Nie mam pojęcia, czemu ta miniaturka wyszła taka długa... *Specjalnie wzięła mało wymagający temat na tą część, żeby zmieścić się w tysiącu słów. Nie wyszło, prawie dobiła do trzech tysięcy*.
No, w każdym razie: wow, po ponad miesiącu w końcu coś wrzucam po oneshocie! Serio chciałabym pisać więcej i szybciej, ale coś ostatnio przyszły niezbyt dobre dni, siadam do kompa, włączam Worda i przez godzinę siedzę przy nim sfrustrowana, ledwo będąc w stanie napisać przez ten czas jeden akapit. Z serii: chcieć, a nie móc. x'D
Miniaturek zostało nam niewiele, bo ledwie cztery, chyba czas zacząć wielkie odliczanie do końca... mocno smutek, przyzwyczaiłam się do tej serii. qwq Temat może i oklepany, miniaturki wychodzą za długie i ostatnio nieco w nich przynudzam, ale jednak były ze mną od - tu się naprawdę zaskoczyłam - listopada 2015 roku. Prawie tyle samo, co Przepaść. QWQ
Nie przedłużam i miłego czytania życzę! :)
***
Gdy tylko zarządca otworzył świetlik, do środka biura, z
głośnym trzepotem skrzydeł, wleciały dwa białe gołębie. Dzielne ptaki przez
niemal godzinę siedziały na dachu pobliskiego budynku, czekając cierpliwie, aż
templariusze odejdą i rafiq będzie mógł je wpuścić.
Niestety tym razem ci mali posłańcy nie przynosili zbyt
dobrych wieści.
– Altaïr, pamiętasz może tego dzieciaka, którego kilka
dni temu próbowałeś wykorzystać do swojego niecnego planu wzbudzenia we mnie
zazdrości i zaciągnięcia do łóżka? – zapytał Malik, odkładając krótki list z
Masjafu na bok i sięgając po mały woreczek z ziarnem dla gołębi.
– Nie mam pojęcia o czym mówisz, kotku. Gdzieżbym śmiał
w tak nieodpowiedzialny i dziecinny sposób próbować przekonać cię do stosunku!
– odparł z oburzeniem nowicjusz, zbyt zajęty czyszczeniem swoich noży i miecza,
by uraczyć Al-Sayfa choćby przelotnym spojrzeniem.
Miewał takie małe napady pedantyzmu względem swojego oręża,
nie dziwne więc, że jak się godzinę temu dorwał, tak do tej pory zawzięcie
pucował ostrza.
– Miałbym wiele do powiedzenia w tym temacie, ale nie o
to chodzi, poważnie pytam, czy kojarzysz młodzika, bo wieczorem do nas wpadnie.
Nazywa się Nasir i zahaczy o Jerozolimę, na szczęście na krótko, ma tutaj tylko
jeden cel do zlikwidowania, więc przyjdzie prosić o zgodę, wykończy kogo
trzeba, prześpi się tutaj i z rana ruszy dalej – poinformował zarządca,
skrobiąc piórem, na niewielkim skrawku pergaminu, wiadomości zwrotne do
Masjafu. – Mam nadzieję, że nie jest to dla ciebie jakiś wielki problem? –
Rafiq zerknął kątem oka na swojego kochanka, trafnie przeczuwając, że Altaïr
nie będzie zachwycony obecnością gościa.
– Ale jak to zostanie na noc…? – Asasyn momentalnie
przerwał wszelkie wykonywane właśnie czynności i posłał swojemu partnerowi
niedowierzające spojrzenie zranionej orki. – Przecież tę noc mieliśmy mieć
tylko dla siebie!
– Mieliśmy, ale to było zanim odebrałem spóźnioną
pocztę z Masjafu i dowiedziałem się, że ktoś jednak dzisiaj do biura zawita –
wyjaśnił, kończąc pisać i po zwinięciu owych zaszyfrowanych wiadomości w ciasne
ruloniki, począł umocowywać je do nóżek posilających się ptaków.
Na krótki moment w biurze zrobiło się niemal kompletnie
cicho, słychać było jedynie uderzanie małych dziobków o drewniany blat. Rzecz
jasna Altaïr nie pozwolił Al-Sayfowi napawać się względnym spokojem zbyt długo
i gdy tylko rafiq uporał się z przyczepieniem małych zwitków, zaczął rozmowę.