niedziela, 8 maja 2016

Rozdział 2: Woźny

 Witam wszystkich. :) Tak, jest 5:30 rano, a ja zamiast spać przed ostatnim dniem wolnego, to piszę. QwQ
Coś mnie wzięło na Drogiego Nauczyciela... Przepaść ciągle w produkcji, mam połowę i chwilowo dostałam małego zastoju, bo nie do końca wiem jak rozegrać jedną scenę, więc póki się z tym nie uporam, będą wstawiane miniaturki i to. x-x
Rozdział jest kompletnym spontanem, mam nadzieję, że nie ma tragedii i da się to przeczytać x'D
Ostatnia sprawa, koteł złapał Pana Jaszczurka, zwinkę dorosłą, uratowałam go z kocich ząbków bardzo heroicznie i wypuściłam na wolność. Pan Jaszczurek będzie miał duże blizny na głowie, uszkodzone oko i przez pewien czas brak ogona, ale będzie żył! Więc wszyscy razem kibicujmy mu w walce o przetrwanie, bo był naprawdę piękny i gruby!
Życzę miłego czytania. :)

***

Springtrap był pewny, że złodziejskie dupki nie chodzą do placówek typu szkoła. Co więcej, na sto procent złodziejskie dupki nie przechodziły procesu pączkowania!
Jakim więc cudem ostatnią ławkę w jego gabinecie zajmowała ta złotowłosa menda, która ostatnio zakosiła mu cappuccino tuż sprzed nosa? Mało tego! Arogancki szczeniak postanowił się rozmnożyć, bo tuż obok niego siedział praktycznie identyczny osobnik, z tą różnicą, że miał na sobie koszulkę w innym kolorze.
Blondyn pomasował palcami skroń i otworzył dziennik. Niby dyrektor coś mu wspominał, że doszła do nich dwójka nowych uczniów, ale skąd mógł wiedzieć, że to klony, z których jeden zdążył go już nieformalnie okraść?
Wyczytując listę obecności, co chwilę podnosił wzrok na duet, który dzisiaj mu doszedł do klasy wychowanków. Żaden z nich nie wyglądał na szczególnie zainteresowanego tym, co działo się wokół.
– Golden Freddy – wyczytał jedno z dopisanych na samym końcu, nowych imion.
– Jestem – odezwał się blondyn w czarnej koszulce.
– I Fredbear. – Tym imieniem zakończył sprawdzanie listy i zamknął dziennik.  Mimo oczekiwań, chłopak nic nie odpowiedział, uniósł tylko apatycznie rękę na znak, że to on i pomimo milczenia, uczestniczy w lekcji. – Widzę, że pana Fredbeara bardziej fascynuje to, co widzi za oknem, niż odpowiadanie, jak się do niego mówi – stwierdził fizyk, wstając z fotela i powoli zbliżając się do miejsca, gdzie siedział chłopak. Zatrzymał się tuż przed jego ławką.
Dopiero wtedy uczeń podniósł wzrok i zmierzył nauczyciela trochę nieobecnym spojrzeniem.
– Mówiłem, że jestem – stwierdził wzruszając lekko ramionami.
– Kultura jednak wymaga, żeby odpowiedzieć NA GŁOS, a nie machać do mnie ręką. Nie jestem twoim kolegą, byś mógł zachowywać się w stosunku do mnie jak do równemu sobie, jasne? – Krótki wykład zakończył szerokim uśmiechem i mentalną obietnicą, że zmieni życie tego smarka w piekło. – No dobrze, przejdźmy już do lekcji. Może na początek poproszę, żeby któryś z was napisał nam wzór na przyspieszenie, tak dla przypomnienia, bo będzie nam potrzebny przy dzisiejszym temacie. Fredbear? Może ty? – Springtrap wrócił do biurka, usiadł w swoim wygodnym, wysłużonym już fotelu i gestem zachęcił blondyna by podszedł do tablicy i wykonał polecenie.
Uczeń trochę niepewnie podniósł się z miejsca, wciąż posyłając bratu błagające o pomoc spojrzenia. Stanął przed tą nieszczęsną tablicą z kredą w dłoni i zamarł w bezruchu. Minęła minuta. Potem pięć. W końcu Spring, poważnie zniecierpliwiony, wyjął nos z papierów, które aktualnie przeglądał i zerknął na Fredbeara.
– No? Dlaczego nic nie ma na tablicy? Powiedziałem chyba wyraźnie, co masz zrobić. – Zmarszczył brwi i wstał. – Z czym masz problem? Kredę trzymać umiesz, więc napisanie nią tego wzoru nie powinno być problemem. – Stanął tuż obok złotowłosego.
– Bo… my chyba jeszcze tego w starej szkole nie mieliśmy – stwierdził uczeń, odkładając kredę na małą półeczkę tuż pod tablicą.
Springtrap uniósł brwi. Mimo, że na twarzach niektórych uczniów pojawiło się nagłe rozbawienie, żaden nie odważył się na głos zaśmiać.
– Mój drogi… powiedz mi, ile ty masz lat? – zapytał nauczyciel, siląc się na spokój.
– No osiemnaście… – wydukał, trochę zbity z tropu, Fred.
– Świetnie, więc potraktuję cię jak dorosłego i zadam ci kilka inteligentnych pytań. Do której klasy teraz chodzisz?
– Em… do drugiej?
– Doskonale, widzę, że główka pracuje – pokiwał głową z uznaniem, nie kryjąc sarkazmu. – Do drugiej klasy jakiej szkoły?
– Średniej? – Uczeń nie odważył się odpyskować za tą drwinę, ale odpowiadał coraz mniej przyjemnym tonem.
– Brawo. To teraz mi jeszcze przypomnij, kiedy po raz pierwszy w szkole miałeś styczność z fizyką?

niedziela, 1 maja 2016

(Miniaturka AC) Dzień 2 cz.3 - Ratunek

 Witam. :)
Pewnie sporo osób oczekiwało na "Przepaść" albo "Drogiego Nauczyciela", ale szczerze mówiąc w ostatnim czasie miałam naprawdę mało czasu na pisanie, głownie przez szkołę (zaczął się ten okres, kiedy zagrożenia naprawdę zaczęły mi zagrażać), mam pozaczynane nowe rozdziały obu opowiadań, ale ani jednego, ani drugiego nie byłam w stanie skończyć. Nie chcę już chyba drugi tydzień zostawiać bloga bez niczego, a przypomniało mi się, że ja przecież jeszcze miniaturki z AC mam! Dlatego właśnie podrzucam wam dzisiaj kolejną część przygód Altaïra i Malika, mam nadzieję, że przyjemnie będzie się ją czytało. :)

***

Było już ciemno, a Malik nadal nie wracał. W głowie Altaïra zaczęły rodzić się chore wizje zarządcy, który postanowił pocieszyć się w ramionach innego mężczyzny i to właśnie te obrazy byłego asasyna posuwanego przez jakiś plebs, skłoniły go w końcu do wyjścia z biura i poszukania kochanka na własną rękę… choć pewnie byłoby mu o wiele łatwiej, gdyby mógł użyć do tego obu.
Przetrząsnął całe miasto, zajrzał w miejsca, w które normalnie brzydziłby się zaglądać, ale poza kilkoma patrolami straży, jakimiś bezdomnymi śpiącymi w ciemnych zaułkach i pewną wyjątkowo głośną parą, którą słyszał z drugiego końca rynku, nie spotkał ani Malika, ani nikogo, kto mógłby wiedzieć, gdzie on jest.
Zaczął się poważnie niepokoić. To nie było w stylu zarządcy, żeby znikać na tak długo. No do kurwy nędzy, Altaïr może i był zdegradowany do niższego stopnia, ale wciąż miał umiejętności Mistrza, powinien być w stanie odnaleźć go w przeciągu kilku minut!
Na dachach rozstawiono niebezpiecznie dużą liczbę kuszników. Mężczyzna nie miał czasu przekradać się między nimi i pojedynczo wybijać, więc zeskoczył na ziemię i zaczął rozglądać się po ulicach.