Witam wszystkich! :) Z góry przepraszam za ostatnią obsuwę, nagle wena mi uciekła i zaczęłam się zajmować wszystkim, tylko nie pisaniem. x-x Ale mam dzięki temu sporo rzeczy pozaczynanych, z takim zapasikiem powinnam zacząć przez najbliższy czas wstawiać częściej... o ile znowu czegoś nie wymyślę i nie będzie lenia twórczego. ;-;
Fajnie wam wakacje mijają? Bo muszę powiedzieć, że mi wyjątkowo... obojętnie. x-x
Rozdział publikowany o 4:30 rano, jak będą jakieś byki, to korekty dokonam w dzień, bo już na oczy nie widzę. x'D
Ostatnia i chyba najważniejsza sprawa. Zaczęłam robić forum, yaoi/yuri z (human)FNAF'a, ktoś jest zainteresowany i dać na blogu linka do niego, czy raczej średni pomysł z tym?
Miłego czytania życzę! :)
***
Wpakował się w niezłe gówno. Prędzej by się spodziewał, że
Bonnie będzie chciał od niego kasy, drogich rzeczy, albo wkręci go w jakieś
sprośne żarty z dyrektorem… ale żeby coś takiego?
– Będziesz mi od dzisiaj służył! Masz mnie kryć przed
nauczycielami, pozwalać mi się u ciebie zaszywać, jak mnie matka z kijem
pogoni, dawać mi spisywać swoje zadanka domowe, jak nie zrobię i obrywać za
mnie, jak komuś kasy zapomnę oddać. To chyba niewiele za zachowanie tej twojej
strasznej tajemnicy dla siebie, prawda? – Foxy doskonale pamiętał przebiegły
uśmieszek Bonnie’ego, a złowieszcze słowa tej łajzy, do tej pory odbijały się
echem w jego przerażonym umyśle.
– Służyć, kurwa… SŁUŻYĆ! Co on sobie wyobraża?! –
Rudzielec miotał się chaotycznie po swoim pokoju, to kopiąc szafki, to z
agresją zrzucając z nich wszystko, co akurat miało pech na nich stać, aż w
końcu padł na łóżko i zakopał się w świeżo wypranej pościeli.
Wielka pasja z młodszych lat, po której teraz został już
tylko sentyment, nadal bezkarnie panoszyła się po pomieszczeniu; a to w formie
plakatów, a to figurek, a to wielkiej kolekcji gier i filmów. Wszędzie, jak
okiem sięgnąć, było coś w pirackiej tematyce. Nawet kołdra, w której na chwilę
obecną chłopak się zabunkrował, miała na sobie poszewkę z One Piece’a. Wiek
oglądania anime był już za nim, ale ten jeden tytuł wyjątkowo lubił.
Wkurwianie się przerwał mu dzwonek telefonu. Oczywiście i w
tym aspekcie królowało dawne zamiłowanie rudzielca - pokój wypełniły rytmiczne
dźwięki refrenu fanowskiej piosenki do AC IV: Black Flag, autorstwa Miracle of
Sound.
Jęknął przeciągle, wysunął rękę spod kołdry i na oślep
zaczął szukać leżącego na podłodze obok łóżka, urządzenia.
– Co jest? – zaczął mało przyjemnym tonem, widząc na
wyświetlaczu „Pieprzona Kurwa Bonnie”.
– Nie: „Co jest?”, tylko: „Słucham, mój Panie?” –
poprawił go ze śmiechem. – Mam sprawę. Bądź w parku, tym obok budy z kebabem,
za piętnaście minut. Weź ze sobą kasę.
– Nie mam czasu – warknął rudy, marszcząc brwi i
wstając z łóżka.
– Ojej, szkoda. W takim razie nie mam powodu, żeby nie
obdzwonić wszystkich znajomych ze szkoły i nie powiedzieć im kilku ciekawych
rzeczy o tobie, prawda? Piętnaście minut. Włączam stoper, czas start. Biegnij,
Foxy, biegnij! – Po tych słowach, nie dając mu szansy na jakąkolwiek odpowiedź,
rozłączył się.
– Jak ta pieprzona ciota śmie…?! – podniósł głos,
ciskając telefonem, jak małym meteorytem, o pościel. W ścianę nie odważyłby się
nim uderzyć, trudno byłoby skombinować nowy.