Byłem w absolutnym szoku, ale przede wszystkim absolutnie
wkurwiony. Na Springa, na siebie, na kolesi, którzy go posuwali, na, kurwa, wszystkich.
Wyobraźcie sobie mieć dziewczynę, być z nią przez dziesięć
lat w związku i nagle przypadkiem trafić na filmik z jej udziałem na pornhubie
albo xvideos. Okej, ja i Spring nie byliśmy parą… w zasadzie nigdy,
przynajmniej nie oficjalnie, w dodatku od paru lat nie mieliśmy kontaktu, ale
to nie zmieniało faktu, że czułem się zraniony, oszukany, rozżalony, poniekąd
nawet obrzydzony. Ładnie tą swoją depresję po Fredbearku przeżywał, kurwiszon
mały. Dupy dawał za kasę, żeby cały świat mógł oglądać jego seksowne cztery
litery.
Ugh, prawdopodobnie nawet w emocjach nie powinienem
sugerować, że po akcji z Fredbearem Spring od razu poszedł robić z siebie porno
gwiazdę. Na pewno długo przeżywał i na pewno coś go zmusiło do takiego trybu
życia, bo przecież mówił mi, że nie chciałby być znany z rozkładania nóg przed
każdym, kto ma pomiędzy udami więcej niż dziesięć centymetrów. ALE I TAK BYŁEM
NA NIEGO WKURWIONY.
Ja
Hej, cos w sprawie Springa wiadaooma/
Ja
*wiadomo?
Kurczaczek
Nie widziałam go ostatnio, a co? .0. Jednak potrzebujesz
tego numeru? : 0000
Ja
Wyszla pojebana sprawa, cholernie potrzebuje. W sobote
wpadne na ciacho, ok?
Kurczaczek
A pewnie, wpadaj, akurat wolne będę miała to trochę
pogadamy! >w< Jak Freddy i Foxy będą chcieli przyjść, to ich też weź!
\(uwu)/
Odetchnąłem głęboko i odłożyłem telefon na stolik.
Próbowałem po tym felernym odkryciu pooglądać resztę dostępnych klipów (tych z
udziałem Złotka, bo było tam też kilku innych głównych aktorów), nie wiem
czemu, po prostu przez kilka chwil miałem nadzieję, że dostrzegę w blondynie
cokolwiek, co mi powie, że nie robi tego do końca z własnej woli, albo chociaż
że nie jest mu dobrze. Niestety, ale te nadzieje okazały się wyjątkowo złudne,
a ja się tylko od nowa wkurwiłem.
Od tamtego dnia przez prawie tydzień chodziłem po domu jak
wściekły szerszeń, tłukłem szklanki, udało mi się zepsuć lapka i z marszu
odrzucili mnie na rozmowie o pracę, bo podobno „potrzebują spokojniejszych osób
do kontaktu z klientami”. No kurwa. Na dodatek cały ten czas, każdą cholerną
sekundę zastanawiałem się, czy właśnie w tej chwili Spring aby nie gra w
kolejnym filmiku, czy właśnie teraz, jak szamię sobie pysznego kebaba na obiad,
on nie dławi się czyimś wielkim fiutem. No oszaleć szło, aż sam byłem
zaskoczony, że tak mnie to ruszyło.
I tak to się ciągnęło aż do piątku.
Kurczaczek
Zgadnij kogo dzisiaj spotkałam! *=* Wcześniej Springa na tej
drodze widziałam już ze cztery razy i dzisiaj razem staliśmy na pasach i się
przywitałam i powiedziałam mu, że ma fajne włosy, w sumie to nie wiem o co się
bałeś, był taki jak zwykle, totalnie się nie zmienił w moim odczuciu! .0. No i
powiedziałam mu, że ostatnio próbuję odnowić kontakt ze starymi znajomymi i że
cieszyłabym się, gdyby dał mi numer albo cokolwiek, żebym czasem mogła napisać
i ja myślałame, że on będzie niechętny, ale nie, w zasadzie to się chyba
ucieszył, w każdym razie nie marudził jak mi go dawał i powiedziałam mu gdzie
mieszkam i że jak chce to może na ciacho wpadać! *~\(^0^)/~*
Aż mi serducho mocniej zabiło. Przeczytałem wiadomość od
dziewczyny chyba ze cztery razy, aż musiałem sobie przysiąść na kanapie z tych
emocji. Widziała go. Rozmawiała z nim. I ma do niego numer.
Ciężko było mi uwierzyć, że się nie zmienił. Jak mógł się
nie zmienić, skoro robił teraz takie rzeczy?
Ja
Daj prosze ten numer, ok?
Kurczaczek
Ok ok, masz! (/uwu)/
Od razu zaktualizowałem stary numer do Złotka i… no właśnie.
Miałem zadzwonić? Nie, na to byłem za dużym tchórzem. I możliwe, że nie
odebrałby od obcego numeru, albo rozłączyłby się jak tylko usłyszałby, że to
ja. Lepiej mu napisać, SMSa na pewno choć częściowo przeczyta.
Do: Stringi 19:45
Hej
Jezu, to było okropne. Miałem mu trzasnąć litanię, zapytać o
kilka rzeczy, a zrobiłem takie coś. Boże, jestem do dupy.
Od: Stringi 19:56
Hej. Czyj to numer?
Matko, odpisał. Ganiłem się w myślach, że reaguję jak
nastolatka na senpaia mówiącego jej „cześć” na korytarzu w szkole, ale cholera.
Tyle się we mnie kłębiło, to była nasza pierwsza interakcja od lat, chciałem go
zapytać co robił, gdzie był, o co chodzi z tym jego młodszym bratem, czemu daje
dupy na pornhubie, czy nie chciałby się spotkać i pogadać.
A co jak przestanie pisać jak się dowie, że to ja?
Do: Stringi 20:01
Dostalem od znajomego. Ile za numerek?
Zasłużyłem na piekło. Jestem złym człowiekiem, aż się podle
ze sobą czułem, że zaczynam odnowę kontaktu od kłamstwa.
Od: Stringi 20:09
A skąd pomysł, że daję pod latarnią? Zły namiar masz.
Do: Stringi 20:13
1000 za noc
Od: Stringi 20:17
Czego ty nie rozumiesz? Masz zły namiar
Do: Stringi 20:24
5000 za noc
Od: Stringi 20:26
Jasne, mam uwierzyć, że dasz tyle kasy za jedną noc?
Do: Stringi 20:30
W gotowce, polowe dostaniesz przed, druga polowe po. Mowie
serio
Jezu, co ja wyprawiałem? Nie jestem nawet w stanie opisać
jak bardzo stresowała mnie ta rozmowa i jak mocno obsrywałem zbroję za każdym
razem, jak musiałem na odpowiedź czekać więcej niż trzy minuty. Tak jak teraz.
Spring naprawdę długo milczał, do tego stopnia, że zacząłem się bać, że go
spłoszyłem i już mi nie odpiszę, że będę musiał zmieniać numer i wszystko
zaczynać od nowa.
Od: Stringi 21:36
Ok. Kiedy i gdzie chcesz się spotkać?
Zabijcie mnie, ale byłem autentycznie zły, że się zgodził.
Czułem się trochę jak podejrzliwy mąż, który sprawdzał swoją żonę i właśnie
zdobył dowód na zdradę. A gdyby pisał do niego prawdziwy, napalony kutas z
grubym portfelem i zaoferował pięć koła za wspólną noc? Też by się zgodził?
Oczywiście, że tak, Bonnie, ty tępa pało, przecież on TERAZ myślał, że pisze do
niego napalony kutas z grubym portfelem.
Zabolało.
Do: Stringi 21:38
Jutro o 20, w parku w centrum, przy fontannie.
Jezu, zrobiłem to. Umówiłem się z nim na spotkanie.
OKŁAMAŁEM GO, żeby umówić się na spotkanie. Z pewnością będzie ekstremalnie
wkurwiony jak już załapie co się wydarzyło, ale hej, to ja tutaj miałem prawo
się złościć! Miałem prawo, tak? Miałem, na pewno miałem!
Reszta wieczoru była… skomplikowana. Przedzwoniłem szybko do
Freddy’ego, misiek wyraził entuzjazm na pomysł pojechania do Chici na ciacho,
zapowiedział, że Foxy też jedzie, obgadaliśmy szczegóły, a potem to już tylko
siedziałem i myślałem. Czułem potrzebę stworzenia miliona scenariuszy jak to
spotkanie będzie wyglądać.
Nie, nie spałem tej nocy.
***
– Nie widziałem Chici z milion lat, zmieniła się? –
dopytywał Foxy z tylnego siedzenia.
Szczerze, to po tym, jak mi Fazbear naopowiadał, że rudy ma
wyrok, że jest po odwyku, to spodziewałem się zobaczyć jakiegoś gangstera z
amerykańskich filmów, ale nie, Foxy nadal był Foxym. Z tą różnicą, że mu nieco
w barach przybyło, zaczął chodzić z brodą i miał bliznę nad prawym okiem.
– Niespecjalnie. Zdaje się trochę spokojniejsza niż była,
ale nadal gada jak najęta i ma całe mieszkanie w dywanach. O i piecze zajebiste
ciacha, mam nadzieję, że ten makowiec nie będzie kupny, bo dziewczyna ma zdecydowanie
talent do wypieków – przyznałem, nadal wspominając te zajebiste ciacha, jakie
ostatnim razem mi sprezentowała. Jedną z rąk zawędrowałem do radia i zacząłem
skakać po stacjach, szukając czegoś innego niż wiadomości, starając się nie
spuszczać wzroku z jezdni.
Tak, prawko, własne auto, nie przegapiłem okazji, żeby się
bryką pochwalić (niezbyt było czym) i pierwszy raz w historii to ja chłopaków
wiozłem, a nie oni mnie. Gdyby nie fakt, że byłem martwy w środeczku przez tę
całą gównoburzę kręcącą się wokół Springa, to serio byłbym teraz dumny jak paw.
– O cholera, ona nam specjalnie makowca upiecze? Anioł, nie
kobieta. Freddy, czemu ty mi nigdy makowca nie strzeliłeś? Czy ty mnie jeszcze
kochasz? Czy ja coś w ogóle dla ciebie znaczę? – Rudy sięgnął z tyłu ręką
prosto do ułożonej w artystyczny nieład czupryny Fazbeara i zaczął go po niej
zaczepnie czochrać.
O dziwo nie dostał po łapach za macanie lśniących pukli
bruneta, więcej, Freddy zdawał się odprężać pod wpływem tej drobnej pieszczoty.
– Serio? Na podstawie moich kulinarnych wyczynów będziesz
oceniał poziom miłości w naszym związku? Przecież wiesz, że nie umiem piec,
kochanie. Ty zresztą tak samo, jedyne co byśmy wywołali, to pożar.
– W naszych spodniach?
– Nie, w kuchni.
– Oh…
– Chłopaki – wtrąciłem, nieco zażenowany całą sytuacją. No
umówmy się, nie było komfortowo siedzieć w wyjątkowo ciasnej przestrzeni z
parką gruchających gołąbeczków, zwłaszcza, kiedy od kilku dni katowało się
myślą, że osoba, do której coś się czuje, rozkłada nogi na fapstronkach, żeby
każdy na świecie mógł sobie zwalić do jego-STOP, to szło za daleko. – Super, że
się bzykacie, świetnie, że poza łóżkiem się nie kłócicie, ja to to totalnie
szanuję, ALE. – Tu posłałem Freddy’emu wymowne spojrzenie, tak przez całe pół
sekundy, bo zaraz musiałem wrócić wzrokiem na drogę. Nie żebym miał problemy za
kierownicą, ale jechaliśmy polnymi drogami, a zamaskowana błotem wyrwa w
asfalcie to w tej chwili nie był typ dziury, w którą chciałbym się władować.
Fazbear od razu załapał aluzję i momentalnie się zmieszał,
nawet odgonił od siebie znudzoną rękę Foxy’ego i odchrząknął z godnością.
– Wybacz, zapomniałem się. Foxy też się zapomniał, prawda? –
Brunet obrócił się przez ramię, najwyraźniej niemo przekazując swojemu
partnerowi, że ma się czuć skruszony.
– A daj spokój, mówisz, jakby Bonnie nigdy nikogo nie
wkurwiał publicznym mizianiem się.
– No tu punkt dla ciebie, możliwe, że mi się kiedyś
zdarzyło. Dobra, sorry, marudzę jak twój stary bez browara. Trochu miałem
ostatnio stresujący okres.
– To przez tę pracę? Rozmawiałem w tej sprawie ze znajomym,
poleciłem cię mu iiii czekaj, daj telefon, zapiszę ci jego numer. Zadzwoń
później i się dogadajcie.
Król złoty, z tego Fredducha. Jak to miło, że drugie
spotkanie po takim czasie, a koledzy dalej zachowują się, jakbyśmy się nigdy
nie rozłączyli, jakby nikt z nas nie zdążył się zmienić.
Do Chici dojechaliśmy po południu, grzało jak pod szatańską
pachą, a ja zmuszony byłem zaparkować w pełnym słońcu, bo parkingi w pobliżu
kamienicy dziewczyny były pozapychane.
– Myślicie, że przy pierwszym spotkaniu alkohol to dobry
prezent? – zapytał Freddy, najwyraźniej nagle zwątpiwszy w gust swój i nasz w
temacie doboru podarków.
– Piękny, alko to ZAWSZE dobry wybór na prezent, o ile
okazją nie są urodziny ośmiolatki. No co się tak na mnie patrzysz, ja nie
zamierzam pić, będę grzeczny! – Rudy uniósł ręce w obronnym geście, zupełnie
jakby się spodziewał, że jego partner zacznie go nagle oskarżać o nieczyste
zamiary względem tej zapakowanej w torebkę w żółte tulipany, flaszki.
Poparłem naszego niedoszłego skazańca, najwyraźniej
podnosząc jego siłę przebicia na tyle, by rozwiać obawy Fazbeara. Bez dalszych
gdybań wspięliśmy się po schodach na piętro, zapukaliśmy w mocne, dębowe drzwi,
bo z tego co pamiętałem, to dzwonek do mieszkania Chici był popsuty i
poczekaliśmy moment.
– Chłopaki! – wydarła się blondyna, zaraz po otworzeniu nam
i rzuciła na szyję stojącego najbliżej Freddy’ego. Wyściskała go,
wybuziaczkowała w poliki, po chwili robiąc to samo z Foxym i ze mną; zdążyła
się rozpłakać z emocji, nim w końcu wpadła na pomysł, by zaprosić nas do środka.
W klimacie wszechobecnej radości i różowych babeczek,
pokrywających dwie trzecie wszystkich płaskich powierzchni, poszliśmy do małego
saloniku, gdzie rozsiedliśmy się na kanapie.
– Opowiadaj, mała, co u ciebie! Aleś się fajnie
urządziła, twoje lokum? – zapytał Foxy, stawiając tulipanową torebkę na niskiej
ławie przed nami.
– Tak, dostałam w spadku po babci! –krzyknęła do nas z
kuchni dziewczyna, po chwili przynosząc nam wciąż spoczywającego na blasze,
świeżutkiego makowca. – Upiekł się może z pół godziny temu, także trafiliście
idealnie! Ahhh, ale się cieszę, że was widzę! Całą trójkę! Jezu, Freddy, Foxy,
pozmienialiście się! Tak was dawno nie widziałam!
– A my ciebie! I serio upiekłaś nam makowiec!
– Foxy, kultury trochę. Naprawdę się cieszę, że dobrze sobie
radzisz. Podoba ci się tutaj? – zapytał Freddy.
– Tak, okolica przyjemna, sąsiedzi pół na pół, ale
generalnie jest spokojnie, mam pracę i w ogóle. A u was? No weźcie
opowiadajcie!
– Jestem na odwyku i w zawiasach – pochwalił się od razu
rudy. – Nadal jesteśmy z Freddym razem, planujemy przeprowadzić się do
większego miasta, właśnie sobie na to odkładamy.
– O? – zainteresowałem się. – Nie chwaliliście mi się.
– Teraz się chwalimy. Ja chwilowo mam na spółkę małą firmę
ze znajomym, Foxy robi pode mną.
– Jak wszystko dobrze pójdzie, to za dwa lata się
przeprowadzamy, kupujemy domek, bierzemy ślub i adoptujemy psa!
– O rany, to gratulacje! – Chica uśmiechnęła się szeroko do
chłopaków, krojąc nam wszystkim po kawałku ciasta. – Jak mnie na ten ślub nie
zaprosicie, to do usranej śmierci makowca nie dostaniecie!
– Oh, łał, poważna groźba! Freddy, Chice zaproszenie
wysyłamy jako pierwszej, chrzanić twoich rodziców, chrzanić moich, jej ciasto
to priorytet! – zaśmiał się rudy, biorąc od dziewczyny talerzyk ze słodkością i
od razu zaczynając szamać.
Rozmowy szybko się rozkręciły i nawet na moment nie zwolniły
przez następne kilka godzin. Byłem serio szczęśliwy, że moim ziomkom tak się
życie układa, ale jednocześnie wiedziałem, że w chwili obecnej bardziej niż
zadowolenie, przemawia przeze mnie żal. No nieco egoistyczny chuj był ze mnie,
nie potrafiłem w pełni się cieszyć, kiedy miałem z tyłu głody lodowatą myśl, że
lada moment czeka mnie wycieczka do parku i spotkanie z… no. Sam wiedziałem z
kim.
– Dobra, towarzystwo – zacząłem, po spostrzeżeniu na zegarku
w phonie, że już prawie siódma. – Ja się zbieram, nie zjedzcie mi całego
makowca!
– Szo? Hbierah? Dohąh? – zapytał rudy, z buzią pełną
ciasta. Nawet nie próbował przełknąć i powtórzyć tego zaklęcia.
– A… no umówiłem się z kimś – wyjaśniłem ogólnie, wstając z
kanapy i posyłając Chice znaczące spojrzenie. – Wyjaśnię jak wrócę, dobra? To
trochę poryta sprawa.
– A, Bonnie, gdzie się spotkacie? Będziesz wiedział, jak
trafić? – Blondyna od razu wyskoczyła z ofertą pomocy, jako jedyna zorientowana
w temacie. Niby nie było to nic, co powinienem przed chłopakami ukrywać, ale
jakoś tak… nie wiem. Nie miałem ochoty im o tym pierdolić w tym momencie.
– W parku z fontanną, tym co mi ostatnio o nim opowiadałaś.
Na spokojnie trafię, mam wujka Gogelka, a to dość niedaleko, co nie? Fredduch,
łap kluczyki. Nie spodziewam się fajerwerków, powinienem być za kilka godzin,
ale w razie czego, to wracajcie moim autem. Foxy, nie wierzę, że to mówię, ale
będziesz pewnie jedyną trzeźwą osobą w towarzystwie, nie właduj mi fury w
drzewo, bo nogi z dupy powyrywam.
– Zaraz, chwila… Bonnie, ty jesteś pewien, że to najlepszy
plan? Dość… nie uprzedziłeś nas o tym wszystkim. I pomyślałeś jak do miasta
wrócisz? – Fazbear złapał w locie rzucone mu klucze, ale patrzył na mnie, jakby
nie do końca ufał, że mam wszystko pod kontrolą. Nie miałem, od kilku dni moja
głowa odmawiała logicznego myślenia. No chuj z tym.
– Nie wiem, czy to najlepszy plan, wrócę pociągiem w
ostateczności. Daj spokój, mam telefon, dam znać, czy macie na mnie czekać, czy
wracać, czy szukać pod śmietnikiem mojego młodego, poćwiartowanego ciała.
No i co? No i posłałem towarzystwu krzywy uśmiech,
pożegnałem się i nieco zbyt pospiesznie opuściłem mieszkanie kurczaczka,
jeszcze na schodach włączając mapy Google i wytyczając trasę do tego
nieszczęsnego parku. Powinienem tam dojść w maksymalnie godzinę, nie jest źle,
spacerek mi się przyda, ciepło jeszcze było, wszystko sobie spokojnie przemyślę
i tak dalej.
Z takim nastawieniem dziarskim krokiem udałem się za
wskazówkami neta, mimochodem rozglądając się wokół, jakbym spodziewał się, że
zobaczę gdzieś po drodze blondyna. Nie zobaczyłem, za to zdążyłem się
dwukrotnie tak zestresować, że mały włos, a zwyczajnie bym zawrócił i kolejny
raz stchórzył, LECZ NIE, jestem synem swojego ojca, krew z krwi Cepowskich i
nie podkulę ogona w tak wymagającej męskiej odwagi sytuacji!
Nie podkulę, ale bardzo chciałem.
Tyle dni chodził mi po głowie ten Springtrap, od chwili
umówienia się z nim próbowałem wymyślać jaki sposób na zagadnie będzie
najlepszy, żeby nie spierdzielił jak tylko mnie zobaczy na horyzoncie,
ewentualnie nie zajebał, uprowadził moje zwłoki i podgotował w kotle wrzącej
smoły na rosół. Żaden scenariusz nie wydawał się odpowiedni, ani realistyczny.
Wątpiłem, że Złotko da się nabrać, że to „wpadnięcie na siebie w parku” jest
przypadkowe i wątpiłem, że da mi dojść do słowa jak na wstępie się przyznam, że
go podpuściłem z tą ofertą pięć koła za seks.
Ostatecznie do tego parku dotarłem cały w nerwach. Nie była
to mała połać zieleni z kawałkiem trawnika i kilkoma drzewami, to był naprawdę
spory park, pełen krętych ścieżek, gęstych krzewów, ławek i latarni, a na samym
środku stała olbrzymia fontanna z piękną rzeźbą anioła na szczycie. To właśnie
tam się kierowałem w ten dość jasny, ciepły wieczorek, czując, jak z każdym
krokiem serce wali mi coraz mocniej.
Zobaczyłem go już z daleka. Chica miała rację, zmienił się,
nawet mocniej niż Freddy, a mimo to bez trudu go poznałem. Siedział na jednej z
ławek, w bluzie, wysokich glanach, włosach aż do pasa, z nogą założoną na
siedzisko i robił coś na phonie, wsłuchany w jednostajny szum fontanny.
Zatrzymałem się na moment, czując, że to moja ostatnia
szansa, by stąd spierdolić. Dobrze wiedziałem, czego się tak bałem; że nie
zdążę mu nic wyjaśnić, o nic zapytać, że znowu zniknie i zostawi mnie z tym
całym bałaganem w głowie, a ja jak ostatni debil kolejne lata będę się tym
zadręczał.
Głęboki oddech i na sztywnych nogach zacząłem się zbliżać w
jego stronę.
– Hej – wychrypiałem w tej samej chwili, w której podniósł
wzrok znad telefonu.
Jestem absolutnym idiotą. Kojarzycie tego terrorystę, Khaya
Jakiegośtam, który zrobił list-bombę, ale nie nakleił na niego odpowiedniej
ilości znaczków pocztowych i po jakimś czasie ten list do niego wrócił, a on go
otworzył i wyleciał w powietrze? No to ze mnie jest jeszcze większy debil,
jestem co najmniej trzy szczebelki nad tym gościem.
Nie widzę swojego starego nie-ex-ale-chciałbym-mówić-że-ex
od kilku lat, desperacko go wszędzie szukam, okłamuję go, by doszło do naszego
spotkania, bo chcę mu wygarnąć w twarz jak oszukany, wykorzystany i
smutnażaba.exe się czułem przez ten cały czas i zamiast zacząć czymś
inteligentnym, to ja mu rzucam suche „hej”, jakbyśmy dwadzieścia lat temu
pracowali razem przez miesiąc w jednej Biedronce. Genialnie.
Reakcja Złotka była do przewidzenia, no zdziwił się chłopak.
A przynajmniej miałem nadzieję, że te pół sekundy, kiedy wyglądał jak
kompletnie zdezorientowane, przerażone cielątko, nie istniało tylko w mojej
wyobraźni, bo wystarczyła mu chwila na opanowanie się, wrócenie do tej swojej
eleganckiej, chłodnej maniery okazywania koniecznego minimum emocji i… cóż.
Patrzył na mnie z lekko poirytowanym zaskoczeniem, ale byłem pewien, że ta
złość w jego oczach to był jakiś rodzaj mechanizmu obronnego.
Nie odezwał się, choć otworzył usta, jakby chciał zacząć i
naprawdę miałem nadzieję, że rzuci we mnie jakąś obelgą, czymkolwiek, no
pierwszy raz w życiu marzyłem, żeby zostać zwyzywanym. Zajechało masochizmem,
proszę mnie nie oceniać, może ja mam fetysze.
– Nie, czekaj Spring, nie idź! – To nie była prośba, to
był wyjątkowo desperacki rozkaz, poparty szybko wyciągniętą w stronę blondyna
ręką, żeby w razie czego zagrodzić mu drogę. No nie powiem, obsrałem zbroję,
jak facet zerwał się z ławki w takiej manierze, jakby miał zamiar po prostu
pójść w swoją stronę i udawać, że ten pokrzywdzony chujowym ryjem dekiel (ja),
to tylko halucynacja z niedożywienia.
– Czego ty ode mnie chcesz? – wypluł z siebie po chwili
milczenia, nie kryjąc jadu w głosie.
Aż mi ciśnienie skoczyło. To ja tu powinienem być wkurwiony.
JA. J A, kurwa, bo zaraz tupnę nóżką z tej obrazy majestatu! Mnie nie obchodzi,
że prawdziwy facet płacze tylko jak Mufasa umiera, to było, cholera jasna, nie
do pomyślenia, żeby to ON ciskał we mnie takim pogardliwym głosem, jakbym to JA
go te kilka lat temu zostawił po odprawieniu ckliwej historyjki z backstory
jego byłego i wytarciu mu ryja soczystym „wykorzystałem cię, tak naprawdę mam
cię w chuju”!
– Serio, Spring? Serio? Zabrałeś swoje zabawki,
zostawiłeś mnie z kwitkiem i rozpłynąłeś się w powietrzu, a teraz pytasz czego
ja od ciebie chcę? No nie wiem, odpowiedzi, wyjaśnień, czegokolwiek więcej niż
to, czym mi rzuciłeś w ryj te sześć lat temu?! – Miało być spokojnie w
pierwotnym założeniu, miałem być kulturalny i nie podnosić głosu i jak zwykle
mi to nie wyszło. Dobra, może mam małe problemy z temperamentem, faktycznie
szybko się denerwuję, zwłaszcza przy Springtrapie, ale do chuja pana, teraz
serio miałem do tego prawo! Co on sobie myślał, że pobawi się mną, wypierdoli i
to się na nim nie odbij-jezu, czy ja w tym momencie brzmię jak psychopata
stalker? Nieee. No, może trochę. ALE TO JEGO WINA!
– C-nie rozpłynąłem się, przeprowadziłem! – O, chyba stres i
zaskoczenie zrobiło swoje, odpowiedział działem na armatę. Tylko coś mu nie
wyszło, skoro zaczął od prób wytłumaczenia mi się. Może stracił kaliber przez
tą przerwę od kłótni ze mną? – Jezu, stop, czekaj. Skąd ty się tu w ogóle
wziąłeś?
Zmrużyłem oczy w odpowiedzi na jego podejrzliwe spojrzenie.
Był sens kłamać, skoro i tak już spierdoliłem początek?
Wskazałem mu ręką ławkę, niemo dając znać, że choć,
złociutki, siądziemy, uspokoimy się, pogadamy jak ludzie, ale tylko pokręcił na
tę propozycję głową.
– Czekam na kogoś.
– Wiem. Na mnie. – Gorzki uśmiech, po którym wyciągnąłem z
kieszeni telefon, poszukałem szybko SMSów od niego i podetknąłem mu ekran pod
sam nos.
Odsunął się trochę i zaczął czytać. Jeden raz, drugi,
trzeci, jakby nie mógł uwierzyć w to co się działo.
– Serio, Bonnie? Serio? – Odpowiedział równie wkurwionym
uśmieszkiem i złośliwym przedrzeźnieniem mojej wcześniejszej kwestii. Jak już
mówiłem, liczyłem na spokojną konwersację na poziomie. I co? I chuj z moimi
zachciankami. – Nie mam pojęcia o co ci chodzi, powiedziałem ci kilka lat temu
wszystko, co miałem do powiedzenia, czego ty jeszcze chcesz? I czemu, cholera,
robisz… – Tu wskazał wymownie na mój telefon, jakby mu się w głowie nie
mieściło, że miałem na tyle dużo punktów IQ, by wyciągnąć go z nory na tak
słaby numer.
– No, powiedziałeś, szkoda tylko, że nie przyszło ci do
głowy, że mi się takie naplucie w ryj i wyjebanie z życia niezbyt spodoba! A
umówiłem się tu z tobą „na sponsora”, bo – tylko się nie zdziw – czasem siedzę
na tym pornhubie i byłem bardzo ciekawy jaki masz próg cenowy, żeby rozłożyć
nogi przed randomem z ulicy!
Oj, chyba przegiąłem, Spring wyglądał na tak wściekłego, że
jeszcze sekunda, a zacznie wywoływać pożary wzrokiem. To wszystko nie miało tak
być. Czemu nie potrafiłem normalnie rozmawiać?
– Jak widać, idioto, ten próg jest dla ciebie odrobinkę
za wysoki. Bardzo fajnie, że po takim czasie zadałeś sobie trud by mnie znaleźć
tylko po to, by prosto w twarz mi powiedzieć jak bardzo gardzisz tym co robię.
Niemiło się rozmawiało, a skoro już na nikogo nie czekam, to się pożegnamy. – I
tu blondasek jakby nigdy nic obrócił się do mnie plecami, poprawił torbę na
ramieniu i zaczął iść w swoją stronę, byle szybciej, byle dalej od mojej osoby.
Zjebałem. Absolutnie wszystko zjebałem.
– O rany, nie no, Spring, poczekaj, nie tak to miało…! No
daj mi powiedzieć! – To było idiotyczne, ale ja po prostu ruszyłem za nim.
– Zostaw. Mnie. W. Spokoju – wysyczał bez krzty chęci na
dalszą konwersację.
– Kiedy ja serio nie chciałem tak tego… po prostu
chciałem pogadać! – Dogoniłem go, chwyciłem za ramię i zmusiłem by się na
moment zatrzymał, chociażby po to, żeby spróbować się uwolnić. – Słuchaj… ugh,
to trudne, zacznijmy jeszcze raz. Spring, słuchaj. Ja wiem, co było, wiem co
mówiłeś, wiem, że możesz mieć swoje życie i ja ci się w nie wpierdalam.
– No, tak jakby trafiłeś teraz w dychę, skoro to do
ciebie dociera, to czemu jeszcze tu jesteś? – Wykręcił mi się i odszedł ode
mnie na te dwa-trzy kroki, po czym zatrzymał się i najwyraźniej postanowił dać
ostatnią szansę na wyjaśnienie, że serio nie przyjechałem tylko po to, żeby go
poobrażać.
Wziąłem głęboki oddech.
– Jestem tutaj, bo od cholernych pięciu lat nie mogę
przestać myśleć o naszej rozmowie. O nas. Nie wiem, no, o tobie, o tym „co by
było gdyby…”. Wiem, jak to zabrzmi, ale mi serio zależało. No to było chujowe,
że tak zniknąłeś, zrobiłeś mi uczucia, a potem sobie od nich uciekłeś, nie żeby
coś, ale to ty w tej chwili powinieneś tłumaczyć się mnie, a nie na odwrót.
Powiedziałem swoje, czułem się absolutnie zażenowany tym
potokiem ckliwych wyznań, ale jeśli to miało w jakiś sposób pomóc naprawić to
pierwsze złe wrażenie, to było warto.
Blondyn patrzył na mnie niezbyt poruszonym i kompletnie
nieprzekonanym (przynajmniej w mojej opinii) spojrzeniem, jak zawsze zbyt wyniosły
i chłodny, by jawnie pokazać, że coś go rusza, więc jeśli to, co powiedziałem
go tknęło, nie pozwolił mi się o tym dowiedzieć.
– Oh, łał, tylko mi się tu zaraz nie popłacz, bo zły
Springtrap śmiał nie rozłożyć nóg w odpowiedzi na twoje jakże głębokie uczucia
– prychnął z kpiną. – Wyjaśniłem ci, że nie chciałem cię mieć za stałego
partnera. Przykro mi, że się zaangażowałeś i moje odejście cię zabolało, ale
nie zostawiłem ci po sobie NAJMNIEJSZEJ nadziei, że moglibyśmy być razem. Więc?
Po co mnie szukałeś, po co chciałeś rozdrapywać stare rany, skoro dawno temu ci
wyjaśniłem, że ja tego nie czuję?
– Bo… nie wiem, mam wrażenie, że mimo wszystko nie byłeś
wtedy ze mną tak do końca szczery. No i ja nadal chciałbym, żeby coś między
nami było, ja nadal… no. Rozumiesz. – Bliżej nieokreślonym gestem chciałem mu
przekazać, że mi zależy, że tęsknię, że chcę ułożyć sobie życie i mieć go w tym
czasie blisko siebie, ale to nie do końca kontrolowane machnięcie ręką
wyglądało bardziej jak napad Parkinsona, niż niemożność wyznania mu tlących się
we mnie od lat uczuć.
– No to ponownie jest mi przykro, ale jesteś tu po nic. Ja
już kogoś mam, układam sobie życie i nie chcę, żebyś mi się w to teraz wtrącał,
bo nie potrafisz zamknąć pewnego rozdziału. Nie szukaj mnie więcej, nie chcę
odnawiać tej znajomości – powiedział, zawahał się przez moment, ale ostatecznie
odszedł.
Dosłownie mnie zmroziło. Znaczy, wiedziałem, że przez tyle
lat w jego życiu mogło się sporo zadziać, mógł kogoś spotkać, mógł zrobić dziecko,
mógł się przeprowadzić, ale to nie dlatego stałem teraz w tym parku, patrząc
jak odchodzi, zbyt poruszony całą sytuacją, by mieć siłę kolejny raz za nim
pobiec i zatrzymywać.
Yaaay nowy rozdział, poza tym wesołych :3
OdpowiedzUsuńSpóźnione wesołych świąt tobie też! >w<
UsuńCzytanie tego bolało
OdpowiedzUsuńAutentycznie bolało
I fizycznie i psychicznie
Samo myślenie o tej rozmowie Bonniego i Springa sprawia że coś mi się w środku skręca
Z początku rozdziału pamiętam w sumie tyle co nic
Cała uwaga poszła na ich rozmowę
I na fakt jak bardzo Spring długie ma włosy
No aż tak długich się nie spodziewałam i chyba go sobie nawet w takich nie umiem wyobrazić
Ale może to dlatego że jest jakaś 2.30 w nocy
Powiem ci skarbie że nawet nie wiem jak zareagować
Na miejscu Bonniego to dawno bym się zwinęła w kulkę i stopiła z glebą
Facet jest serio odważny że wgl się do Springa zbliżył
A żeby odezwać się czy w ogóle prowadzić jakąś rozmowę to już masakra
Rozdział oczywiście zajebisty jak każdy inny
Ale to jeden z tych co zostawia po sobie tak cholernie wielki niedosyt
Że no nie wyrobię xD
Może i dobrze że późno się o jego istnieniu zorientowałam
Może dzięki temu przeżyję do kolejnego rozdziału
A może cholera nie
Teraz jedyne co mogę zrobić to życzyć ci skarbie weny i czekać na ciąg dalszy tej zajebistej historii
Bye~!!!
Mam przy sobie paczkę bardzo dobrych ciastek, nie wiem czy po takiej zmule z odpowiedzią na ten kom coś pomogą, ale czymaj je, zajedz cukrem ten ból!
UsuńSzczerze, to moja uwaga też była skupiona na ich pierwszej interakcji. Najpierw napisałem drugą połowę rozdziału, tą gdzie chłopcy na siebie pluli w parku, dopiero później dopisałem początek, żeby było wiadomo, jak w ogóle do tej sytuacji doszło. x-x
Zapuścił, skubaniec, teraz jest jak... idk, Roszpunek. Tylko wersja animatronik z indie horrorka sprzed sześciu lat. x'D
No, Bonnie na pewno jest odważniejszy ode mnie, ja bym za cholerę nie podszedł do byłego crusha od którego dostałem kosza, choćby mnie kijem pchali. Ale gdyby stchórzył, to nie byłoby fabuły!
Ojezusmaria, a ja tak z tym 15 rozdziałem zmuliłem. qwq Nie bój nic, WENA WRÓCIŁA, TWÓJ NIEDOSYT ZOSTANIE ZASPOKOJONY!
A dziękuję Ci bardzo, do następnego! :D