Ledwo się z obiecanym terminem wyrobiłam przez kota i
szkołę, następnym razem zapowiedź dam dopiero po tym, jak rozdział/oneshot
będzie cały napisany i tylko korektę będę miała do zrobienia. x-x Co do
opowiadania, celowo nie ma tu opisu szlachcica, ani jego imienia, jest to
postać, którą każdy może sobie wyobrazić tak, jak chce. Nie przedłużając,
zapraszam do czytania. c:
***
Miasto to ponure miejsce. Wie o tym każdy, kto spędził w nim
choć sekundę. Pieniądze robią tutaj za wyznacznik człowieczeństwa – jeżeli
brzęczące monety wypełniają twoją sakwę, to bardzo prawdopodobne, że zostaniesz
uznany za przedstawiciela rasy ludzkiej. Gorzej z tymi, którzy nie mieli na
tyle szczęścia, czy sposobności, do wzbogacenia się. Takich osobników jest
tutaj mnóstwo; można ich spotkać tułających się po ulicach, leżących na
wilgotnych poboczach, a najczęściej rozszarpywanych przez kruki i dzikie psy w
ciemnych zaułkach. Tak właśnie wygląda jego dom. Pełen niesprawiedliwości,
która przez lata ciężkiej szkoły życia, powoli ukształtowała Mistrza Złodziei.
Ten skok w zamyśle Garretta miał być prosty i – co
najważniejsze – udany. Czy ktoś taki, jak on,
może marzyć o lepszej okazji, niż ta? Potrzebująca pieniędzy, owdowiała
niedawno baronowa i jej bogaty kuzyn szlachcic, który dobrodusznie postanowił
wesprzeć swoją rodzinę, przywożąc jej kufry pełne złota. Oczy złodzieja
widziały w tym wszystkim tylko jedno. Łup.
Pewnym było, że cała posiadłość biedniejącej szlachcianki
będzie obstawiona strażą, gdy już zawita do niej kuzyn wraz ze swoim
podarunkiem. Ryzyko było zawsze, ale czy bez niego czułby ten sam dreszczyk
adrenaliny, który towarzyszył każdej kradzieży?
Jak zwykle działał pod osłoną mroku i z jego pomocą umykał
przed wzrokiem uzbrojonych patroli. Poruszanie się po bujnych ogrodach,
otaczających całą willę, ułatwiała mu zapamiętana dokładnie mapa, którą przed
wyruszeniem tutaj otrzymał od swojego przyjaciela, Basso. Znając położenie
kilku bocznych wejść do piwnic, udało mu się bez wykrycia dostać do środka
posiadłości.
Nie oszczędził nic. Szukając komnaty ze skarbami szlachcica
zabierał wszystko, co wpadło mu w ręce i wydawało się cenne. Samo przejście korytarzami
domu baronowej wzbogaciło go na tyle, że mógłby już śmiało napełnić sobie
żołądek i kołczan ze strzałami.
To go jednak nie zadowoliło. Nie był podrzędnym,
niewyćwiczonym kieszonkowcem. Gdy w pobliżu było coś cennego, musiał to zdobyć.
Zgasił stojące na stole świece i ukrył się pod blatem przed
nadchodzącą ochroną. Nie dziwne, że szlachcic podarował baronowej aż tyle
bogactwa, dla niego to musiały być jedynie grosze, skoro miał możliwość
zatrudnienia takiej ilości strażników.
Uśmiechnął się pod nosem, wychodząc spod stołu i cicho
zakradł się bliżej drzwi, przy których stało kolejnych dwóch, rosłych mężczyzn.
Musiał ich jakoś rozproszyć i zmusić, by choć na moment opuścili posterunek.
Garrett zauważył stojący na małej komodzie, ustawionej pod
ogromnym obrazem zmarłego pana domu, szklany wazon z kwiatami. Schowany za
meblem, bezgłośnie ściągnął go z blatu, wyciągnął zwiędłe kwiaty dziękując
stwórcy, że w środku nie było wody i cisnął nim w głąb korytarza. Jeden z
ochroniarzy, widocznie zaniepokojony, odstąpił stanowiska każąc drugiemu na
siebie czekać, aż nie sprawdzi źródła hałasu.
Gdy tylko odszedł, Mistrz Złodziei wykiwał pozostałego na
miejscu strażnika, gasząc wodną strzałą pochodnię zawieszoną tuż nad jego
głową. Facet zaklął głośno gdy w jednej chwili zrobiło się wokół niego
kompletnie ciemno i od razu wyciągnął miecz. Skierował się w stronę z której,
jak mniemał, nadciągnął pocisk. Nie zauważył ukrytego w mroku złodzieja;
wyminął go, dając Garrettowi pełne pole do popisu. Mistrz od razu pomknął wyuczonym,
cichym krokiem do nieobstawionych chwilowo drzwi, wyciągnął z rękawów wytrychy
i błyskawicznie otworzył sobie drogę do skarbu. Wsunął się do środka i zamknął
je za sobą, tak więc gdy straż po krótkiej chwili wróciła na stanowiska, nie
była świadoma, że nieproszony gość jest już wewnątrz.
Spodziewał się klatek z ptakami lub psami, które będzie
zmuszony cichutko wyminąć, ale pomieszczenie w środku było podejrzanie puste.
Poza kilkoma szafkami i starym łożem, były tu tylko niestrzeżone skrzynie ze
złotem, a nieco dalej od nich stary regał z książkami.
Później pomyśli o głupocie taktycznej prawowitego
właściciela bogactw, teraz był zbyt podekscytowany zdobyciem łupu. Pod kapturem
i maską, nasuniętą aż na nos, widać było tylko żądne skarbów, czujne oczy, które
tym razem miały zwieść złodzieja.
Nie chowając wytrycha zbliżył się do ogromnej skrzyni,
ustawionej na środku pomieszczenia, uklęknął i ostrożnie otworzył zamek. Nie
było pułapki, po uchyleniu wieka nie ugodziła go żadna strzała, nie uruchomił
się alarm, nic. Wyglądało na to, że miał to, po co przyszedł.
– Na Szachraja… – wychrypiał, gdy jego oczom ukazały się
setki złotych monet, a wśród nich pobłyskujące, drogie kamienie, biżuteria,
naszyjniki z prawdziwych pereł… żyć nie umierać, gdyby wyniósł choć połowę z
tego, byłby ustawiony do końca życia. Choć, rzecz jasna, po nocach śniłby o tej
połowie, którą zostawił, dlatego postanowił, że musi jakoś przenieść całość.
Oglądając wysadzany rubinami, złoty naszyjnik zastanawiał
się, czy dobrym pomysłem będzie wyjście oknem. Ryzykowne, biorąc pod uwagę
kuszników na balkonach, którzy mogliby go zauważyć.
– Odłóż to – usłyszał tuż za sobą niski, męski głos.
Złodziej momentalnie zamarł w bezruchu. Nie wykonał
polecenia, ale też nie wyglądało na to, że szykował się do upychania w
kieszenie reszty skarbów. Po prostu dalej stał odwrócony plecami do nieznanego
napastnika, zbyt zdezorientowany, by cokolwiek zrobić.
Jakim cudem go nie zauważył? Nie usłyszał? Jak mógł tak
łatwo dać się ponieść żądzy i stracić czujność?
– Powiedziałem, odłóż to, złodzieju – powtórzył
spokojnie mężczyzna. Garrett, dopiero gdy poczuł napierający na jego plecy,
ostry koniec rapiera, pochylił się i powoli odłożył naszyjnik z powrotem do
skrzyni. – Czy może raczej MISTRZU Złodziei – dodał po chwili.
Włamywacz spojrzał zaskoczony przez ramię na swojego
oprawcę. Skąd on znał jego tożsamość?
Musiał szybko wymyślić, jak wyplątać się z tej sytuacji i
czuł, że to nie będzie proste. W końcu za błędy, zwłaszcza tak głupie, trzeba słono
płacić.
– Garrett, zgadza się? Obróć się do mnie przodem. Powoli. –
Padł kolejny rozkaz. Po chwili wahania złodziej wykonał polecenie. Mógł teraz
dokładnie przyjrzeć się szlachcicowi, który był tak uprzejmy złapać go na
gorącym uczynku.
Rabuś rzucił mężczyźnie wyzywające spojrzenie, nawet nie
drgnąwszy, gdy ostrze znalazło się tuż przy jego gardle. Jeżeli zginie, to jak
prawdziwy Mistrz, a nie tchórz.
Złodziej nie miał możliwości wytrącić mu broni bez
odniesienia ran, przez blokującą mu drogę skrzynię nie mógł też odskoczyć na
tyle szybko, by znaleźć się poza zasięgiem ostrza, nim to zdąży poderżnąć mu
gardło.
Czekał na jego kolejny ruch, pewny, że za moment rapier
przebije mu krtań i pozbawi oddechu. Zamrugał zaskoczony, gdy zamiast bólu
poczuł jedynie delikatne muśnięcie na policzku. Mężczyzna powoli zsunął z
twarzy Garretta maskę.
– Co ty robisz? – syknął złodziej, instynktownie łapiąc
go za nadgarstek i zatrzymując. Nienawidził pokazywać się obcym. A bez maski
czuł się nagi i odsłonięty.
Szlachcic nie był jednak słabym, przerażonym lalusiem, jak
większość osób z jego warstwy społecznej. Bez problemu wyszarpnął się i
wykręcił Garrettowi rękę. Złodziej jęknął, czując jak przez całą jego kończynę
przechodzi prąd i już po chwili padł przed nim na kolana. Dopiero wtedy
mężczyzna zdecydował się go puścić i pozwolił mu rozmasować obolałą dłoń.
Bogacz nie miał jednak zamiaru dać Mistrzowi Złodziei
odpocząć. Zsunął z jego głowy kaptur, chwycił za włosy i mocno zaciskając na
nich palce, podniósł złodzieja z kolan.
– Posłuchaj mnie teraz uważnie. Masz dwa wyjścia.
Pierwsze, spróbować uciec. Nie twierdzę, że ci się to nie uda, słyszałem już o
twoich wyczynach, ale na pewno nie wyjdziesz z tej posiadłości CAŁY. Za tymi
drzwiami czeka tuzin strażników. Na balkonie jest czterech, a w ogrodzie
kolejnych kilkunastu. Jak myślisz, wymkniesz się stąd bez chociażby jednej
strzały zagłębionej w twoim ciele? – Znowuż szarpnął go mocno za włosy, mrużąc
groźnie oczy.
Po przemyśleniu rabuś nie mógł powiedzieć, że dałby radę z
łatwością uciec stąd bez odnoszenia jakichkolwiek ran, gdyby szlachcic podniósł
alarm i cała straż by na niego polowała. Wymknąłby się… albo i nie. Wszystko
zależałoby od szczęścia, którego dzisiaj wyraźnie mu brakowało.
– A ta druga opcja…? – zapytał lekko zachrypniętym
głosem.
Bogacz uśmiechnął się delikatnie, zadowolony, że Mistrz
postanowił przeanalizować sprawę i nie rzucać się bezmyślnie do ucieczki, która
i tak nie miała prawa się udać. Straże były już poinformowane o jego obecności
i tylko czekały na znak swojego pana, by
władować w złodzieja grad strzał.
– Możemy też zawrzeć układ. – Puścił go i wsunął rapier
za pas. – Przyszedłeś tu po tych kilka błyskotek. Dostaniesz je. – Skinął głową
w kierunku otwartej skrzyni. Garrett zmarszczył brwi. Spoglądał to na księcia,
to na swój niedoszły łup, nie wiedząc, co o tym myśleć. To jakiś podstęp? – Widzę,
że się wahasz. Nie dziwię ci się. – Mężczyzna zaśmiał się rozbawiony. Sięgnął
do swojej sakwy przypiętej do pasa i wyjął z niej wysadzany drogimi kamieniami
naszyjnik. Wziął złodzieja za dłoń, którą wcześniej mu wykręcił i położył na
niej cenną biżuterię. – Czy to ci pomoże w podjęciu właściwej decyzji?
Złodziej przyjrzał się dokładnie fantowi i po chwili namysłu
przytaknął.
– Niech będzie. O jaki układ chodzi? – Zerknął na
szlachcica, szybko jednak wracając wzrokiem do swojego nowego nabytku. W
myślach już wyceniał ile za niego weźmie.
Bogacz, opierając jedną dłoń na rękojeści rapiera, wolnym
krokiem zaczął obchodzić złodzieja naokoło.
– Taki, w którym obaj będziemy zadowoleni. Dostaniesz
ode mnie te wszystkie błyskotki w zamian za… pewnego rodzaju „usługi”. – Zatrzymał
się tuż za Garrettem i objął go od tyłu rękami w pasie.
Złodziej zamarł, niepewny co to ma oznaczać. Coś
niepokojącego przychodziło mu na myśl.
– Chyba nie masz zamiaru zrobić sobie ze mnie jakiejś
nałożnicy, co? – warknął wrogo, uwięziony w jego ramionach.
– Nie. Nie będziesz „jakąś nałożnicą”. Tylko Mistrzem
Złodziei, który zapracowuje sobie na swój łup. Wszystko ma cenę, Garrett –
wymruczał mu do ucha i polizał go po nim. Złodziej wzdrygnął się i szarpnął, to
jednak spotkało się z mocnym pociągnięciem za włosy. – Lepiej dla ciebie, żebyś
się dobrze zachowywał. Inaczej poużywa sobie na tobie cała moja straż –
ostrzegł.
Jego dłonie niecierpliwie rozsupływały skomplikowany ubiór
Garretta. Pozbawił go wszelkiej broni, jaką Mistrz miał przy sobie, w tym
dobrze ukrytego za pasem, Szponu.
– Nie przesadzaj – syknął gdy szlachcic spróbował zdjąć
z niego pelerynę.
– Chyba nie myślisz, że będę cię brał w ubraniu? Daj
moim oczom nacieszyć się tym pięknym ciałem. – zaśmiał się, rozbawiony tak
rzadkim dla złodzieja zdenerwowaniem. – Za rozebranie się dostaniesz garść
złotych monet – zaoferował hojnie. – Ale masz to zrobić z uczuciem i w
podniecający sposób. Nie zapłacę ci nic, jeżeli tylko zdejmiesz z siebie
ciuchy.
– Nie za duże masz wymagania? – prychnął Garrett, lekko
zażenowany tym wszystkim.
Sytuacja uległa zmianie, gdy mężczyzna odstąpił od niego,
usiadł na łóżku odpinając swoją sakwę od pasa i wysypał na dłoń jej zawartość.
Złodziej momentalnie zmienił nastawienie, nie mogąc oderwać wzroku od kuszącego
go złota.
Co mu szkodzi. Tylko zdejmie strój, a dostanie za to więcej,
niż gdyby okradł posterunek straży. Ten układ nie był aż taki zły. Jeden raz
chyba może wyzbyć się dumy i zarobić w trochę inny sposób, niż zazwyczaj.
Przekonany tą łapówką odpiął klamrę, która trzymała owiniętą
wokół jego ramion, pelerynę.
– Dorzucisz do tego tamte perły – wskazał naszyjnik
wystający z małej szkatułki na stole – a dostaniesz coś, czego ot zwykła
ladacznica ci nie da – spróbował się targować. Jak już miał się oddać, to
chciał wyjść z tego z przepełnioną sakwą.
– To ja tu ustalam reguły, mój drogi. Nie przeginaj, bo
może zechcę unieważnić nasz układ… – zaczął bogacz karcącym tonem, złodziej nie
pozwolił mu jednak dokończyć myśli.
– Nie unieważnisz go, za to mi może się wydać mało
opłacalny. Jedna czy dwie strzały w plecach mnie nie zabiją, więc albo dasz mi
tyle, ile chcę, albo możesz się pożegnać i ze swoim złotem, i ze mną. – Założył
ręce na piersi, starając się wyglądać na pewnego siebie.
Problem polegał na tym, że tak jak szlachcic nie miał ochoty
zrywać układu, tak i złodziej nie chciał tego robić. Marzył, by zagarnąć dla
siebie całe to bogactwo, ale na pewno nie byłoby to możliwe, gdyby nagle wpadła
tu uzbrojona straż. Powodem, dla którego chciał by szlachcic myślał, że taka
garstka złota to dla niego nic, była nie tyle chciwość, co własna godność. Jej
nie umiał wycenić, chciał przed samym sobą udawać, że robienie za dziwkę dla
szlachty, którą przez całe życie gardził, to tylko pretekst do zdobycia jak
największych łupów.
– No proszę, plotki o tobie były prawdziwe. – Mężczyzna
uniósł brwi, zaskoczony jego postawą. – Niech będzie. Perły są twoje, tak jak
złoto. A teraz się rozbieraj, zanim stracę cierpliwość.
Złodziej, zadowolony z tak łatwego wyłudzenia naszyjnika,
wypełnił polecenie.
Po pelerynie powoli rozpiął do końca górę swojego stroju.
Nie krępował się, przecież robił to wyłącznie dla złota. Zręcznymi palcami bez
trudu rozwiązał ostatnie sznury i pasy trzymające na nim obcisłe ubranie. Nim
je zdjął, przysiadł na stole, kładąc na blacie jedną z nóg zgiętą w kolanie i
uwidaczniającą wszystko, co ukrywały spodnie Mistrza. Nie robił tego tylko po
to, żeby szlachcic miał lepszy widok. Możliwe, że ukradkiem przywłaszczy sobie
kilka leżących na wierzchu monet i drogich kamieni, które zaraz znalazły się w
jednej z ukrytych kieszonek.
Półmrok panujący w pomieszczeniu pięknie podkreślił jego
nagi i szczupły tors, gdy po chwili zwlekania w końcu zdecydował się go
odsłonić. Trochę nieswojo się czuł bez maski i kaptura, gdyby teraz wpadła tu
straż, bez trudu by go wykończyli.
Zbliżył się do szlachcica, zrzucając po drodze koszulę.
Rozpiął spodnie stając tuż przed nim, zsunął je do połowy ud i usiadł mu bokiem
na kolanach. Zdjął je do końca, zaraz po tym przekładając jedną nogę przez jego
uda i siadając na nim w rozkroku.
– Masz piękniejsze ciało, niż sądziłem. – Pocałował
złodzieja w obojczyk. – Przejdziemy do następnego kroku? – zapytał, gładząc
nagiego mężczyznę po udzie.
Garrett położył swoją dłoń na jego, zatrzymując go z tym
głaskaniem.
– To znaczy? – zapytał, starając się nie patrzeć
bezpośrednio na szlachcica. – Czego teraz chcesz?
– Obciągnij mi – wymruczał, obcałowując blady tors Mistrza.
– Oczywiście zapłacę ci i za to. Szkatułka z drogą biżuterią będzie ci
odpowiadać? Czy znowu postanowisz się targować?
– Niech będzie… – Złodziej westchnął ciężko odsuwając
go od siebie. Zsunął się z jego kolan na podłogę i rozchylił nieco uda bogacza.
– Ale ma być pełna aż po brzegi – zastrzegł, rozpinając spodnie mężczyzny.
– Będzie, nie martw się o to. Jestem honorowym człowiekiem,
nie oszukam cię. – Uniósł lekko biodra, pomagając mu z zsunięciem z siebie
spodni.
– Niby honorowy, a wykorzystuje zwykłego złodzieja w
taki sposób? – Garrett zmarszczył brwi, piorunując go spojrzeniem, zaraz jednak
przeniósł wzrok na sporych rozmiarów interes mężczyzny. On chyba raczył
żartować, że weźmie takiego potwora do ust.
– Nie wykorzystuję. Zgodziłeś się na ten układ, płacę ci i
to hojnie, więc nie masz powodu, by się tak czuć – sprostował. – No dalej. Nie
każ mi czekać.
Z lekką niechęcią złodziej objął dłonią gorący członek
mężczyzny i zaczął nią rytmicznie poruszać w górę i w dół.
– Musisz się bardziej wysilić, jak chcesz dostać swoją
dolę – stwierdził szlachcic, poganiając złodzieja.
Mistrz warknął coś nieprzyjemnego pod jego adresem i
przestał poruszać dłonią na jego penisie. Zmusił się, by wziąć go do ust.
Początkowo udawało mu się to tylko do połowy, jednak z każdym kolejnym ruchem
łykał go coraz głębiej.
Szlachcic westchnął z przyjemności i wplótł palce we włosy
złodzieja, na razie tylko gładząc go po nich i pozwalając mu nadawać tempo,
szybko jednak zaczął się niecierpliwić.
Mistrz Złodziei prędko pojął, co powinien robić żeby było mu
przyjemniej. Nie chciał wszak stracić zapłaty uzależnionej od tego, czy
szlachcicowi spodoba się to, co robił. Starał się z całych sił przezwyciężyć
niechęć i dopieszczać jego członka na wszystkie sposoby, jakie był w stanie
wymyślić. Napierał mocno językiem na główkę i oblizywał go trzymając w buzi.
Doszło też masowanie jąder dłonią, a to wszystko przełożyło się na to, że
prędko poczuł jak członek mężczyzny zaczyna pulsować coraz bardziej.
Odsunął się od niego tuż przed końcem, na szczęście
szlachcic nie próbował mu w tym przeszkodzić. Włamywacz otarł usta wierzchem
dłoni, oddychając ciężko i spojrzał w górę, na twarz szantażysty.
– Nie powiedziałbym, że jesteś żółtodziobem w tych
sprawach z facetami, Garrett – stwierdził wrednie bogacz, przyciągając go do
siebie za podbródek i ocierając palcami ślinę z kącika jego ust, które potem
wsunął mu między wargi. – Obliż – rozkazał.
Złodziej posłusznie zaczął ssać i lizać jego palce, już
nawet nie dopytując, czy i za tę czynność coś dostanie.
Szybko też z podłogi znów znalazł się na kolanach mężczyzny.
Otumaniony tym wszystkim położył ręce na jego szerokich ramionach, opierając
się wygodnie.
– Rozluźnij się. Dostaniesz za to kolejną garść złota –
wyszeptał mu do ucha mężczyzna, zakradając się jedną z dłoni między pośladki
złodzieja. – Powiedziałem coś – powtórzył surowym tonem, czując gwałtowny ścisk
w tamtych okolicach. Pomasował delikatnie jego wejście, po czym wsunął w
złodzieja jeden z nawilżonych wcześniej palców.
– Kurwa... – zaklął Garrett, czując nagły dyskomfort. Nie
był do tego przyzwyczajony, ale musiał szybko przywyknąć, bo po chwili znalazł
się w nim i drugi palec. Oba zaczęły go dość energicznie rozciągać,
przygotowując na coś większego, co miało już ochotę się w niego wbić.
W końcu ból zaczął ustępować rosnącej przyjemności. Nie
spodziewał się, że w tym układzie będzie choć przez moment liczył na coś
innego, niż złoto, tymczasem wizję łupów z wolna zaczęła mu przysłaniać chęć osiągnięcia
spełnienia.
Gdy szlachcic zauważył, że Mistrzowi Złodziei zaczyna się
robić dobrze, wysunął z niego palce i położył go na łóżku.
– Starczy tego dobrego. Moja kolej, złodzieju. – Uśmiechnął
się i z satysfakcją sięgnął do stojącej obok, małej szafki. Nim Garrett się
zorientował, został przykuty do ramy łóżka.
– Co to ma być…? – szarpnął rękami, zaskoczony, że więżą je
żelazne kajdany.
– Taka drobna atrakcja. I kara za podkradanie sobie,
kiedy myślałeś, że nie patrzę – Szlachcic puścił do niego oko i uniósł wysoko
biodra Garretta.
Ten facet zaczął go przerażać. Złapał go, jak nikt przedtem,
podczas włamania, a teraz obwieścił, że zauważył, jak kradł. Nie mógł być
zwyczajnym szlachcicem, skoro jego oczom nie umykały takie szczegóły. Musiał
swego czasu mieć styczność ze złodziejskim fachem.
Garrett zagryzł dolną wargę, czując jak ociera się o niego naprężona
męskość mężczyzny.
– Powiedz, jeżeli będzie boleć – mruknął, nakierowując
swój interes na jego wejście.
– Teraz to ty mnie możesz w dupę pocałować, pieprz i nie
gadaj. Chcę mieć to już z głowy. Za to należy mi się jedna czwarta tej skrzyni
– warknął zirytowany złodziej. Chciał dostać swoje złoto i zniknąć. Zapaść się
pod ziemię i tam umrzeć ze wstydu. Jak to możliwe, że podniecił go jakiś bogaty
dupek?
– Błąd, mój drogi. Nie masz „mieć tego z głowy”, tylko
postarać się dać mi jak najwięcej przyjemności, a nie sprawiać, bym czuł się
jak ostatni łajdak. Zwłaszcza po tym, ile zaoferowałem za to zapłacić –
powiedział, po czym wsunął w niego swojego penisa. Od razu poczuł dość spory
ścisk wokół członka. Złodziej zdusił jęk, mocno zagryzając wargę, ale i tak
mężczyzna widział jak cały drży z wysiłku.
Lekko zirytowany jego komentarzem, nie dał mu dużo czasu na przyzwyczajenie
się i niemal od razu zaczął wypychać biodra. Początkowo wolno i lekko, jednak w
zastraszającym tempie przyspieszał i wzmacniał pchnięcia, wydobywając z gardła
Mistrza Złodziei coraz to głośniejsze, niepożądane dźwięki.
Garrett starał się jak mógł, by być cicho, ale momentami
mimowolnie jęczał ni to z bólu, ni z przyjemności. Jego ciało pozytywnie
reagowało na taką zabawę, on sam czuł się jednak średnio dobrze. Być może przez
te kajdany, które wymuszały na nim pozycję i nie pozwalały zacisnąć dłoni na
pościeli, przez co musiał wbijać paznokcie w drewnianą ramę łóżka, a być może
przez rosnące poczucie, że zbyt łatwo pozwolił na taką sytuację.
Mebel trzeszczał pod nimi w rytm pchnięć szlachcica.
Pierwszy doszedł złodziej, brudząc spermą pościel pod sobą i wyginając plecy w
lekki łuk. Nie udało mu się stłumić głośniejszego jęku, jaki temu towarzyszył.
Garrett opadł całkiem bez sił na poduszki; musiał jeszcze
znieść coraz to ostrzejsze zabawy z jego tyłkiem, aż szlachcic również nie
ulżył sobie w nim.
– Zadowolony? – wydyszał Mistrz. – Teraz mnie rozkuj i
daj należną zapłatę – zażądał.
– Spokojnie, dostaniesz co ci się należy. – Mężczyzna
wysunął się z niego i opadł na pościel tuż obok złodzieja, obejmując go
ramieniem. – Ale bez pośpiechu. Do świtu jest jeszcze trochę czasu.
– A ja nie mam zamiaru go marnować na siedzenie tutaj –
prychnął Mistrz Złodziei. – Powiedziałem, żebyś mnie rozkuł.
– Wiesz, Garrett… – zaczął mężczyzna. – Mógłbym teraz
zwyczajnie wezwać straż. Stoją za drzwiami, za oknami, na balkonie, a ty jesteś
nagi, zmęczony i przykuty. Jak myślisz, kto by wygrał w tej sytuacji? – Przejechał
palcem wzdłuż jego kręgosłupa. – Fakt, że tego nie zrobiłem, chyba coś znaczy,
prawda?
– Jeszcze nie zrobiłeś. Ale w każdej chwili możesz,
dlatego chcę się stąd jak najszybciej wynieść. – Złodziej spiął się gwałtownie.
– Nie dotykaj mnie więcej.
– Dziwne, twoje ciało z ochotą zaczęło reagować na mój
dotyk, więc jaki jest powód, bym tego nie robił? – zapytał mężczyzna, kreśląc
palcami wzory na jego plecach. – A może masz chęć na drugą rundkę, co? Zdążymy,
mamy dużo czasu do świtu… tak dużo czasu.
Kilka godzin później złodziej powoli zaczął się ubierać.
Założył kaptur, naciągnął na twarz maskę i na koniec zapiął czarną,
postrzępioną pelerynę.
– Nie mów, że ci się nie podobało. – Szlachcic, wciąż leżąc
nago w łóżku, obserwował poczynania Mistrza.
– Wcale. Przy tym układzie trzymało mnie tylko złoto –
stwierdził oschle, dla podkreślenia poklepując przewieszoną przez ramię torbę
pełną łupów.
– Jasne, jasne… – Mężczyzna pokręcił głową rozbawiony.
– Za tamtym regałem znajdziesz tajne przejście, nim wydostaniesz się do ogrodu
na tyłach posiadłości, tam prawie nie ma straży. No, ale po co ja to mówię, kto
jak kto, ale ty poradzisz sobie znakomicie z wymknięciem się stąd. – Zaśmiał
się.
– Oczywiście, że sobie poradzę. Bywaj. – Złodziej
pożegnał się i podszedł do wskazanego regału z książkami. Szybko odnalazł tajny
przycisk, po jego naciśnięciu półki odsunęły się na bok odsłaniając ukryte
przejście.
– A, jeszcze jedno, Garrett! – Złodziej zatrzymał się i
spojrzał wyczekująco na mężczyznę. – Zostaję tu na tydzień. Wróć jutro.
Możliwe, że miałbym dla ciebie kilka cenniejszych fantów.
– Nie martw się. Na pewno nie wrócę – prychnął
rozdrażniony i zniknął w tajnym korytarzu.
Jeszcze czego! Miałby dobrowolnie się tu zjawić po tym, co
dzisiaj przeszedł? Bolący tyłek i uda nie stanowiły argumentu za powrotem jutro
o zmroku. Bardziej skłaniały go do pozostania w swojej części Miasta i
okradania przechodniów, czy bogatszych domów.
Wiedząc jednak, jakie skarby wynosił w torbie, mógł
zignorować ból w dole pleców i zajrzeć jutro do tego szlachcica. Tylko po to,
żeby się upewnić, czy mówił prawdę i ma coś, co złodziejowi wpadłoby w oko.
Ta pokusa narastała w nim z każdym kolejnym, niespokojnym
oddechem. Z każdą myślą o tym, że mógłby powtórzyć to, co miało dziś miejsce…
Nie wiem jak mam to skomentować... ale to było genialne ^^ i aż mi się trochę smutno zrobiło, gdy dotarłam do końca i uświadomiłam sobie, że to oneshot i więcej nie będzie D;
OdpowiedzUsuńHaha, bardzo mi miło, że Ci się ten oneshocik podobał. C: No niestety to nie będzie miało ciągu dalszego, ale Garrett jeszcze nie raz będzie miał swoje pięć minut na blogu :D
UsuńI znów, dziękuję, że poświęciłaś chwilę na napisanie komentarza. ^-^
Cudo, chyba najlepszy shot na tym blogu, pokochałam to mimo, że grę znam tylko ze słyszenia. Mogłabyś tym shocikiem reklamować Thiefa. Opis bardzo realistyczny, dialogi przemyślane. Nie ma do czego się przyczepić dobra robota ♥♡ /Maandira
OdpowiedzUsuńO kurde, dzięki! Motywujący mocno komentarz, miło mi słyszeć tyle pochlebstw. QwQ (motywacja mocno, może w końcu się weźmie i skończy coś pisać).
UsuńDzięki wielkie za komentarz, pozdrawiam! ;)
Wow. Jestem pod ogromnym wrażeniem!
OdpowiedzUsuńŚwietnie się czytało tego shota, z jego dynamicznością i idealnie rozplanowaną akcją nie dało się zostawić go sobie na później.
Aż mi żal, że to tylko shot :<. Ale cóż, lepsze to niż nic!
(I tak, tak, Mistrzu Złodziei, na pewno ciągnie Cię tam tylko myśl o złocie, aha ;D).
Lecę czytać dalej i zapraszam do mnie - https://opowiadania-by-damayanti.blogspot.com/?m=1
Cieszy mnie, że Ci się spodobało! :)
UsuńZ Thiefa jeszcze sporo mam w planach, także Garrett swojej kariery na tym blogu nie zakończył. =W=
No pewnie, że tylko złoto go tam przyciąga, kompletnie nic innego, to nie tak, że ma nadzieję na coś poza kasą... XDDD
Dzięki wielkie za komentarz, pozdrawiam! :)
Ja z wattpada tak jak zapowiedziałem ^^
OdpowiedzUsuńWiedziałem, że to będzie dobry pomysł, aby tu zajrzeć, zupełnie jak Garrett. One-shot niesamowity. Szkoda, że tylko One-shot :(
Ano oneshot, ale planuję z Thiefa o wiele więcej (chociażby opowiadanko z Corvo x Garrett), także ten. xD
UsuńMiło mi, że tu zajrzałeś i się nie zawiodłeś. ^ ^ Dzięki za komentarz, pozdrawiam! :)
To jest cudowne. Czytam ten rozdział któryś raz z kolei i nadal nie mam dość. Kiedy następne opowiadanie z Thiefa?
OdpowiedzUsuń:Tysia:
Ojej, miło mi, że tak ci się spodobał ten shot! :)
UsuńAno gdzieś tam na boku piszę w napływach weny opowiadanko z Corvo x Garrett, mam zamiar je wypuszczać albo po ukończeniu obecnie prowadzonych opowiadań, albo (jeżeli przed tym uda mi się je w stu procentach dokończyć) gdzieś pomiędzy nimi. xD
To jest super. Dawno nie czytałam tak dobrego Oneshota. Tylko tak dalej!!!
OdpowiedzUsuń