środa, 23 grudnia 2020

Rozdział 14: Kłamstwo

No, to wpada ten czternasty rozdziałek, mam nadzieję, że będzie się fajnie czytać! Piętnasty nadal jest w produkcji, nie wiem, kiedy go skończę, nic nie obiecuję, bo jak wspominałem przy ostatnim poście - wypadłem nieco z tych fanfików, także no, różnie to z weną bywa, tak samo jak czasem. Może któregoś wieczoru znowu mi coś odwali i dwa czapterki na raz strzelę, kto wie?
Miłego i wesołych świąt życzę!

***

Byłem w absolutnym szoku, ale przede wszystkim absolutnie wkurwiony. Na Springa, na siebie, na kolesi, którzy go posuwali, na, kurwa, wszystkich.

Wyobraźcie sobie mieć dziewczynę, być z nią przez dziesięć lat w związku i nagle przypadkiem trafić na filmik z jej udziałem na pornhubie albo xvideos. Okej, ja i Spring nie byliśmy parą… w zasadzie nigdy, przynajmniej nie oficjalnie, w dodatku od paru lat nie mieliśmy kontaktu, ale to nie zmieniało faktu, że czułem się zraniony, oszukany, rozżalony, poniekąd nawet obrzydzony. Ładnie tą swoją depresję po Fredbearku przeżywał, kurwiszon mały. Dupy dawał za kasę, żeby cały świat mógł oglądać jego seksowne cztery litery.

Ugh, prawdopodobnie nawet w emocjach nie powinienem sugerować, że po akcji z Fredbearem Spring od razu poszedł robić z siebie porno gwiazdę. Na pewno długo przeżywał i na pewno coś go zmusiło do takiego trybu życia, bo przecież mówił mi, że nie chciałby być znany z rozkładania nóg przed każdym, kto ma pomiędzy udami więcej niż dziesięć centymetrów. ALE I TAK BYŁEM NA NIEGO WKURWIONY.

 

Ja

Hej, cos w sprawie Springa wiadaooma/

 

Ja

*wiadomo?

 

Kurczaczek

Nie widziałam go ostatnio, a co? .0. Jednak potrzebujesz tego numeru? : 0000

 

Ja

Wyszla pojebana sprawa, cholernie potrzebuje. W sobote wpadne na ciacho, ok?

 

Kurczaczek

A pewnie, wpadaj, akurat wolne będę miała to trochę pogadamy! >w< Jak Freddy i Foxy będą chcieli przyjść, to ich też weź! \(uwu)/

 

Odetchnąłem głęboko i odłożyłem telefon na stolik. Próbowałem po tym felernym odkryciu pooglądać resztę dostępnych klipów (tych z udziałem Złotka, bo było tam też kilku innych głównych aktorów), nie wiem czemu, po prostu przez kilka chwil miałem nadzieję, że dostrzegę w blondynie cokolwiek, co mi powie, że nie robi tego do końca z własnej woli, albo chociaż że nie jest mu dobrze. Niestety, ale te nadzieje okazały się wyjątkowo złudne, a ja się tylko od nowa wkurwiłem.

Od tamtego dnia przez prawie tydzień chodziłem po domu jak wściekły szerszeń, tłukłem szklanki, udało mi się zepsuć lapka i z marszu odrzucili mnie na rozmowie o pracę, bo podobno „potrzebują spokojniejszych osób do kontaktu z klientami”. No kurwa. Na dodatek cały ten czas, każdą cholerną sekundę zastanawiałem się, czy właśnie w tej chwili Spring aby nie gra w kolejnym filmiku, czy właśnie teraz, jak szamię sobie pysznego kebaba na obiad, on nie dławi się czyimś wielkim fiutem. No oszaleć szło, aż sam byłem zaskoczony, że tak mnie to ruszyło.

I tak to się ciągnęło aż do piątku.

 

Kurczaczek

Zgadnij kogo dzisiaj spotkałam! *=* Wcześniej Springa na tej drodze widziałam już ze cztery razy i dzisiaj razem staliśmy na pasach i się przywitałam i powiedziałam mu, że ma fajne włosy, w sumie to nie wiem o co się bałeś, był taki jak zwykle, totalnie się nie zmienił w moim odczuciu! .0. No i powiedziałam mu, że ostatnio próbuję odnowić kontakt ze starymi znajomymi i że cieszyłabym się, gdyby dał mi numer albo cokolwiek, żebym czasem mogła napisać i ja myślałame, że on będzie niechętny, ale nie, w zasadzie to się chyba ucieszył, w każdym razie nie marudził jak mi go dawał i powiedziałam mu gdzie mieszkam i że jak chce to może na ciacho wpadać! *~\(^0^)/~*

 

Aż mi serducho mocniej zabiło. Przeczytałem wiadomość od dziewczyny chyba ze cztery razy, aż musiałem sobie przysiąść na kanapie z tych emocji. Widziała go. Rozmawiała z nim. I ma do niego numer.

Ciężko było mi uwierzyć, że się nie zmienił. Jak mógł się nie zmienić, skoro robił teraz takie rzeczy?

 

Ja

Daj prosze ten numer, ok?

 

Kurczaczek

Ok ok, masz! (/uwu)/

 

Od razu zaktualizowałem stary numer do Złotka i… no właśnie. Miałem zadzwonić? Nie, na to byłem za dużym tchórzem. I możliwe, że nie odebrałby od obcego numeru, albo rozłączyłby się jak tylko usłyszałby, że to ja. Lepiej mu napisać, SMSa na pewno choć częściowo przeczyta.

 

Do: Stringi    19:45

Hej

 

Jezu, to było okropne. Miałem mu trzasnąć litanię, zapytać o kilka rzeczy, a zrobiłem takie coś. Boże, jestem do dupy.

 

Od: Stringi    19:56

Hej. Czyj to numer?

 

Matko, odpisał. Ganiłem się w myślach, że reaguję jak nastolatka na senpaia mówiącego jej „cześć” na korytarzu w szkole, ale cholera. Tyle się we mnie kłębiło, to była nasza pierwsza interakcja od lat, chciałem go zapytać co robił, gdzie był, o co chodzi z tym jego młodszym bratem, czemu daje dupy na pornhubie, czy nie chciałby się spotkać i pogadać.

A co jak przestanie pisać jak się dowie, że to ja?

 

Do: Stringi    20:01

Dostalem od znajomego. Ile za numerek?

 

Zasłużyłem na piekło. Jestem złym człowiekiem, aż się podle ze sobą czułem, że zaczynam odnowę kontaktu od kłamstwa.

 

Od: Stringi    20:09

A skąd pomysł, że daję pod latarnią? Zły namiar masz.

 

Do: Stringi    20:13

1000 za noc

 

Od: Stringi    20:17

Czego ty nie rozumiesz? Masz zły namiar

 

Do: Stringi    20:24

5000 za noc

 

Od: Stringi    20:26

Jasne, mam uwierzyć, że dasz tyle kasy za jedną noc?

 

Do: Stringi    20:30

W gotowce, polowe dostaniesz przed, druga polowe po. Mowie serio

 

Jezu, co ja wyprawiałem? Nie jestem nawet w stanie opisać jak bardzo stresowała mnie ta rozmowa i jak mocno obsrywałem zbroję za każdym razem, jak musiałem na odpowiedź czekać więcej niż trzy minuty. Tak jak teraz. Spring naprawdę długo milczał, do tego stopnia, że zacząłem się bać, że go spłoszyłem i już mi nie odpiszę, że będę musiał zmieniać numer i wszystko zaczynać od nowa.

 

Od: Stringi    21:36

Ok. Kiedy i gdzie chcesz się spotkać?

 

Zabijcie mnie, ale byłem autentycznie zły, że się zgodził. Czułem się trochę jak podejrzliwy mąż, który sprawdzał swoją żonę i właśnie zdobył dowód na zdradę. A gdyby pisał do niego prawdziwy, napalony kutas z grubym portfelem i zaoferował pięć koła za wspólną noc? Też by się zgodził? Oczywiście, że tak, Bonnie, ty tępa pało, przecież on TERAZ myślał, że pisze do niego napalony kutas z grubym portfelem.

Zabolało.

 

Do: Stringi    21:38

Jutro o 20, w parku w centrum, przy fontannie.

 

Jezu, zrobiłem to. Umówiłem się z nim na spotkanie. OKŁAMAŁEM GO, żeby umówić się na spotkanie. Z pewnością będzie ekstremalnie wkurwiony jak już załapie co się wydarzyło, ale hej, to ja tutaj miałem prawo się złościć! Miałem prawo, tak? Miałem, na pewno miałem!

Reszta wieczoru była… skomplikowana. Przedzwoniłem szybko do Freddy’ego, misiek wyraził entuzjazm na pomysł pojechania do Chici na ciacho, zapowiedział, że Foxy też jedzie, obgadaliśmy szczegóły, a potem to już tylko siedziałem i myślałem. Czułem potrzebę stworzenia miliona scenariuszy jak to spotkanie będzie wyglądać.

Nie, nie spałem tej nocy.

 

***

 

– Nie widziałem Chici z milion lat, zmieniła się? – dopytywał Foxy z tylnego siedzenia.

Szczerze, to po tym, jak mi Fazbear naopowiadał, że rudy ma wyrok, że jest po odwyku, to spodziewałem się zobaczyć jakiegoś gangstera z amerykańskich filmów, ale nie, Foxy nadal był Foxym. Z tą różnicą, że mu nieco w barach przybyło, zaczął chodzić z brodą i miał bliznę nad prawym okiem.

– Niespecjalnie. Zdaje się trochę spokojniejsza niż była, ale nadal gada jak najęta i ma całe mieszkanie w dywanach. O i piecze zajebiste ciacha, mam nadzieję, że ten makowiec nie będzie kupny, bo dziewczyna ma zdecydowanie talent do wypieków – przyznałem, nadal wspominając te zajebiste ciacha, jakie ostatnim razem mi sprezentowała. Jedną z rąk zawędrowałem do radia i zacząłem skakać po stacjach, szukając czegoś innego niż wiadomości, starając się nie spuszczać wzroku z jezdni.

Tak, prawko, własne auto, nie przegapiłem okazji, żeby się bryką pochwalić (niezbyt było czym) i pierwszy raz w historii to ja chłopaków wiozłem, a nie oni mnie. Gdyby nie fakt, że byłem martwy w środeczku przez tę całą gównoburzę kręcącą się wokół Springa, to serio byłbym teraz dumny jak paw.

– O cholera, ona nam specjalnie makowca upiecze? Anioł, nie kobieta. Freddy, czemu ty mi nigdy makowca nie strzeliłeś? Czy ty mnie jeszcze kochasz? Czy ja coś w ogóle dla ciebie znaczę? – Rudy sięgnął z tyłu ręką prosto do ułożonej w artystyczny nieład czupryny Fazbeara i zaczął go po niej zaczepnie czochrać.

O dziwo nie dostał po łapach za macanie lśniących pukli bruneta, więcej, Freddy zdawał się odprężać pod wpływem tej drobnej pieszczoty.

– Serio? Na podstawie moich kulinarnych wyczynów będziesz oceniał poziom miłości w naszym związku? Przecież wiesz, że nie umiem piec, kochanie. Ty zresztą tak samo, jedyne co byśmy wywołali, to pożar.

– W naszych spodniach?

– Nie, w kuchni.

– Oh…

– Chłopaki – wtrąciłem, nieco zażenowany całą sytuacją. No umówmy się, nie było komfortowo siedzieć w wyjątkowo ciasnej przestrzeni z parką gruchających gołąbeczków, zwłaszcza, kiedy od kilku dni katowało się myślą, że osoba, do której coś się czuje, rozkłada nogi na fapstronkach, żeby każdy na świecie mógł sobie zwalić do jego-STOP, to szło za daleko. – Super, że się bzykacie, świetnie, że poza łóżkiem się nie kłócicie, ja to to totalnie szanuję, ALE. – Tu posłałem Freddy’emu wymowne spojrzenie, tak przez całe pół sekundy, bo zaraz musiałem wrócić wzrokiem na drogę. Nie żebym miał problemy za kierownicą, ale jechaliśmy polnymi drogami, a zamaskowana błotem wyrwa w asfalcie to w tej chwili nie był typ dziury, w którą chciałbym się władować.

Fazbear od razu załapał aluzję i momentalnie się zmieszał, nawet odgonił od siebie znudzoną rękę Foxy’ego i odchrząknął z godnością.

– Wybacz, zapomniałem się. Foxy też się zapomniał, prawda? – Brunet obrócił się przez ramię, najwyraźniej niemo przekazując swojemu partnerowi, że ma się czuć skruszony.

– A daj spokój, mówisz, jakby Bonnie nigdy nikogo nie wkurwiał publicznym mizianiem się.

– No tu punkt dla ciebie, możliwe, że mi się kiedyś zdarzyło. Dobra, sorry, marudzę jak twój stary bez browara. Trochu miałem ostatnio stresujący okres.

– To przez tę pracę? Rozmawiałem w tej sprawie ze znajomym, poleciłem cię mu iiii czekaj, daj telefon, zapiszę ci jego numer. Zadzwoń później i się dogadajcie.

Król złoty, z tego Fredducha. Jak to miło, że drugie spotkanie po takim czasie, a koledzy dalej zachowują się, jakbyśmy się nigdy nie rozłączyli, jakby nikt z nas nie zdążył się zmienić.

 

 

Do Chici dojechaliśmy po południu, grzało jak pod szatańską pachą, a ja zmuszony byłem zaparkować w pełnym słońcu, bo parkingi w pobliżu kamienicy dziewczyny były pozapychane.

– Myślicie, że przy pierwszym spotkaniu alkohol to dobry prezent? – zapytał Freddy, najwyraźniej nagle zwątpiwszy w gust swój i nasz w temacie doboru podarków.

– Piękny, alko to ZAWSZE dobry wybór na prezent, o ile okazją nie są urodziny ośmiolatki. No co się tak na mnie patrzysz, ja nie zamierzam pić, będę grzeczny! – Rudy uniósł ręce w obronnym geście, zupełnie jakby się spodziewał, że jego partner zacznie go nagle oskarżać o nieczyste zamiary względem tej zapakowanej w torebkę w żółte tulipany, flaszki.

Poparłem naszego niedoszłego skazańca, najwyraźniej podnosząc jego siłę przebicia na tyle, by rozwiać obawy Fazbeara. Bez dalszych gdybań wspięliśmy się po schodach na piętro, zapukaliśmy w mocne, dębowe drzwi, bo z tego co pamiętałem, to dzwonek do mieszkania Chici był popsuty i poczekaliśmy moment.

– Chłopaki! – wydarła się blondyna, zaraz po otworzeniu nam i rzuciła na szyję stojącego najbliżej Freddy’ego. Wyściskała go, wybuziaczkowała w poliki, po chwili robiąc to samo z Foxym i ze mną; zdążyła się rozpłakać z emocji, nim w końcu wpadła na pomysł, by zaprosić nas do środka.

W klimacie wszechobecnej radości i różowych babeczek, pokrywających dwie trzecie wszystkich płaskich powierzchni, poszliśmy do małego saloniku, gdzie rozsiedliśmy się na kanapie.

– Opowiadaj, mała, co u ciebie! Aleś się fajnie urządziła, twoje lokum? – zapytał Foxy, stawiając tulipanową torebkę na niskiej ławie przed nami.

– Tak, dostałam w spadku po babci! –krzyknęła do nas z kuchni dziewczyna, po chwili przynosząc nam wciąż spoczywającego na blasze, świeżutkiego makowca. – Upiekł się może z pół godziny temu, także trafiliście idealnie! Ahhh, ale się cieszę, że was widzę! Całą trójkę! Jezu, Freddy, Foxy, pozmienialiście się! Tak was dawno nie widziałam!

– A my ciebie! I serio upiekłaś nam makowiec!

– Foxy, kultury trochę. Naprawdę się cieszę, że dobrze sobie radzisz. Podoba ci się tutaj? – zapytał Freddy.

– Tak, okolica przyjemna, sąsiedzi pół na pół, ale generalnie jest spokojnie, mam pracę i w ogóle. A u was? No weźcie opowiadajcie!

– Jestem na odwyku i w zawiasach – pochwalił się od razu rudy. – Nadal jesteśmy z Freddym razem, planujemy przeprowadzić się do większego miasta, właśnie sobie na to odkładamy.

– O? – zainteresowałem się. – Nie chwaliliście mi się.

– Teraz się chwalimy. Ja chwilowo mam na spółkę małą firmę ze znajomym, Foxy robi pode mną.

– Jak wszystko dobrze pójdzie, to za dwa lata się przeprowadzamy, kupujemy domek, bierzemy ślub i adoptujemy psa!

– O rany, to gratulacje! – Chica uśmiechnęła się szeroko do chłopaków, krojąc nam wszystkim po kawałku ciasta. – Jak mnie na ten ślub nie zaprosicie, to do usranej śmierci makowca nie dostaniecie!

– Oh, łał, poważna groźba! Freddy, Chice zaproszenie wysyłamy jako pierwszej, chrzanić twoich rodziców, chrzanić moich, jej ciasto to priorytet! – zaśmiał się rudy, biorąc od dziewczyny talerzyk ze słodkością i od razu zaczynając szamać.

Rozmowy szybko się rozkręciły i nawet na moment nie zwolniły przez następne kilka godzin. Byłem serio szczęśliwy, że moim ziomkom tak się życie układa, ale jednocześnie wiedziałem, że w chwili obecnej bardziej niż zadowolenie, przemawia przeze mnie żal. No nieco egoistyczny chuj był ze mnie, nie potrafiłem w pełni się cieszyć, kiedy miałem z tyłu głody lodowatą myśl, że lada moment czeka mnie wycieczka do parku i spotkanie z… no. Sam wiedziałem z kim.

– Dobra, towarzystwo – zacząłem, po spostrzeżeniu na zegarku w phonie, że już prawie siódma. – Ja się zbieram, nie zjedzcie mi całego makowca!

– Szo? Hbierah? Dohąh? – zapytał rudy, z buzią pełną ciasta. Nawet nie próbował przełknąć i powtórzyć tego zaklęcia.

– A… no umówiłem się z kimś – wyjaśniłem ogólnie, wstając z kanapy i posyłając Chice znaczące spojrzenie. – Wyjaśnię jak wrócę, dobra? To trochę poryta sprawa.

– A, Bonnie, gdzie się spotkacie? Będziesz wiedział, jak trafić? – Blondyna od razu wyskoczyła z ofertą pomocy, jako jedyna zorientowana w temacie. Niby nie było to nic, co powinienem przed chłopakami ukrywać, ale jakoś tak… nie wiem. Nie miałem ochoty im o tym pierdolić w tym momencie.

– W parku z fontanną, tym co mi ostatnio o nim opowiadałaś. Na spokojnie trafię, mam wujka Gogelka, a to dość niedaleko, co nie? Fredduch, łap kluczyki. Nie spodziewam się fajerwerków, powinienem być za kilka godzin, ale w razie czego, to wracajcie moim autem. Foxy, nie wierzę, że to mówię, ale będziesz pewnie jedyną trzeźwą osobą w towarzystwie, nie właduj mi fury w drzewo, bo nogi z dupy powyrywam.

– Zaraz, chwila… Bonnie, ty jesteś pewien, że to najlepszy plan? Dość… nie uprzedziłeś nas o tym wszystkim. I pomyślałeś jak do miasta wrócisz? – Fazbear złapał w locie rzucone mu klucze, ale patrzył na mnie, jakby nie do końca ufał, że mam wszystko pod kontrolą. Nie miałem, od kilku dni moja głowa odmawiała logicznego myślenia. No chuj z tym.

– Nie wiem, czy to najlepszy plan, wrócę pociągiem w ostateczności. Daj spokój, mam telefon, dam znać, czy macie na mnie czekać, czy wracać, czy szukać pod śmietnikiem mojego młodego, poćwiartowanego ciała.

No i co? No i posłałem towarzystwu krzywy uśmiech, pożegnałem się i nieco zbyt pospiesznie opuściłem mieszkanie kurczaczka, jeszcze na schodach włączając mapy Google i wytyczając trasę do tego nieszczęsnego parku. Powinienem tam dojść w maksymalnie godzinę, nie jest źle, spacerek mi się przyda, ciepło jeszcze było, wszystko sobie spokojnie przemyślę i tak dalej.

Z takim nastawieniem dziarskim krokiem udałem się za wskazówkami neta, mimochodem rozglądając się wokół, jakbym spodziewał się, że zobaczę gdzieś po drodze blondyna. Nie zobaczyłem, za to zdążyłem się dwukrotnie tak zestresować, że mały włos, a zwyczajnie bym zawrócił i kolejny raz stchórzył, LECZ NIE, jestem synem swojego ojca, krew z krwi Cepowskich i nie podkulę ogona w tak wymagającej męskiej odwagi sytuacji!

Nie podkulę, ale bardzo chciałem.

Tyle dni chodził mi po głowie ten Springtrap, od chwili umówienia się z nim próbowałem wymyślać jaki sposób na zagadnie będzie najlepszy, żeby nie spierdzielił jak tylko mnie zobaczy na horyzoncie, ewentualnie nie zajebał, uprowadził moje zwłoki i podgotował w kotle wrzącej smoły na rosół. Żaden scenariusz nie wydawał się odpowiedni, ani realistyczny. Wątpiłem, że Złotko da się nabrać, że to „wpadnięcie na siebie w parku” jest przypadkowe i wątpiłem, że da mi dojść do słowa jak na wstępie się przyznam, że go podpuściłem z tą ofertą pięć koła za seks.

Ostatecznie do tego parku dotarłem cały w nerwach. Nie była to mała połać zieleni z kawałkiem trawnika i kilkoma drzewami, to był naprawdę spory park, pełen krętych ścieżek, gęstych krzewów, ławek i latarni, a na samym środku stała olbrzymia fontanna z piękną rzeźbą anioła na szczycie. To właśnie tam się kierowałem w ten dość jasny, ciepły wieczorek, czując, jak z każdym krokiem serce wali mi coraz mocniej.

Zobaczyłem go już z daleka. Chica miała rację, zmienił się, nawet mocniej niż Freddy, a mimo to bez trudu go poznałem. Siedział na jednej z ławek, w bluzie, wysokich glanach, włosach aż do pasa, z nogą założoną na siedzisko i robił coś na phonie, wsłuchany w jednostajny szum fontanny.

Zatrzymałem się na moment, czując, że to moja ostatnia szansa, by stąd spierdolić. Dobrze wiedziałem, czego się tak bałem; że nie zdążę mu nic wyjaśnić, o nic zapytać, że znowu zniknie i zostawi mnie z tym całym bałaganem w głowie, a ja jak ostatni debil kolejne lata będę się tym zadręczał.

Głęboki oddech i na sztywnych nogach zacząłem się zbliżać w jego stronę.

– Hej – wychrypiałem w tej samej chwili, w której podniósł wzrok znad telefonu.

Jestem absolutnym idiotą. Kojarzycie tego terrorystę, Khaya Jakiegośtam, który zrobił list-bombę, ale nie nakleił na niego odpowiedniej ilości znaczków pocztowych i po jakimś czasie ten list do niego wrócił, a on go otworzył i wyleciał w powietrze? No to ze mnie jest jeszcze większy debil, jestem co najmniej trzy szczebelki nad tym gościem.

Nie widzę swojego starego nie-ex-ale-chciałbym-mówić-że-ex od kilku lat, desperacko go wszędzie szukam, okłamuję go, by doszło do naszego spotkania, bo chcę mu wygarnąć w twarz jak oszukany, wykorzystany i smutnażaba.exe się czułem przez ten cały czas i zamiast zacząć czymś inteligentnym, to ja mu rzucam suche „hej”, jakbyśmy dwadzieścia lat temu pracowali razem przez miesiąc w jednej Biedronce. Genialnie.

Reakcja Złotka była do przewidzenia, no zdziwił się chłopak. A przynajmniej miałem nadzieję, że te pół sekundy, kiedy wyglądał jak kompletnie zdezorientowane, przerażone cielątko, nie istniało tylko w mojej wyobraźni, bo wystarczyła mu chwila na opanowanie się, wrócenie do tej swojej eleganckiej, chłodnej maniery okazywania koniecznego minimum emocji i… cóż. Patrzył na mnie z lekko poirytowanym zaskoczeniem, ale byłem pewien, że ta złość w jego oczach to był jakiś rodzaj mechanizmu obronnego.

Nie odezwał się, choć otworzył usta, jakby chciał zacząć i naprawdę miałem nadzieję, że rzuci we mnie jakąś obelgą, czymkolwiek, no pierwszy raz w życiu marzyłem, żeby zostać zwyzywanym. Zajechało masochizmem, proszę mnie nie oceniać, może ja mam fetysze.

– Nie, czekaj Spring, nie idź! – To nie była prośba, to był wyjątkowo desperacki rozkaz, poparty szybko wyciągniętą w stronę blondyna ręką, żeby w razie czego zagrodzić mu drogę. No nie powiem, obsrałem zbroję, jak facet zerwał się z ławki w takiej manierze, jakby miał zamiar po prostu pójść w swoją stronę i udawać, że ten pokrzywdzony chujowym ryjem dekiel (ja), to tylko halucynacja z niedożywienia.

– Czego ty ode mnie chcesz? – wypluł z siebie po chwili milczenia, nie kryjąc jadu w głosie.

Aż mi ciśnienie skoczyło. To ja tu powinienem być wkurwiony. JA. J A, kurwa, bo zaraz tupnę nóżką z tej obrazy majestatu! Mnie nie obchodzi, że prawdziwy facet płacze tylko jak Mufasa umiera, to było, cholera jasna, nie do pomyślenia, żeby to ON ciskał we mnie takim pogardliwym głosem, jakbym to JA go te kilka lat temu zostawił po odprawieniu ckliwej historyjki z backstory jego byłego i wytarciu mu ryja soczystym „wykorzystałem cię, tak naprawdę mam cię w chuju”!

– Serio, Spring? Serio? Zabrałeś swoje zabawki, zostawiłeś mnie z kwitkiem i rozpłynąłeś się w powietrzu, a teraz pytasz czego ja od ciebie chcę? No nie wiem, odpowiedzi, wyjaśnień, czegokolwiek więcej niż to, czym mi rzuciłeś w ryj te sześć lat temu?! – Miało być spokojnie w pierwotnym założeniu, miałem być kulturalny i nie podnosić głosu i jak zwykle mi to nie wyszło. Dobra, może mam małe problemy z temperamentem, faktycznie szybko się denerwuję, zwłaszcza przy Springtrapie, ale do chuja pana, teraz serio miałem do tego prawo! Co on sobie myślał, że pobawi się mną, wypierdoli i to się na nim nie odbij-jezu, czy ja w tym momencie brzmię jak psychopata stalker? Nieee. No, może trochę. ALE TO JEGO WINA!

– C-nie rozpłynąłem się, przeprowadziłem! – O, chyba stres i zaskoczenie zrobiło swoje, odpowiedział działem na armatę. Tylko coś mu nie wyszło, skoro zaczął od prób wytłumaczenia mi się. Może stracił kaliber przez tą przerwę od kłótni ze mną? – Jezu, stop, czekaj. Skąd ty się tu w ogóle wziąłeś?

Zmrużyłem oczy w odpowiedzi na jego podejrzliwe spojrzenie. Był sens kłamać, skoro i tak już spierdoliłem początek?

Wskazałem mu ręką ławkę, niemo dając znać, że choć, złociutki, siądziemy, uspokoimy się, pogadamy jak ludzie, ale tylko pokręcił na tę propozycję głową.

– Czekam na kogoś.

– Wiem. Na mnie. – Gorzki uśmiech, po którym wyciągnąłem z kieszeni telefon, poszukałem szybko SMSów od niego i podetknąłem mu ekran pod sam nos.

Odsunął się trochę i zaczął czytać. Jeden raz, drugi, trzeci, jakby nie mógł uwierzyć w to co się działo.

– Serio, Bonnie? Serio? – Odpowiedział równie wkurwionym uśmieszkiem i złośliwym przedrzeźnieniem mojej wcześniejszej kwestii. Jak już mówiłem, liczyłem na spokojną konwersację na poziomie. I co? I chuj z moimi zachciankami. – Nie mam pojęcia o co ci chodzi, powiedziałem ci kilka lat temu wszystko, co miałem do powiedzenia, czego ty jeszcze chcesz? I czemu, cholera, robisz… – Tu wskazał wymownie na mój telefon, jakby mu się w głowie nie mieściło, że miałem na tyle dużo punktów IQ, by wyciągnąć go z nory na tak słaby numer.

– No, powiedziałeś, szkoda tylko, że nie przyszło ci do głowy, że mi się takie naplucie w ryj i wyjebanie z życia niezbyt spodoba! A umówiłem się tu z tobą „na sponsora”, bo – tylko się nie zdziw – czasem siedzę na tym pornhubie i byłem bardzo ciekawy jaki masz próg cenowy, żeby rozłożyć nogi przed randomem z ulicy!

Oj, chyba przegiąłem, Spring wyglądał na tak wściekłego, że jeszcze sekunda, a zacznie wywoływać pożary wzrokiem. To wszystko nie miało tak być. Czemu nie potrafiłem normalnie rozmawiać?

– Jak widać, idioto, ten próg jest dla ciebie odrobinkę za wysoki. Bardzo fajnie, że po takim czasie zadałeś sobie trud by mnie znaleźć tylko po to, by prosto w twarz mi powiedzieć jak bardzo gardzisz tym co robię. Niemiło się rozmawiało, a skoro już na nikogo nie czekam, to się pożegnamy. – I tu blondasek jakby nigdy nic obrócił się do mnie plecami, poprawił torbę na ramieniu i zaczął iść w swoją stronę, byle szybciej, byle dalej od mojej osoby.

Zjebałem. Absolutnie wszystko zjebałem.

– O rany, nie no, Spring, poczekaj, nie tak to miało…! No daj mi powiedzieć! – To było idiotyczne, ale ja po prostu ruszyłem za nim.

– Zostaw. Mnie. W. Spokoju – wysyczał bez krzty chęci na dalszą konwersację.

– Kiedy ja serio nie chciałem tak tego… po prostu chciałem pogadać! – Dogoniłem go, chwyciłem za ramię i zmusiłem by się na moment zatrzymał, chociażby po to, żeby spróbować się uwolnić. – Słuchaj… ugh, to trudne, zacznijmy jeszcze raz. Spring, słuchaj. Ja wiem, co było, wiem co mówiłeś, wiem, że możesz mieć swoje życie i ja ci się w nie wpierdalam.

– No, tak jakby trafiłeś teraz w dychę, skoro to do ciebie dociera, to czemu jeszcze tu jesteś? – Wykręcił mi się i odszedł ode mnie na te dwa-trzy kroki, po czym zatrzymał się i najwyraźniej postanowił dać ostatnią szansę na wyjaśnienie, że serio nie przyjechałem tylko po to, żeby go poobrażać.

Wziąłem głęboki oddech.

– Jestem tutaj, bo od cholernych pięciu lat nie mogę przestać myśleć o naszej rozmowie. O nas. Nie wiem, no, o tobie, o tym „co by było gdyby…”. Wiem, jak to zabrzmi, ale mi serio zależało. No to było chujowe, że tak zniknąłeś, zrobiłeś mi uczucia, a potem sobie od nich uciekłeś, nie żeby coś, ale to ty w tej chwili powinieneś tłumaczyć się mnie, a nie na odwrót.

Powiedziałem swoje, czułem się absolutnie zażenowany tym potokiem ckliwych wyznań, ale jeśli to miało w jakiś sposób pomóc naprawić to pierwsze złe wrażenie, to było warto.

Blondyn patrzył na mnie niezbyt poruszonym i kompletnie nieprzekonanym (przynajmniej w mojej opinii) spojrzeniem, jak zawsze zbyt wyniosły i chłodny, by jawnie pokazać, że coś go rusza, więc jeśli to, co powiedziałem go tknęło, nie pozwolił mi się o tym dowiedzieć.

– Oh, łał, tylko mi się tu zaraz nie popłacz, bo zły Springtrap śmiał nie rozłożyć nóg w odpowiedzi na twoje jakże głębokie uczucia – prychnął z kpiną. – Wyjaśniłem ci, że nie chciałem cię mieć za stałego partnera. Przykro mi, że się zaangażowałeś i moje odejście cię zabolało, ale nie zostawiłem ci po sobie NAJMNIEJSZEJ nadziei, że moglibyśmy być razem. Więc? Po co mnie szukałeś, po co chciałeś rozdrapywać stare rany, skoro dawno temu ci wyjaśniłem, że ja tego nie czuję?

– Bo… nie wiem, mam wrażenie, że mimo wszystko nie byłeś wtedy ze mną tak do końca szczery. No i ja nadal chciałbym, żeby coś między nami było, ja nadal… no. Rozumiesz. – Bliżej nieokreślonym gestem chciałem mu przekazać, że mi zależy, że tęsknię, że chcę ułożyć sobie życie i mieć go w tym czasie blisko siebie, ale to nie do końca kontrolowane machnięcie ręką wyglądało bardziej jak napad Parkinsona, niż niemożność wyznania mu tlących się we mnie od lat uczuć.

– No to ponownie jest mi przykro, ale jesteś tu po nic. Ja już kogoś mam, układam sobie życie i nie chcę, żebyś mi się w to teraz wtrącał, bo nie potrafisz zamknąć pewnego rozdziału. Nie szukaj mnie więcej, nie chcę odnawiać tej znajomości – powiedział, zawahał się przez moment, ale ostatecznie odszedł.

Dosłownie mnie zmroziło. Znaczy, wiedziałem, że przez tyle lat w jego życiu mogło się sporo zadziać, mógł kogoś spotkać, mógł zrobić dziecko, mógł się przeprowadzić, ale to nie dlatego stałem teraz w tym parku, patrząc jak odchodzi, zbyt poruszony całą sytuacją, by mieć siłę kolejny raz za nim pobiec i zatrzymywać.

            Nie, stałem tam, bo pierwszy raz tak nieudolnie spróbował mnie okłamać.


4 komentarze:

  1. Yaaay nowy rozdział, poza tym wesołych :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytanie tego bolało
    Autentycznie bolało
    I fizycznie i psychicznie
    Samo myślenie o tej rozmowie Bonniego i Springa sprawia że coś mi się w środku skręca
    Z początku rozdziału pamiętam w sumie tyle co nic
    Cała uwaga poszła na ich rozmowę
    I na fakt jak bardzo Spring długie ma włosy
    No aż tak długich się nie spodziewałam i chyba go sobie nawet w takich nie umiem wyobrazić
    Ale może to dlatego że jest jakaś 2.30 w nocy
    Powiem ci skarbie że nawet nie wiem jak zareagować
    Na miejscu Bonniego to dawno bym się zwinęła w kulkę i stopiła z glebą
    Facet jest serio odważny że wgl się do Springa zbliżył
    A żeby odezwać się czy w ogóle prowadzić jakąś rozmowę to już masakra
    Rozdział oczywiście zajebisty jak każdy inny
    Ale to jeden z tych co zostawia po sobie tak cholernie wielki niedosyt
    Że no nie wyrobię xD
    Może i dobrze że późno się o jego istnieniu zorientowałam
    Może dzięki temu przeżyję do kolejnego rozdziału
    A może cholera nie
    Teraz jedyne co mogę zrobić to życzyć ci skarbie weny i czekać na ciąg dalszy tej zajebistej historii
    Bye~!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam przy sobie paczkę bardzo dobrych ciastek, nie wiem czy po takiej zmule z odpowiedzią na ten kom coś pomogą, ale czymaj je, zajedz cukrem ten ból!
      Szczerze, to moja uwaga też była skupiona na ich pierwszej interakcji. Najpierw napisałem drugą połowę rozdziału, tą gdzie chłopcy na siebie pluli w parku, dopiero później dopisałem początek, żeby było wiadomo, jak w ogóle do tej sytuacji doszło. x-x
      Zapuścił, skubaniec, teraz jest jak... idk, Roszpunek. Tylko wersja animatronik z indie horrorka sprzed sześciu lat. x'D
      No, Bonnie na pewno jest odważniejszy ode mnie, ja bym za cholerę nie podszedł do byłego crusha od którego dostałem kosza, choćby mnie kijem pchali. Ale gdyby stchórzył, to nie byłoby fabuły!
      Ojezusmaria, a ja tak z tym 15 rozdziałem zmuliłem. qwq Nie bój nic, WENA WRÓCIŁA, TWÓJ NIEDOSYT ZOSTANIE ZASPOKOJONY!
      A dziękuję Ci bardzo, do następnego! :D

      Usuń