piątek, 1 czerwca 2018

(Miniaturka AC) Dzień 7 cz.1 - Kocham

No, ostatnie trzy miniaturki mam już napisane, będę je publikować równo co tydzień. :)
Życzę miłego czytania!

***

– Ałć! Cholera by to…! – zaklął Altaïr, kiedy po raz kolejny jego policzek przyozdobiła cienka, czerwona kreska.
Mężczyzna siedział u Malika od tygodnia, nie dziwnym było, że zdążył przez ten czas lekko zarosnąć i w końcu nadszedł dzień, w którym wziął do ręki brzytwę. Problemem był fakt, że musiał się golić jedną ręką, siedząc przy niskim stoliku w biurze, a to akurat nie było zbyt wygodne.
– Nie żebym się wtrącał, ale może jednak ci z tym pomogę, co? – odezwał się Malik, bez entuzjazmu przeglądając zalegające na biurku papierzyska. Zakład swoją drogą, ale on naprawdę wolał, żeby Altaïr nie wydłubał sobie oka przez swoją upartość.
– A czy ja wyglądam, jakbym sobie nie radził? Podpowiem ci: radzę sobie. Doskonale sobie, cholera, radzę! A tych kilka zacięć to celowo zrobiłem, blizny są męskie… – burknął z poirytowaniem zdegradowany mistrz, opłukując brzytwę w misie z wodą.
– Ciesz się, że Nasir już wyszedł – mruknął Al-Sayf, zgarniając kilka świstków i chowając je pod blat. – Dzieciak najpewniej pomógłby ci siłą i upierdolił pół twarzy, żeby zachować sobie na pamiątkę.
– Taaa... ten młodzik momentami serio mnie niepokoi. I jest upierdliwy.
– Dziwisz się? Pobawiłeś się jego uczuciami, to teraz nie oczekuj, że bez wyjaśnień da ci spokój – uzmysłowił mu rafiq.
– Ale co ja mu mam wyjaśniać? Raczej zdążył przyuważyć, że jestem z tobą. Sam mówiłeś, że przez moje zachowanie chyba WSZYSCY zdążyli już to zauważyć! Poza Al Mualimem.
– Altaïr, cholera jasna! Postaw się na jego miejscu: dzieciak przyszedł do biura, spotkał swojego idola, który jawnie i okazał mu atencję zarówno za pierwszym, jak i za drugim razem! Może  faktycznie sporo osób już o nas wie, ale plotki plotkami, a fakty są takie, że nie zważając na mnie, zaczynałeś się do niego przystawiać. Młody odebrał to po swojemu i teraz, jako odpowiedzialny dorosły, powinieneś przy najbliższej okazji wszystko mu wyjaśnić – zadecydował zarządca.
– Dobra, dobra, jak wróci, to z nim pogadam i trochę utemperuję, bo może faktycznie sytuacja jest za bardzo… no po prostu ZA BARDZO. – Zdegradowany mistrz wytarł dopiero co ogoloną twarz w jakąś względnie czystą szmatę i na próbę przejechał sobie dłonią po policzku, z zadowoleniem stwierdzając, że w końcu udało mu się uzyskać ten poziom gładkości, na który liczył. Co prawda rany po zacięciach piekły jak jasna cholera, z jednej ciągle wyciekały pojedyncze kropelki krwi, ale nie ma wojny bez ofiar, prawda? – I co myślisz? – zapytał swojego partnera, obracając się do niego przodem.
– Że wyglądasz, jakby cię templariusz pochlastał. – Malik wyszedł zza biurka i usiadł obok Altaïra przy stole. – Czekaj, pokaż się. – Al-Sayf położył dłoń na niepokiereszowanej części policzka skrytobójcy i przyjrzał się dokładnie jego ranom.
Nie były ani specjalnie duże, ani głębokie, tak więc rafiq przemył je tylko czystą wodą i przy okazji podciął mężczyźnie brzytwą kilka ominiętych włosków, na sam koniec składając na wargach Altaïra pocałunek, którego Ibn-La’Ahad nie pozwolił mu zbyt szybko przerwać.
– Skoro mamy chwilę dla siebie, to może chcesz jakoś przyjemnie spędzić ten czas, co? – zapytał zdegradowany mistrz, z ust szybko przenosząc się na odsłoniętą szyję właściciela biura.
– Wiesz, mam trochę roboty… – zaczął niepewnie Malik. Na te słowa Altaïr zwolnił z pieszczotami i posłał swojemu partnerowi mocno zawiedzione spojrzenie, spodziewając się, że Al-Sayf jak zawsze odepchnie go i rzuci się w wir pracy, każdą kolejną próbę zainicjowania zbliżenia mordując bezlitośnie celnym rzutem jedną ze swoich wielkich, opasłych ksiąg. – Choć w sumie mogę się tym zająć później. Nasir też pewnie nie wróci zbyt szybko, więc… – Zarządca wstał i z figlarnym uśmiechem na ustach chwycił mężczyznę za rękę, ciągnąc go za sobą do sypialni.
Obaj padli na wyścielającą materac górę poduch, bez chwili wytchnienia wymieniając coraz to zachłanniejsze, gorące pocałunki. Altaïr niemal od razu niecierpliwie spróbował rozebrać kochanka, ten jednak – pamiętając, co wyszło ostatnim razem – odepchnął go delikatnie i sam zaczął rozsupływać wiązania swoich szat i pasów, pozwalając, by kochanek obcałowywał w tym czasie jego szyję i obojczyki.
– Powinniśmy to robić codziennie – mruknął Altaïr, niemal zrywając z Al-Sayfa górną część odzienia.
– Chciałbyś. Nie będę cię tak rozpieszczał, głupku. – Malik wywrócił oczami.
– Czemu nie?
– Bo jesteś typem osoby, która jak da się jej palec, to ujebie całą rękę. Poza tym… to i tak niemożliwe. Już nie. Ty działasz w terenie, ja siedzę w biurze; może kiedyś spędzaliśmy całe dnie razem, chodziliśmy na misje, ale te czasy już minęły, Altaïr. – Zarządca podniósł się na łokciu, próbując obrócić na bok, by kochanek nie patrzył na pozostałość po jego prawej ręce.
Wciąż nieco się krępował; jego blizny, choć częściowo ukryte pod bandażami, nie były za ładne i za każdym razem, kiedy lądowali razem w łóżku, starał się leżeć tak, by zasłonić możliwie jak najwięcej; czasem wręcz nie pozwalał zdjąć z siebie nic poza spodniami.
– No dobra, faktycznie codziennie może być trudno, ale jak najczęściej! – ponowił zdegradowany mistrz, czując jak na widok nagiego torsu kochanka, jego bliskości i zarumienionej twarzy, zaczyna mu się robić gorąco.
– Słuchaj, ja też lubię seks, ale momentami mam wrażenie, że ty o niczym innym nie myślisz – podsumował kaleki skrytobójca, szybko radząc sobie z „rozbrojeniem” i zdjęciem z Ibn-La’Ahada jego szaty. Mimo rosnącego podniecenia obu asasynów, rozmowa zdawała się nie schodzić na boczny tor.
– Bez przesady, poza tym to chyba dobrze, że cię pożądam, prawda? – zapytał były mistrz, niemal zrywając z Malika spodnie, nim ten zdążył skończyć je rozsznurowywać.
– Altaïr, cholera, hamuj się trochę! – syknął zarządca, bo wolał jednak nie robić tu za zmyślnie zapakowaną szynkę. – Choć przyznaję, że i ja chcę się tobą nacieszyć, póki mogę.
– „Póki możesz”, znaczy wykorzystać okazję, że jestem w twoim biurze?– zapytał mężczyzna, opierając rękę po boku głowy nagiego Al-Sayfa i pochylając się nad nim nisko. Skoro tak, to czemu zarządca tak rzadko godził się na zbliżenie?
– Nie, póki obaj żyjemy. To nie jest zbyt przyjemny temat, ale doskonale zdajesz sobie sprawę, że umrzeć możemy w każdej chwili. – Właściciel biura objął kochanka ramionami za szyję, przyciągając go bliżej siebie i znowuż całując z pasją. – Dlatego zrób coś dla mnie i nie daj się głupio zabić, dobrze?
To były ostatnie słowa, jakie między nimi padły, potem w biurze rozbrzmiewały już tylko ledwo stłumione jęki.


***

Obaj zabójcy musieli przyznać, że  od dłuższego czasu nie mieli tak dobrego seksu. Stosunek może i nie trwał jakoś wybitnie długo, bo jednak obaj musieli się liczyć z tym, że im więcej czasu stracą na pieszczoty i przeciąganie punktu kulminacyjnego, tym większa szansa, że Nasir wróci w najmniej odpowiedniej chwili, a mimo to obaj byli po wszystkim niezwykle usatysfakcjonowani. Może zaważył fakt, że Altaïr mocno wczuł się w rolę, bo jednak przyjeżdżając do Malika liczył na to, że codziennie będą przeżywali chwile podobne do tej, tymczasem minął już tydzień, a jak do tej pory tylko zarządca miał okazję działać, a może to dzięki zrodzonej z ich rozmowy, specyficznej atmosferze?
Trzeba było to przyznać, że kochali się, jakby zaraz mieli iść na ścięcie. O dziwo w trakcie zabawy rafiq zgodził się, by na moment przerwać ich zakład i uwolnić skrępowaną rękę drugiego asasyna.
– Świetnie, wszystko mnie boli, a mam jeszcze masę papierów do przejrzenia i posegregowania. Jakoś nie wyobrażam sobie w tym momencie siedzenia przez kilka godzin na twardym stołku. Stania przy biurku zresztą też nie – zamarudził Al-Sayf, chowając twarz w ramieniu drugiego zabójcy.
– Mogę ci jakoś pomóc? – Nie żeby Altaïr jakoś wybitnie ogarniał tą całą biurokrację, ale wolał zapytać, żeby potem nie było, że jest nieczułym draniem, czy coś w tym guście.
– W sumie, to tak. Chciałbym, żebyś poszedł do jednego z naszych miejscowych informatorów i wręczył mu zapłatę – odpowiedział po chwili namysłu rafiq, przekręcając się na bok i powoli podnosząc z poduch. Nie mógł sobie pozwolić na dłuższe wylegiwanie się. – Facet mieszka w centralnej dzielnicy, zaraz obok… wiesz co, może lepiej dam ci mapę.
Zarządca z cichym sykiem wstał, w pierwszej kolejności udając się do misy z wodą, w której to zamoczył przypadkową szmatkę i zaczął się nieco obmywać. Dopiero po tym zabiegu wrócił do Altaïra, zbierając z ziemi swoje ciuchy.
– Nie obawiasz się, że taki przypadkowy informator z ludu mógłby cię zdradzić? – zapytał ze zdziwieniem Ibn-La’Ahad, również wstając. Skorzystał z faktu, że wciąż miał uwolnioną rękę i ubrał się szybko, nim Al-Sayf znowuż postanowił mu ją unieruchomić.
– Wiesz, ryzyko istnieje zawsze… ale ten mężczyzna wydaje się być w porządku, w dodatku dobrze mu płacę, więc raczej nie powinien. A nawet jeśli, to raz, że on nie wie gdzie można mnie znaleźć; dwa, że nie ma pojęcia kim jestem, nie zna nawet mojego imienia, a wokół jest tyle kalek, że opisanie mnie mianem: „podejrzany typ bez ręki” będzie pasowało do co najmniej kilkunastu innych osób; trzy, że nie spotykamy się w umówionych terminach, tylko sporadycznie, najczęściej na rynku, więc nawet gdyby chciał, to zwyczajnie nie miałby jak ustawić na mnie zasadzki. Poza tym, co mu to da? Jestem dla niego dodatkowym, bezproblemowym źródłem dochodu, wydanie mnie pozbawiłoby go tych kilku dodatkowych monet, które ma za plotkowanie ze znajomymi, zwłaszcza tymi wśród straży – wyjaśnił zarządca, będąc w trakcie zapinania pasów z bronią. – Poza tym, mam tą przewagę, że wiem gdzie typ mieszka, w razie gdyby powiedział komuś za dużo, zwyczajnie złożyłbym mu wizytę i „poprosił” o sprostowanie.
– Zgrabnie przemyślane – przyznał Altaïr, choć nadal nieco się obawiał.
– Jakoś trzeba sobie radzić, a tacy zwykli ludzie mają niekiedy większy dostęp do ciekawych informacji, niż nasi wyszkoleni informatorzy – mruknął Al-Sayf, kończąc się ubierać. – Tylko sobie nie myśl, że nasz zakład już się skończył, masz wytrzymać do wieczora – dodał, stojąc tyłem do swojego partnera.
Co prawda zarządca pozwalał kochankowi codziennie uwalniać skrępowaną kończynę, żeby nieco ją rozruszał, wszak w ich przekomarzaniach nie chodziło o to, by któremuś stała się jakaś dotkliwsza krzywda, obaj jednak wiedzieli, że tym razem uwolnienie Altaïra nie wynikało z tego, że mężczyźnie zaś zdrętwiała ręka i chciał ją rozprostować. Nie, tym razem to nie słabość Ibn-La’Ahada, a właściciela biura się do tego przyczyniła.
– Ej, Malik… – zaczął ostrożnie zdegradowany mistrz, skończywszy się ubierać.
– Hm? – zarządca poprawił narzucony na ramiona płaszcz i zerknął pytająco na swojego partnera.
– Kocham cię, wiesz? – wypalił, ale wbrew swoim oczekiwaniom, nie doczekał się ze strony Malika więcej, niż tylko lekkiego drgnięcia.
– Wiem, ale lepiej, byś nie przyzwyczajał się do mówienia tego głośno – odparł sztywno.
– Daj spokój, gdzie jak gdzie, ale w twoim biurze żaden wróg nas nie usłyszy i nie zechce wykorzystać tego przeciwko nam. – Altaïr wywrócił oczami, bo takich wymówek słyszał już od zarządcy co najmniej milion, a prawda była taka, że Malik po prostu wolał pokazywać, co czuje, niż o tym mówić.
Może uważał to za słabość, a może faktycznie się martwił, że te informacje dotrą do osób, które będą chciały im zaszkodzić. Fakt faktem, że temat tego typu relacji między dwójką mężczyzn nie był powszechnie akceptowany i o ile w pewnych kręgach, na przykład w obrębie Bractwa, gdzie z większością osób się znało i kolegowało (poza Abbasem, a niech mu koń nasra w buty za te wszystkie razy, kiedy podstawiał Altaïrowi nogę na treningach!), takie coś mogło w pewnym stopniu rozejść się siłą plotek, a w końcu umrzeć, o tyle prosta ludność z miasta bardzo chętnie mogłaby sięgnąć po kamienie. A templariusze po taktykę: „porwiemy jednego, żeby zwabić drugiego”.
– Wolę być przesadnie ostrożny, niż kompletnie nierozważny, mój drogi. Poza tym, nie musisz mi tego mówić, bo doskonale o tym wiem.
– A jeżeli zwyczajnie mam potrzebę, by werbalnie cię o tym uświadomić? Jesteś dla mnie momentami taki chłodny i zdystansowany, w dodatku parę dni temu rozwaliłeś mi nos! Też mógłbyś czasem mi to powiedzieć i utwierdzić w przekonaniu, że robię ci za coś więcej, niż worek treningowy – zamarudził zabójca, obejmując swojego kochanka od tyłu w biodrach.
– Nie ufasz mi, Altaïrze? Poza tym, czy to, co się działo jeszcze chwilę temu, nie było wystarczającym dowodem? – zarządca uniósł brwi, spoglądając przez ramię na niezadowolonego mężczyznę.
– Malik, nie obracaj kota ogonem! Po prostu chcę to usłyszeć! – zdegradowany mistrz najwyraźniej nie miał zamiaru odpuścić, a gdy zarządca spróbował mu się wyrwać, przycisnął go do siebie mocniej, skutecznie unieruchamiając.
– Jesteś, cholera, niemożliwie upierdliwy! Kocham cię, idź się utop! Nie martw się, z twoim talentem pływackim wystarczy ci ta pieprzona miska z wodą w głównej izbie! – Agresywna odpowiedź, poparta jakże agresywnym i niedelikatnym wyswobodzeniem się z Altaïrowych objęć.
Sam Ibn-La’Ahad zarobił przy tym z łokcia w żebra, ale jakoś mu to nie przeszkadzało, zbyt zaaferowany wyznaniem, które przed chwilą powiedział mu Malik.
Nie, nie „idź się utop”, to słyszał od zarządcy aż za często.




6 komentarzy:

  1. Nareszcie *^* już nie mogłam się doczekać!! Weny weny wenyyy!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rany, miło mi, że ktoś na to czekał! Dziękuję bardzo za twój komentarz, pozdrawiam! :D

      Usuń
  2. Świetna notka jak zawsze miło się czytało. Pozdrawiam.
    :Tysia:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się podobało. :)
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam!

      Usuń
  3. Blizny są męskie, powiadasz? O kurczę, czyli te wszystkie zacięcia przy goleniu nóg miały jakiś większy sens! Dzięki, Altaïr, od razu czuję się jak Rambo.
    "Bo jesteś typem osoby, która jak da się jej palec, to ujebie całą rękę" - no właśnie, i wtedy Malik nie miałby ani jednej. Nawet nie wiesz, jak z tego kisnę xD. Mam upośledzone poczucie humoru.
    Najpierw gadają o śmierci, potem kochają się, jakby mieli iść na ścięcie... Ja rozumiem, że Śmierć jest naprawdę seksowna, ale proszę mi tu żadnych trójkątów miłosnych nie tworzyć, dobra?
    Nie no, wiadomo, że najważniejsze są czyny, ale trzeba też mówić o uczuciach! Trzeba mówić ludziom, że się ich kocha! Trzeba mówić ludziom, że się ich docenia!
    Ja na przykład doceniam autora tej miniaturki i w ogóle całego tego bloga, bo świetnie pisze!
    No i widzisz, Malik, to nie takie trudne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No pewno, że miały, takie blizny to ci dodają +30 do MENSKOŚCI!
      O nie, teraz i ja kisnę razem z tobą. X"DDDDD
      Zaraz trójkąt, to czworobok, bo jeszcze dołączy się do nich dramat. XD
      Ojejku, dziękuję Ci bardzo! QwQ
      Dzięki za komentarz i pozdrawiam! :)

      Usuń