No, tak oto dobrnęliśmy do ostatniej miniaturki. Seria zaczęła się 8 listopada 2015 roku i trwała aż po dziś dzień, czyli niemal trzy lata (niewiele zabrakło), ale to głównie przez to, że nie pisałem tego regularnie i robiłem z blogiem duże przerwy, a nie przez ich przesadną długość, bo w Wordzie zajęły mi ledwie 63 strony i około 31500 słów w zaokrągleniu (i tak za dużo, jak na miniaturki).
To już koniec "Tygodnia" - serii, która w pierwotnym zamyśle miała być ot luźną komedyjką, bez ambicji i głębszej fabuły, a która gdzieś tam po drodze uderzyła kilka razy w poważniejsze przemyślenia. Będzie mi tego fest brakować, fajnie mi się to pisało, mam nadzieję, że wam się równie fajnie czytało i że nie przekazałem tymi miniaturkami niczego szkodliwego/krzywdzącego (nie, homoseksualizm szkodliwy nie jest, bardziej miałem tu na myśli sprawy typu: toksyczna relacja między partnerami, gloryfikowanie gwałtu itp.).
Dziękuję za wytrwanie do samego końca! :)
To już koniec "Tygodnia" - serii, która w pierwotnym zamyśle miała być ot luźną komedyjką, bez ambicji i głębszej fabuły, a która gdzieś tam po drodze uderzyła kilka razy w poważniejsze przemyślenia. Będzie mi tego fest brakować, fajnie mi się to pisało, mam nadzieję, że wam się równie fajnie czytało i że nie przekazałem tymi miniaturkami niczego szkodliwego/krzywdzącego (nie, homoseksualizm szkodliwy nie jest, bardziej miałem tu na myśli sprawy typu: toksyczna relacja między partnerami, gloryfikowanie gwałtu itp.).
Dziękuję za wytrwanie do samego końca! :)
***
Nasir
opuścił biuro jako pierwszy; po złożeniu raportu i okazaniu posklejanego od
krwi pióra, Malik zaproponował mu odpoczynek i wyjechanie dopiero nad ranem,
dzieciak jednak wolał wyruszyć w podróż już teraz. Niespełna kwadrans później z
biura zabrał się też informator, z zamiarem odwiedzenia bogatej dzielnicy i
podsłuchania kilku osób, które prawdopodobnie mogły być w posiadaniu ważnych
informacji; poza tym miał niepokojąco trafne przeczucie, że gdyby został choć
sekundę dłużej, Ibn-La’Ahad poderżnąłby mu gardło (mimo wyjaśnień zarządcy,
zdegradowany mistrz jakoś niezbyt chciał wierzyć, że na wpół nagi, rozwalony na
poduchach facet, nie robił sobą żadnych aluzji i ABSOLUTNIE NIKOGO NIE
UWODZIŁ), także koniec końców zarządca został w biurze sam na sam ze swoim
kochankiem.
– Jakoś
mi dziwnie z myślą, że po tym wszystkim mamy się tak po prostu rozstać. Może
momentami przychodzą tu irytujące osoby i nieco brakuje mi jakichś większych
potyczek, ale w gruncie rzeczy całkiem fajnie jest w tym twoim biurze – mruknął
asasyn, cierpliwie czekając, aż jego partner uwolni mu rękę.
– Co
fakt to fakt, bez ciebie znowu zrobi się tu cholernie cicho – przyznał rafiq,
zręcznie wyplątując zdegradowanego mistrza z więzów. – No, gotowe. Muszę
przyznać, nie spodziewałem się, że naprawdę wytrzymasz cały tydzień. Więcej,
radziłeś sobie doskonale, więc z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że wygrałeś
ten nasz zakład – oświadczył właściciel biura, robiąc kilka kroków w tył i
opierając się plecami o kraniec biurka.
– Ty…
ty serio mówisz? Ot tak przyznajesz, że wygrałem? Pomimo tego, że kilka razy
serio dałem ciała? – Altaïr spojrzał zaskoczony na swojego partnera, prostując
i zginając dopiero co uwolnioną rękę, żeby nieco rozruszać mięśnie.
– Moje
początki były o wiele gorsze, uwierz. Prawda, że szybko przywykłem, ale kilka
pierwszych dni… cóż, kompletnie zapominałem, że już nie mam tej ręki.
Przypominały mi o tym tylko ból i chwile, kiedy próbowałem coś nią chwycić –
wyznał zarządca. – Tak więc kolejny raz udowodniłeś, że jesteś ode mnie lepszy;
w ledwie chwilę opanowałeś życie bez jednej kończyny niemal do perfekcji… no,
może pomijając kwestię ubierania i rozbierania się, to akurat szło ci okropnie
– dodał, z gorzkim uśmiechem na ustach.
To
nie miało być tak. Fakt, że siedem dni temu Ibn-La’Ahad był gotów stanąć na
głowie, byle tylko udowodnić Al-Sayfowi swoje racje, ale dziś, po tym, jak
dotarło do niego kilka naprawdę istotnych faktów, nie potrafił odczuć
prawdziwej satysfakcji ze swojego zwycięstwa.
Zabawne,
przecież dawniej rywalizowali dzień w dzień, wciąż próbując się wzajemnie
prześcignąć. A właściwie to Malik wciąż próbował prześcignąć Altaïra, co nigdy
mu się nie udało. Zarządca zawsze zajmował drugie miejsce, zawsze był
sfrustrowany swoimi porażkami, przecież gdyby wtedy miał taką okazję, jak ta
dzisiaj, to bez wahania ogłosiłby się zwycięzcą. Czemu więc tego nie zrobił,
tylko potulnie pozwolił, by zdegradowany mistrz kolejny raz pławił się w
samozadowoleniu, po raz pierwszy oplecionym poczuciem winy?
– Nie
bądź śmieszny, oczywistym jest, że przegrałem – powiedział Altaïr, po dłuższej
chwili ciszy. – Powinieneś pamiętać, że w warunkach naszego zakładu był taki
mały, istotny punkcik o tym, że nie wolno mi marudzić i narzekać na niewygodę
związaną z brakiem ręki. A ja narzekałem praktycznie co chwilę… no i raz z
braku kończyny spadłem z dachu prosto na stragan, ale ci się do tego nie
przyznałem. – Zabójca posłał kochankowi pokrzepiający uśmiech i przysiadł na
skraju biurka, tuż obok niego. – Przecież wiesz, że nie spełniłem wszystkich
warunków zakładu, więc czemu pozwalasz mi wygrać? Przecież jeszcze nie tak
dawno temu rywalizowaliśmy we wszystkim.
– Kiedyś,
owszem, tak było. Ale chyba przestałem widzieć w tym sens; bez ręki i tak nie
dam rady ci dorównać, więc po co mam bez sensu próbować sobie udowodnić, że
jest inaczej? – Rafiq wzruszył bez większego entuzjazmu ramionami. – Poza tym,
wydaje mi się, że twoje podejście nieco się zmieniło przez tych kilka dni. Mam
wrażenie, że patrzysz na mnie nieco inaczej, że w końcu coś do ciebie dotarło,
a skoro tak, to już mam swoje małe zwycięstwo, mój drogi.
– Skoro
tak, to może przyjmijmy, że jest remis? – zaproponował Ibn-La’Ahad, kładąc dłoń
na ręce Malika i delikatnie splatając z nim palce. – Wiesz, dobrze mi poszło,
ale jednak nie sprawdziłem się w stu procentach, więc częściowo wygrałem ja i
częściowo ty, co nie? Tak chyba będzie sprawiedliwie – wyjaśnił krótko,
pochylając się do rafiqa i składając krótki pocałunek na jego policzku.
– Może
to i dobre rozwiązanie… – przyznał zarządca, nieco zdziwiony, że to właśnie
Altaïr je zaproponował. Ten sam, który poprzedniego wieczora próbował
udowodnić, że idiotyczne wrąbanie się do studni było czymś, o czym winno się
pisać chwalebne pieśni. – Choć dla mnie nadal to ty wygrałeś, mój kochany.
Jeżeli nie dasz się zabić i do mnie wrócisz, to dostaniesz nagrodę za ten
tydzień męczarni bez ręki.
– Malik,
kurde, remis i ko…! Zaraz, jaką nagrodę? – zainteresował się zdegradowany
mistrz.
– Przekonasz
się, jak następnym razem do mnie wpadniesz. Dobra, starczy tych czułostek,
skoro masz zamiar dotrzeć do Masjafu o świcie, to serio powinieneś się już
zbierać – zadecydował kaleki zabójca. – Weź sobie na drogę jakieś zapasy i
jedź; Al Mualim nie będzie zbytnio zachwycony, jeżeli będziesz się ociągał,
zwłaszcza, że jesteś po całym tygodniu odpoczynku.
– No
wiesz co? Co to ma być za nieczułe pożegnanie? – burknął nieco urażony zabójca,
zsuwając się z blatu. – Liczyłem raczej na jakieś dramatyczne przemówienie o
tęsknocie i wiernej miłości pomimo dzielącej nas odległości, popartej rzewnymi
łzami, a nie takie coś!
– Przyjmij
roboczo, że nie lubię i nie umiem się żegnać; poza tym im bardziej będziesz
zwlekał z opuszczeniem mojego biura, tym trudniej będzie ci to zrobić. Nie rób
scen, Altaïr, nie jedziesz na drugi koniec świata, jestem pewny, że najdalej po
paru miesiącach tu wrócisz. – Rafiq wywrócił oczami, pozornie nieczuły na tak
typowe dla Ibn-La’Ahada odstawianie teatrzyków.
Fakt,
że i jemu nie było do śmiechu w tej chwili, ale doskonale zdawał sobie sprawę,
że są rzeczy ważne i ważniejsze, a rozkazy i pewne zobowiązania zaliczają się
do tej drugiej kategorii.
– Malik,
cholera, to nie TYLKO parę miesięcy, to AŻ parę miesięcy! – zamarudził Altaïr.
– Mógłbyś, proszę, dać mi odczuć, że będziesz tęsknić? Bo ja będę. – Zabójca
zbliżył się do swojego kochanka i stanął ledwie krok przed nim. – Obiecuję
codziennie myśleć o tobie, nie oglądać się za nikim innym i odwiedzać cię przy
każdej możliwej okazji. – Ibn-La’Ahad ujął dłoń zarządcy i ucałował go w jej
wierzch.
Al-Sayf
nie odwrócił wzroku na ten gest. Poważnie wpatrywał się w twarz mężczyzny, a w
końcu błyskawicznym ruchem przysunął się bliżej i złączył ich wargi w długim,
namiętnym pocałunku, zupełnie, jakby widzieli się po raz ostatni w życiu.
– Będę
na ciebie czekał, głupku. Idź – ponaglił go.
Niespełna
kilka minut później biuro było już kompletnie puste. Rafiqowi zdawało się,
jakby tkwił w nim od wieków i po raz pierwszy czuł się tu naprawdę samotny. To
był ledwie tydzień, ale tak strasznie zdążył się przyzwyczaić do niemal ciągłej
obecności zdegradowanego mistrza, że obecnie ciężko mu było dopuścić do siebie
myśl, że ten dekiel nie wróci tu za kilka godzin i nie zacznie wokół niego
skakać, zarzucając toną niemoralnych propozycji, że ich dzisiejszy seks i
pocałunek były ostatnimi na bardzo długi czas.
– Wracaj
szybko po swoją nagrodę, cholerny idioto.
Szkoda że to już koniec :(...ale będą jescze inne opowiadania z AC...pewnie i tym razem nie zawiedziesz...weny ci życzę ������
OdpowiedzUsuńAno w końcu te miniaturki musiały się do mety dociągnąć. xD Będą, będą, jedno w modern AU, drugie prawdopodobnie w okresie młodszych lat tej parki. ^ ^ Postaram się nie zawieść oczekiwań. ;w;
UsuńDziękuję bardzo i pozdrawiam! :D
Smuteczek. Historia się skończyła. Będę tęsknić. Notka jak zwykle świetnie napisana. Życzę weny i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń:Tysia:
W końcu musiała dobrnąć do mety, wszak trwała prawie trzy lata. QwQ
UsuńDziękuję za komentarz i pozdrawiam! :)
Co będzie następne???
OdpowiedzUsuń:Tysia:
Z AC? Najpewniej dłuższe opowiadanko z Maltairem, jak w końcu się za nie zabiorę. xD
Usuń...
OdpowiedzUsuńJakim przepraszam bardzo prawem to się skończyło tak szybko? No jakim? Czuję niedosyt. Za mało ich było. Chcę więcej. Ta część była taka trochę smutna, a trochę słodka. Miło było to czytać, no ale... Naprawdę to musi być koniec? Ech... Będę tesknić za tym kretynem i Malikiem.
Ty, a to, co mówił Malik, to nie miała być jakaś aluzja do czytelników? Żeby nie przeciągali 'pożegnania' z "Tygodniem" i po prostu 'dali mu odejść'? Bo jak tak, to szczwana bestia z Ciebie! :o
No dobra, to szybkie pa, pa, poklepanie po pleckach i każdy idzie w swoją stronę...
Ale i tak chcę wiedzieć, co to za nagroda ma być.
Co poradzić, wszystko się musi kiedyś skończyć, a nie ma co bardziej tego przeciągać. qwq
UsuńByć może i aluzja... >w<
Tajemnicza nagroda przeznaczona WYŁĄCZNIE dla Altaira, nie wolno podglądać! xD
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam! :)
Kiedy pojawi się jakiś nowy rozdział?
OdpowiedzUsuńOjej, no "Tydzień" to się już skończył, a z innych tworów staram się pisać najszybciej jak mogę, niestety mój stan średnio mi na to pozwala. ;-;
UsuńDziękuję za komentarz i pozdrawiam!
Chce drugą część ;-; Błagam, zrobię wszystko, nawet skok wiary z dachu stodoły na siano ale BŁAGAM;-: Zrób drugą część.
OdpowiedzUsuńPodpinam się do błagań (mogę nawet na klęczkach jeśli chcesz) - PISZ. Altair, jak Altair - pozer, maruda i zazdrośnik (scenka jak zwierza się że odpędzał niedoszłych malikowych kochanków za gówniarza - bezcenna), ale Malik... Malik wyszedł ci cud, miód i orzeszki. Borze szumiący, wiesz co? CHCĘ żebyś tą scenkę opisała.
OdpowiedzUsuńOoo~ A ja chcę żebyś zrobiła w drugiej części (bo mam nadzieje że będzie i nasze prosby zostaną wysłuchane) zrobiła scenke jak Altair będzie walczył z jakimś w shit silnym templariuszem i osłaniał Malika, i został ranny (może być cięty w brzuch czy w rękę i brzuch) i żeby pokonał tego templariusza ostatkiem sił ale zaraz po tym zakręci mu się w głowie i spadnie z dachu ( z wieży też może być) do głębokiej wody, i wtedy Malik by go uratował i jakimś cudem go wyłowił z jedną ręką lub zawołał jakieś młodzika i ten go wyłowi *^* Tak wiem jestem sadystą ale zrobię skok wiary żebyś to napisała <3 Naprawdę<3
UsuńO rany, miło mi, że tak się to wam spodobało, ale kontynuacji "Tygodnia" nie będzie. QwQ To nie znaczy, że Asasyny umrą na blogu, bo planuję dłuższe opko z Maltairem i masę oneshotów z tejże gry, jednak to konkretne opowiadanie dobiło już do końca i czas je pogrzebać. ;q;
UsuńBardzo dziękuję za komentarze i pozdrawiam cieplutko! :)
Jeju, ta notka już trochę stara, ale widzę po wpisie, że blog jeszcze żyje, więc mam pytanko. Czy opowiadanie - Dishonored x Thief - Pośród cieni [Corvo x Garrett] w ogóle powstanie? Bo widzę, że wstrzymane :c
OdpowiedzUsuńChwilowo mam zawiechę ze wszystkim, ale to opowiadanko nigdy nie zostało odwołane i mam szczerą nadzieję, że w końcu uda mi się je napisać. x-x
UsuńDziękuję za komentarz i pozdrawiam! :)
Tęskniem...T^T
OdpowiedzUsuń:Tysia:
Przepraszam, ale kompletnie nie mam weny i nie mogę się zabrać do pisania. : ( Mam nadzieję, że natchnienie mi wróci i odwieszę zawieszonego bloga. ;-;
Usuń