Woźnemu serio czasem potrafiło odpierdolić, zwłaszcza, gdy
był w nastroju i miał pod ręką nóż. Wchodził wtedy do sypialni z buta i pytał,
czy jego słońce ma ochotę na sporty wodne.
– Tak w ogóle, stało się coś, że zachowujesz się
jeszcze idiotyczniej, niż zwykle? – zapytał Cawthon, wstając z materaca, gdy w
końcu pozbył się sznurów. Wszystko go bolało, a kolana miał jak z waty. Bez
dwóch zdań aż do jutra zabunkruje się w swojej sypialni i za żadne skarby go do
niej nie wpuści. Miał projekt do wykonania, a ten idiota skutecznie
przeszkadzał mu w jego realizacji.
Serio się cieszył, że udało mu się zdobyć pracę zdalną;
śmiesznie by wyglądało, gdyby pracował w jakimś biurze, szef zapytałby go co
się działo, że ostatnio się nie pojawiał na swoim stanowisku, a on zacząłby się
jąkać, ostatecznie kończąc dyskusję stwierdzeniem, że jego chłopak go związał,
zakneblował i serio nie miał jak wstać i przyjść do pracy. Żałosne i
irracjonalne, nieprawdaż?
– Skoro już pytasz… to tak, stało się. – Vince położył
się plecami na brudnej pościeli. – Pamiętasz jak ci mówiłem, że ostatnio
zgadałem się z tym Jeremym? Tym nauczycielem? Przekonał swojego faceta na
wspólną nockę w trójkąciku, także w sobotę się do nich wybieram – stwierdził,
wielce zadowolony z siebie.
– Och… rozumiem – burknął Scott, zbierając swoje ciuchy
zaplątane w kołdrze. – Miłej zabawy.
– Ale nie gniewasz się, co nie? – Vince złapał go za rękę,
nim ten zdążył się od niego odsunąć.
– Nie. Puść mnie, jestem zmęczony – prychnął i
wyszarpnął dłoń. Nie sądził, że ta informacja tak go zaboli.
Gdy się poznali, Vincent postawił przed nim sprawę jasno.
Mówił, że jest sadystycznym seksoholikiem i że najpewniej w kwestii seksu nie
utrzyma się tylko przy nim na długo. Dlatego właśnie Scott poprosił go, żeby
nie ukrywał, gdy idzie się spotykać z innymi. Wtedy jeszcze Vince wydawał mu
się być chodzącym ideałem, jedyną osobą na świecie, która naprawdę rozumiała,
czego potrzebował.
Szczerze mówiąc z początku myślał, że on się zmieni. Że
wyskoczy sobie na kilka przypadkowych spotkań, a potem wróci do niego i
stwierdzi, że z nikim nie jest mu tak dobrze, do tego zarzuci wątpliwej jakości
tekstem ze słabej, romantycznej komedii, czy coś takiego… ale minął rok. Potem
dwa. A sprawy miały się tak, jak na początku.
Vincent wracał do domu, wyprawiał ze Scottem co chciał, bo
ten pozwalał mu niemal na wszystko, potem umawiał się z innymi gośćmi,
wyskakiwał do nich na szybki seks, wracał, kładł się, szedł do pracy i cykl się
powtarzał.
– Kochanie, weź nie rób takiej miny, bo przez ciebie
czuję się jak ostatni sukinsyn. Serio za każdym razem będziesz tak dramatyzował,
jak będę do kogoś chodził na szybki numerek? Co ci to przeszkadza? To tylko
seks, tamci goście, w przeciwieństwie do ciebie, mają tylko mojego fiuta, a nie
serducho! – Tekst miał prawdopodobnie pocieszyć nieco rozżalonego Cawthona, ale
dobił go jeszcze bardziej.
Bez słowa wyszedł z sypialni i już po chwili trzasnął
drzwiami od łazienki.
Ciekawe, czy tym wszystkim facetom mówił to, co jemu przed
chwilą…?
Za wiele nie powiem bo mam takiego podjara, że mogę się nieogarnąć.
OdpowiedzUsuńPodziwiam cię. Styl pisania taki cudowny, po prostu pozostaje mi ukrywać się bo twoje to cudo a moje...kurwa moje to zgniłe coś i okej. Przyjdzie ale zgnięłe, więc wiesz xD
Pojawiło się oto i moje OTP PurplePhone...lub po prostu Vincent x Scott
Yes, yes bejbi.
Zimowa Schizofrenia jest oburzona zachowanie Vincenta.
JEBANY CHUJU! MASZ UDOBRUCHAĆ TE ZASMUCONE STWORZONKO!!! JUŻ! KURWA! #%%#")++#@"@##$&&"*$&+$#"()$$
Ty tyle. Dziękuję i czekam na więcej.
Ja ci dam zgniłe! Kochaj swojego pisanego syna! D:<
UsuńWyczuwam, że w przyszłych rozdziałach rozszarpiesz Vincenta na śmierć... X"D *Na wszelki wypadek wkłada na Bishopa zbroję, co by miał szansę przeżyć*.
Dzięki za komentarz! :)
*wchodzi na bloga, widzi, że jest nowy post, szczerzy się*
OdpowiedzUsuń"Drogiego nauczyciela" jeszcze nie czytałam, więc muszę wpierw nadrobić zaległe 6 rozdziałów, żeby należycie skomentować. Ale widzę, że z FNAF'a, więc po prostu MUSZĘ to przeczytać :D
No i czekam na fanfica z Durarary - w sumie normalnie nie czytam opowiadań yaoi z anime, ale parę ShizuoxIzaya o dziwo uwielbiam :D
UsuńDzięki za koment. xD Ff z DRRR! wisi mi w głowie od jakiegoś czasu, niby mam na to pomysł, ale wciąż zwlekam z realizacją. x0x
UsuńI pojawił się. Pojawił się on i dodał energii po ciężkim dniu życia!
OdpowiedzUsuńCóż mogę rzec? Przynudzające rozkminy bohaterów wcale nie były przynudzające, bo zawsze potrafisz wcisnąć w nie coś takiego, przez co pyszczek cieszy mi się niemiłosiernie, a koszatniczki pytają się, czemu śmieję się do kompa xD
Ale mimo, że jest zabawnie, to trzeba się też trochę zastanowić, bo Plush ma problemy. A raczej będzie miał, bo naprawdę zaczynam się obawiać, co wymyśli (nie pozdrawiam) Pan N. i jak bardzo się to na nim odbije qwq Polubiłam malucha, lubię jego brata, po co im problemy, skoro sobie jakoś radzą?
No i nieustraszony Bonnie, który wprasza się na kilkudniowe nocowanie do gościa, z którym regularnie obija sobie mordy... Czy tchórz by tak postąpił? Nie, to strategia prawdziwego twardziela, który na dodatek wie, że ze wściekłymi rodzicami się nie zadziera - o nie!
Mam nadzieję, że wena wróci w najbliższym czasie i szybko uraczysz mnie podobnym cudem. Pozdrawiam i przesyłam tak wiele całusków dla moich ukochanych bohaterów, co kopniaków do (nie pozdrawiam) Pana N. :3
I pojawiła się Tama. Pojawiła się i rozjebała Zenię swoim komentarzem!
UsuńTwoje koszatniczki są takie miłe, skoro martwią się o swoją mamę-Tamę, która szczerzy się do gówno-opek Zeni. XDD
(Nie pozdrawiam) Pan N. Kocham. XDDDDDD Problemy! *Tu wstaw intro z Trudnych Spraw*.
Bo nie ma to jak gówniane, spontaniczne strategie! O tak! Nie znasz się! >0<
(Nie pozdrawiam) Pan N. szanuje twoje kopniaki. ;3; Dzięki za duży koment, mordko! Trzym się i też pisz! Q0Q
O, kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńTak w ogóle to nie przepadam zbytnio za shipami yaoi, ale ty jesteś mistrzem pisania!
I to (chyba) przez ciebie zaczęłam pisać własnego bloga.
Rozwaliły mnie zdania z zabetonowanym Foxym i Bonniem na jego łóżku z pościelą z One Piece. lel
O kurde, miło mi strasznie! ^ ^ Dzięki za komentarz, pozdrawiam!
UsuńOch nie. Biedny Scott. Vincent, kurła, weź się ogarnij, seksoholiku jeden. Bo trochę za bardzo ci odwala. No i kurczę no, nie mam już chyba nic do czytania... Poczekam, nie mam wyjścia ;D.
OdpowiedzUsuńVince od zawsze miał w sobie coś z seksualnego psychopaty. qwq
UsuńAno powoli się Przepaść pisze, powoli miniaturki z AC się robią, także ten. XD
Pozdrawiam! :)
Gdzie kolejny cześći?! To jest zajebiste!
OdpowiedzUsuńAjć, wiem, że trochu mocno z tym zmuliłam, opowiadanko będzie kontynuowane zaraz po zakończeniu "Przepaści". :)
UsuńDziękuję za komentarz i pozdrawiam!
To będzie kontynuowane?? *^* ��
OdpowiedzUsuńOczywiście, zaraz po zakończeniu przepaści wznawiam "Drogiego Nauczyciela", najpewniej z kilkoma małymi poprawkami i lepszym rozplanowaniem. xD
UsuńDziękuję za komentarz i pozdrawiam!